Nie wiem, jak inaczej zacząć dzisiejszy wpis i jak lepiej uhonorować produkt, o którym opowiadam, niż stwierdzając, iż karmel to jedno z największych dobrodziejstw tego świata. Gdyby dźwięki najpiękniejszej muzyki dało się zjeść, miałyby smak karmelu. Gdyby różowe unicorny było łatwiej złapać, a bezduszny człowiek postanowiłby je zmielić na kabanosy i wepchnąć do podrzędnego mięsnego sklepu, mięso owo miałoby smak karmelu. Gdyby udało nam się umówić na randkę z kochanym, podziwianym i pożądanym od wielu lat aktorem lub wokalistą, jego skóra też na pewno miałaby smak karmelu. Żeby tak nie mnożyć przykładów w nieskończoność, podsumuję: wszystko, co na tym świecie najlepsze, ma smak karmelu. A ponieważ nie jesteście w stanie tego sprawdzić, musicie mi po prostu zaufać. Wiem, co mówię.
Caramel
Milkowy produkt o nazwie Caramel pojawił się na blogu wieki temu, gdy układ szablonu był inny, a zdjęcia robiłam odrobinę gorszym aparatem. Wystąpił w formie batona, którego kostki wypełniał obłędny, słodki i złoty karmel, niewłaziwzębowy, nieklejący się, niesprawiający kłopotów podczas konsumpcji. Myślałam wówczas, że załatwię nim sprawę recenzowania całej serii, która obejmuje także tabliczkę i małe czekoladki. I rzeczywiście, tak być miało. Nadeszły jednak tegoroczne imieniny, a ponieważ moja siostra pamiętała, że kocham karmel, postanowiła podarować mi właśnie 100-gramową Milkę. Czy mogłam ją zjeść bez opisywania? Jasne. Obecnie posiadam kilka słodyczy, które już recenzowałam, a które są opcją na te wieczory, podczas których nie mam ochoty biegać z aparatem ani sporządzać notatek. O Caramelu postanowiłam jednak napisać ponownie. Nie dlatego, że wnętrze czy czekolada są inne – są identyczne – ale dlatego, że produkt jest fotogeniczny i pyszny, a poprzednie zdjęcia wyglądają na smętne i wyblakłe.
Narzekałam na pęcherzowe kostki Toffee Wholenut, potem zaś chwaliłam kuferki z Choco & Biscuit. By nie łamać schematu złe-dobre-złe-dobre, wypadałoby dziś napisać coś nieprzyjemnego. Nie obchodzi mnie jednak ani to, co wypada, ani to, czego ktoś się po mnie spodziewa. Jestem krytyczna, gdy zachodzi potrzeba, rozpływam się zaś wtedy, kiedy mam na to ochotę. Dziś znajduję się w tej drugiej sytuacji, topniejąc z zachwytu nad wyglądem tabliczki Caramel, jej mlecznoczekoladowym kolorem, beczułkowym kształtem kostek i obłędnym, obezwładniającym zapachem mlecznej czekolady wymieszanej ze słodkim karmelem, który od razu przywiódł mi na myśl mikołajki i świąteczne obżeranie się słodyczami.
Czekolada po otwarciu okazała się połamana, gdyż tabliczka podróżowała w mojej torebce przez cały długi lipcowy dzień, gdy grałam w kręgle, a potem spacerowałam po słonecznym rynku. Kostki pozostały jednak nietknięte, a główny bohater się nie wylał. I całe szczęście! Karmelu bowiem jest w środku tak dużo, że aż nie chce się wierzyć. Podczas gdy producenci często skąpią kremu i dodatków, tu każda kostka wypełniona jest nadzieniem po brzegi. Nadzieniem lejącym się, półpłynnym, delikatnym i maślano-karmelowym. W smaku podobnym do karmelu z Marsa, ale o zupełnie innej konsystencji. Tu nic nie wchodzi w zęby i nie przylepia się do nich. Jeśli zaś poczujemy zasłodzenie, to tylko przyjemne, a nie odpychające. Z łatwością można zjeść całą tabliczkę naraz, pocieszając się, że przynajmniej nie ma wiele kalorii. Poza tym w dniu imienin kalorie i tak się nie wchłaniają, każdy dietetyk wam to powie.
Czekolada w tabliczce Caramel jest perfekcyjna, jak w każdej Milce. Słodka, mleczna, kakaowa, plastelinowa w konsystencji. Perfekcyjny jest również karmel, będąc stadium ewolucji pomiędzy wnętrzem Marsa, a nadzieniem z jakiejkolwiek innej, zwykłej czekolady. Jest słodki, maślany, delikatny… aż brakuje słów pochwały. Poprzednio recenzowanemu wariantowi – batonowi – przyznałam 6 chi, bo jest mały i drogi. Tabliczce z przyjemnością wystawiam o połowę więcej.
