Sol&Mar, Flan caramelo

Dosyć tego dobrego. Dość wychwalania Lidla i deserów zakupionych podczas hiszpańsko-portugalskiego tygodnia. Dość śmichów-chichów. Trzy dni pyszności to zbyt wiele dla mojej czepialskiej natury. Zanim więc zostanę posądzona o uprowadzenie przez kosmitów i zmianę mej nieco wrednej natury, albo nawet gorzej: o tajną pracę dla niemieckiego dyskontu i pobieranie grubych milionów za pochlebne recenzje, szybko zmieniam ton i z spycham was z wygodnego grzbietu różowego unicorna, żeby wasze rzycie poczuły, czym jest prawdziwe, niepewne i zdradliwe życie.

Sol&Mar, Flan caramelo (1)

Flan caramelo

Drugim deserem, którego zdecydowałam się otworzyć, a raczej któremu kończyła się data ważności, jest Flan carmelo, Caramel Dessert, a po polskiemu deser mleczny o smaku waniliowym z polewą karmelową. W kartonie znalazło się sześć takich Flanów, po 100 g i 95 kcal każdy. Przez opakowanie wyglądały na bardzo ładne, głównie dwukolorowe, ale z gradacją barw. Po zrobieniu zdjęć odłamałam sobie dwie sztuki, resztę oddając prawowitej właścicielce i sponsorce – chomikowej mamie.

Sol&Mar, Flan caramelo (4)

Otworzyłam pierwsze opakowanie i poszłam do pokoju, nieco dziwiąc się kształtowi opakowania, ale jeszcze deseru nie skreślając. Najpierw zbliżyłam do niego nos i wyczułam wanilię, potem zaś włożyłam łyżkę i odkryłam glutowatą konsystencję Deseru z koroną. Trochę mnie to przeraziło, bo o ile wszystko, co budyniowe kocham, o tyle wspomniane produkty Zotta – delikatnie mówiąc – nie bardzo.

Sol&Mar, Flan caramelo (5)

Pierwszy kęs utwierdził mnie w przekonaniu, że deser rzeczywiście jest waniliowy oraz że rzeczywiście jest glutowaty. Konsystencją przypominał bardzo słodziutką wodę, w której ktoś rozpuścił żelatynę, trochę olejku waniliowego i koniec. Ot, całość kompozycji. Kilka kolejnych łyżek zaś przyniosło wniosek, że glut jest nie tylko waniliowy, ale posiada bardzo silny pierwiastek obrzydliwości, od którego lekko drętwieje język. Zupełnie jak w Deserach z koroną, brakuje tylko paskudnej bitej śmietany. Zamiast niej mamy ciemny sos, który jest zupełną wodą i nie ma smaku. Może być karmelowy, jak twierdzi producent, ale równie dobrze skarpetowy. Po prostu żaden. Momentalnie przestałam się dziwić, czemu deser ma tak mało kalorii. To zabarwiona woda z zagęstnikiem i pierwiastkiem obrzydliwości.

Sol&Mar, Flan caramelo (6)

Drugi Flan chciałam wspaniałomyślnie oddać mamie, ponieważ jednak siedziałam nad pracą magisterską i nie chciało mi się ubierać, a i mamie nie było do mnie po drodze, deser został w lodówce. Gdy ją wieczorem otworzyłam, poprosił o drugą szansę. Niech ci będzie – odpowiedziałam. Odwróciłam go do góry nogami i wtedy mnie olśniło. Kawałki sreberka doczepione do dna nie miały być elementem ozdobnym ani frustrującym. Wystarczyło je oderwać, by w kubeczku zrobił się przeciąg, a Flan jednym szybkim ruchem wyślizgnął się na talerzyk. I choć od razu zdradzę, że druga konsumpcja nie nastawiła mnie ani trochę lepiej do smaku (produkt nadal uważam za mniejszy i pozbawiony bitej śmietany Deser z koroną), udowodniła mi, że irytacja spowodowana niemożnością wydobycia gluta łyżeczką z zagłębień była wyłącznie moją winą. Za tę jedną rzecz podnoszę produktowi ocenę o pół punktu. Naprawdę podobała mi się forma podania i wygląd deseru na talerzyku. Cała reszta – porażka.

skalachi_2Ocena: 2 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Sol&Mar, Flan caramelo (3)

35 myśli na temat “Sol&Mar, Flan caramelo

  1. Nie, jak moglas zepchnac mnie z grzbietu unicorna! :( Po poczatku bylam przekonana, ze Tull sobie zartujesz i bedzie zaraz znowu unicorn, ale nie! :)

  2. Słodka rozwodniona galaretka o glutowatym wyglądzie i z pierwiastkiem obrzydliwości. No to chyba wiem czego z pewnością nigdy nie brać z Lidla.
    A raczej na co nigdy nie naciągać matki podczas zakupów LIdlu.

