Ciąg dalszy prezentacji lidlowych słodkości Sol&Mar z tygodnia hiszpańsko-portugalskiego, a zarazem recenzja zwieńczająca z nimi spotkanie. Dziś mam zaszczyt przedstawić wam dwa desery, które grzały moje serce od chwili, gdy zobaczyłam je w internetowej gazetce. Jedynym produktem, który je przebił, był czteropak Natillas con galleta, a to ze względu na dodatek herbatnika. W Cremach zaś urzekła mnie kolorystyka, smaki i szklane słoiczki, w których zostały podane. W kompletach znajdowały się po dwa takie słoiczki, więc jeden przypadł mi, drugi mamie i siostrze na spółkę.
Crema de dulce de leche
Pierwszy z otworzonych słoiczków zapowiedziany został jako Crema de dulce de leche, Milk Dessert with Sweet Caramel, a po naszemu deser z pasteryzowanego mleka i kremu mlecznego. Zero słowa o karmelu, najwyraźniej panu producentowi lub tłumaczowi coś w życiu nie wyszło, nie mówiąc już o kajmaku, który jest polskim odpowiednikiem masy dulce de leche. Kolor wnętrza też sugerował raczej delikatne toffi, coś mlecznego, może lekko karmelowego, ale na pewno nie kajmak. Deser-zagadka.
Jedna porcja produktu to 135 g deseru oraz 162 jednostki biodrowe. Dla poznania smaku w sam raz, żeby się najeść też w sam raz, przynajmniej jeśli jesteście bohaterami historii Guliwer w Krainie Liliputów (i nie macie na imię Guliwer). Całość została upchnięta w uroczym słoiczku, który swym kształtem nieco przypomina bańki, w XX wieku stawiane na plecach chorym ludziom, a wcześniej podpalane w środku (raz miałam tę wątpliwą przyjemność skorzystać z baniek, bo dopadło mnie zapalenie płuc). Zatopiwszy w środku łyżkę, spodziewałam się trafić na coś w rodzaju budyniu, ale gęstszego, podobnego głównej masie z Grand Dessertów. Nic bardziej mylnego. Crema de dulce de leche okazała się glutowata, podobnie jak felerny Flan caramelo, na szczęście nieco gęstsza (acz nadal rozczarowująco rzadka). Po wymieszaniu nie było specjalnie mocno owej glutowatości czuć, ale pierwsze wrażenie w pamięci pozostało.
Zapach deseru był tak delikatny, że prawie żaden. Przypominał wspomnienie po wspomnieniu o kubku posłodzonego mleka. Smakował jak stuprocentowa krówka, co na dobrą sprawę było jego jedynym plusem. Przede wszystkim okazał się słodki w sposób powodujący mdłość, miał beznadziejną, graniczącą z glutem konsystencję, a na dodatek nie był jednolity i aksamitny, tylko chropowaty w sposób maślankowy albo kefirowy. Karmelu w nim zabrakło, obok kajmaku nawet nie stał. Z racji satysfakcjonującego smaku cieszę się, że go zjadłam, ale nigdy więcej nie kupię, bo wykonanie leży i popija drinki z palemką.
Ocena: 4 chi
Crema de turron
Po zjedzeniu pierwszego deseru byłam pełna obaw wobec drugiego, dlatego czekałam z nim tyle, ile pozwalała data ważności. Na jego plus działały opakowanie – słoiczek po raz kolejny mnie urzekł, a także kolor – ciemniejszy był szansą na smak karmelu. Nawet opis z tyłu produktu był mniej enigmatyczny, zapowiadając „krem mleczny o smaku Turron – nugatu migdałowo-miodowego”. Nazwę potwierdziła ciocia Wikipedia, przedstawiając turron jako „rodzaj nugatu” i tak dalej.
Roztrzęsiona i spocona ze stresu włożyłam łyżkę w sam środek deseru, by przekonać się, że ponownie czeka tam na mnie glut. Ale, ale. Tym razem całość była dużo gęstsza, a pierwsze wrażenie obcowania z czymś wodnistym i zagęszczonym żelatyną zniknęło prawie całkiem. O wiele lepiej wyglądała również kwestia zapachu, tu bowiem nos miał co robić, wychwytując masłoorzechową nutę solonych fistaszków. Połączywszy kolor Crema de turron z aromatem, przez chwilę miałam silne przeczucie – i nadzieję – że naprawdę zastanę w środku masło orzechowe.
Pierwsza łyżka brązowej masy przekonała mnie jednak, że na masło orzechowe nie mam co liczyć. Do moich kubków smakowych dotarła za to nuta, którą powinnam była wychwycić kilka dni wcześniej. Kajmak. Sto procent smaku znanego z puszek wypełnionych gęstą masą, która najcudowniej na świecie smakuje w małych babeczkach i między dużymi jasnymi waflami. Kajmak w czystej, słodkiej i przepysznej postaci, a do tego delikatny posmak orzechów. W połączeniu z konsystencją całość przypominała mi mleczko z tubki, tylko nieco rzadsze i o niebo mniej słodkie. Istna rewelacja.
