Do słodyczy, które pamiętam z dzieciństwa, należą między innymi pizzowe i serowe chrupko-chipsy Hypery, inne, tym razem ketchupowe chrupko-chipsy Maczugi, kwaśne gumy Shock, pałeczki lodowe za kilkadziesiąt groszy, waflo-opłatki Andruty, Szyszki z preparowanego ryżu, cukierki pudrowe oraz cukierki czekoladowe Dumle. Ostatni produkt z przedstawionej listy wyróżnia jednak pewien drobiazg: nigdy go nie lubiłam. Nie dość, że Dumle miały karmelowy smak, za którym wówczas nie przepadałam (Werther’s Original – koszmar dzieciństwa), to jeszcze zalepiały szczękę, powodując chwilową niemożność uśmiechania się bez zostania posądzonym o nieumycie zębów. Z tego powodu spróbowałam ich raz czy dwa, a później uciekałam, gdy tylko ktoś otwierał paczkę, by przypadkiem mnie nie poczęstował.
Po wielu, wieeeelu latach w moim życiu Dumle zawitały ponownie, tym razem pod postacią batona. Znalazłam go w drogerii, gdzie wyglądał amerykańsko albo brytyjsko i pysznie. Znajdowałam się już wówczas w fazie ubóstwiania karmelu, poza tym lubiłam próbować nowości. Dumle więc czy nie Dumle, wiedziałam, że muszę go kupić. I rzeczywiście, kupiłam, niedługo później zaś zjadłam i bardzo się zawiodłam, podobnie jak wersją cukierkową. Uznałam go nawet nie za przeciętnego, ale wręcz za obrzydliwego, więcej nie chcąc do tego smaku wracać. Minęły jednak kolejne lata (maksymalnie dwa), a ja dotarłam do miejsca, w którym dużo utrwalonych w papierowym pamiętniku wspomnień się zatarło. Stwierdziwszy, że czas zaprezentować własny pogląd na słodycze światu, założyłam bloga i w pewnym sensie koło się zamknęło. Tym oto sposobem bowiem do Dumli podeszłam po raz trzeci.
Dumle
Jeśli chodzi o kolejność ostatniej degustacji, najpierw sięgnęłam po batona Dumle Snacks, gdyż on kusił mnie bardziej. Jak wspomniałam, wygląda bardzo zagranicznie: trochę amerykańsko, a trochę brytyjsko (nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z Double Deckerem). Nie opiera się również na samym tylko karmelu, więc pokładałam w nim większe nadzieje. Cukierki dokupiłam dużo później, wahając się, czy na pewno chcę to zrobić. Znalazłam je na wagę w Delikatesach T&J, gdzie można było kupić kilka sztuk i po sprawie. Ja wzięłam trzy, z czego ostatecznie zjadłam tylko jedną.
Cukierki Dumle to urocze małe bryłki, które na tle zwykłych czekoladek wyróżniają się zaokrąglonymi bokami, kształtem przypominając Bounty’ego. Pokrywająca je czekolada jest jasna, od razu widać, że mleczna, w dotyku dosyć twarda, ale jednocześnie miękka. Choć Dumle leżały w tej samej puszce, co Mieszanka Wedlowska, której wybrane warianty (Bałamutka, Pierrot, Bajeczny) w wyniku temperatury zupełnie się rozpuściły, dzisiejsi bohaterowie zachowali fason.
W przekroju czekoladka wygląda jak typowa mordoklejka, zresztą już podczas krojenia karmel przykleił się do noża i nie chciał zostawić go w spokoju. Podejrzewam, że jego natura jest na tyle czepliwa, że nie pomógłby tu nawet sądowy zakaz zbliżania się. Jak nadzienie raz przywrze do powierzchni, to koniec. Najgorzej, jeśli powierzchnią ową są nasze zęby, co podczas jedzenia jest nieuniknione (chyba że ktoś łyka cukierki jak pelikan). Zjadłszy wcześniej Dumle Snakcs, wiedziałam, że nie jest to ten sam karmel, który znajduje się w batonie, co skądinąd uznałam za dziwne, ale też korzystne dla większej formy słodycza.
Czekolada mleczna jest słodziutka i prawdziwie mleczna, przypomina mi smak wyrobów Cadbury. Karmel zaś nie jest zwyczajnie karmelowy, jak w Marsie Caramel czy milkowej pyszności o tej samej nazwie, ale delikatny, nieprzesłodzony, z jednej strony toffi, a z drugiej maślany. Maślaność owa idzie w stronę znienawidzonych przeze mnie Werther’s Original, tyle że łączy się ze wspomnianymi już właziwzębowością oraz mordkolejkowatością. Przez to wszystko kompozycja męczy, zalepia szczękę i wyklucza radość z degustacji. Teraz wiem, że do klasycznej wersji Dumli naprawdę już nigdy nie wrócę.
