10 ukochanych zabawek z dzieciństwa #1

Czy posiadacie takie zabawki z dzieciństwa, które trzymacie do dziś tylko (i aż) dlatego, że serce boli was na samą myśl, iż mogłyby trafić do śmieci?

Czy pamiętacie zabawki, które dawno już zniknęły z waszego życia, ale odcisnęły na nim tak wielki ślad, że do dziś miło je wspominacie?

Czy macie w pamięci pluszaki, których nigdy nie nazwaliście po prostu miśkiem, kotem czy psem, zawsze zwracając się do nich po imieniu?

Myślę, że większość ludzi – jak w telewizyjnym show – powie trzy razy „tak”. Każdy z nas bowiem ma zabawki, które go ukształtowały, które nawet jeśli dziś nie stoją już na szafkach czy oparciach łóżek, zajmują jedno z ważniejszych miejsc w pamięci i sercu. Pluszaki, które posiadają własne imiona, historie, głosy i tajemnice. Klocki, których układanie kojarzy nam się z konkretnymi chwilami, nastrojami, osobami. Lalki i figurki, których zawieruszenie się przewróciłoby życie domowników do góry nogami.

Zabawki, które prezentuję wam w niniejszej serii wpisów, niekoniecznie są czy były moimi ukochanymi. Z jakiegoś powodu jednak zapadły mi w pamięć, uznałam je za ważne, a w związku z tym postanowiłam, że warto przedstawić na blogu ich historie. Tekst jak zwykle miał się ukazać w dwóch częściach, ale z racji popłynięcia we wspomnienia podzieliłam go na trzy.

fot. Yeowatzup (Flickr)

1. Zabawki z dzieciństwa: pluszaki

Mówi się, że chłopcy lubią samochody, a dziewczynki lalki. Coś w tym jest, bo rzeczywiście na dworze często da się zobaczyć młodych kierowców ciągnących za sobą plastikową ciężarówkę oraz młode matki dumnie pchające przed sobą wózek. Dzieje się tak jednak głównie za sprawą wychowania (bez nawiązania do gender się nie obejdzie). Chłopców strofuje się, by odłożyli lalki, bo to niemęskie, a z dziewczynek delikatnie się żartuje, że sięgają po młotki, bo są zapatrzone w tatusia.

Prawda jest taka, że dla obu płci lalka jest równie bądź podobnie kusząca co samochód. Ja na przykład w młodych latach życia tych drugich miałam prawdopodobnie więcej, z racji tego, iż dostałam w spadku po starszym sąsiedzie cały wór resoraków i wyścigówek. Z drugiej zaś strony w przedszkolnych latach oglądałam, jak koledzy non stop bawią się Action Manami, którzy – bądź co bądź – lalkami jak najbardziej są.

Nie o tym jednak miałam pisać. W pierwszym podpunkcie chciałam wyznać, iż nigdy nie byłam „lalkową dziewczynką”, najbardziej na świecie kochając pluszowe zabawki. I to też nie wszystkie. Nienawidziłam na przykład miśków (do dziś tak mam), bo niedźwiedzie wydawały mi się mało urocze, na dodatek oklepane, pospolite i nudne. Wszystko, czego chciałam, to kolorowe i mięciutkie kotki.

Pierwszą ulubioną maskotką był tygrysek, którego dostałam od taty podczas pierwszego (i jedynego?) zapalenia płuc w dotychczasowym życiu. Wieczorami, kiedy nadchodził czas brania lekarstw, rodzice zaciągali mnie na kanapę, odsłaniali blady pośladek i robili zastrzyk. To znaczy zastrzyk robiła mama, czego nie widziałam, bo była w tyle, podczas gdy wyrwaniu się zapobiegał tata i to na niego spadł cały ciężar dziecięcej nienawiści za katusze (ja tego nie pamiętam, powtarzam wersję mamy). By ulżyć owym cierpieniom, tato postanowił dać mi coś do przytulania. I tak oto zostałam mamą tygryska.

