Kiedy bliscy i znajomi wyjeżdżają za granicę, upewniam się, że pamiętają o mnie i moim blogu. Dzięki temu od czasu do czasu trafia mi się słodycz z odległych – mniej lub bardziej – państw, chociażby Litwy czy Finlandii, a okazjonalnie nawet cała paczka pyszności. Spośród nich zdecydowanie najczęściej wyjeżdżającą z Polski osobą jest tata, co zimę udający się na polowanie na dzikie stoki narciarskie, w lecie zaś zastawiający sidła na podstępne i krwiożercze dzikie kraje. Ostatnim razem udało mu się oswoić kosmate, południowe Włochy, z których przywiózł mi aż trzy czekolady i dwie paczki ciastek, jedna półkilogramowa, druga odrobinę mniejsza. Z racji zbliżającego się do końca terminu, ciastka zobaczycie pewnie wcześniej niż później, czekolady zaś prawdopodobnie zostawię na zimę. No, przynajmniej pozostałe dwie, o pierwszej z nich bowiem przeczytacie już dziś.
Novi Nocciolato Bianco
Novi jest marką spółki Elah Dufour, która nazywa swe produkty na trzy różne sposoby: Novi, Elah lub Dufour. Trochę to dziwne i kłopotliwe, szczególnie gdy chce się poprawnie zapisać tytuł recenzji i gorączkowo stara odgadnąć, co tu jest marką, a co nazwą. Po długim pocieraniu skroni drętwiejącym palcem i drapaniu głowy, od którego wyginęły wszystkie potencjalne wszy, Novi uznałam za odpowiednik Milki, Elah Dufour zaś koncernu Mondelez. Nazwa to prawdopodobnie samo Nocciolato, Bianco zaś pozostaje podrodzajem, wszak w serii znajduje się jeszcze parę innych tabliczek, takich jak: al Latte, Gianduja i Fondente. Jedna z nich jest ciemna, tej niestety nie otrzymałam, dwie pozostałe zaś… cóż, jedna jest mleczna, druga… też? Nie wiem, czym się różnią, bo zawartość kakao mają zbliżoną, a po włosku niewiele rozumiem. Wszystko się rozwiąże podczas jedzenia.
Jako pierwszą zdecydowałam się otworzyć białą, gdyż byłam dzień po przybyłym do mnie prosto z Niemiec Ritter Sporcie Weisse Voll-Nuss, którego postanowiłam objąć Programem Drugiej Szansy. Pod recenzją zachodniej tabliczki pojawiły się pełne niezrozumienia i podszyte oburzeniem komentarze, że może bliski końcowi termin wpłynął na smak czekolady, a jak nie, to może upadł, może coś. Dlatego, żeby być uczciwa wobec was, siebie i producenta, produkt postanowiłam zjeść raz jeszcze. Co z tego wyszło? Tylko tyle, że zdania nie zmieniłam nawet w jednym procencie. Nadal uważam, że biała Ritterka jest pozbawiona smaku, a jedyne, co w niej fajne, to konsystencja. Tylko kto normalny kupuje słodycze dla samej konsystencji? Równie dobrze mogę zamrozić wodę i ją pochrupać, przynajmniej nie pójdzie mi w biodra. Posiadłszy tę filozoficzną prawdę, sięgnęłam po Nocciolato Bianco. Pierwsze, co w niej zauważyłam, to okazałość. Pięć rządków po dwie kostki, porządna grubość, wielkie orzechy. Tabliczka Tablica waży aż 130 g, na każde sto dostarczając 604 kcal. Kawał dobrego mięsiwa.
