Mam mieszane uczucia co do wafelka Princessa. Kiedyś jadałam go na zmianę z Grześkami, choć te drugie lubiłam nieporównywalnie bardziej. Jeśli chodzi o firmę Nestle, sięgałam zwłaszcza po wariant kokosowy, później zaś (duuużo później) na rynku pojawiła się Zebra, która podbiła moje serce brakiem czekoladowej polewy. I żeby nie było, nie mam nic przeciwko polewom, ale „suche wafle” po prostu trafiają w sam środek uczuciowej tarczy. Z tej racji, gdy w Biedronkach pojawiła się Princessa Chrupka, zatarłam ręce. Pierwsze, co wpadło mi w oko, to brak czekolady właśnie. Drugie – rozmiar. Za duży. Zdecydowanie wolę zjeść dwa małe wafle niż jednego dużego… półtora dużego… whaaat? Dlatego uzbroiłam się w cierpliwość i czekałam, aż ta edycja – wcale nie limitowana czy ograniczająca się do Biedronki – wyjdzie w mniejszym opakowaniu. Czekałam i czekałam, aż wafle poznikały z marketu, ale nie pojawiły się nigdzie indziej. Wtedy napisałam do osób prowadzących fanpage wafelka Princessa na Facebooku z pytaniem, czy i kiedy będzie dostępna ponownie, w dogodniejszym wydaniu. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg. Zespół nie wie, o jakiego wafla mi chodzi, gdyż takiego nie produkuje. Dziękuję, do widzenia.
Zebra
Po dziwnych przeżyciach związanych z wymianą zdań na temat wafla-widmo, postanowiłam zabrać się za kupione wcześniej Zebry, którym data kończyła się dopiero w lutym, ale bardzo chciałam zjeść coś, co mnie nazbyt mnie pobrudzi (podczas upałów wszystko czekoladowe się topi), a przy okazji będę to mogła szybko ściągnąć z listy posiadanych słodyczy. Wafel jest edycją biedronkową, o trochę innym kształcie i niższej wadze. Kupowało się go na wagę, więc chwyciłam od razu cztery, choć przy normalnym rozmiarze ograniczyłabym się do jednego (gdzie tu logika?). Firma na mnie zarobiła, więc może teraz będzie ich stać na reedycję Princessy Chrupkiej, której dotąd wcale nie produkowała.
Zebra to odwrócone kakaowe Grześki, posiada bowiem ciemny wafel, a jasny krem. Jest leciutka, można ją przyczepić do latawca i puszczać na wietrze (tylko po co?), kolorystyką nawiązuje do Big Milka Cookie. Zresztą nawet opakowanie jest niebieskie, jak w lodowej kanapce. Wafel to rzecz niezwykle krucha i delikatna, w smaku wyraźnie kakaowa, posiada posmak solonych paluszków, zupełnie jak wspomniany już Big Milk. Między ciemnymi warstwami skrywają się trzy piętra kremu, bardzo mlecznego, słodkiego i tłustego. Nie jest go wyjątkowo dużo, ale smak czuć wyraźnie. Na pierwszy rzut oka wydaje się śnieżnobiały, ale nic bardziej mylnego. Gdy rozłożymy słodycz na części pierwsze, oczom ukaże się jasna powierzchnia pełna drobnych ciemnych kropeczek. Krem nie jest również jednolity, ale proszkowaty, coś złowrogo trzeszczy pod zębami podczas konsumpcji (i nie są to moje plomby).
Całość jest słodko-zachowawcza. Krem atakuje tłustością, nadmierną słodyczą i smakiem rodem z waniliowych rurek waflowych. Jest pyszny, przypomina mleczko z tubki, tyle że w innej konsystencji, nie powiedziałabym jednak, że odznacza się najlepszą jakością. Równoważyć go próbuje wafel: kakaowy, delikatnie gorzki i paluszkowy. Niestety, jest go za mało, by zadaniu podołał. Zebra jest więc głównie tłusta (słowo-klucz recenzji) i cukrowa, ale zaraz po tym pyszna. To prawdopodobnie moja ulubiona Princessa (a przy okazji Big Milk Cookie w formie wafla), choć wiem, że można ją było wykonać lepiej.
Ocena: 5 chi
Kupiłam wersję normalnej wielkości, przeleżakowała u mnie w szufladzie dłuższy czas i w końcu oddałam mamie. Jakoś… trochę ciekawiło to, ale nie na tyle, żeby zjeść, haha. Cieszę się, że Ci smakowała, ja chyba pozostanę przy mojej kokosowej, przynajmniej na razie.
Kokosową dobrze wspominam, też w końcu zrobię podejście.
Z tą princessą chrupką, to rzeczywiście odwalili… jak oni mogli Ci odpisać, że takiej nie produkowali :o tzn. że wymyśliłaś im nowy produkt? hahaha :p
odnośnie zeberki, to również bardzo mi smakowała! :)
Najwyraźniej. Napisali, że jedyna duża Princessa, jaką produkują, to Longa.
