Na drugi ogień, jeśli chodzi o tę serię recenzji Mieszanki Wedlowskiej Classic, idą galaretki, czyli twory często odbierane jako niedobre, niegodne zakupu, warte natychmiastowego wyrzucenia do śmieci i tak dalej. Skrajnie negatywne komentarze wydały mi się jednak nieco przesadzone, zważywszy na fakt, iż sama nigdy nie lubiłam galaretek, ale kiedy parę miesięcy temu wpadły mi w ręce Opolanki Odry, zjadłam wszystkie. I nawet nie zorientowałam się kiedy! Dlatego uznałam, że Paryski i Nygusek mają u mnie czystą kartę, a do degustacji podeszłam bez uprzedzeń czy wygórowanych oczekiwań.
Paryski
Cztery galaretki Paryski ważą 48 g. Ich szata graficzna jest przeurocza: romantyczna, czerwono-beżowa i pełna miłości, jak na Paryż przystało. Kropką nad i w nazwie jest serduszko, w tle pojawia się delikatny zarys dołu wieży Eiffla, na czerwonym skrzydle zaś widnieje złoty pasek – może ślubna obrączka? Zdecydowanie jest to najładniejsze opakowanie z całej Mieszanki Classic.
Cukierek pachnie malinami i ciemną czekoladą, a ponieważ wiedziałam, że nie zastanę w nim morderczych pesteczek, które powchodzą mi w zęby, zapach uznałam za ładny i kuszący. Poza tym wszystkie owoce w towarzystwie ciemnej czekolady zyskują na wartości. W tym wypadku czekolada jest twarda, trzyma galaretkę w ryzach, na upartego ma smak deserowy (ale trudno go wyczuć, jakby była nieco plastikowa). Da się ją zgryźć i zjeść oddzielnie, przez co wiem, że nie jest smaczniejsza od mlecznej. Pasuje jednak do wyraziście malinowego środka, a to jest najważniejsze.
Całość jest dobra, owocowa, ma w sobie coś z Mamby. Jedynie konsystencję uważam za zbyt twardą, zarówno w warstwie czekolady, jak i środka. Galaretki Odry są subtelniejsze, delikatniejsze. Gdybym więc miała między nimi wybierać, wolałabym kupić Opolanki.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Nygusek
I teraz smak, który zebrał największe cięgi: colowy. W dzieciństwie lubiło się wszystko, co colowe. Lizaki, lody, napoje, oranżadki w proszku, cukierki, żelki… Dwa czy trzy lata temu w wakacje na rynku pojawił się nawet limitowany 3Bit o smaku rumu i coli (to była prawdziwa paskuda)! Im jesteśmy starsi, tym takie szaleństwa mniej nas bawią. Nie kupujemy już metrowej gumy, strzelającego na języku proszku ani lodów, które zmienią kolor naszych ust. Zamiast tego wybieramy czekoladę, ciastka, lody o mniej dziwnych smakach i zdecydowanie mniej chemicznych składach. Coś tam w nas jednak zostaje. Na słodycze z lat 90-tych patrzymy z nostalgią, lajkujemy profile typu Frugo wróć!, rzucamy się na biedronkową promocję gum Turbo i Milky Way Magic Stars. Pewna część nas bowiem, małe dziecko tkwiące głęboko w środku, nie umiera nigdy. I myślę, że to właśnie dla niego w dorosłej Mieszance Wedlowskiej wciąż znajduje się jeden niepasujący, zwariowany smak.
Opakowanie Nyguska jest ładne, głównie ciemnoniebieskie, po bokach białe. Motyw przewodni to odcisk dłoni, który pojawia się w różnych kolorach: białym, zielonym, czerwonym, granatowym, żółtym. Na pierwszy rzut oka przypomina odciski łapek niesfornych dzieci, które po zabawie z farbami postanowiły dołożyć pracy rodzicom i pozostawić ślady na ścianach. Kiedy jednak przyjrzymy im się bliżej, zauważymy, że są to dorosłe dłonie. Myślę, że fakt ów może świadczyć na korzyść mojej teorii o kierowaniu galaretki do dzieci żyjących w nas, dorosłych, a nie do prawdziwych dzieci.