Drugim ukochanym pluszakiem, którego mam do dziś i z którym czasem śpię, gdy mam zły nastrój (proszę się nie śmiać), jest Lejdi. Przywiozła mi ją nieżyjąca już babcia K. z Niemiec. Kotka między rączkami miała serduszko z jakimś tam napisem, ale je odcięłam, żeby maskotkę można było ubierać w różne stroje, które szyła druga babcia. Lejdi (imię po prawdziwym kocie, którego mieliśmy), jak to zabawka, była wielokrotnie brudzona, prana, wyściskiwana i obcałowywana, ale nigdy zgubiona czy źle potraktowana.

Przynajmniej nie przeze mnie. Raz, gdy miałam operację wycinania migdałków, w szpitalu zabrał mi ją nastoletni chłopak, który przychodził do sali młodszych dzieci z innego oddziału, by popisać się przed dziewczynami. Pamiętam, że wyrwał jej kilka wąsów, nazwał skunksem i rzucał wraz z innymi dziećmi nad moją głową. Nie mogłam jej złapać, odzyskać, przytulić. Miałam wtedy około sześciu lat, a pamiętam, jakby wydarzyło się to wczoraj. Nigdy więcej nie pozwoliłam skrzywdzić Lejdi.

Pluszaki to jedyny rodzaj zabawek, którego nie oddałam siostrze.

fot. eric prunier (Flickr)
fot. Eric Prunier (Flickr)

2. Zabawka z dzieciństwa: lalka Barbie

Lalka Barbie pojawiła się w moim domu dość późno, a to i tak dopiero po długich prośbach i odwiedzinach u znajomej, która miała ich setki (na pewno mniej, ale ja tak to zapamiętałam). Z racji tego jednak, iż jest ona klasyką dziewczęcego pokoju, uwzględniam ją w prezentowanej liście.

Dziś w mediach panuje nagonka na Barbie jako promotorkę anoreksji, bulimii i nierzeczywistego obrazu żywych kobiet. Od lat wiadomo, że nikt nie może mieć takich wymiarów jak ona, nie może być tak chudy, wysoki, wielkogłowy i wielkooki, no i w ogóle nikt nie może być lalką Barbie. Z drugiej strony, czy ktokolwiek może być różowym misiem w kapeluszu albo uśmiechniętym samochodem? Bojkotując jakąś zabawkę, nie pozbędziemy się problemu społecznego, bo to trochę jak zamiatanie brudu pod dywan. Trzeba się swoim dzieckiem opiekować i interesować, a wtedy nie będzie się trzeba martwić winem, które stoi w lodówce, wódką kupioną przez imieninami, a już tym bardziej lalką z zaburzonymi proporcjami. Upatrywanie źródeł choroby w kawałku plastiku jest jak teoria spiskowa.

Wszystkie moje lalki, a miałam ich około dwudziestu, oddałam siostrze, tak jak resztę zabawek. Przez długie lata, gdy się nimi bawiłam, pozostawały w stanie idealnym. Wiązałam im włosy w warkocz, żeby się nie poplątały, czyściłam je, układałam ubranka. U siostry natomiast przetrwały parę miesięcy, tracąc włosy, ręce, nogi i głowy. W pewnym momencie chciałam je zabrać z powrotem, bo przysięgam, że aż mi się chciało płakać, patrząc na to, co z nimi robi. Ale nie miałabym gdzie ich trzymać. Poza tym dorosłość wiąże się z tym, że pewnych rzeczy już nie potrzebujemy. Ich śmierć boli jednak tak samo.

fot. Dgeert (Flickr)

3. Zabawka z dzieciństwa: lalka Baby Born

Skoro była lalka Barbie, to musi być i lalka Baby Born. Moją pierwszą dostałam w późnej podstawówce, wcześniej musząc się zadowolić podróbką. Dbałam o nią tak samo, jak o wszystkie Barbie i pluszaki. Choć można było przygotować dla niej specjalną papkę i podać w ramach posiłku, żeby po chwili zrobiła kupę, nigdy tego nie wypróbowałam.