Zbliżyłam nos do beżowej tafli, by poczuć silny zapach świeżych i pysznych orzechów laskowych, przez które gdzieś tam z tyłu nieśmiało przebijała się delikatność białej czekolady. Nic natarczywego, ale też nic pewnego. Na każdej z grubaśnych kostek widniało logo Novi, kostki zaś łatwo było połamać, bez uszkadzania reszty tabliczki. Na pierwszy raz odłamałam dwa rządki, które wykazały 55 g. Wygryzając się w pierwszy z nich, poczułam bardzo dziwną, specyficzną konsystencję. Przysięgam na unicorna, że nigdy wcześniej nie jadłam czekolady zbudowanej z takiego… czegoś. Była jednolita, bez choćby cienia proszku, zupełnie jak zamarznięty, zastygły krem. Jak kostka margaryny, której pozbawiono tłuszczu (tak, to bez sensu). Aksamit przy niej jest mało aksamitny, satyna mało satynowa. Ta czekolada jest tak gładka, że aż niemożliwa. Orzechy w niej chrupią pełnią swej chrupkości, są świeże i soczyste. Tak naprawdę jedyne, co mam Nocciolato Bianco do zarzucenia, to smak. Podobnie jak Ritter, nie posiada go wcale.
Włoska czekolada Novi bardzo mnie zaskoczyła. Sądziłam, że będzie to jedna z wielu tabliczek przywiezionych skądś tam i pozostawiających jakieś tam wspomnienia. Nie bardziej mylnego. Jej delikatności i konsystencji gęstego, twardego kremu nie zapomnę nigdy, podobnie jak liczby doskonałych i świeżych orzechów. Z ich powodu smutek wielki rodzi się w mym sercu, gdyż za brak smaku czekoladzie nie mogę wystawić oceny marzeń. Nie zasłużyła na więcej niż biały Ritter, będąc po prostu przeciętną.
Ocena: 4 chi
Ale dziwne te nazwy, rzeczywsicie! Ale wiesz, mnie to nawet zacheca, bo ja jestem fanka i bialej czekolady i orzechow w czekoladzie-kompozucja dla mnie idealna!;D O, i fajnie, ze dajesz bialemu Ritterowi druga szanse, jestem ciekawa, co z tego wyjdzie ;)
Ech… przeczytaj recenzję.
Widzisz, przepraszam, nie ukrywam, ze ja czasem czytam,, po łebkach,,sorki. Nie pozostaje mi nic innego, jak zawstydzona sposcic glowe i skonczyc komentowac :(
To komentuj, jak masz czas, żeby czytać. Pisanie i czytanie recenzji powinno być przyjemnością, a nie obowiązkiem. Chcę, żebyś dobrze się u mnie bawiła, a nie czuła przymuszona do komentowania.
Jedna będzie prawdopodobnie bardziej mleczna, a druga ze zmielonymi orzechami laskowymi/kremem orzechowym typu Nuttela. Moja znikoma znajomość włoskiego (głównie żarcie) pozwala tak sądzić.
No cóż, tabliczka i opakowanie są ładne. No i całe orzechy, zawsze to plus
Tylko z macania wynika, że obie mają duże orzechy wtopione w taflę.
Zazdroszczę! Mimo niezbyt wysokiej oceny. Niedostępność na rynku po prostu od razu przyciąga.
To fakt :)
Ciężko mi sobie wyobrazić czekoladę, która mimo posiadanych w swym wnętrzu orzechów i ich wyraźnego zapachu nie ma smaku ;p Z drugiej strony konsystencja kostki margaryny za dobrze mi się nie kojarzy, ale po tym co piszesz ta czekolada wydaje mi się bardzo tajemnicza :p
A biały ritter z orzechami mi całkiem smakuje, więc w przypadku tej mogło by być podobnie, ale i tak wolę cieme czekolady :)
Spoko, orzechy mają smak. To czekolada go nie ma.
