Znacie to pełne podniecenia wyczekiwanie na coś wspaniałego albo od dawna upatrywanego? Pojawia się w dniu ogłoszenia wyników matur lub rozdania nagród w konkursie, w którym udział był dla was czymś naprawdę ważnym. Pojawia się w chwili losowania numerków Lotto, gdy pierwszy raz w życiu nabyliście kupon, a stawka wynosi kilka milionów. Pojawia się również, gdy przez godzinę pół dnia stoicie w kolejce na pocztę lub do ZUS-u, albo wręcz koczujecie pod budynkiem z namiotem, i nareszcie wyczytują wasz numerek. Kiedy drążącymi rękoma obejmujecie małą plastikową wyrocznię, obserwując pojawiające się kreski. Kiedy mimo choroby lokomocyjnej przetrwaliście dwadzieścia cztery godziny w rozgrzanym aucie i wreszcie na horyzoncie widać cel podróży. To wszystko czułam przez cały dzień, w którym wieczorem miałam zejść do piwnicy po pierwszego Rittera z niemieckiego asortymentu od przyjaciółki: Honig-Salz-Mandel. Podniecenie, stres, ekscytację, podenerwowanie, lekkie, ale przyjemne drapanie w brzuchu, delikatne drżenie całego ciała. Wszechogarniającą błogość.
Honig-Salz-Mandel
Pomarańcz. Zdecydowanie nie jest to mój ulubiony kolor ani nawet taki kolor, w którym kupiłabym ozdobę do domu, nie mówiąc już o własnym ubraniu. Temu wariantowi Rittera wybaczę jednak wszystko. Nawet szatę graficzną z obrazkiem, przez który długo byłam przekonana, iż w czekoladzie znajdują się poskręcane rodzynki królewskie i miód. Dopiero po dokładnym przyjrzeniu się, jeszcze w internecie, odkryłam, iż są to prażone w miodzie migdały. Słodki i aromatyczny przysmak sprzedawany pierwszego listopada, gdy ludzie gromadnie wybierają się na groby, a właściciele domków dookoła cmentarza zwąchują interes. Zamykam oczy i widzę to. Tłumy ludzi w ciepłych płaszczach, wąskie uliczki ochraniane przez policję i na kilka dni wyłączone z ruchu, stragany z pachnącymi cmentarzem kwiatami i zniczami, których brzęk słychać z daleka. Między „martwym” asortymentem wystawiają się sąsiedzi pragnący nakarmić biednych i zmęczonych modłami nad zmarłymi ludzi (w końcu zapalanie świeczek męczy co najmniej jak kopanie grobu), serwując im: kukurydzę, popcorn, watę cukrową, gofry, obwarzanki, hot-dogi i prażone orzechy. Festyn smaków i zapachów, kuchnie z każdego zakątka świata. Aż nie wiadomo, czy idzie się pomyśleć o rodzinie, czy może jednak zjeść. Ale nie szkodzi, wszak przeciskając się między ludźmi, lepiej czuć duszący zapach słodkich migdałów i miodu niż pachy płaszcza mijającej nas pani, która przez pięćdziesiąt lat nie wyprała go ani razu. Taki też zapach ma dzisiejszy Ritter Sport. Nie pachy oczywiście, ale pierwszolistopadowego spaceru. Prażony, duszący, słodki. Aż czuć w nim kruchość migdałów i dotyk ostatnich w roku promieni słońca.
Nie lubię czekolad z solą. To powód, dla którego – kiedy już odkryłam, iż rodzynki są tak naprawdę migdałami – nie zainteresowałam się Honig-Salz-Mandel. Dopiero później, gdy recenzję wstawiła jedna, a potem druga osoba, zaczęłam nabierać przekonania, że i mi mogłoby to smakować. Mniej lub bardziej, ale smakować. Poza tym tabliczkę Ganze Mandel, której zarzuciłam wyłącznie zbytnią surowość migdałów, polubiłam. Może nie kupiłabym jej do powtórki w pierwszej kolejności, ale na pewno w końcu bym kupiła. Ten tok rozumowania doprowadził mnie do ostatecznej decyzji: muszę czekoladę zdobyć. Jesienną tabliczkę, która rodzi się w fabrykach Rittera, gdy za oknem panuje mgła, jest chłodno, a pod nogami szeleszczą złote liście. Człowiek ubiera futerkowy skafander bez rękawów, zapina się pod szyje, a potem idzie kupić jedyny produkt, jaki się na tę pogodę nadaje: Honig-Salz-Mandel.
