Uwielbiam tematyczne tygodnie w Lidlu, dzięki którym można popróbować różnych znanych pyszności z całego świata, kupując na przykład amerykańskie ciastka produkowane w Holandii albo alpejską kiełbasę importowaną z Chin. No dobra, może to nie najlepsze przykłady, a ja zaczęłam wpis z przekąsem, ale możecie – musicie – mi wierzyć, że owe tygodnie naprawdę lubię. Ponadto, poza małymi wpadkami, takimi jak dwukrotnie skwaśniałe suszone śliwki oraz kamień w naleśniku z serem, produkty z Lidla uważam za bezkonkurencyjne. Niejednokrotnie wspominałam o pysznym nabiale marki Pilos czy idealnych mlecznych czekoladach Bellarom. Sklep również trzyma poziom, jeśli chodzi o kontakt z klientem. W moim osiedlowym dyskoncie sprzedawcy są zawsze uśmiechnięci, żartują z kupującymi i pamiętają ich, a jak zdarzy się nieprzyjemna sytuacja w rodzaju wspomnianych wcześniej śliwek, robią wszystko, by człowiek nie czuł się oszukany ani poszkodowany. Sklep na medal.
Ensaimadas Sweet Pastry Swirls
Prezentowany dziś produkt jest jednym z wielu, które zdobyłam podczas ostatniego tygodnia hiszpańsko-portugalskiego, zawsze przechodzącego gdzieś obok, bez echa. Hiszpania? Portugalia? A co oni tam mają? Ani lodów, ani czekolad, łe. Z tego powodu nigdy się nim specjalnie nie zainteresowałam, nie poświęciłam uwagi gazetce. Tym razem jednak postanowiłam zaszaleć i poznać coś nowego, szczególnie że znalazłam w internetowej ulotce sporo rzeczy, które przykuły mój wzrok (a których nie było w wersji papierowej, podejrzana sprawa). Rzeczami tymi były oczywiście jogurty (czy desery, jak kto woli). Pojawiły się w zgrzewkach po cztery-sześć sztuk, każda za około pięć złotych. Niby nic, ale zawsze lepiej się podzielić i wydać mniej, a spróbować więcej. W ten sposób na zakupy namówiłam chomika zwanego mamą, połowę pyszności oddając w jej dobre ręce i jeszcze lepszy układ trawienny. Oprócz jogurtów bonusowo dostałam dwa rodzaje ciastek, z których pierwsze prezentuję dziś. Paczka liczy 220 g, na co składa się sześć drożdżowych bułek – tak zwanych ślimaków – z wierzchu przyprószonych cukrem pudrem. Żadnych lukrów, tłustych kremów, podejrzanych dodatków. Czysta dawka mąki i cukru.
Otrzymana sztuka Ensaimadas Sweet Pastry Swirls utwierdziła mnie w przekonaniu, że produkt rzeczywiście jest niczym innym, jak suchą bułką, do której przydałaby się herbata lub kawa. Z racji tego jednak, że byłam zbyt leniwa, a czajnik stał za daleko (trzeba by przejść przez cały jeden pokój), postanowiłam zjeść ją od razu, bez komplikowania sobie życia. Pierwsze, co odnotowałam, to ogromna i przyjemna miękkość, a jednocześnie wąskość ciasta. Ktoś – zapewne maszyna – porządnie się natrudził, by ułożyć je w kształt ślimaka. Wyszło całkiem ładnie, choć produktowi nie udało się uciec od image’u sztucznej i długoterminowej buły w wora, którą w rzeczywistości jest.