Zapach cukierka jest dziwny, bo bardzo wyrazisty i mocny, colowy. Ponieważ jestem przyzwyczajona, że tak pachnie wyłącznie Coca Cola lub Pepsi, trudno mi się przyzwyczaić, gdy coś ją imituje (znów w głowie pojawił się ten nieszczęsny 3Bit…). Czekolada pokrywająca galaretkę jest twarda, plastikowa, sama galaretka zaś jest świetnym odzwierciedleniem znanego napoju, gdyż nawet symuluje musowanie, lekko szczypiąc w język. Choć niewątpliwie jest przez to ciekawa, nie trafia w mój gust. Nie jestem fanką gazowanych napojów, obecnie i tak nie mogę ich pić, a słodycze bazujące na smaku Coli? Cóż, chyba jednak przemówią wyłącznie do prawdziwych dzieci, a nie tych ukrytych w nas, dorosłych. Podejrzewam, że na urodzinach przedszkolaków i w klasach 1-3 Nygusek byłoby prawdziwym hitem.
Ocena: 4 chi
Skład i wartości odżywcze:
Powiem tak, gdy na święta kupuje się masę cukierków i wsadza do szklanej miski, to galaretki zawsze zostają na sam koniec i je się już tylko dlatego, że nie ma innego wyboru.
Haha, ja zdecydowanie wolę galaretki od innych opcji, które dopiero się pojawią.
haha u mnie jest tak samo! babcia miesza w swieta jakies michałki i inne cukierki oraz wlasnie mieszanke Wedlowska stawia na stole w szklanych miseczkach i później zostaja te niedobitki galaretkowe :D
u Was też tak!? Wow… ale jajca :D
Hahaha, nawet jak bralam nyguska, to nigdy nie pomyslalabym, ze jest colowy :) a Parsyki malinowy? Wow, tez bym na to nie wpadla.moze rzeczywiscie warto odswiezyc smaki?
Smaki są wyraźne, więc rzeczywiście dziwne, że nie czułaś :D
Bylam dzieckiem, wtedy nie patrzylam co jem, nie skupialam sie na smaku (teraz sama sie sobie dziwie :o)
Tych nigdy nie jadłam dawałam innym . Nie jestem wielbicielką galaretek w czekoladzie unikam ich jak ognia:)
Jakbym słyszała siebie kilka lat temu :P
O nie, nie! Zabierzcie mnie stąd. Fu. Pamiętam jedne święta, podczas których zaczęłam próbować cukierki inne, niż Bajeczne i… nacięłam się na te paskudy. O tyle, o ile po prostu nie lubię galaretek, bo nie powinnam się oburzać, że mi nie smakowały, tak…. cola?! No prooszę… Nie cierpię jej, a rzeczy o jej smaku i ich twórcy byliby skazani na potępienie w świecie, który byłby stworzony przeze mnie. Zrobiłabym dla tych cukierków specjalny krąg w piekle, gdzie gotowałabym i podtapiała w coli i plastiku. No, nienawiść do nyguska wylana. Uf.
Dobre :P Rozumiem, że na 3 Bita colowego nawet byś nie spojrzała? To jednak czekolada, a – cytując – ktoś zadeklarował: „szukam nowych, intrygujących smaków i praktycznie żadne połączenie nie jest mi straszne”. A więc… kiedy cola? :D
Nieeee, nie lubię galaretek a Coli nie cierpię, Nyguski brzmią jak prawdziwy horror :P
Lubię horrory ]:->
A ja uwielbiam (no może bez przesady, bo naprawdę bardzo rzadko jem tego typu słodkości) cukierki z galaretką. Jak ktoś częstował nawet w szkole, podczas urodzin (nawet w gimnazjum było to dalej praktykowane…bo zawsze tego dnia nauczyciele tej osoby nie pytali, a i pokazywali dla tej jednej bardziej ludzką twarz) wybierałam cukierki z galaretką. A tu jeszcze fakt, że są w ciemnej czekoladzie, więc myślę, że smakowałyby mi.
O, jesteś niczym kwiat paproci!