Ja z Princessy kocham tylko kokosowa, ta mi sie za bardzo zawsze sypie, pewnie dlatego, ze nie ma polewy :)
Nie lubię sypiących się słodyczy, ale Zebra akurat ma fory za smak ;)
Princessę Zebra parę razy widziałam (choć nie w tak ciekawym formacie :o), ale nie kupię jej przez zawód, jaki spotkał mnie przy jedzeniu po latach wersji kokosowej (niegdyś ukochanej)… Jest jakaś inna, gorsza, choć teraz nie potrafię sobie przypomnieć dlaczego, ale jestem pewna, że tak jest. :(
Też wiele lat nie jadłam i też planuję powrót w ramach recenzji. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy.
Oj tak, ta Zebra to był zalew tłustości. Dobra, ale zwyczajna. Drugi raz nie kupię
Oj, prowadzący fanpejdża się nie popisali. Mogli chociaż sprawdzić zamiast pisać głupoty.
A może nam wszystkim się Chrupka przyśniła?
Zbiorowa halucynacja spowodowana nadmiarem cukru? Możliwe, możliwe. Ale te fotki, zdjęcia widziałam! Znaczy co, fotomontaż? Spisek!
Jakoś mnie „nie bierze”. Zawsze jadłam kokosową, a teraz myślę, że to by było dla mnie znacznie za słodkie.
Kokosowa też słodka, w końcu w białej czekoladzie.
Jak Princessa to kokosowa ;) Ta chrupka też mi smakowała, szkoda tylko, że „jej nie produkują”, bo z chęcią kupiłabym ponownie.. Zebry nie próbowałam, z jednej strony trochę ciekawi, a z drugiej jakoś nie mam na nią ochoty xD
Spróbuj, spróbuj :) Bo jak nie kupisz, to za jakiś czas się okaże, że jej też nigdy nie produkowali i będziesz sobie wypominać opieszałość.
znowu nie zgadałyśmy się do recenzji! :) Przez Ciebie wstawię najpierw recenzję czekoladowej za jakiś czas, a może za pół roku tej :D
Haha, sooory :D A też masz biedronkową?
tą i tą, ale wstawię tą normalną :)
Jako, że wafelki mnie nie jarają, Twój wpis skwituję tak – poraził mnie brak kompetencji kogoś, kto Ci odpisał. No normalnie szok!
Poza tym, dziś jadłam stóweczkę – na blogu pojawi się na początku października.
Och, ach ;* Wrzesień zleci mi jak z bicza strzelił.
O matko, pisząc z telefonu podpisalam się starym nazwiskiem, zło!
Najpierw muszę napisać stos recenzji, bo teraz na jakis czas przeszlam na tryb dodawania wpisów co dwa dni i trochę mi się uzbieralo…
To trochę dziwne, że tak Cię potraktowali, sama widziałam ”princessę chrupką”, ale jakoś po nią nie sięgnęłam, co więcej, miałam świadków, którzy też widzieli ją na półkach! Coś kręcą… Za princessami nie przepada, wolę tak jak Ty Grześki, albo tego od Wedla, jak on miał… Czeko wafel? Jakoś tak :/
Figi prosto z drzewa ojezu, zazdroszczę Ci tego luksusu *-*
Czeko Wafla też lubię, smakuje zupełnie jak Torcik Wedlowski <3
ja tam z kolei ostatnio odkryłam, że w ogródku mam arbuza :)
Ale miłe odkrycie! :)
Wzięłam kiedyś na spróbowanie,ale nie przypadła mi do gustu tak jak kokosowa.Za bardzo się kruszy,jednak to nie przeszkadza aż tak w konsumpcji :)
Kokosowej zbyt dawno nie jadłam, by orzec, która lepsza. Kruszenie da się przeżyć – racja ;)
A ja zawsze bardziej lubiłam Princessy, Grześków nie jadłam prawie wcale (kiedyś jedynie miałam kilkudniowy szał na bananowe :P)
Co do Zebry to wiem, że jadłam, ale szczególnie mnie nie zachwyciła, bo smaku za bardzo nie pamiętam. Tak tylko mi się coś kojarzy, że zbyt duża kruchość wafli zaburzyła mi rozkładanie całości na czynniki pierwsze :P
Bananowe?! Ale bym zjadła…
Pamiętam takie z czasów gimnazjum :p Były lekko żółte i tym bananem mocno naaromatyzowane, ale dobre :p
Mój komputer mnie denerwuję – pisze komentarze u Ciebie na blogu a potem okazuje się, że ich nie ma ;/ Szkoda…
Co do wafelka to jak opisałaś krem skutecznie mnie zniechęciło do wafelka :) Co do princessy to swego czasu lubiłam tylko truskawkową a potem kokosową w deserowej czekoladzie… te inne zawsze były dla mnie za słodkie i nie byłam w stanie ich zjeść ;/
W spamie też ich nie ma, także na pewno się nie dodały. O Princessie kokosowej w deserowej czekoladzie nawet nie słyszałam, podobnie jak o truskawkowej. Takie widziałam tylko Grześki.