Zapach dzisiejszego bohatera to najpiękniejsza, typowo ritterowa czekolada. Czuć mleczność, słodycz i kakao, przez które nie przebija się jednak nawet cień migdała. W ogóle bakalii na oko jest mało, może to dlatego, że występują w całości. Nie odczuwa się tego podczas jedzenia, ale pierwszego wrażenia cofnąć nie sposób. Migdały są ogromne, z wierzchu podprażone, bo brązowe, pokryte solą. Sól dodatkowo znajduje się w samej czekoladzie, bo gdy ugryziemy jej czysty kawałek, poczujemy zgrzytanie pod zębami. Jakieś kryształki, coś tam siedzi. Nie miód, to na pewno. Miodu w Honig-Salz-Mandel nie wyczułam wcale. Ani trochę. Zero. Natomiast sól jest delikatna, znajduje się na granicy tego, co – jako osoba nielubiąca słodyczy z solą – jestem w stanie znieść. Co więcej, cieszę się, że ją zastosowali, bo w tabliczce Ganze Mandel migdały były zbyt surowe i zwykle, niosły przyjemność, ale nie doprowadzały do orgazmu. Tu orgazm jest. Wielokrotny.
Nie dość, że Ritter postawił na mleczną czekoladę jako bazę tej tabliczki, to jeszcze podkręcił smak migdałów, czyniąc je wyjątkowymi. Honig-Salz-Mandel jest słodka, nawet bardzo, ale jednocześnie niecodzienna. Zaskakująco jesienna, aż czuć w niej groby listopadową wyprawę na groby, którą kocham (ciekawostka: drugi największy cmentarz w mieście znajduje się na moim osiedlu). Sól dodano dokładnie w takiej ilości, jaka jest akceptowalna, nawet kostek jest znowu szesnaście, a nie dziewięć, jak w nieszczęsnym Kakao-Mousse. Czekolada rozpływa się bagienkowo i jest idealna, a jedyna rzecz, jakiej tu brak, to występujący w nazwie miód. To jednak jestem w stanie wybaczyć, będąc oczarowana całokształtem. Lepszego prezentu urodzinowego nie mogłam sobie zamarzyć.
Ocena: 6 chi ze wstążką
Dla mnie soli było za mało ale dla ciebie rzeczywiście taka ilość jest idealna. Z tego co kojarzę jak chyba odrobinę miodu poczułam, ale tylko odrobinę, zaraz, muszę sprawdzić.
A nie, jednak też nie czułam miodu. Ale dobre to było i tak.
Haha, też się czasem muszę cofnąć do własnej recenzji, bo nie pamiętam.
Pyszna, za bardzo mnie zachecilas, pobiegne maraton do Niemiec! :D A tak serio, to tez chcialbym jej od dawna sprobwac(i Rittera Yogurt!) O kurcze, wspolczuje, ze masz na osiedlu cmentarz, jakkbym byla jeszcze dzieckiem i miala faze na duchy,to bym plakala nad twoja dusza ;)
Haha, mi to w sumie obojętne. Jest, nie ma… trupa nie czuć, zombie też po osiedlu nie chodzą ;)
A ja się nie zgadzam. Dla mnie znośne były tylko migdały, a czekolada niezjadliwa. Jednakże aż poczułam jesień czytając Twój wpis… a jesień kocham i muszę sobie przypomnieć o tej miłości ;)
Ja jesień toleruję, jeśli nie jest mokra. A do Twojej recenzji zaraz się odeślę, bo nie pamiętam (i nie wyobrażam sobie), co Ci tam nie pasowało. Za każdym razem mi za to przykro, jak ją przywołujesz w ramach przykładu złej limitki.
Ja kocham jesień taką, jaką jest – a bywa różna. Zawsze jednak nostalgia unosi sie w powietrzu, to ona mnie uwodzi.
Dla mnie była naprawdę nie udana. Po tym smaku spodziewalam sie wiecej.
A mi tez to cudo na opakowaniu kojarzy sie z rodzynkami – w slodkim syropie, zajadalam sie takimi w Maroko jako dodatek do roznych potraw.
Rodzynki toleruję tak samo jak jesień: na moich warunkach, w odpowiednich formach i dawkach. I w jesieni też mnie urzeka nostalgia. Lubię dym palonych liści, mgłę i zapach powietrza.