Drożdżówka pachniała czymś pomiędzy zwykłą kajzerką a… kostką margaryny. Nie był to jednak zapach brzydki ani odpychający, raczej frapujący i uzależniający. Przy pierwszym gryzie poczułam, jak na mięciutkim cieście trzeszczy rozdrobniony cukier, potem zaś doszedł smak będący odpowiednikiem zapachu, czyli zwykłej bułki posmarowanej dużą ilością margaryny i posypanej cukrem. Kompozycja rodem z dzieciństwa, plus delikatność i miękkość (buła rwie się jak chałka), minus składniki znanego pochodzenia. Uznałam, że całość smakuje mi średnio, a po kolejną sztukę na pewno bym nie sięgnęła. Ale to było tuż po rozpoczęciu konsumpcji. Im dalej się bowiem wgryzałam i im bliżej było końca, tym bardziej czułam się uzależniona od tego specyficznego aromatu i smaku. Jedzenie zakończyłam z wnioskiem, że nie tylko mi to smakuje, ale z chęcią sięgnęłabym po kolejną bułę, tym razem jednak zaparzając gorzką herbatę (opcjonalnie kawę, wersja dla dorosłych) albo kakao (wersja dla dzieci). Myślę, że jeśli szukacie zwykłej, niewymagającej poprawności i tak jak mi nie przeszkadzają wam margarynowo-cukrowe suche drożdżówki z folii, po Ensaimadas Sweet Pastry Swirls powinniście sięgnąć.
Ocena: 5 chi
Przeczytalam calutkie-jakos trudno mi by bylo zyc bez rytualu komentowania, taka juz jestem. Co do drozdzowek-kiefy ja bylam w Lidlu i je widzialam, to pomyslalam-paczkowane pieczywo, pewnie chemia jak 7days.nie ,zebym cos miala do 7daysa,bo sama uwibiam opcje,, double coconut,, ale rzeczywiscie-takie rzeczy potrafia uzalezniac! ;) Moze siegne po te drozdzowki przy nasteonym tygodniu, o ile moje slodyczozapasy znowu sie nie powieksza
Cieszę się, że nadal ze mną jesteś. Naprawdę, tak z całego serducha :)
7 Daysy kooocham, choć jadłam tylko klasyczne. Mój ulubiony rogal to Spumante. Jeśli zdecydujesz się kupić dzisiejsze buły, przygotuj się na naprawdę specyficzny, margarynowo-cukrowy, ale jeszcze bardziej uzależniający od sewendejsowego smak.
Brzmi zachecajaco ;)
Opis skojarzył mi się z pewnym słodkimi bułeczkami Społemu, które kiedyś bardzo lubiłam. Nawet miały ten sam kształt. Będę musiała sprawdzić czy nadal można je kupić, bo jakoś czuję niechęć do kupowania bułek i pieczywa z Lidla i Biedronki.
E tam, ja od lat (dosłownie) jem lidlowy graham z wora i jest git :P
Ogólnie lubię takie produkty, ale obecnie mam fazę na te z nadzieniem. :) Chociaż też jakoś na razie nie sięgam po nie .
Ty to mi się kojarzysz ze zdrowszymi (nawet jeśli słodkimi) wypiekami z piekarni (również lidlowej), a nie z wora.
Rzadko jem takie rzeczy, więc całej paczki dla siebie nie byłoby sensu kupować (rodzina nie chciała ;-;), ale jak teraz patrzę na te zdjęcia.. Te bułeczki wyglądają przepysznie! Dodatkowy plus za ich grubość, najbardziej lubię takie płaskie i rozklapciane buły :D
To co, będziesz następnym razem ryzykować? ;>
…chyba nie mam wyjścia xD Najwyżej nadmiar bułeczek wyślę ci pocztą :P
Jestem chętna i nawet zacieram swe łapczywe łapki :D
Niby brzmi jak opis zwykłej słodkiej bułki, ale… kiedyś, lata temu, lubiłam takie rzeczy. Pewnie od dobrych 5 lat, po słodkie bułeczki sięgam bardzo rzadko, okazyjnie, toteż tej nawet od mamy bym nie wypraszała, a wyprosiłam od niej ostatnio trochę czegoś, kompletnie nie w moim stylu, ale o tym kiedyś tam na blogu. :P
Aż się boję. To jak trailer horroru :D
Mragarynę może bym zniosła (ciekawi mnie Twoje wciągające podejście do tego smaku), ale suchość drożdzówki byłaby nie do przejścia.