Dlaczego? Bo w ulotce było napisane, że część może się zaklinować i zepsuć, a potem śmierdzieć. Wolałam więc nigdy nie odkryć tajemnicy kupy, niż musieć zmierzyć się z faktem, że zniszczyłam swoją zabawkę. Cieszyłam się nią naprawdę długo, bo aż do końca gimnazjum. Dopiero wtedy – podkreślam: w stanie idealnym – powędrowała do mojej siostry, dzieląc los nieproporcjonalnych plastikowych blondynek. Tym razem chciało mi się płakać jeszcze bardziej.

***

Część druga: 10 ukochanych zabawek z dzieciństwa #2
Część trzecia: 10 ukochanych zabawek z dzieciństwa #3

69 myśli na temat “10 ukochanych zabawek z dzieciństwa #1

  1. Jejku, ile to ja mam tego! Mam 3 laleczki Polly Pocket, 1 Monster High i nie wyrzuce ich za nic ;D mam 4 kochane pluszaki-foki z nad morza, zbieralam juz od 4 roku zycia, utworzylam cala rodzinke! pierwsza jak mialam 4 latka nazwalam Piłeczką. Potem kupilam mniejszą,Juratke.Potem dla nich tate Helka i brata Gdyńka :)Ale i tak Pet Shopy to bylo najwieksze uzaleznienie… 236!!Teraz sprzedalam ponad trzy czwarte kolezankom z pracy mojej mamy, dla ich dzieci, zostawilam sobie tylko te najladniejsze i z edycji specjalnych ;D

    1. Musisz być bardzo młoda skoro doczekałaś Monster High. Za moich ”dziecięcych” lat to tylko była Barbie i My Scene (moje ukochane, chyba już ich nie robią :<). Pet Shop'y miałam i ja, ale to jakoś tak już na koniec wieku ''bawię się'' i dużo nie uzbierałam, coś około 60 sztuk ;)

      1. Wracając do My Scene…te były moimi ukochanymi <3
        http://pu.i.wp.pl/k,NjAzOTg0ODYsODg4ODYw,f,mattel-barbie-my-scene-sporty-style-doll-kennedy.jpg
        http://ecx.images-amazon.com/images/I/41%2B3Ufq48oL._SY300_.jpg
        Ta buła z filmem, do tej pory pamiętam jak się jarałam :D
        http://merlin.pl/My-Scene-Maskarada-Barbie_Mattel,images_big,12,G7096.jpg
        I ta, absolutny hit, bo miała z tyłu przyciski z różnymi buźkami. I jak się kliknęło na jakiś to jej się dana mina na twarzy robiła <3
        http://ec1.images-amazon.com/images/I/417BA8HC9CL._SS400_.jpg

        To były jedne z moich najdroższych zabawek, a z Barbie najbardziej kosztowne były te z końmi. Miałam konie chodzące, z ruchomymi nogami, skaczące…jak sobie pomyśleć ile moi rodzice za to dali. Moja najdroższa lalka kosztowała 400 zł.

      2. O matko Natalie, ty również musisz być bardzo młoda, że doczekałaś myscene xDD A pet Shop to już w ogóle :D
        Ech… aż mi serce jakoś zdrgneło na ten post. Świetny pomysł naprawdę. Niestety ja chyba nie mogłabym wyłonić swoich ulubionych zabawek bo miałam ich… całe szafki obstawione, szafy, i wszystko… szczerze… w domu rodzinnym… jak wracam… nadal mam… niestety jestem chomikiem i serce by mi się chyba wykrawiło ( wiem wstyd) jakbym miała je wyrzucić. Obiecałam, że wydam je rodzince jak się pojawi, ale narazie spokojnie niech siedzą… Ty też miałaś zastrzyki w dupe!? O matko, jedno z najgorszych moich wspomnień, mi się jeszcze siniaki robiły :/ Ale chyba dostawałam za to kinder niespodzianke czy coś :) Baby born sikającą wyłącznie, dostałam za pobieranie krwi, że nie popłakałam się, nie pożygałam ani nie zemdlałam xDD I nie zapomnę do dziś jak mama weszła do domu z nią i z jej różowym nocniczkiem… Wtedy poczułam się dorosła… dostałam własne dziecko xDDD Samochodami na kg się bawiłam od brata i jego karuzelami, autostradami :) Cieszę się, że będzie 2,3 częśc tego postu, już nie mogę się doczekać! Dzięki :)