Ocena: 6 chi
Oj, czuje, ze to by mi nie posmakowalo. Nigdy nie lubialam krowek, kajmaku ani skondensowanego melka :p
Jak możesz?!
Zwyczajnie,nie lubię ;)
Oba desery zawsze ciekawią mnie straszliwie! Może niekoniecznie akurat te, ale muszę kiedyś spróbować! Po prostu muszę.
Są teraz w Auchan.
Jestem pewna, ze to pierwsze by mnie zdegustowało swoją słodyczą, ale te drugie… wygląda jak budyń czekoladowy. A smakuje kajmakowo-orzechowo <3
Tylko raz miałaś bańki? Ja tą "przyjemność" miałam kilka razy. Jak robił je ojciec to zawsze machał mi ogniem niebezpiecznie blisko twarzy. Ale sąsiadka robiła to szybko, sprawnie i nie zagrażając moim włosom i rzęsom.
I jak wrażenia? Ogniste? :D
Ten drugi deser chyba przypadłby mi do gustu bo kajmak uwielbiam ;) No i podoba mi się ten kolor i konsystencja ;)
Nie wiem jak to jest mieć postawione bańki i nawet w dzieciństwie mnie to bardzo zastanawiało – jak to się dzieje, że ta bańka się tak zasysa :p
Ogień wypala tlen, to się zasysa, ale również liże skórę. Ból, ból i jeszcze raz ból. Nie polecam.
Fajne słoiczki:). Ja bańki miałam stawiane bardzo często.bo byłam dzieckiem chorowitym ,zapalenie płuc obustronne to było u mnie w zimę” na porządku dziennym”rok w rok. Deser pierwszy jedynie mnie zaciekawił ze względu na smak krówkowy a drugi bym zjadła z przyjemnością:)
Ja też byłam chorowita, ale u mnie to były niekończące się anginy, nawet wycinanie migdałków. Dziś wyglądają jak sito i powinnam je wywalić, ale boję się bólu po operacji.
Olu ja mam wycięcie migdałków 30.11 w Andrzejki:) . Teraz od czerwca miałam tylko 3razy zapalenie gardła i ani razu bólu migdałków to mogą mi nie chcieć ich wyciąć może…
Nie, nie. Skoro zdecydowali się skierować Cię na operację/podjąć się operacji na Twój wniosek, to nie odmówią. Wiem, jak to jest ciągle chorować na gardło. Zapalenie mam w zasadzie przez całą zimę, a wyjście bez szalika = angina. Wszystko przez migdały, bo u zdrowego człowieka filtrują bakterie, a u mnie zbierają i rozwijają. Także zazdroszczę Ci odwagi bardzo… Napisz potem, jak to wszystko wygląda, może w końcu się zdecyduję.
Jeszcze nic nie próbowałam z tygodnia hiszpańskiego, ale coś czuję, że następnym razem będę wypatrywać tego turrona ;)
O ostatecznej decyzji dowiem się pewnie z recenzji ;)
Kajmak i ty już odpływasz :) Widziałam je, ale pieniążków mi szkoda było. Teraz przez Ciebie żąłuję, ze nie kupiłam choć jednego produktu z tego tygodnia. Właśnie będzie francuski… może jest coś godne polecenia? :)
No, szkoda, że niczego nie wzięłaś. Na przykład Flanu :D
Z francuskiego nigdy niczego nie brałam, ale na bank wszystkie francuskie ciastka są dobre.
Ciastka Magdalenki na tym tyg były zawsze pyszne,ale teraz ich w gazetce nie ma:( .
Ooo, kocham Magdalenki. Są takie delikatne.
Magdalenki? Nigdy nie jadłam, aż wystukam w google :D
Miałam to w rękach…dlaczego nie kupiłam? :( ehh coś wewnętrznie mówiło mi NIE! a szkoda.
Poluj następną razą :)
1. az sie zasmialam jak zobaczylam znowu SOL&MAR XD
2. co do baniek to moja koleżanka czasami ich używa na celulit :O
3. obok pierwszej wersji przeszłabym obojetnie, ale ta druga ! Trafiłabym tam łyżeczką z wielką przyjemnością XD
1. Idź, Ty śmieszku. Od jutra już co innego :P
2. I to pomaga? Jakieś mity i horoskopy.
3. Ja też!
Łamiesz mi serce recenzją pierwszego słoiczka, bo dla mnie to ten był lepszy. Słodki i bez konkretnego smaku, po prostu jak rzadsze mleczko w tubce i znowu to powiem: bardzo słodki. Jednak dla mnie nadal pyszny. Drugi z kolei miał zdecydowanie bardziej konkretny smak, nietypowy, ciekawy. Jednak to pierwszy mnie zachwycił słodyczą – niestety jestem łasuchem i moja granica tolerancji na cukier ustawiona jest bardzo wysoko stąd wybór oczywisty. :D Jedyny zarzut – gęstość, a raczej jej brak.