Byłam meeeeeeeeeega ciekawa jak wypadnie w testach ta czekolada :) Nie próbowałam jej jeszcze, ale mam w swoich zapasach iiiiiiiiiiiiiii chyba nie warto dłużej czekać z jej konsumpcją ;)
Nie warto :) Napisz potem, jak wrażenia!
Przyznam się, że nie spodziewałam się u Ciebie tak wysokiej oceny przy produkcie z solą. No, dla mnie było jej za mało, ale na początek, wiadomo. ;P
Więcej soli zniszczyłoby tę tabliczkę. Sól w słodyczach… łe :P
Taka ocena *.* Takie opisy *.* A ja mogę oglądać to ritterowe cudeńko tylko z ekranu :c
Świetny prezent urodzinowy, też chciałabym taki dostać!
Spisuj listę i podsyłaj rodzince :)
Znalazłem tę czekoladę niedawno w lokalnym sklepie i od razu kupiłem. W Polsce trudno znaleźć ten smak. Nie nastawiałem się na nic specjalnego, bo takie połączenia zwykle kiepsko wychodzą. A tu proszę, czekolada była pyszna, jeden z najlepszych smaków Ritter Sport :)
Cieszę się, że podzielamy zachwyt :)
Nie jadłam tego cuda,ale dziś zajrzę do chemii niemieckiej może będzie:)
O, to jak zajrzysz, to sprawdź mi też, proszę, inne niedostępne w Polsce smaki.
Znowu produkt, który mnie chce zdenerwować. Soli w słodyczach nie lubię – a jest wyczuwalna. Dużych orzechów w czekoladach nie lubię – a tu są. Miód kocham we wszystkim – a tu nawet go nie można poczuć. Najpierw Muller zdenerwował mnie połączeniem pistacje i biała czekolada, a teraz RS. Nie wiem czymże ja grzeczna duszyczka sobie zasłużyłam. :D
Oj tam, ja jestem wdzięczna i Mullerowi, i Ritterowi. Oba smaki są w 100% moje.
Ja tam uwielbiam czekolady z solą. Tęsknię za moją ukochaną norweską Walters Mandler… Od dzisiaj w Kauflandzie promovja na ritterki, ale znając życie, nie będzie nic więcej poza podstawy… jak zazwyczaj…
Sorry, ale w naszym Kauflandzie to są dosłownie trzy rodzaje Ritterów na krzyż :/ Spotkajmy się kiedyś na zakupach!
Kto wie, może kiedyś się zetkniemy na słodyczowym szlaku :D
Miałam nie jechać, ale los chciał inaczej i odwiedziłam dzisiaj Kauflanda. Wybór oczywiście średni, nie wiem czy jesteś zainteresowana, ale były: mleczne, miętowa, nugatowa, całe migdały, marcepanowa, całe orzechy w białej, a z letnich cytrynowa i truskawkowo-miętowa.
Swoją drogą to ciekawe jakie będą kolejne limitki…
Ja Ritterów to mam w piwnicy na najbliższy rok. Żadnego mi nie trzeba ;)
Oj tam, dobroci nigdy za mało ;)
NIBY tak :P
Jak nie czuć miodu to nawet i nam mogłaby ta czekolada zasmakować, bo migdały w mlecznej czekoladzie bardzo lubimy :)
Zdecydowanie nie czuć, nie macie się co bać :)
Nie kupiłam tej Ritterki (choć gapiłam się na nią :P) kiedy byłam we Włoszech, właśnie z racji małej ilości soli. Twoja recenzja utwierdza mnie w przekonaniu, że prawienapewno byłabym czekoladą rozczarowana – jak widać została stworzona dla ciebie ;)
Ojj, została stworzona dla mnie. Zresztą bardzo się cieszę! Twój ideał czekolady to…? :)
Nie mam swojego ideału, kiedyś nie do pomyślenia była dla mnie inna niż biała, a czekolada z orzechami? A fe! Także kto wie co mi może jeszcze zasmakować..:D
Ja to chcę zjeść i tyle w temacie.
Szybko, klarownie, zwięźle. Męska decyzja!
No wzięła, popsuła wszystko we wstępie :( Albo nie. Nie ma co rąk załamywać!