Ocena: 3 chi
Wszystko z wypisanych przez Ciebie rzeczy również pamiętam… oprócz tych właśnie cukierków. Hm, po tej recenzji nie żałuję. Jadłam batona i był ok, ale te cukierki do mnie nie trafiają.
Poświęciłam się dla bloga :)
Jejku, ja tez nie lubie Wethersow, straszne! Ale Shocki kochalam, w podstawowoce kupowalam po 20 groszy i jeszcze przynosilam do domu mlodszemu bratu :D co do Dumble -nie lubie toffee W zadnych slodycczach, :p, wiec tego tez nie sprobuje, no, moze przekonalby mnie unicorn ;)
Shocki wykręcały twarz, a i tak się je jadło. Na zmianę z Bubbaloo.
Bubaloo nie kojarze xd
A ja kocham Dumle ;) Tym bardziej, że fabrykę Bałtyk (dawny Fazer) mam koło domu :p Tak ciężko przejść obok niej obojętnie, gdy w powietrzu unosi się zapach czekolady…. :)
Chciałabym mieć fabrykę słodyczy obok domu. Zamiast tego mam starą, nieczynną i przeznaczoną do rozbiórki (?) fabrykę makaronu Malma.
Maczugi to mój osobisty koszmar z dzieciństwa :) A Dumle lubię, a przynajmniej lubiłam kiedyś. Bo dawno ich nie jadłam. Baton chyba mi smakował – nie pamiętam, co znaczy że piąteczki nie było :)
Czemu koszmar?
Nie lubiłam ich najbardziej na świecie :) Wszyscy je szamali, bo były tanie jak barszcz.. A ja.. A ja już nawet nie pamiętam czym się zadowalałam :)
Baton Dumle to cukrowe zło, tak jak same cukierki kiedyś lubiłam tak tego paskudztwa nie dałam rady zjeść. A teraz przez cały dzień będzię za mną chodzić reklama Dumli, arghhh.
To co ty znałaś pod nazwą Hyper ja pamiętam jako Snacki, jak ja lubiłam te w kształcie wampirzych zębów <3
Haha, lubiłam chipsy w kształcie zębów. I żelki też, o dziwo.
Dumle to zdecydowanie smak dzieciństwa! Nie jadłam ich dobre parę lat, ale do tej pory pamiętam, jak bardzo mi smakowały, kiedy babcia przynosiła do domu ze sklepu „Fala”. Inne słodkości? Hm, pamiętam jak moja przyjaciółka w 2/3 klasie podstawówki kupowała po 6 paczek Maczug na jeden dzień. :D Razem zajadałyśmy, ale zawsze było to potem wybiegane. Innym hitem były u nas półmetrowe lodowe kwaśne pałki! Osiedle na ich punkcie szalało. A Shocki to było coś! Zawsze szukałam z osiedlową grupką dzieci najbardziej kwaśnych, a potem robiliśmy sobie zawody, kto więcej przetrzyma w buzi – przegrywał ten, któremu pojawiły się szklanki w oczach. Uwielbiam takie wspomnienia dzieciństwa! :)
PS. Stronę obserwuję codziennie jakoś od marca, dopiero teraz w końcu się odzywam, za co bardzo przepraszam. :)))
Za co przepraszasz? Cieszę się, że obserwujesz bloga i że zostawiłaś komentarz pełen wspomnień. Uwielbiam wspomnienia, innych ludzi także :)
Jak można nazywać Milkę Caramel „pysznością”? Fuuuuj, obrzydliwy tani plebejski ulepek :D
Ryby i przeciwnicy Milki Caramel głosu nie mają! ;)
Wszystkie te rzeczy, które wymieniłaś znam z dzieciństwa i szkoda, że teraz połowa z nich jest ciężko dostępna. Dumle kocham i kochać będę, bo to ciągutki i zaklejacze papy nie z tej planety :D Teraz w górach dorwałam lizaki Dumle! :D
Widziałam je koło siebie. Na pewno nie kupię.
a ja je lubię :P A czekoladowe to w dzieciństwie jadłam na kg i moja rodzina, więc stanowczo jestem na nie ;) W porównaniu do innych mordoklejek nie są takie złe. A swoją recenzją narobiłaś mi jeszcze smaka! :D
Czekoladowe Dumle?