Że słodki to okej, ale mógłby mieć wyrazistszy smak. No i konsystencja – buu.
Mimo, że znowu coś budyniopodobnego te z chęcią bym spróbowała. Urocze słoiczki. Ten o smaku migdałowo-miodowym kusi mnie barwą, wygląda po prostu pysznie. Biały kojarzy mi się z lekarstwem i liczyłam na coś kajmakowego, bo masę tą wprost uwielbiam.. „Smakował jak stuprocentowa krówka” to zdanie jednak przekonało mnie całkowicie. Słodko i krówkowo, jak skondensowane mleko z tubki – ach dzieciństwo.. Że tak powiem, żal dupę ściska :D
Drugi lepszy, ale na wszelki wypadek poluj na oba ;) Jak Ci nie posmakują, to przynajmniej słoiczki będziesz miała. Po co? Nie wiem. Ale ważne, że będziesz miała :D
Po kolorze to w ciemno byśmy wybrały tą drugą wersję i jak widać to byłby udany zakup :P Chociaż Angelikę pewnie jarałyby bardziej same słoiczki niż ich zwartość :P
Ja w sumie się cieszę, że je mam, ale wykorzystać to nie mam do czego :D
Nie rusza mnie ani jedno, ani drugie. Glutowate i jakieś takie nijakie. Prędzej sięgnęłabym oczywiście po polecany produkt numer dwa (no bo jeszcze orzechy…)
Szkoda, że nie rusza. Drugi jest zaje :)
Na te się nie skusiłam, jakieś takie dziwne mi się wydawały. Miałam brać Nugat, ale tatulek stwierdził, że przesadzam z cenami :D
Fakt. Piątak tu, piątak tam i się zbiera kilkadziesiąt złotych.
Były pyszne. Polecam także lody od Sol Mara, gdzie Dulce de Leche trochę nadrobił obecnością kajmaku ale i tak Turron wygrał. :)
A tak z innej beczki – pomimo nie prowadzenia bloga jak Ty i inni blogerzy-testerzy, także jestem smakoszką i uwielbiam sprawdzać ciągle nowe rzeczy. To zapewne nas łączy i kiedyś sobie pomyślałam, jak świetnie byłoby gdyby ktoś powołał portal dla testowania. Mam na myśli stronę, dzięki której ludzie powiedzmy z jednego miasta mogliby się np. umówić, że wspólnie kupują jakąś rzecz, jak ogromna czekolada, paka ciastek, czy w sumie nawet niekonieczne artykuł spożywczy a potem sprawiedliwe dzielą się i rozliczają. Co o czymś takim byś pomyślała?
Jak będzie tydzień Sol&Mar w przyszłym roku, ale koniecznie w cieplejszym miesiącu, to się zastanowię nad zakupem :)
Z portalem bardzo fajny pomysł, ale również kupa roboty. Brzmi jak pełnowymiarowa praca. Gdyby dostać dofinansowanie z Unii (kiedyś się dało, trzeba by poczytać), to mogłabym w to wejść. Tylko potrzeba rzetelnych i pracowitych ludzi. No i żeby naprawdę wejść w taki interes, musiałabym tych ludzi poznać. Sama o sobie wiem, że jestem zajebiście ambitna i pracowita, jeśli mi na czymś zależy, ale innych siłą rzeczy nie znam. To za poważny temat na jeden komentarz. Pamiętaj, że freaków poszukujących nowości nie ma zbyt dużo, typowy Kowalski idzie do sklepu i kupuje Wedla albo Wawel, mając je za jedną i tę samą firmę, płaci i nawet nie wie, jaki smak kupił (a truskawka i karmel to nie jest to samo?). Myślisz, że zainteresowałby się składką po połowie z Nowakiem na większą czekoladę? Trzeba by najpierw do niego dotrzeć i przekonać go, że naprawdę tej czekolady potrzebuje i że umrze, jeśli jej nie kupi ;) Dużo marketingu, wysiłek, wysiłek i jeszcze raz wysiłek.
Zdecydowanie wolałbym drugą opcję. Ona nawet lepiej wygląda, czuć w niej coś przyciągającego. Kiedyś dorwałem w sklepiku pączka z takim nadzieniem. Kiedyś, raz. Potem, jak przychodziłem, półka z nimi zawsze była pusta. Kolorem przypomina trochę Smakiję, a to dobry znak.
Pojęcie white power, w tym przypadku, okazało się mylne ;)
O mniam, pączek z takim kremem musi być super. Choć ja i tak najbardziej lubię hiszpańskie vel gniazdka.
Moim zdaniem mleczny bardziej mi smakował. ;) Nugat nie przypadł mi do gustu. :p
A czemu?
Jakiś taki mdły, bez smaku jak dla mnie. :p