        1. Za moich czasów to był tradycyjne lalki barbie i te sikające ;p – żadnych Monster High czy Mu Scene, Pet Shop….

          Moje ulubione zabawki? Klocki, piłka a jako małe dziecko samochodzik i traktorek :) Nie lubiłam bawić się lalkami – moja mama powiedziała mi, ze musiała mi kupić właśnie samochodzik z wywrotką w której woziłam klocki mówiąc „brum, brum” :D Lubiłam jeszcze bawić się garnkami mamy i udawać, ze sama gotuje, dlatego potem za uzbierane pieniądze w SKO rodzice kupili mi takie naczynka zabawki do gotowania (bez kuchenki – sam garnuszek, patelenka i chyba pojemniczki na przyprawy);p

          1. Zuzo, Natalie, przez Was poczułam się jak stary cap, bo za moich czasów też były tylko lalki Barbie, żadnych My Scene, Monster High i Pet Shopów. Skądinąd, Zuzo, niezła kolekcja, pozazdrościć! A za cenę lalek z koniem Natalie ja bym chyba miała wszystkie moje zabawki. I jeszcze by mi na batona zostało.

            Szpilko, gdybym mogła trzymać wszystko, uwierz mi, że bym trzymała. Ale wyprowadzki z domu i zakładanie własnego gniazda nie sprzyjają przewożeniu kilku ton rzeczy niepotrzebnych. I tak tata musiał kursować samochodem ze dwa razy.

            Ervisho, przypomniałaś mi plastikową kuchnię z garnkami i jedzeniem, którą bawiłam się u przyjaciółki z przedszkola. Ale ja jej tej kuchenki zazdrościłam!

            Aaaa, Zuzo, jeszcze jedna ważna rzecz!!! Takie coś jak Polly Pocket przywiozła mojej przyjaciółce ciotka z Niemiec na początku lat 90tych. Ale ja jej zazdrościłam tej zabawki! Zawsze, jak do niej przychodziłam, to się bawiłam. To była taka jakby zamykana muszelka z domkiem wielkości dłoni, w którym była maleńka figurka dziewczynki. U stóp miała kółko, które można było wpasować w odpowiednie miejsce, żeby stała. Zaraz przejrzę Allegro i jak będzie, to sobie kupię. Chyba to było dokładnie to: http://www.onlypollypocket.com/1996/Bubbly%20Bath/bubbly_bath.htm

            1. miałam coś w tym stylu ale już w czasach podstawówki, gdzieś 5 klasa chyba i była bardziej kolorowa i ze sceną bodajże też z Niemiec, mój tato całe moje życie w imigracji to i zabawki fajniejsze były kosztem czegoś :)

        2. o to ja ile się za młodu zastrzyków nacierpiałam.. pierwsze 4 lata życia szpital-dom i zastrzyki. Rano wracałam ze szpitala, wieczorem już spowrotem byłam, a nawet jak w domu byłam to zastrzyki codziennie. Teraz jak młodsza córa ostatnio miała zastrzyki (teraz ma rok prawie) to serce mi się kraja za każdym razem. Starsza na szczęście nie miała ale za to krew już kilka razy miała pobieraną albo jak szczepienia wszystkie.. najgorsze przeżycie dla matki brrr

          1. Współczuję :( Ja zastrzyki, poza szczepionkami, zaliczyłam tylko przy tym felernym zapaleniu płuc. No i kłucie typu pobierani krwi/wenflony w szpitalu.

