Walentynkowych Milek ciąg dalszy. Dziś na tapet bierzemy tabliczkę waniliową, ale nie jakąś tam zwykłą i powszednią, ale imitującą waniliowy pudding. Gdyby nie kupiły mnie jej smak i nazwa, z pewnością zrobiłoby to urocze opakowanie. Zakochana czy nie, samotna czy nie, oczekująca na związek czy nie, nadal jestem żywą kobietą z bijącym serduchem, więc wszystko, co posiada miłosny kształt, a dodatkowo jest ładnie obrysowane skrzydełkami i w ogóle trafia w moje poczucie estetyki, musi znaleźć się najpierw w rękach, potem koszyku, na końcu zaś w torbie i domu. A jeśli sądzicie, że był choć cień szansy, iż oprę się tym nowościom i opuszczę sklep bez nich, to dowód, jak bardzo mnie nie znacie.
a la Vanille Pudding
Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłam uwagę, kiedy patrzyłam na a la Vanille Pudding, był wizerunek deseru na opakowaniu. Kiedy kupowałam czekoladę, wydał mi się słodki, delikatny i smaczny, teraz jednak – po przejściach z Flanem caramelo – nie byłam już taka pewna i optymistyczna. W końcu lidlowy słodycz z tygodnia hiszpańsko-portugalskiego też zapowiadał się cudownie, a wyszedł, jak wyszedł. Nie poddając się jednak narastającym uprzedzeniom, odwróciłam opakowanie, by przeczytać opis. Tam trafiłam na „czekoladę mleczną z mleka alpejskiego z mlecznym nadzieniem (52%) o smaku waniliowym”. Czyli jednak zwykła wanilia, a nazwa ma skusić zakochanych i niemyślących trzeźwo w okresie walentynek ludzi. Ponadto tabliczka zawiera aż 590 kcal. Jeszcze nie wystartowałam z próbą smaku, a już moje obawy sięgały sufitu sąsiada mieszkającego na dziesiątym piętrze.
Obawy obawami, nadal bowiem trzymała je w ryzach znaczna liczba osób, które o czekoladzie wypowiedziały się pozytywnie. Ponadto większość komentarzy czytałam już po degustacji Crunchy Hazelnut, której niemal przyznałam unicorna. Jeśli a la Vanille Pudding miała się okazać lepsza, to musiałabym sięgnąć po konia nie tylko z najdłuższym rogiem świata, ale złotą sierścią i diamentowanymi kopytami. Czy na to się jednak zapowiadało? Niekoniecznie. Ze środka czekolady spoglądało na mnie jednolite i żółte nadzienie o niebezpiecznie fosforyzującym odcieniu. Brakowało mi w nim czarnych kropek wanilii, nie mówiąc już o dodatku, na którym można by zawiesić ząb. Tabliczka pachniała mleczną czekoladą i sztuczną wanilią z budyniu, ale jeszcze niezalanego wodą, takiego w formie proszku. Jedyne, co na tym etapie mnie urzekło, to idealna waga: 100 g produktu + 2 g opakowania.
Czekolada jak to czekolada, moje kubki smakowe zadowala każdy wyrób Milki. Jest słodka i plastelinowa, miękka i łatwa do ugniatania, mleczna i delikatnie kakaowa. Zaskoczyło mnie natomiast nadzienie, które potencjalnie miało być kremem, a okazało się puszystym i delikatnym tworem w rodzaju musu. Albo waniliową i słodziutką kostką wystawionego za lodówkę masła. Swą subtelnością szło w stronę wnętrza Loffel Ei, choć nie było ani tak tłuste, ani przeraźliwie słodkie. Podczas jedzenia tłuszcz zbierał się głównie na wargach, oszczędzając palce, cukier zaś pozostawał w granicach przyzwoitości.
Całość a la Vanille Pudding smakowała mi, ale ani nadzwyczajnie, ani bardziej niż Crunchy Hazelnut. Gdybym miała możliwość zakupienia jej ponownie, nie wykorzystałabym jej. Podoba mi się bagienność czekolady oraz jej skłonność do paplania się. Podoba mi się słodycz i miękkość. Nie podoba mi się za to monotonność, brak czynnika chrupotwórczego, no i ogólnego efektu wow. Smak można opisać jako waniliowy (z proszku budyniowego), ale to wcale nie oddaje charakteru kompozycji. Sądzę, że nie ma na rynku niczego, co smakuje podobnie, w związku z czym porównania są niemożliwe i niewskazane, bo mylące. Najbliżej prawdy jest chyba stwierdzenie, że ta tabliczka to waniliowe Milkinis.