Trudno i szkoda :(
Co do princessy wujek google Ci pokaże :)
A odnośnie chleba mimo iż uważam, ze maszyna do pieczenia chleba a takze gotowe mieszanki są zbędne (można samemu zrobić taką mieszankę i samemu wyrobić) to zgadzam się, że zapach i smak takiego chleba jest obłędny… Czuć nawet na dworze :) Szkoda, że teraz nawet w piekarni nie kupi prawdziwego chleba.. :( teraz piekarze używają wiele środków zwiększających wydajnosć mąki… sztuka upiec 500g chleb z 300g mąki… :/
Wafelków nie lubię . Jedynie co zawsze zjem to Knoppers i Hanuta teraz są w wersji z ciemnym wafelkiem pycha”_
Sto lat nie jadłam Knoppersa. W dzieciństwie mi smakował, ostatnim razem nie. Hanuty nigdy.
Kup Hanuty są bardzo chrupiące i naprawdę pyszne:) ja to mówię osoba co wafelków nie lubi:)
Ja też zawsze wolałam grześki, więc piąteczka :)
Opakowanie tej princessy jest takie niepozorne. Mojego wzroku zdecydowanie nie przykuwa, ale od środka wygląda nawet-nawet. Chociaż ta jej tłustość jakoś mnie odrzuca.
A mi się podoba, zwłaszcza ta zeberkowa wstawka po bokach. Wyróżnia się spośród zwykłych niebieskich opakowań.
Mniam dobra była :D Grześki uwielbiamy z polewą, bo jest ona deserowa, więc jeżeli mieliby Zebrę polać mleczną przesłodzoną czekoladą to zdecydowanie wolimy ją bez polewy :) Fajnie chrupiąca, wyraźnie kakaowa czyli całość nam naprawdę smakowała :)
Smak super, tylko tłustość kremu trochę przesadzona. Nie czułyście?
Po roku już nie przypominamy sobie tego ;)
Ja też zdecydowanie wolę zjeść 2 małe wafelki niż 1 ogromnego, po którym mnie mdli ze słodyczy :D Princessa w polewach nieźle się popsuła, bo ostatnio miałam okazję jeść mleczną i była…kiepska. Kokosowa pachnie nieźle, nadal w moim domu robi furrorę, ale u mnie familia przetworzy wszystko co słodkie. Tą jadłam, bardzo dobra, fajowy pomysł :)
Wszyscy narzekają, czyli coś w tej zmianie musi być. Ciekawi mnie tylko, po co producenci wprowadzają zmiany, które nikomu nie pasują? Aha, już wiem… kasa.
Temu wafelkowi nie można dać niższej oceny, no nie można. :D Jest idealny. Kruchy, ma cudowne nadzienie i podoba mi się, że wreszcie coś bez polewy – dzięki temu jest lekki i można go jeść w każdej temperaturze. Gdybym miała kupić ulubiony wafelek to ręka krążyłaby nad tym cudeńkiem i moją niekwestionowaną królową – kokosową i ostatecznie nie wiem naprawdę co by wybrała. Chyba zależałoby to od dnia i ochoty na konkretny smak.
Ale ulubiony od Nestle czy ulubiony-ulubiony?
Zwariowany wariat. Wymyśla wafelki, których nie ma! I co jeszcze? Może były polane czekoladą w formie szlaczka? Yhy ;)
Zebry w takiej formie nawet nie kojarzę. Zwykłej nie jadłem, ale tę bym pochłonął z chęcią. Przypomina mi Hanuty i Knopersy, które zdecydowanie lubię. Smakowo zapewne by im nawet nie dorównała, ale sposób podania zdecydowanie pode mnie.
Jesteś dziś drugą osobą, która wspomniała o Hanucie. Aż się muszę rozejrzeć, skoro taka dobra. Knoppersa najpierw lubiłam, potem nie. Teraz nie wiem.
A szlaczek… kurczę… białych myszek nie widuję, więc myślałam, że może jednak nie jestem aż tak zwariowana, ale skoro mówisz…
princesse jadlam chyba tylko dwa razy w życiu :x rowniez wolałam Grzeski (do momentu aż wprowadzili na nim podział na małe kawałki) jednak zawsze wygrywało Prince Polo :D nawet nie knoppers :D chociaż słyszałam że najlepszy jest czeko wafel no ale tego sie nie dowiem :x
+ale mnie smieszy reklama „princessa zebra – zaskakujace polaczenie” xD
Nie oglądam reklam, ale jeśli rzeczywiście takie mają hasło, to najbardziej zaskakujące jest w nim… samo hasło ;)
wyskoczyło mi w przeglądarce :(
W niewielu słodkich (dużych) markach zdarza się tak, że nowość, przebija klasyka. Tutaj, jest to według mnie najlepsza Prncesska, mimo że poprzednicy poprzeczkę zostawili wysoko. :)
Hmm, dla mnie również nowość wśród Hitów – White Choco Delight – przebiła klasyka. Ale masz rację, rzadko się to zdarza :)