Nie wiem jak Tobie, ale mi te migdały kojarzyły się z rodzynkami. Serio! Gdy pierwszy raz je zobaczyłem, orzechy byłyby ostatnim elementem układanki, który bym obstawiał. Zgnilizna, wysuszona kupa i tyle, hihihihihihihihi
To, że sam bym wolał aby orzechy były bardziej słone (tia, werdykt przed jedzeniem) nie ma znaczenia. Szwab trafił ostatecznie w Twoje serce (serduszko! sialalalala), więc to jest najważniejsze. Prawdziwą petardą mogłoby być zamienienie migdałów na nerkowce, bo te w miodzie są… heh. Smaczne ;) Pistacji (tak, nieprzypadkowy wybór) jednak tu nie widzę. Nie komponują mi się z miodem.
Bagienko w buzi przepisem na sukces?
Hmmm… Nie wiem czy coś napisałem odnośnie dzisiejszej recenzji. Mam wrażenie, że odbyło się to na zasadzie:
– Hej, która godzina?
– No hej, lubię lody śmietankowe i morelowe. A tak w ogóle to wczoraj widziałem fajny film w kinie.
Ok. Trudno. Niech zostanie.
Czemu popsuła we wstępie? Że zdradziła? Suspensu Ci się zachciało? Okeeej, może być i suspens. Ale to następnym razem.
Sama wspomniałam w recenzji o rodzynkach (kilkukrotnie w różnych akapitach! Jak czytałeś?!). I czoko, jeśli dobrze pamiętam, też sądziła, iż to nie migdały, a rodzynki. Ale że wysuszona kupa? Niee, uwierz mi, posiadanie w przeszłości dwóch kotów oraz obecnie chihuahua srającego na matę pozwala mi z całą pewnością orzec, iż wysuszona kupa wygląda inaczej :D
Nie jadłam nigdy nerkowców w miodzie, aaaa! Zawsze tylko… kurde, nawet nie wiem. Brazylijskie? Nie wiem. Wszystko wygląda tak samo ;( :P
Do przytoczonej rozmowy: jakbyś podsłuchiwał moje rozmowy z mamą. Ja do niej o gruszce, a ona o pietruszce.
I dziękuję za pokłady entuzjazmu. Mam dziś naprawdę zły dzień, ale teraz się uśmiecham ;*
Popsuła, bo i ja też, w każdej recenzji owego Rittera o tym wspominałem. Śmiem nawet twierdzić, że byłem pierwszym takim zaplątanym. Teraz wchodzę, czytam… i już mam po wstępie. Swoim wstępie. Że nie wiedziałem, że źle myślałem, że zamiast orzechów rodzynek widzieć mi się zachciało.
Będąc gburem, osobą niepodatną na opinię innych, postanowiłem to olać i zapisać się w Twoich kartach (w sensie komentarzu) po swojemu. Tak jakbym nie zwracał uwagi na powyższe lecz tylko przewinął tekst do samego końca. Wszak tylko komentarz dla statystyk się do kurwy nędzy liczy.
Nic to. Miało byś fajno, śmiesznie, wyszło żałośnie. To jak tłumaczyć swój żart. Tadzio Drozda pełną gębą. Marcin Daniec też może być.
Sam posiadałem dwóch czarnuchów. Krótko, bo krótko… ale kupę poznaję z daleka. Najpierw nosem, potem oczyma. Tylko fakt, koty były malutkie. Może stąd wielkość guano nie była wielkości bananów a wielkości orzechów.
Nerkowce polecam Felixa. Są absolutnie mistrzowskie. Uwielbiam je. Totalna słodka, chrupiąca, przypominająca krystalizowany cukier, bomba.
Nie wiem gdzie sypnąłem entuzjazmem, ale to akurat najmniejszy problem. Ważne, że pod koniec dnia pojawił się uśmiech, mimo, że wcześniej każdy przechodzień był traktowany jako łajza nieczysta. Chyba, że to jakaś pojedyncza menda go zepsuła. Albo zwykła szarość dnia codziennego.
Swoim, czyli też będziesz recenzował Rittera! Nie gorzkiego! Fajnooo :)
Komentarze dla statystyk. Jasne! Ja też zawsze czytam pierwszą i ostatnią literę wpisu, wymyślam, co też mógł autor zawrzeć w środku, a potem strzelam w ciemno. Taktyka mistrzowska :D A, no i jeszcze zdjęcia przeglądam. Ale tylko parzyste.
Na nerkowce spojrzę, jak będę w sklepie. Może nawet zmacam przód opakowania.
Humor zepsuła codzienność, nasza szara polska kupa tudzież migdał w miodzie. Gdzie był entuzjazm? Wszędzie. W każdej literce Twojego komentarza. Nie pisz, że nie, bo poczuję się zwariowanym wariatem i pójdę spać w kaftanie bezpieczeństwa, beztrosko śliniąc się na poduszkę.