Ocena: 4 chi
Kurcze, myslalam, ze to bedzie mega slodki cukier w cukrze, a tutaj czytam, ze nie jest az taka slodka :o. Zycie mnie coraz bardziej zadziwia ;D. Tylko mam pytanie -gdzie ten pudding? Chyba tylko na opakowaniu :)
Wiem, ze jest ,, a la,, ale czuje sie oszukana :/
Lepszy taki a la pudding niż wspomniany Flan, uwierz :D
Dla mnie była dobra, ale za słodka. Już wersja orzechowa była smaczniejsza.
Orzechowa (karmelowa) była słodsza.
Ta z orzechami dla mnie była gorsza, ale to pewnie dlatego, że kiedyś strasznie lubiłam budynie waniliowe, to i ta czekolada mi smakowała. Przesłodzenie to jej największy problem, ale to chyba charakterystyczna cecha wszystkich Milek.
Nie czułam przesłodzenia.
Zajadałam się tą czekoladą podczas choroby i pamiętam ją jako bardzo smaczną – dzięki mocnej słodyczy i wanilii nareszcie czułam jakikolwiek smak xD
Hmm, no nie wiem. Ja jadłam w niechorobowym okresie i oczekiwałam po niej więcej.
Mi chyba by smakowała, ale wizualnie to faktycznie by wiele zyskała, gdyby te ziarenka wanilii były widoczne :) Ale że budyń z proszku lubię, to ten smak w czekoladzie bardzo mi odpowiada, a waniliowe milkinis brzmi ciekawie ;)
Po upływie dłuższego czasu niekoniecznie miło wspominam tę czekoladę.
no ladne opakowanie xD
Z Hazelnuta wkleiłam do pamiętnika :)
Nie jadłam i pewnie nie zjem:) jakaś taka mdła mi sie wydaje. Wczoraj przyszły mi dwie zamówione RS zimowe do sklepu z chemią niemiecką . Wczoraj spróbowałam Vanilla Chai Latte pierwsze odczucia,ale ona pachnie korzennymi ciasteczkami,druga o jak czuć cynamon a po zjedzeniu 2kostek o rany nadzienie czuć margaryna Kasią fuj ,ale można zjęść:)
Nie mogę się doczekać, choć pewnie znowu zjem późną wiosną, haha. W puszkach jeszcze mi zalega limitka letnia.
Również lubię takie miksy :) A Gryczanki nie mają w sobie cukru – są naturalnie słodkie ;)
A Milka w ogóle mnie nie kusi ;P
Ta Milka wyjątkowo też mnie nie kusi.
To jest jedna z tych czekolad, którą prawdziwi koneserzy zjechaliby od góry do dołu. To jest po prostu słodkie, słodkie bez jakiegoś wybitnego smaku, bez nie wiadomo jakich dodatków, bez tak naprawdę pomysłu szczególnego. Niemniej ja mam to tak bardzo gdzieś, że to aż piękne. <3 Wiesz dobrze, że uwielbiam tą czekoladę. Dla mnie jest ona w czołówce ulubionych 100g od Milki i może być sobie nawet przesłodzona, a i tak zjem do ostatniej kostki. :D
O co wszystkim chodzi z tym przesłodzeniem? :P
O to, że to jest przesłodzone :D
Z chęcią bym spróbowała, gdybym miała okazję – ale kostkę/dwie i tyle – tak podejrzewam, bo tu przekonuje mnie głównie opakowanie. :D Kurczę, w zasadzie zawsze mówiono, że nie powinno oceniać się książki po okładce, ale dla mnie też ma to spore znaczenie. Dlatego jeśli jadę po książki staram się zawsze mieć gotową listę tych, które zamierzam kupić (wcześniej przeczytane recenzje itd!). Kiedy jadą bez listy zawsze proszę osobę towarzyszącą by odciągnęła mnie siłą od regałów z książkami, bo inaczej wpadnie jakiś niekontrolowany zakup(ewentualnie dwa… lub trzy jeśli jest promocja 3 w cenie 2!), a kolejka do czytania w domu się powiększa…
Ja zauważyłam, że z filmami jest tak, że im lepsza, bardziej „wybajerowana” okładka, tym gorszy syf w środku. Za to książki bywają niezłe, ale z racji małego nakładu, dość ubogiego wydawnictwa oraz nieznanego nazwiska autora, opatruje się je obrazkiem z jakiejś tam puli dostępnych po niskich cenach obrazków, które wyglądają jak wyjęte z końca przewodu pokarmowego i w ogóle nie pasują do treści (mam w domu masę takich).
nie jadłam nie próbowałam- żałuję, ale być może jeszcze ją kiedyś dorwę… Ale w polo jak raz miała byc to rozeszła się w ułamku sekundy… Hahaha nawet nie podejrzewałam, że będziesz jej próbowała się oprzeć :) A i tak baaardzo mało Cię znam, ale staram się poznać bardziej ^^
Mało osób tak bardzo-bardzo mnie zna, więc się nie przejmuj :P
dzięki, pocieszyłaś mnie :D
Tak się zastanawiam, czy te wszystkie serduszka itp. kształty miłości, jedzone w samotności, smakują gorzej przez to, że są kojarzone z walentynkami? Czy gdyby Milka nie wcisnęłaby wiadomego obrazka na obwolutę, to czekolada byłaby odbierana przez samotnika tak samo? Czy Merci, pałaszowane w pojedynkę, 14. lutego, smakuje jak tektura z podeszwą buta?
