Patrząc na słodyczową listę, na której pozycje ciągną się i ciągną bez końca, nie mogłam się doczekać wakacji. I bynajmniej, nie chodziło o fakt, iż wakacje wiążą się z cudownymi hasłami urlopu, odpoczynku i spokoju od jedzenia czekolady czy ciastek, którego skądinąd czasem mi brak. Wakacje to okres, w którym kończą się terminy przydatności do spożycia ostatnich polskich Ritter Sportów oraz Lindtów Creation, na które zacierałam ręce od początku tego roku, ale jakoś nie mogłam się do nich zabrać, chcąc wyjeść najpierw wszystkie duże oraz cukierkowe Wedle. Nadciągnął jednak koniec lipca, a degustacji czekolad z wyższej półki nie dało się dłużej odwlekać. Najlepsze zostawiając na koniec, rozpieczętowałam tabliczkę z roztopionym wnętrzem mającym przypominać czekoladową lawę.
CREATION
Chocolate Cake
Opakowanie wybranego na dziś Lindta jest urodziwe, minimalistyczne, bardzo eleganckie – jak każde od niemieckiego producenta, w związku z czym nie zaskakuje. Zaskakuje za to coś innego, mianowicie jakość czekolady. Przez ostatnie pół roku leżała ona w dokładnie tej samej szafce, co Wedle i Milki, a nawet w dokładnie tej samej puszce. Podczas gdy mleczne odpowiedniki konkurencji lekko się porozpuszczały, powierzchnią kostek przywierając do plastiku, w Chocolate Cake nie ma śladu po jakimkolwiek piętnie upałów. Nie ma rany, nie ma blizny… nie było walki? Najwyraźniej nie, co pozwala mi wyciągnąć wniosek, że skład naprawdę ma znaczenie. Gdyby było zimnej albo byłabym hipsterem i nosiła w środku lata czapkę, teraz na znak szacunku i uznania musiałabym ją ściągnąć.
Do tej pory sądziłam, że tabliczki Creation są cieniutkie, gdyż takie wrażenie sprawia zabezpieczający je kartonik. Nic bardziej mylnego. Być może w porównaniu z długością mogą wydawać się cieńsze, ale tak naprawdę są jak Milka czy starego typu Wedel. Całość składa się z dwóch pięciokostkowych rządków, przy czym na jednych kostkach pojawia się logo Lindta, na drugich producencka pieczęć z herbem. Stylowo. Wszystkie one są ogromne i mają jasnobrązowy, mlecznoczekoladowy kolor. Łamią się bez trzasku, ale też nie jak plastelina (mimo trzydziestostopniowego upału!).
Zapach Chocolate Cake to esencja najlepszej mlecznej czekolady, jaką można sobie wyobrazić. Czuć słodycz, kakao i mleczną aksamitność. Aromat ten odpowiada smakowi powłoki zewnętrznej, którą uznałam zresztą za najlepszą część produktu. W środku każdej kostki znajduje się dwojakie nadzienie, co było dla mnie trzecim – tuż po: 1) braku śladów walki z upałem, 2) grubości tabliczki – zaskoczeniem. Sądziłam, że będzie tylko owo „topniejące”, ale nic z tego, bo jego podstawą jest bardziej zwarte, kremowe, dla mnie niemożliwe do odróżnienia od czekolady. Serce kostki jest ciemne, prawie czarne, w konsystencji trochę parafinowe, a trochę jak pasta do butów.
Pomimo jedzenia każdej warstwy z osobna i prób wychwycenia różnic, konsumpcję zakończyłam z wnioskiem, iż smakują one dokładnie tak samo. Parafinowe serce i czekoladę dzieli przynajmniej konsystencja, ale dolny krem naprawdę jest nie do wykrycia. Całość więc, choć niewątpliwie pyszna, zawodzi. Liczyłam na szaleństwo, którego zabrakło. Chocolate Cake rozpuszcza się bagienkowo, nie powoduje przesłodzenia, bezsprzecznie posiada wysoką jakość i dostarcza mnóstwa przyjemności, ale jest zwykła, a nawet monotonna, bo po prostu czekoladowa. Dopiero po konsumpcji przychodzi delikatna gorycz i cierpkość, tak jak w Ritterze Kakao-Mousse.
Ocena: 5 chi
Ooo, Lindt. Az dziwne, ze zachowuje ksztalt w taka pogode :o. Ale to dobrze. Gdy zobaczylam tytul tez liczylam na cos,, extra, no nie wiem, 6 chi?i jeszcze nigdy nie spotkalam sie z czekolada, zeby krem w srodku i zewnetrzna czekolada smakowala tak samo
A tę jadłaś? ;>
Tak, i wlasnie szalu nie bylo :/ nie wiem czemu, ale jak prowadze wlasnego bloga w glowie (marzenie ;) )to sie twoja skala posluguje :**
To miłe :)
O tak, pamiętam, że ta czekolada również mnie rozczarowała. Po Lindtcie spodziewałabym się czegoś lepszego.
Czyli czapki z głowy nie zdejmuj, farelki nie wyłączaj.
O, cieszę się, że jest 5 chi :). Ta czekolada wprost nie może nie smakować. Fakt, mogłaby zrobić większy szał – ale mi te czekoladowe połączenia przypasowały, było po prostu przyjemnie. No i jakość rzeczywiście ma ogromne znaczenie… Większość moich czekolad trzyma się całkiem nieźle w Magicznej Szufladzie. Tylko Rittery miękną…
Cieszę się, że się cieszysz. Wreszcie jakieś czekolady. Mam ich tak wiele (najwięcej ze wszystkich słodyczy), a jakimś sposobem ciągle piszę o innych wyrobach. Dziwne.