Mam z tego tygodnia lody o smaku Dulche de Leche, ale jeszcze nie próbowałam ;).
Ja lody chciałam (były nawet dwa czy trzy smaki), ale wielkość kubka mnie zniechęciła. Napisz, czy dobre, jak już zjesz.
Może nawet pokuszę sie o recenzję. Zależy w jakim amoku będę je jeść.
A tak przy okazji – kupiłam je bo były przecenione chyba na 5,99zł.
Leżał jeden woreczek tych bułeczek w koszu z ostatnimi sztukami za 2zł i ja głupia nie kupiłam ehh . Później po recenzji u innej blogerki plułam sobie w brodę.
Ooo, za 2 zł to bym wzięła z chęcią.
ojoj… trzymałam w rękach i odłożyłam bo stwierdziłam, że to pewnie napowietrzona buła z cukrem puder… ty głupia… znowu odłożyłaś to co nie trzeba było :D też lubię produkty lidlowe :D Będzie hummus z Sante z suszonymi pomidorami i oliwkami, nasiona chia w przystępnej cenie, już czekam ^^ Ach no i środki czystości, o ile już nie są :D
Widziałam! Mnie interesuje tylko pasztet za 1,99zł. I tak go kupuję, ale nigdy tak tanio <3
Ola- wymiatasz, rozbroiłaś mój system :D
Bo jem sojowy pasztet? :P
że ty tylko potrafisz z takim entuzjazmem opowiadać o pasztecie :D
Ach, dnia pewnego może nawet poświęcę pasztetowi z jeden sonecik!
będę czekała na ten dzień z utęsknieniem jak ten ,,sonecik” opublikujesz :D
,,Bułki posmarowanej dużą ilością margaryny i posypanej cukrem.” Jak ktoś kiedyś by powiedział, że to zdanie brzmi obrzydliwie słodko, tłusto i fe to chyba zaciukałabym go dzidą lub skazała na banicję. Wiesz doskonale, że takie bułeczki, chałeczki, dróżdżóweczki, rogaliczki i inne wypieczki uwielbiam. Jestem pewna, że ta buła jest pyszna i naprawdę pluję sobie w brodę, że nie wpadłam na to, żeby podczas tego hiszpańskiego/portugalskiego tygodnia iść na inny dział niż nabiałowy, który był oczywistością. Naprawdę nie wiem jak mogłam o tym nie pomyśleć, ale wynika to z tego powodu co u Ciebie – nie skupiłam się na gazetce uważając, że nic tam oprócz tych serków nie znajdę. Nigdy więcej nie popełnię tego błędu i kolejne gazetki czytam uważnie od deski do deski z zakreślaczami najlepiej żeby sobie zaznaczyć co kupić i z taką listą iść do sklepu. :D
Przypomniała mi się moja babcia, która w magazynie telewizyjnym zawsze zakreślała długopisem, co chce oglądać. Problem w tym, że zaznaczała filmy lecące o tej samej godzinie :D
Teraz na blogu będzie woda na Twój młyn. Jutro też ciacha, a potem deserki.
Zobaczyłam pierwsze zdjęcie i od razu sobie myślę, oj marny los bułeczek, ale je zjedziesz, a tu takie zaskoczenie…
Jak buła to tylko z serem, budyniem, dżemem, czymś takim, żeby było wilgotniej :D nie lubię takiej, zwykłej suchej, słodkiej buły, jakby dodać coś mokrego, pewnie bym się skusiła.
Ja też lubię Lidla, choć nie mam okazji bywać tam często – po prostu go lubię xD
Moja ulubiona drożdżówka to właśnie taka mokra, z truskawkami i rabarbarem. I duuużą ilością niestety kalorycznej kruszonki.