Racja, a ja popatrzyłam na tą czekoladę z perspektywy jedności :p
Jak kupowałam słodycze z Włoch żeby właśnie przynieść rodzince i znajomym to nawet jej nie widziałam :o
Fajnie ze z orzechami to tyle bo biała to jednak nie czekolada :3
Nie pisz tak, bo kilka osób gotowych jest się na Ciebie rzucić z nożem lub innym ostrym narzędziem :P
Jeszcze żyje :3
Jako,że lubię białe czekolady to na pewno bym tą czekoladą nie pogardziła:)
…no zawsze fajnie próbować nowości ;)
O matko…. wiesz jak dobić człowieka tymi zagranicznymi słodkościami… nic mi tak nie podcina skrzydeł jak one xDD Ale to nie znaczy, że ich nie lubię. Aż mi buzie skręciło jak wyświetliło mi na blogu nazwę tej najnowszej twojej recenzji :D Masz kochanego tate, tylko jeżeli mogę spytać… jest lekarzem i wyjeżdża za granicą, w sprawach służbowych czy czysto wycieczkowych? :)
Czysto wycieczkowych, a raczej wycieczkowo-sportowych (szuka miejsc, gdzie można robić coś aktywnego; nie lubi leżeć odłogiem).
to już wiem po kim to odziedziczyłaś :) Dziękuję ^^
Ja? Chyba na odwrót. Ja bym najchętniej tylko leżała i się nie ruszała.
ale się ruszasz, bo jak się nie poruszasz to dziwnie się czujesz- pisałaś gdzieś o tym :) Każdy najchętniej by poleżał, ale ma czasami zap*erdalacz w tyłku i nic na to nie poradzi :D
To fakt, ale mój ruch utrzymuję w granicach rozsądku :P
Biała Ritterka mi smakowała, tą także bym nie pogardziła, tym bardziej, że nie dostępna w Polsce, a jak pewnie wiesz to kusi jeszcze bardziej :D
A wiem, wiem. Średnie zagraniczne bywa lepsze od dobrego polskiego.
Gdzie te przyjemnie tłuste, śmietankowe czekolady, rozpływające się na języku pozostawiając maślany posmak niemający jednak nic wspólnego ze stęchłą margaryną? Naprawdę dzisiaj ciężko o dobrą białą i teraz pożądam tygodnia alpejskiego w Lidlu, aby zaopatrzyć się w TĘ białą z nugatowym nadzieniem. To jest dopiero ideał białej czekolady.
Niektórzy ją mają ]:->
Jestem fanką czekolady <3 i narobiłaś mi taaaaakiego smaka!
Tą recenzją? Hmm ;>
O rany, idealnie gładka? Czuć orzechy ziemne? Dla mnie wersja ritterkowa była świetna, więc podejrzewam, że i tu zdecydowanie bym się nie zawiodła. :D
Zawsze mam tak, że podczas zagranicznych wyjazdów szukam produktów, których u nas nie ma. I albo się cieszę, że ich tu nie ma, bo szału nie robią, albo wściekam się, że nie kupiłam więcej.
Jakie ziemne? Laskowe! A skoro Ritter Ci smakował, to ta na bank też. Jestem pewna.
Lubisz się samobiczować, widzę :P
Tfu! :D Fistaszki mi dziś w głowie(jak zawsze), miałam napisać laskowe. :D
Hahaha, robię tak samo gdy moi znajomi gdzieś jadą. Co do czekolady – nie spróbowałabym. Taka trochę oklepana.
Oklepana? Dla mnie oklepana byłaby mleczna, chociaż to też złe słowo. To czekoladowo-orzechowy klasyk. Nie może nie wyjść, a jak jednak nie wychodzi, to serce boli podwójnie.
Taka włoska nazwa, kusi. Aż mi przypomniałaś o kuzynce mieszkającej 2 domy dalej, która obiecała mi włoskie słodycze. -,-” Zawitam do niej w sobotę (albo w piątek) o ile tylko choroba mnie opuści i dam o sobie znać.
Mój tata wyjeżdżał, ale już wiele razy do Niemiec. Ostatnim razem nawet miał wypadek…
Za białymi czekoladami nie przepadam, ale z orzechami… *-* Dałabym jej szansę.