no jak to, nie jadłaś, myślałam że każdy je jadł… na serio to nawet je pierwsze spróbowałam jak byłam mała, i później się dowiedziałam że te istnieją xDD ale wiesz co… one były w brązowych papierkach… i przeszukałam neta i ich nie znalazłam… oszalałam… ale pytałam brata, mame i oni potwierdzili, że też pamiętają :D
Hyperów nie pamiętam, ale Maczugi <3 Uwielbiałam! *.*
Jeśli kiedykolwiek ktoś by mnie nimi poczęstował to z wielką chęcią bym spróbowała, ale sama nie kupię tym bardziej że nie ma ich u mnie na wagę ;)
Przez chwilę myślałam, że mówisz o Maczugach na wagę… ale już ogarnęłam :D
Jadłam kiedyś kilka razy, ale nie powiem, że za nimi przepadałam, zaklejały i były strasznie słodkie, nie kuszą mnie ponownie, co innego tyczy się batona, który czeka w koszyku na swoją kolej i już nie mogę się doczekać, bo pokładam w nim pewne nadzieje ;)
Baton jutro. Może zburzy, a może podtrzyma Twoje nadzieje ;>
Biegający, czekoladowy glut, był taką niezdarą, że aż trudno było go nie lubić. Dumle? Dumle, dumle, dumle!
Zajadałem się nimi wielokrotnie. Czasem pozbywając się kilku cukierków w drodze ze sklepu do domu by przy dzieleniu się paczką mieć te „większe pół”. Cuksy nie były twarde jak inne tego typu słodycze, co je zdecydowanie wyróżniało. Miękka powłoka, ciągnące się wnętrze. Więcej nie było trzeba.
Obecne warianty smakowe jak banan, to dla mnie łamanie zasad takiego ciągutka… ale cóż. Prawa runku. Prawem rynku też jest lód Dumle, tylko tego to w Polsce raczej długo nie dostanę.
Możesz mieć każde Dumle, pod warunkiem, że będą to Dumle original ;)
Loda Dumle bym zjadła! Widziałam go na zdjęciach, cudo.
Ja zawsze Dumle lubiłam (podobnie jak werthersy :p) i Twój wpis narobił mi na nie ochoty :p Nie lubiłam za to Hyper’ów, bo u nas w szkole były tylko bekonowe w sprzedaży a mnie od mięsnych smaków odrzucało :p Ale gumy shock, andruty, szyszki i lody wodne (u nas tak zwane „lody za 40 groszy”) to bez wątpienia smaki mojego dzieciństwa; )
Bekon kojarzy mi się z chrupkami-bekonami Peppies.
Te też kojarzę, ale nigdy nie jadłam :p
Chyba lubiłam te cukierki w dzieciństwie:),ale już kilkanaście lat ich nie jadłam . Zaś cukierki którymi w reklamie dziadek częstuje wnuczka lubię i czasem je kupuję:)
Reklama fajna, smak cukierków – piekło :P
Nie cierpię Dumli, mordoklejek i wszystkich tych rzeczy tego typu. Nie, błe.
Piątka.
Z dzieciństwem kojarzą mi się dokładnie te same rzeczy! Straszną ochotę na hypery keczupowe mi narobiłaś. Ale wracając…nie wyobrażam sobie dumli nie lubić, dla mnie to coś…ahhh wspaniałego. No ale na szczęście każdy jest inny. Ja wersji baton jeszcze nie spotkałam, ale jeżeli to się wydarzy to na pewno kupię i sprawdzę czy mój smak zgadza się z Twoją oceną:)
[ http://jakonsumentka.blogspot.com/ ]
Jutro pobuszuję po Twoim blogu, teraz jestem martwa.
A nam za to Dumle zawsze bardzo smakowały :) Może to też ze względu na to, że na naszej wsi to był raczej towar deficytowy a jak już się pojawił to był na tyle drogi, że rodzice nigdy w życiu by nam ich nie kupili. Jednak od czego są dziadkowie? :D
Teraz tych cukierków już dawno nie jadłyśmy ale z chęcią przypomniałybyśmy sobie ich smak :)
…mocząc w gorącej herbacie ;>
Lubiłam te cuksy za dzieciaka, ale teraz… boję sobie spieprzyć wspomnienia. Choć może było by z Dumlami jak z Bounty, które cały czas smakuje mi tak samo dobrze?
Trudna sprawa. I tak raczej nie kupisz, więc kłopot z głowy, a wspomnienia się uchowają.
Eh, Dumle. Własnie zdałam sobie sprawę z tego, ze ostatnio myliłam Dumle Snack z Daim’em. Kurde. o.O No, w każdym razie Dumle Snack mi bardzo zasmakował, a Daim było do kitu (łagodnie mówiąc).
Planowałam spróbować te cukierki ale nie uśmiechało mi się kupowanie od razu całego opakowania, bo co, jeśli mi nie zasmakują? W sumie rodzina je zje ale kasa wyłożona w błoto. Najlepiej na kg, o ile taka możliwość istnieje.
Daim – esencja zła.