Nie przekonują nas do siebie takie buły z wora :P Jak już to wolałybyśmy iść do pobliskiej cukierni i kupić porządną drożdżówę z kruszonką :P
Hmm, w smaku też wolę cukiernianą, ale taką się lepiej recenzuje ;)
A ja? A ja kocham prawie wszyyyyystko i ciągnie mnie do wszyyystkiego, co związane jest z Hiszpanią, wiadomo miłość do FC Barcelony zobowiązuje. :D
Ale w sumie, to ciastko niezbyt mnie zachęca. Chyba głównie przez średnio ciekawe skojarzenia z suszonymi produktami dostępnymi w sklepie zoologicznym, w zasadzie powinnam być przyzwyczajona do takich widoków, ale czasem przyjeżdżają tam tak pokrętne kości, czy inne fragmenty, że raczej na skosztowanie recenzowanego ciacha się nie skuszę. :D
Pracujesz w zoologicznym?!
Do końca tygodnia na blogu hiszpańskie smakołyki, więc… miłego czytania :)
Pracować to nie. ;) Pomagam, sklep rodziców. ;)
Ojeeeej! Gdyby moi rodzice pracowali w zoologicznym, to chciałabym przejąć po nich interes. To samo z cukiernią i spożywczakiem.
Wyglądają ciekawie. Jestem zachwycona… lubię uzależniające produkty. Nie pozostaje mi nic innego jak kupienie ich… w najbliższej przyszłości haha :D
Najbliższa to ta przyszłość może nie być, to chyba dość rzadki tydzień, ale będę trzymała kciuki, żebyś nie zapomniała.
Żałuję, że nie ma w mojej miejscowości lidla, choć pewnie już bym ensaimady nie dostała. Jadłam ją w tym roku będąc na Majorce i była przepyszna, delikatna przypominałam mi trochę karpatkę :)
Ojej, ta z worka ani trochę nie szła w stronę karpatki, raczej suchej buły z margaryną i cukrem, ale to już napisałam w recenzji. Zazdroszczę Ci próbowania oryginału. Nie zazdroszczę zaś braku Lidla. Lidl wymiata.
Ja się nie wypowiem, nie jadłam, ale recenzję mojej rodzinki już znasz ;)
Taaak, pamiętam, że głosy podzieliły się pokoleniowo :)
Oj zgadzam się, takie sztuczno-paskudne buły potrafią być przewrotnie bardzo uzależniające. Specjalnie je tak szprycują. Ten cukier puder to pewnie kokaina tak naprawdę :D.
Nie wątpię. https://www.youtube.com/watch?v=6vYnas6q3Sg
Lubię zapychacze, lubię suchulce, lubię rwańce. Buła ma w sobie wszystko, co powoduje, że jest cholernie niezdrowa i zapewne cholernie pyszna. Czasy piekarni pod drodze do szkoły mi się przypomniały momentalnie.
Zresztą, kurde. Od samego rana, w tych wszystkich budach blisko metra, są meeega kolejki po jakieś ciastka, rogaliki, pączki. Poniedziałek, czwartek, bez różnicy. Krok dalej jest „1 minute” z kawą z automatu. Czy można lepiej rozpocząć dzień? Jeszcze makulaturę (szmatławiec, ale mniejsza o to) dają do poczytania :D
To łatwe (i smaczne) wyjście, taka buła w drodze do szkoły/pracy. Gorąca kawa w kubku termicznym (lub styropianowym, jeśli ktoś nie ma czasu w domu zaparzyć własnej) i Metro zgarniane w przejściu podziemnym od zziębniętego i sfrustrowanego pana w czerwieni. Niemniej to nie moje wyjście, ja zawsze mam swoje śniadanka i drugie śniadanka, a suche buły rwę i wpycham w paszczę wieczorem.
Który wrocławski Lidl tak chwalisz? ;)
Na Obornickiej, przy stacji Shell :)