  2. Wiesz, że u mnie jak ta sama kolej zabawek?! Do tej pory mama mi wypomina, że jak jeszcze Agaty nie było (mojej sis) to jej dupę zawracałam, żeby się ze mną lalkami bawiła :D

    1. Łoj, nie lalka Monster High mialam, a Winx! Tart bajke uwielbialam, nadal mam do niej sentynemt ;D i czy ja wiem, czy jestem taka mloda? No stara nie, ale czuje sie…. O, dojrzała :D

      1. Ja też lubiłam od czasu do czasu pomęczyć kogoś o zabawę lalkami, ale z kolei mniejszymi zabawkami (o których w kolejnych wpisach) zdecydowanie bardziej wolałam się bawić sama. Układanie miast i domków radowało mnie nawet bardziej, niż późniejsze odgrywanie życia. To samo miałam z The Sims. Budowanie chaty było lepsze niż późniejsza gra.

          1. Ja nie. Najpierw budowałam wypasione wille, a potem jechałam na kodach, żeby Simowi żyło się jak najlepiej. Za to z przyjemnością zabijałam sąsiadów :P

            1. Basia ja lubiłam ich zamykać w pokojach bez drzwi albo dawałam ich do basenu i zabierałam drabinki, a co robiłam z samymi simami… masakra do dzisiaj czasami gram mam 4 część i tak niekiedy dla zabicia czasu pogram (bardzo rzadko mi się nudzi w domu) i nawet nie pytajcie co ja z tymi biednymi simami robię.. zawsze lubiłam skrajności :) albo super otyli wszyscy albo wredni i zamknieci przed światem ;)

  3. Mój pluszak króliczek miał na imię po prostu Bunny:),spałam z nim długo.Miałam kilka lalek Barbie które nie miały u mnie łatwego życia jedna Barbie syrenka została łysa bo jej zrobiłam krótką fryzurkę . Myślałam,że jej odrosną tak samo jak mi. To są zabawki z późniejszych lat a tych z lat wczesnego dzieciństwa nie pamiętam:(jedynie konika na biegunach.

    1. Konika na biegunach nigdy nie miałam, choć mi się marzył. Lalka-syrena też mi się marzyła. Raz byłam na wakacjach i poznałam koleżankę, która taką miała. Pokazywała mi, jak plastikowy ogon zmieniał kolor po zetknięciu z wodą. Coś pięknego :)

  4. Pjona, ja też gardziłam misiami i daleko mi było do zachwytu lalkami. Całe wczesne dzieciństwo spędziłam z bratem, więc na porządku dziennym była zabawa klockami, playmobil’ami, Lego.. Oczywiście swoich 'przytulańców’ też miałam, największą część z nich stanowiły.. Żaby c: O tak, moja żabia rodzina była wielka, a najukochańszy był Kermit, którego dostałam od dziadków w wieku 5-ciu lat <3
    Oprócz żab zbierałam też koty, mam np. te trzy ze zdjęcia ^^

    1. Ooo, bardzo ciekawe to zbieranie żab. Jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś miał takie zamiłowanie. Przynajmniej w postaci maskotkowej, bo żywe to i ja z chęcią łapałam i chciałam hodować :D

  5. U mnie królowały pluszaki, a potem najróżniejszego typu figurki, lalki na końcu. Lalek typu Baby Born nigdy nie miałam – już jako dziecko nie lubiłam dzieci.
    Moje wspomnienia z dzieciństwa zostały poszarpane i unicestwione… Taak, moja mama trzymała niektóre z moich pluszaków w piwnicy (były zbyt zniszczone, by komuś oddać, a nie chciała wyrzucać wspomnień), a ja, gdy dostałam psa, jakieś 6-7 lat temu, a jemu akurat rosły zęby – obdarowałam go zabawkami, często większymi od niego.

    1. Figurki też zbierałam, ale o tym następnym razem. Zdecydowanie bardziej wolałam wszystko to, co puchate i w kształcie zwierząt (byleby nie miśków). Rubi jednak dostaje swoje maskotki. Chodzę do lumpa w dniu wyprzedaży i jej kupuję.