Jakby mój tato jeździł do Niemiec, kazałabym mu za każdym razem przywozić mi bagażnik Ritterów, Lindtów i Milek.
Kiedyś uwielbiałam białe czekolady, teraz może i bym zjadła, ale jakąś taką, żebym była pewna że się nie zawiodę. Albo tą taką białą Aero od Nestle. W sumie jakikolwiek smak ich Aero. <3
Wiesz, że Aero jadłam chyba tylko raz i to w formie batonika? Z rok temu kupiłam białą Bąboladę Alpen Gold, ale to jest sssssłodkie, że aż zęby dzwonią.
Może i biała (nie)czekolada z orzechami to banał. Może biała (nie)czekolada z orzechami smakować może margaryną zmieszaną z mlekiem i cukrem Może to pójście na łatwiznę. Ale, cholera, jakbym miał możliwość spróbowania kolejnej sztuki o takim połączeniu, to bym ją wsunął bez zająknięcia.
Prostota cieszy. Nawet jak jest niedoskonała. Jadłem serio tandetne białe (nie)czekolady, jednak w połączeniu z orzechami było już tego dużo, dużo mniej. Przychodzi mi do głowy jeszcze tylko „okienko”, które może nie zawładnie światem, ale kto tam wie czy kiedyś jeszcze nie zagości na stole.
U mnie okienko będzie na pewno, wszystkie trzy smaki. Mleczna to klasyk dzieciństwa. Nie wierzę, że się pogorszyła, ani że jest niedobra. Po prostu nie.
Skoro bez smaku to byśmy najchętniej tylko powydłubywały orzeszki :P
Zazdrościmy Ci zagranicznych słodyczy szkoda, że my nie mamy żadnych dojść do takich słodkich prezentów :P Nasza rodzina jakoś nie lubi wyjeżdżać :P
To same zapodróżujcie :)
Twoja recenzja przywołała u mnie falę wspomnień. Widywałam Novi nie raz będąc we Włoszech. Jadłam takie coś: http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2012/08/novi-biaa-z-kandyzowana-pomarancza-i.html (jaka straszna fota! nie dość, że znaleziona w necie, to jeszcze robiona kalkulatorem). O mamuniu, ja chcę znowu do Italii! :(
No nie powiem, fota po byku :D Dobre chociaż było? Pamiętasz? Czekolada miała smak czekolady?
Pamiętam tylko, że było w niej mnóstwo całkiem smacznych kawałków owoców i tyle. To było chyba w 2011 roku.
Tą konsystencją to mnie zachęciłaś! Spodziewałam się co prawda nieco wyższej oceny, ale i tak jest super ;) Może kiedyś ją spróbuję? :D
Może :) Dużo życia przed Tobą.
Ja jestem zła, kiedy ktoś jest za granica i kupuje mi pospolity smak czekolady typu truskawkowa, mleczna czy właśnie z orzechami :P Niby nie gardzę, ale wolałabym coś bardziej niespotykanego :D
Łe, ja się najbardziej cieszę, że o mnie pamięta. Naprawdę pamięć jest dla mnie cenniejsza niż smak słodyczy. Poza tym oprócz tych trzech z orzechami tato kupił mi też jedną tak zajebistą i wybajerzoną paczkę, że jeszcze nigdy takich smaków nie jadłam ;) Masa posypek i trzy smaki czekolady. Będę miała okazję przetestować, czy smakują mi tabliczki w stylu Basi.
Oczywiście pamięć najważniejsza! Ale wiesz, wolę dostać coś ”woooow” :D
Już nie mogę się doczekać dalszych recenzji :)
Mniam, wygląda wspaniale! Dla mnie mogłyby istnieć tylko czekolady z orzechami!
Ja bym się zanudziła. Już wolałabym same z karmelem ;)
W sumie dobrze, że przeciętna ;P Mam alergie na orzechy, więc nigdy bym nie spróbowała :P
Współczuję :(