Co do miodu, to kupiłam dziś w MarcPolu sławetną macę miodową. :>
YEEEEEAAAAH! Czekam na recenzję. I oby Ci smakowała, bo inaczej nogi z tyłka powyrywam! I żeby była jasność: Twoje. Tobie.
Nie sądziłam że bycie blogerem może być tak… ekscytujące. Szczególnie ze to już druga dziś „sugestia” recenzji.
;)
Amerigo? ;>
Kurczę połączenie czekolady i orzechów to coś przeewspaniałego. :D Szczególnie dla takiego maniaka orzeszków jak ja. :D Po takiej ocenie to jeszcze bardziej kusi.
To szukaj i bier, nie ma się co zastanawiać!
Poluję na nią już bardzo długo, nawet specjalnie po ta cholerę do Almy pojechałam, ale nie ma! :<
Noo, sama miałam nadzieję, że będzie w Almie, a tak to dupa. Albo Allegro, albo sklepy z Niemieckimi cackami, albo ew. rodzina lub znajomi z zagranicy.
Jestem ciekawa jak bym odebrała tą sól, za której dodatkiem w czekoladach nie przepadam (chociażby w lindt z karmelem ta sól zaburzała mi znacznie smak czekolady). Żadnych orzechów czy migdałów też w wersji solonej nie toleruję, ale te migdały wyglądają bardzo zachęcająco, zresztą cała czekolada także; )
A co do cmentarzy to u nas na Wszystkich Swiętych sprzedają jedynie znicze i obwarzanki (i to też nie wszędzie), ale cmentarze na które jeżdżę (i za czym w przeciwieństwie do Ciebie nie przepadam :p) są w większosci na wsiach.
Wiesz, ja lubię wyprawę na cmentarz, bo: 1.odwiedzam tylko grób babci, więc odwiedziny są szczere i nie mam wrażenia marnowania czasu (ew. z mamą dwa inne, jej dziadków i wujka, ale są obok); 2. odwiedzam tylko ten jeden cmentarz; 3. całość zajmuje mi z 30 minut, chyba że mam ochotę pogadać do grobu, to godzinę.
A ja nie dość że muszę odwiedzić 3 cmentarze, to na jednym odstać niemal całą mszę odbywającą się w kaplicy na nim ulokowanej i przez godzinę wysłuchiwać plotek rodzinnych i bezsensowanych śmiechów :p Najgorzej jak jest wtedy zimno albo pada…
Spójrz na to tak, że lepsze bezsensowne śmiechy niż płacze i przedłużające się żałoby :)
Ja też nie lubię pomarańczowego xD
Po tych zdaniach, ocenie, a już w szczególności zdjęciach..No nie mogę, oczy mi się świecą, to musi być pyszne ;)
Szansa na zakup? :)
Ogromna :D
Haha, czuć w niej groby x’D Jak tylko znajdę, to już wiem że się skuszę :3 Tylko szkoda że tego miodu nie czuć, bardzo lubię miodek (kto nie?)
Ja nie! Serio, jakoś mnie mierzi smak miodu, chyba że jest maleńkim dodatkiem.
Jadłam i jak dla mnie była dobra.Ogólnie czekolady Ritter lubię,chyba jedyna jak na razie która nie smakowała mi to Espresso :)
Mi nie smakuje Espresso, jogurtowo-truskawkowa (ale będę robiła drugie podejście, bo jadłam miniatury), jogurtowo-żurawinowo-malinowa, miętowa (najgorsza, bleee). Do średnich (z tendencją do ciągnięcia w dół) zaś należą biała z całymi orzechami i mleczna z całymi orzechami. Reszta mniej lub bardziej, ale smaczna.
pomarańczowy nie twój kolor? Rozwaliłaś mnie :D Chociaż przekrój tej czekolady nadrabia bo wygląda mega ^^ Tak dobra w smaku? Kurde kusisz :)
Niee, zdecydowanie nie mój. Pomarańczowy, zwłaszcza oczojebny, kojarzy mi się z czasami, gdy Mandaryna promowała Orsay :P
hahaha rozwaliłaś mi system po raz kolejny! :D Tak wiem wiem… polecasz się na przyszłość :)
Nie wyjmuj mi słów z ust, bo niedługo się rozbestwisz i zaczniesz wyjmować również jedzenie, a wtedy padnę trupem z głodu!
Nieeee…. już się zamykam xD :X :)