  6. A ja najwięcej miałam pluszaków, z których większość teraz spoczywa na strychu ulokowana w workach :/ Nie chciałam takiego losu dla nich, ale cóż poradzić… Są chyba w idealnym stanie, więc być może kiedyś dostanie je moje ewentualne dziecko – w sumie to z taką myślą zostały wyniesione na strych :P
    W pokoju zostawiłam kilka bardziej znaczących dla mnie zabawek i pasujących do wnętrza – misia, którego otrzymałam od rodziców na któreś ze świąt, żabę Rozalkę (prezent od mamy) i owieczkę Olę (mam jeszcze 2 inne owieczki, które ładnie się prezentują na toaletce, ale nie pamiętam skąd pochodzą :/)

    A moją pierwszą Barbie dostałam od kuzynki, która kupiła mi ją w Londynie. Lalka była innej narodowości i miała dłuuuugie, ciemne warkocze i choć potem miałam kilka innych, to ona pozostała moją ulubioną :)
    Baby born nie miałam – jak one się pojawiły to już chyba byłam zbyt dojrzała na posiadanie lalki (w okolicach 3 klasy podstawówki wygasły we mnie uczucia macierzyńskie w stosunku do lalek :P)

    Ale pamiętam, jak mając około 4 lat, jak się przeprowadzaliśmy, musiałam powyrzucać część starszych lalek, które wg. mamy nie pasowały do nowego domu. Mama mi wtedy powiedziała, że na pewno szybko ktoś je weźmie, gdy położymy je koło śmietnika, stwarzając im tym samym szansę zyskania nowej rodziny. Nie wierzyłam wcale, że ktoś zechce stare, sfatygowane lalki (jedna była określana, jako „lalka ze szkoły specjalnej”, więc musiała wyglądać ciekawie :P), ale już po 2 godzinach, gdy wyszłam na podwórko, po lalkach nie było śladu… Może gdzieś jeszcze żyją :P

    1. Często tak jest, że rodzice wspaniałomyślnie zachowują zabawki z myślą o dzieciach, a potem te dzieci nie doceniają gestu, gardzą przestarzałym kawałkiem pluszu. Dlatego wydaje mi się, że nie warto trzymać czegoś z myślą o potomstwie. Będą inne czasy, nowocześniejsze gadżety. Swoje wspomnienia lepiej trzymać dla siebie. No ale to tylko moje zdanie.

      Lalka innej narodowości… w sensie innej rasy? Jeśli tak, to ja miałam chyba dwie albo trzy czarnoskóre, jedną a la Indiankę, żadnej Azjatki.

      Mam ten sam nawyk nie wywalania, ale wystawiania rzeczy, które mogą się komuś przydać. Wszystko zawsze szybciutko znika, nawet przedmioty z pozoru bezwartościowe.

      1. Jak dzieci pogardzą to trudno – lepiek niech chociaż chwilę się pobawią niż by miśki miały w tym worku spoczywać całe życie :p Ale najpierw to to dziecko trzeba mieć, potem będę się martwić ;)

        Lalka była właśnie Indianką :) I miała takie grube warkocze :)

  7. Ochhh, ale zapowiada się cudowna mini seria postów niedzielnych u Ciebie. *.*
    W dzieciństwie miałam milioooonyyyy maskotek, naprawdę ogromną ilość – tak jakbym je kolekcjonowała. Do tej pory uwielbiam miśki i zdecydowanie wolałabym dostać jakiegoś uroczego pluszaka niż słodkości.
    Tak z 10 lat temu pamiętam, że kolekcjonowałam przede wszystkim figurki Schleich i Littlest Pet Shop. Zamiast lalki Barbie wolałam dostać z tej samej serii konika czy coś… Ogólnie to w zasadzie zbierałam wszystko co było/miało zwierzątka. :D Zabawki typu Lego zoo, czy jakieś inne gospodarstwa.
    Hitem były też wszystkie gry planszowe i inne, jakieś Króliczki, Eurobiznes itd. Ochhh, fajne czasy.:D

    1. Mnie też do dziś rozczulają maskotki i czasem zdarza mi się jeszcze jakąś dostać. Ostatnim razem otrzymała trzy unicorny i chi z serii Beanie Boos Ty. Stają w większym pokoju w salonie i poprawiają mi humor, jak tylko na nie spojrzę. No i przywołują wspomnienia o kimś, kto mi je podarował.