Nie są takie złe. Wolę czekoladowe cukierki, najlepiej z orzechami, ale jak już jem z galaretką, to najpierw muszę je oskubać z czekolady. :D
No właśnie tu jest z tym trudno, też próbowałam. Może przywarły od upałów, cholera wie.
O nie! Tylko nie galaretki! Jako dziecko co prawda bardzo je lubiłam, ale smaki się zmieniają. Teraz wolę jakieś cukierki z supersłodkim nadzieniem :3
Też wolę inne cukierki, ale moja galaretkowa ewolucja przebiegła odwrotnie.
Ja za galaretką w czekoladzie nie przepadam, ale moja córcia i mąż te wybierają najchętniej :)
Taka rodzina to skarb. Wyjadają wszystkie „gorsze opcje”, a dla Ciebie zostają cukierki czekoladowe :)
Nigdy nie lubiłam coli, nawet kiedy byłam młodsza nie szalałam, ani za nią, ani za produktami o jej smaku. Galaretki też nie należą do moich ulubionych, jeśli już to zawsze wolałam mieszankę krakowską, nawet z tą czekoladą nie najwyższych lotów ;) Najlepsze jednak zwykłe cukierki.
Ale nygusek oj miałby branie wśród dzieciaków :) Powiem szczerze, że jego opakowanie urzeka mnie bardziej niż Paryskiego ;)
Nigdy nie jadłam Mieszanki Krakowskiej, wszystko przede mną. A jako dziecko najbardziej lubiłam Mirindę, bo w nakrętkach 2-litrowych butelek były trójwymiarowe obrazki z Pokemonami :D
Nyguska to moja siostra wielbi tak, ż ez paczki zawsze wybiera tylko je (wszystkie!) i zjada 1 dnia…cóż, potem dochodzi napad ADHD po nadmiarze cukru :D
I nie podzieli się z Tobą, miłośniczką galaretek? :O :D
Nie, taka z niej menda! :(
Galaretką w czekoladzie mówimy zdecydowanie NIE… Tak jak domową galaretkę w formie deseru wręcz uwielbiamy tak cukierki idą w zdecydowaną odstawkę. Nawet nie chcemy się zmuszać do spróbowania ich :P
Ooo, a ja z kolei nie przepadam za galaretką taką z pucharka/miseczki. Ani się tym najeść, ani nic.
Galaretki w czekoladzie to jedne z najmniej lubianych przeze mnie słodyczy i nawet nie wiem czy te cukierki kiedykolwiek próbowałam, gdyż od wielu już lat robię selekcje mieszanki wedlowskiej, eliminując wszystkie galaretkowe twory (na szczęście mama niczym co slodkie nie pogardzi :p). A wydawało mi się, że ten Nygusek to miał w środku 2 warstwy – galaretkową i taką irysopodobną, ale chyba pomyliłam go z innym ;)
Myślę, że pomyliłaś go z Trufetką Śnieżki. A moja mama jest taka, jak Twoja, hihi.
Nie, raczej nie, bo tego drugiego pierwszy raz na oczy widzę :P To był któryś wedlowski, albo mi się zdawało :)
To może któryś z wycofanych. Dawnej Mieszanki nie pamiętam, więc nie pomogę :(
Ojojoj, te cukierki to średnio dla mnie, a już zwłaszcza te z galaretką. Nie lubię ani samej galaretki, ani nic co ma ją w składzie. :D
Nakarmię Cię przez sen.
:D
Paryskie rządzą!
Nieliczna miłośniczka galaretek :D
Lubię nigery
Ojej. Tyle tu nienawiści do galaretek, a ja zawsze najpierw wyjadałam Paryskie! To Bajeczny zawsze zostawał na dnie miski. Chętnie wymienię się słodyczowymi resztkami i przygarnę wszystkie samotne galaretki.
Napisz do każdej z komentujących ten wpis osób z osobna. Czuję, że się dogadacie :D
Nyguaek najlepszy, zasługujeee na wsystkie chi
a nawed więcj
co ci sie w nygusku nei podoba???
wszystkie chi dawaj judaszu a nawed wincj
!!!!
Nie mogę, bo od Twoich krzyków pouciekały.