Wiem, że zabiłaś ją w innym okresie. Tak tylko zajmuje czas głupimi myślami. Wiadomo, że towarzystwo wpływa pozytywne, ale czy coś przeciętnego jesteśmy w stanie wtedy uskrzydlić? Czy takie serducho zawsze będzie dołączać myśl do każdej kostki „jedz, jedz… śmiało, weź następną porcje, w końcu i tak nie masz z kim się dzielić”?
A może to tylko czekolada, a ja zajmuję się głupotami?
Nie wiem, jak jest z innymi ludźmi, ale za siebie odpowiadam, że 14. dzień lutego jest takim samym dniem, jak każdy inny. Czegokolwiek bym wówczas nie otworzyła, nie będzie to miało ani trudniej, ani łatwiej.
Hm… pomimo iż nie jest świetna to i tak z wielką chęcią bym jej spróbowała. Ta nazwa „Vanille pudding” działa na mnie jak jakieś hipnotyzujące wahadełko *.*
Na mnie bardziej zadziałałby Caramel Pudding :)
Patrzę – Milka, no to będę miała co gadać.. Tymczasem sama nie wiem, opakowanie jest uroczej, krzyczy, skacze, woła, samo ciśnie się do koszyka. Nadzienie natomiast jest zwyczajnie waniliowe, plus, że nie jest przesłodzona. Spróbowałabym, jak zawsze, chyba jak każdą milkę, zresztą, chciałabym zrealizować niemożliwy plan.. Ale nie wzbudza ona takich emocji jak poprzednia, właściwie to żadnych..
Zrealizować niemożliwy plan? Jaki? Spróbowania wszystkich Milek? ;>
Czytałyśmy kiedyś opinię, że niektórzy uważają, że jest obrzydliwa, za słodka i w ogóle fuj, a niektórzy wręcz ją kochają :P My nie mamy zdania, bo jak zwykle jej nie jadłyśmy :P
Według mnie wiele nie tracicie, według niektórych bardzo wiele. Oceńcie poziom zmartwienia niewiedzą same :P
Gdyby ją tak wzbogacić o jakiś „czynnik chrupotwórczy” jak to określiłaś, to byłaby dla mnie idealna, ale nawet i bez tego bardzo mi smakowała.
Pamiętam, pamiętam. A jadłaś zwykłą waniliową? Bo tego akurat nie pamiętam.
Nie jadłam, nie kusi mnie szczególnie właśnie przez ten brak chrupaczy. A polecasz? Tej bym pewnie też nie kupiła gdyby nie edycja limitowana i… urocze opakowanie.
Waniliową? Też nie jadłam :D A przynajmniej jeszcze nie, bo mam ją na liście do spróbowania.
A to już w ogóle jest najczęściej powtarzająca się limitka Milki. Też jadłam ją milion lat temu. Tak jak nie cierpię Milki, tak to pseudowaniliowe coś już w ogóle było dla mnie słabe, nawet te lata wstecz.
Ach, no to ja więcej też nie kupię, nawet jak powróci po raz milionowy.
Jadlas nowego 3bita z masłem orzechowym? ☺
CZY JA O CZYMŚ NIE WIEM?! :O CO, GDZIE, JAK?!
Pierwsze słyszę, że taki 3Bit istnieje.
Ta była pyszna, bardzo słodka, ale prawdziwie puddingowa. PYCHA :D
W życiu!
Luuuubie!! :) Jadłam niedawno i mi smakowała. ;) Przez nadzienie puddingowe inna niż te wszystkie czekolady z kremem waniliowym. :p
No nie wiem. Ta puddingowość troszkę oszukana.
Taka słaba ocena? No dobra, może nie słaba, ale u mnie zasłużyła na więcej. Szkoda tylko, ze nie dożyła recenzji, bo wtedy miałam co do nich wątpliwości – pisać czy nie pisać.
Prawdziwego puddingu nie jadłam, ale jej budyniowatość i słodycz mi odpowiada. Koleżankę jej orzechowe oceniłam, gdyż udało mi się zdobyć ją w Żabce we wakacje. :’)
http://chwila-smaku.blogspot.com/2015/09/mondelez-milka-crunchy-hazelnut