A ja tak czekam na czekolady :(
Tej jeszcze nie jadłam:) jak będzie promocja to kupie i poczeka na degustacje kilka tyg:)
To na wszelki wypadek kup na promocji po upałach, bo: 1) Teraz ktoś Ci może zjeść ;>, 2) Będzie Cię niepotrzebnie kusiła, 3) Niby nie zmienia konsystencji, ale nie warto kusić losu.
Masz racje:) bo w domu i tak ma mnie co kusić słodycze od brata z Niemiec i moje ukochane kulki z Anglii są w domu:) .
Zdarzyło mi się ostatnio gościć na dziale ze słodyczami i ze zdziwieniem stwierdzam, że teraz wszędzie, od wielu producentów, można dostać czekolady pistacjowe. Nie fair, za moich czasów takich nie było.
Haha :D Niestety żadnej z nich nie mam w zbiorach.
Ta czekolada jest przepyszna. Trzeba pamiętać, żeby jej nie jeść schłodzonej, tylko taką leciutko nadtopioną.
Żadnych czekolad nie jem schłodzonych, bo to obrzydlistwo ;)
Pozytywną ocenę widzę, więc szczęście, że i w przypadku tej czekolady nasze gusta idą w jednym kierunku.
Co do całej recenzji… dla mnie ten krem smakował jakoś nieco inaczej ale to tam szczegół.
Ta czekolada wygląda (i jest!) wyjątkowo czekoladowo.
Ale jak dla mnie nie do powtórki.
Nie jadłam wersji tabliczkowej, ale jadłam ten smak w bombonierce i dla mnie była to poezja. Mleczna czekolada i ulepkowy, gęsty, lekko gorzkawy środek..mniam! Szkoda, że miałam tylko 3 takie pralinki ;)
Pralinki? Nawet nie wiedziałam, że smaki tabliczkowe można kupić w formie bombonierki.
Bo była taka edycja z tymi deserami ;) Było Brownie, Creme Brule, Magdalenka, Fondat, Jakiś wafel pralinowy i chyba coś jeszcze :D
Aaaaach! Chciałabym ;<
Nie ma co, czekolady od Lindta są naprawdę dobre.
Są :)
Faktycznie szkoda, że sam krem nie jest jakiś bardziej wyrazisty w smaku i przypomina samą czekoladę. Liczyłam, że będzie to coś więcej niż czekolada z czekoladą. Jako jednak, że jest smaczna to okej – wybaczam. :D
Kupisz kiedyś? ;>
Nie popłynął-szacun ;) Liczyłam na fajerwerki, kartonik ładny, sama czekolada też, może kiedyś się skuszę ;)
A skuś się. Żałować nie będziesz, w końcu to smaczna czekolada.
Niech nam ją ktoś kupi i da w prezencie, bo inaczej to chyba sobie same jej nie kupimy xD Czekolady zeszły zdecydowanie na dalszy plan już od kilku miesięcy. Może na jesień nam się gusta odmienią :P
Jesień i zima to czas czekolad i zapuszczania sadła :D
Tak ku prawdzie, to wolałbym ciacho uwiecznione w tle. Ale, że nie mówimy o mnie, więc na tym zakończę temat chciejstwa.
Jeśli smak tabliczki ma jakieś odzwierciedlenie w drugoplanowym bohaterze, to Lindt może chodzić dumny. Jeszcze nie jak paw, bo do różowej pieczęci zajebistości, trochę mu zabrakło. Gdyby był skończony po chorobie, mógłbym powiedzieć „to pewnie przez…”, szukając jakiegoś usprawiedliwienia. Tylko… w sumie nie wiem po co. Dobrych czekolad też nigdy za mało. Medale zostawmy wybrańcom ;)
Niee, Lindt zjedzony dawno, dawno :) Tzn… może nie aż tak. Z 2-3 tygodnie temu.
A ja ogromnie się czaję na touch of sea salt, ten smak mnie strasznie intryguje :)) chociaż tę też bym zjadła…
Ale to już seria Excellence i czekolada ciemna, prawda?
Lindt…. no nieźle… podoba mi się, ale nie pozwolę sb na jej zakup/
Może kiedyś będzie w super hiper turbo promocji :)
jak ty mnie znasz! o to mi właśnie chodziło! ;)
Hej tu kj_de_mooi z instagrama ciekawy blog ;)
czekolada firmy Lindt -klasyk
Zapraszam do odwiedzenia poniższego bloga :)
http://piekielnykrytyk.blogspot.com/
Hej! Zajrzałam na bloga i już czekam na więcej wpisów :)
Im więcej blogów słodyczowych przeglądam (ostatnio się ich namnożyło), tym bardziej podobają mi się Twoje recenzje. Są dokładne, ale nie przesadnie długie, napisane z poczuciem humoru i co szczególnie mi się podoba nigdy nie robisz błędów ortograficznych i gramatycznych.
A dziękuję bardzo. Poprawna polszczyzna to mój mały bzik, więc błędy staram się zwalczać ogniem i mieczem :P
Jakoś nie mogę tej czekolady nigdzie u siebie znaleźć nad czym ubolewam, bo uwielbiam próbować nowości :)
Dziwi mnie tylko, że nie powoduje przecukrzenia! Wygląda zupełnie odwrotnie ;D
Lindt jest jakiś taki… zachowawczy w tej słodyczy ;)
Jak spotkam, to kupię i sprawdzę, czy nasze opinie się pokryją. :)
Drżę na myśl o rozbieżnościach, ale… bierz :D
Nie próbowałam , ale jednak mnie kusi, aby spróbować
Mnie w zasadzie każdy Lindt kusi.