Ocena: 6 chi ze wstążką
Jejku,ten karmel, to sie wylewa na zewnatrz! :o ale ciekawe, jeezcze jak 6 ,5 chi… Zaczecasz, robisz smaka! No, ale unicorn to by mnie przekonal na 1000%,czemu nie uicorn? ;>
Brak uni, bo jest przepyszna, ale nie zaskakuje. Nigdy nie jadłaś milkowego Caramelu? Błąd!
Ten wyciekający karmel ;-; widzę go na klawiaturze, widzę go na bluzce, widzę go na włosach… Smak może mieć dobry, ale z powodu konsystencji to podziękuje. Doświadczenie mówi, że nawet mogłabym mieć na sobie kombinezon jak ludzie filmów o epidemiach, a i tak bym ubabrała włosy.
Nie z gumeczką.
Mi też ten karmel skojarzył się z tym marsowym :p A czekoladę tą bardzo lubię, choć wolę toffee wholenut.
A mięsa o smaku karmelu to sobie nie wyobrażam :p
Jadłam pieczonego kurczaka w miodzie, schab ze śliwką, kotlety z dżemem, to i smak karmelu w mięsku sobie wyobrażam. Przekonana? ;>
Nieee :p Coś ze śliwką to kiedyś jadłam (i chyba było ok), ale najprawdopobniej nic więcej już nigdy nie spróbuję :p Ale te smaki o których piszesz specjalnie mi sie nie „gryzą”, a mimo to kabanosa w karmelu sobie nie wyobrażam :p
Ja powiem tak: nie obrzydza mnie perspektywa zjedzenia kabanosa w karmelu ani parówki z Nutellą.
Jadłam kiedyś żółty ser z nutellą, więc mnie także mięso z karmelem nie obrzydza. No chyba, że będzie to tłusta wołowina czy coś w tym stylu :D
Karmel uwielbiam, tą tabliczkę również, strasznie słodka, ale i pyszna. Miękka, mleczna, jeszcze tyle nadzienia – pychotka, lecz z Toffe Wholenut nie wygra, o nie :D
Potwierdzam. Rewelacja, ale Toffee Wholenut nie przebiła.
Jadłam ostatnio i… recenzję mam zaplanowaną na jutro, więc na razie się nie wypowiem. :P
O, niemal idealne zgranie!
Jadłam tą czekoladę jak tylko sie pojawiłą i pamiętam,że była obłędna ,jadłam ją z rozkoszą .
Ale że tyyylko raaaz? :P
Nie raz więcej bo i batonika jadłam na pewno:) . To jest jedna chyba czekolada gdzie mi nie przeszkadzało lejące sie nadzienie:)
Największe dobrodziejstwo to ciastko karmel czekoladaaaaa tu mi chyba właśnie zabrakłoby ciastka i czekolady ?
Pamiętam jak musiałam kupić oplatek na wigilię klasową schowalam go do torebki pełnej klamotow i wytrzymał ? a kompletnie o nim zapomniałam
W czekoladzie zabrakłoby Ci czekolady? A to ciekawe :D
hahaha nie zaufam, nie dam się xDD A myślałam, że kawe bardziej kochasz, a tu takie zaskoczenie! :D Nie przestajesz mnie zadziwiać ^^ Ale ja za karmelem nie szaleję, ani kawą więc trudno mi zrozumieć ich fenomen, ale być może kiedyś wypuścisz jakiś własny smak, słodycz, właśnie coś w ten deseń i go pokocham :D
Hmm, musiałabym się zastanowić, co bardziej lubię. Gdybym miała do wyboru dwie czekolady, a mogła kupić tylko jedną… hmmmmmmmm…
oj Olga :D :*
No co? Dałaś mi egzystencjalną zagadkę, a teraz się ze mnie śmiejesz!
:)
Z małych tabliczek to moja ulubiona. Zaraz obok waniliowej (wiadomo) oraz oreo. Dla mnie jest absolutnie idealna – słodka czekolada i karmel, który jest maślany, również słodki, ale nie bije kubków smakowych nadmiarem cukru co w takich czekoladach zdarza się baaaardzo często. Poza tym jego konsystencji też nie mogę nic zarzucić, ani nazbyt zbita, ani zbyt lejąca. Kostki spore, kształt taki jak lubię. Nic dodać, nic ująć!