      P.S. Wygooglowałam figurki Schleich i przypomniałam sobie, że w jednej (pierwszej powstałej we Wrocławiu) galerii handlowej był sklep z zabawkami i właśnie tam można je było dostać. Tylko to już miało miejsce dość późno, za czasów mojego gimnazjum. Figurki były cholernie drogie, ale chyba kupiłam jednego konia. Albo przynajmniej chciałam.

      1. Schleichy kolekcjonowałam, gdy byłam w podstawówce wraz z przyjaciółką. ;) Różnica wieku – wiadomo. Faktycznie drogie były, ale raz na miesiąc, czy dłużej jeździłam z rodzicami na jakieś zakupy do większego miasta (mieszkałam u babci w około 3 tysięcznym miasteczku u babci) i wtedy rodzice mi kupowali po jednej/dwóch figurkach – zależało od wielkości/ceny i tak dalej. Ale też równie często w Smyku (achhh raj dzieciństwa) można było zbierać naklejki i wymieniać je na figurki, więc uzbierałam ładną kolekcję. :)

  8. Na takie zimno kocyk i herbata najlepsze ;) Niektórzy mówią, że jeszcze ciepły kto, ale jak kto woli :) Jesienna deprecha??? Cieszę się, że mnie to nie spotyka ;)

  9. Myślę, że nawet babcie mogą skrywać w swoich szufladach coś z dzieciństwa. Pierwszy resorak, pierwsza lalka. Albo zabawka od dziadka, którą dostaliśmy na dwa dni przed jego śmiercią…

    Możliwości jest wiele. Sam miałem sporo zabawek. Jedne fajnie w konkretnym okresie, drugie zapomniane. Game Boy przywieziony zza granicy, pluszak, któremu uszy wystawały z torby pod choinką – taaaaaaki był wielgachny. Chociaż największy pluszak jakiego miałem, zajmował całe łóżko. Początek lat 90-tych chyba obfitował w takie wynalazki. Potem była różowa pantera, ale obecnie jest w takim stanie, że muszę ją pozszywać. Jeździłem z nią wszędzie. Na rowerze siedziała na kierownicy, z pół-piętra spuszczałem ją na gumce, krzycząc „buuunngeeeee”. W zabawach szkolnych była debilem. Ciekawe dlaczego? :>

    Do końca mych dni będę trzymał jeszcze jedną zabawkę. Zabawkę życia, mogę to bez żadnej ściemy powiedzieć:

    http://oi58.tinypic.com/fjdgkk.jpg

    Cześć! Jestem Majki i urodziłem się w 1989 roku (grawera ze skorupy). Pojawiłem się w domu Marcina i nie mam zamiaru z niego uciekać ;)

    TNMT to była moja ukochana bajka. Do dziś jestem w stanie, w momentach załamania, wyszukać ją na YT i oglądać. Po tylu latach nadal pamiętam co się wydarzy, skąd przybiegnie Splinter, heh.

    Miałem kilkanaście figurek, samochody, motocykle, kołdrę do spania, album z naklejkami, grę na GB (później przechodzoną bez straty życia). Chyba wszystko, co było możliwe. Nawet ciastka w kształcie żółwi miałem. W 1991/92 roku dostałem od swojej wychowawczyni gumkę do ścierania z wizerunkiem jednego z bohaterów. Widziała, że miałem istnego zajoba na tym punkcie. Wspaniała kobieta (szkoda, że jedynie dwa lata z nami była), prawdziwie matkująca. Gdy powiedziała, że musi nas opuścić, bo będzie miała dziecko, czułem się źle. Może nawet byłem obrażony ;)

    A dziś? Chłopak jest wyższy ode mnie, a ilekroć mijam Panią Monikę na osiedlu, aż się cieszę.

    Cowabunga!!!!