    1. No, nie przesadzaj. Trafił się jeden felerny na masę przepysznych. Warto było dwa wieczory przecierpieć.

  3. Słodka woda z żelatyną z sosem skarpetowym nie brzmi apetycznie :p
    A konsystencją ten produkt na ostatnim zdjęciu przypomina mi tkankę tłuszczową :p

      1. Wolałabym o tym nie mówić… Dziękuję za miłe słowa ;)

        A Flan rzeczywiście wygląda jak tkanka tłuszczowa :/ Ania trafiła z porównaniem

  4. Przypomina mi chyba deser ze smakiji. Dość podobnie wygląda, aczkolwiek pewnie smakowo by się różnił. Cieszę się, że czytam recenzje bo co by było gdybym kupiła całe opakowanie owych deserków *.* Chyba bym umarła. Nie ma nic gorszego niż jeść deserek o smaku wody z dodatkami.

    Ps. Zapraszam Cię dziś do siebie, czeka tam recenzja wprost dla Ciebie :* (mam nadzieję XD)

      1. Nawet wiem, o którym piszesz, ale coś mi się nie spieszy do zakupu. Na bloga zaraz wejdę, bo zaczynam poranną rundę objazdową :P

  5. Już było tak różowo ^^ Dobrze, że nie byłam wtedy w Lidlu (i ominęłam kolejny tydzień ;/) bo jestem niemal pewna, że bym się skusiła, a woda z żelatyną i olejkiem waniliowym, no nie brzmi dobrze. Ta konsystencja jest identyczna jak „domowej” panna cotty, którą robiłam z mamą bardzo dawno temu, z „Pomysłu Na..” czy coś takiego. Do tego był tam sos, który wyglądał identycznie, tylko był do tego strasznie gorzki, obrzydliwy :D

  6. XD uwielbiam obrazki na opakowaniu kontra rzeczywistość ale tutaj to już naprawdę bym się zastanawiała czy nie pomylili zawartości z opakowaniem :’D ale swoją drogą ciekawie wygląda taki ombre flan

    1. A nawet więcej: ciekawe czy został zrobiony ze specyfików do robienia ombre na włosach, bo zdecydowanie tak smakuje.

  7. Hahaha i wróciła nasza Olga jaką znam :D Jak się cieszę, że odłożyłam go z powrotem… chwała Ci opatrzności :) Co ty!? Maminke chciałaś tym nakarmić? :) Gratuluje pisania pracy, ja się migam :<

    1. Ja już tyle napisałam, że został mi cały rok studiów, a tylko jeden, w dodatku krótki rozdział :) Naprawdę jestem dumna z samozaparcia i poświęconego czasu.

  8. Te bełty w kubeczku mnie przereziły,ale już na talerzyku deser trzyma fason . Woda z żelatyną i cukrem obleśne nie dziękuję . Dziś kupiłam dwie czekolady Oron jedna kawowa a druga jakaś limonkowa ciekawe czy dobre pani zachwalała.

    1. Brzmią dobrze, podziel się jakimś zdjęciem z degustacji albo chociaż opinią. A „bełty” mnie rozbawiły :D To racja, wygląda jak bełty.

  9. Chyba mogę z czystym sumieniem przekazać mamie, że nic nie straciła nie próbując ich. :D
    Przypominają babki robione na piasku, czy w piaskownicy, które stawiało się po zrobieniu np. zupy złożonej z liści, piachu, kamyczków i innych „niespodzianek” zostawionych w piaskownicy…

    1. Ja zupy robiłam w kałużach po deszczu na ulicy, a babki z piasku w suche dni i w bezpiecznej piaskownicy.

  10. I znowu notka z tego tygodnia…
    Jadłaś prawdziwe macarons? Jeśli tak, to możesz przetestować te z Lidla (mrożone! :O), bo następny tydzień idzie w parze z Francją. Ja podziękuję.
    A powyższy deser nie wygląda przyjemnie, no może choć troszkę. W każdym razie taki żylasty, żelatynowy, co mnie odpycha. Plus za drobne poczucie wanilii.

  11. Kamień z serca, że jak poprzednio był ten tydzień hiszpańsko-portugalski to jednak nie kupiłyśmy tego deseru choć musimy się przyznać, że właściwie tylko on został w lodówkach i nas takie samotne opakowanie kusiło. Ale na talerzyku prezentuje się nawet uroczo i słodko :)

  12. Pierwszy raz o czymś takim słyszałem w filmie „Zawiść” (Jack Black i Ben Stiller). Choć dzieło zaliczane do tych „na reset mózgu”, to było tam ukrytych kilka smutnych prawd.

    Flan, podany tam jako rarytas, coś ekstra drogiego, wyglądał inaczej. Przynajmniej ja go inaczej pamiętam. A może to był Tram/ Bzam/ Jijam itp., a moje uszy to przemieliły na coś bardziej przystępnego?

    W każdym razie wszyscy się nim zachwycali. Kto tu nie ma racji? Telewizja (pomińmy fakt, że zawsze kłamie), producent (dający dupy z odzwierciedleniem), a może Olga? Zagadka zostanie niewyjaśniona na wieki.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.