Śliczny komentarz o ślicznej czekoladzie. Pamiętam zresztą, jak o niej rozprawiałyśmy :oblizuje usta:
Kurczę, a ja jak kiedyś dostałam tę tabliczkę to jestem aż w szoku, że mi niespecjalnie smakowała. Nie wiem, czy trafiłam na taką sztukę, ale Milkę naprawdę lubię, odnośnie wszystko co dobre – to karmelowe też się zgadzam… prawie, bo dla mnie wszystko co najpyszniejsze miałoby smak orzechów / masła orzechowego (jeszcze lepiej jak z bananem i kakaową owsianką…takie tam małe, gibowe, nienormalne wariactwo). :D
Potem był czas na batona, ale i on wyszedł jakiś suchy. Ja mam tylko w tym wypadku takiego pecha? :D
Tylko Ty. Rób trzecie podejście!
Na całą tabliczkę raczej się nigdy nie skusimy, jedynie siostra dostała taką kiedyś w prezencie, ale wersję batonikową już czasem lubimy sobie na pół zjeść, bo ten karmel jest obłędny :D
I znów mały baton na pół. Dziewczyny… :(
W Biedronce promocja 1.99 :) Dziś kupiłam, zjadłam, jestem zadowolona :)
Bywa, że baton na trzy sis dzielimy…to jest dopiero degustacja.
Baton na trzy… no niee, do czego to doszło. Gorsze jest tylko dzielnie Kinderków na kosteczki :P
Jakoś nam to od dzieciństwa zostało, że nawet jesteśmy w stanie się jednym cukierkiem na trzy podzielić :P A kinderki już nie raz tak skończyły :P
Olga, błagam oszczędź mnie! Proszę nie znęcaj się nade mną! Muszę Ci wyznać… … …że nie znoszę karmelu. Ach, jakże straszny jest mój los. Ale! Zanim postawisz swój bezkompromisowy, surowy wyrok muszę rzec, że obiecam kupić Ci zapas tej jakże pysznej, słodkiej, mlilkowej czekolady ;D Chociaż… może lepiej byłoby podarować Ci całą zgrzewkę batoników Carmel ^^ Już sama nie wiem!
Moje oczy wyleciały z orbit, gdy czytałam Twój komentarz. Zanim więc zamówisz mi skrzynkę (zgrzewka to stanowczo za mało) czekolad/batonów Caramel, zamów wizytę u okulisty, żeby wepchnął mi oczyska z powrotem do oczodołów.
Załatwione! ;D
klasyka, czekolada milka, rozpływa się w ustach co potwierdzają Twoje zdjęcia, nie lubię jednak połączenia czekolady i karmelu
Jak możesz? Karmel taki dobry :(
Sama jestem ciekawa jej smaku;)
Nie zwlekaj zatem! (Brzmi jak hasło reklamowe :D).
Wersję mini żarłem, więc chyba jakieś tam pojęcie dot. czekolady (100g) mogę mieć. Faktycznie mocno udany produkt, choć pewnie wiele osób złapałoby się za głowy, podając definicję czekolady i/ lub karmelu. Cóż. Nie mój ból ;)
Nawet Alpejskie Mleczko, z tej serii, mogę uznać za dopasowane do mojego gustu. Takie napatykowe lody mogłyby uzyskać róg.
Wiesz co? Nie lubię wedlowskiego ptasiego mleczka, w ogóle za ptasim nie przepadam, ale milkowe naprawdę mi smakuje. Właśnie przez czekoladę. A tabliczkę Caramel z całą pewnością mogłabym mieć w domu zawsze, taki niekończący się zapas na wieczory, kiedy nie chce mi się biegać z aparatem. No i lodem napatykowym też bym nie pogardziła.
Zgadzam się z Tobą w 100000% karmel to największe dobrodziejstwo tego świata <3 Przysięgam, że nie istnieje smak, który wybrałabym ponad karmel :D Milkę również próbowałam i uwielbiam!
Witaj, karmelowa siostro :)
Ja jestem na nie, ale za to napiszę coś innego. „Gdyby udało nam się umówić na randkę z kochanym, podziwianym i pożądanym od wielu lat aktorem lub wokalistą, jego skóra też na pewno miałaby smak karmelu.” Od razu przypomniała mi się ta piosenka -> https://www.youtube.com/watch?v=JsXQoNvwniI . I choć zawsze myślałam, że chodzi w niej o karmelowy kolor skóry, to teraz wiem, że sama wolałabym taki smak, a nie kolor :)
O boże, ten gość z psem i parówką to ja.
No proszę, a ja za nią nie przepadam. Za słodka, wszystko do o koła upierdziela…nie, nie moje klimaty.
Za to ja mogłabym się w tej czekoladzie tarzać.
O matko uwielbiam ją!Jedna z ulubionych.Wszyscy mówią że słodka a jak dla mnie jest idealna,a te zdjęcia to można aż zjeść :)
Dla mnie też idealna :) Dzięki!
Muszę koniecznie spróbować bo mam hopla na punkcie karmelu/toffi. :)
A jeszcze nie próbowałaś?! No to rzeczywiście koniecznie :)