    P.S. Nunczako i pas oczywiście zgubiłem :(

    1. Łooo, to z Ciebie prawdziwy Ninja! Super, że miałeś (niech będzie, że MASZ, w końcu z pewnych rzeczy serce nie wyrasta nigdy) taką ogromną pasję, swój własny świat superbohaterów. Nie wiem, czy ja kiedykolwiek byłam aż tak bardzo w coś wkręcona za dzieciaka. Dopiero później, w gimnazjum, wkręciłam się w coś niesamowitego, ale o tym innym razem, żeby nie wyprzedzać pomysłów na kolejne serie wpisów. Wiem, jaka to fajna sprawa. No i wiem, jak to jest mieć rzecz, której nigdy się nie pozbędziesz. Ja mojej Lejdi nie wywalę, choćby się waliło i paliło. Inne zabawki z bólem serca, ale mogłabym oddać. Tej jednej nigdy.

      A co do wielkich zabawek, miałam psa-kanapę. Kiedy go dostałam, był większy ode mnie. Jak się na niego siadało, to mieściły się trzy dzieciaki naraz. To był bajer :D Teraz leży w piwnicy w domku, gdzie mieszkałam w najmłodszych latach. Chciałam po niego nawet pójść, ale gdzie bym go położyła w tym moim małym mieszkanku? Chociaż mógłby być atrakcją dla Rubi.

  10. Do dziś śpię ze sporym włochatym orangutanem (nie, nie chodzi o mojego Męża :D). Jak Mąż wraca z delegacji, Małpa śpi na krześle obok łóżka. W nocy gdy śpię sama (a niestety nadal jest ich więcej) przytulam włochatą Małpę. Kiedyś miała na imię Hipcia, ale teraz to po prostu Małpa. Mama kupiła mi ją, aby osłodzić samotność, gdy Tata leżał w szpitalu, a ona szła do pracy.

    Najukochańszą zabawką z dzieciństwa jest jednak pluszowa kura Kokunia. Dostałam ją w bardzo wczesnym dzieciństwie. Pamiętam, jakbym miała ją od zawsze. Dziś zajmuje honorowe miejsce na półce w moim pokoju. To bardzo dziwna kura, taka obła, z małą głowką, a wieeeelkim tułowiem. Mało kto zgadł, że to w ogóle jest kura. Jest strasznie wymęczona od przytulania, ale nie zamieniłabym ją na żadną inną maskotkę. Nie bez kozery dziś zawodowo zajmuję się drobiem ;).

    To tylko dwie zabawki, jakie zostały w moim pokoju do dziś. Wynika z tego, że tak jak Ty największy sentyment mam do pluszaków. Miałam jedną oryginalną lalkę Barbie (reszta podróbki), a z koleżankami z podwórka bawiłam się nimi w strasznie zboczony sposób. Za dzieciaka oryginalne Barbie wydawały mi się strasznie drogie i może rzeczywiście wtedy tak było, ale dziś nie mogę się nadziwić, że są w gruncie rzeczy tanie. Od Barbie i tak wolałam duże lalki, wielkości prawdziwego dziecka. Miałam dwie: Monikę i Kubusia. Baby Born nigdy się nie dorobiłam. Zresztą, jak one stały się popularne w Polsce, ja już przestawałam się bawić zabawkami.

    Resoraków miałam mnóstwo i to głównie całe moje wcześniejsze dzieciństwo. Tak samo jak figurki zwierzaków.

    1. Oczywiście w pierwszej chwili pomyślałam, że chodzi jednak o męża, haha. Ale taka zabawka, którą traktujesz jak zapasowe koło, któregoś dnia może się zemścić. Jak Twój ukochany zaśnie, zadźga go nożem. Tak działa zazdrość, którą podsycasz.

      Lalkami Barbie, jeśli bawiłam się z przyjaciółką, to też czasem zdarzało się odstawiać różne… scenki. I to w czasach przedszkola, straszne rzeczy :D I rzeczywiście kiedyś to była drożyzna, w końcu nowość na rynku, stąd oryginalne lalki liczyło się w sztukach, a nie dziesiątkach.

      Pokażesz fotkę Kokuni? :)

  11. Po pierwsze, świetny post.
    Lalkę Barbie miałam jedną i jednego ken’a, do tego różowy samochód i domek xDD Większa lalka, mówiła i zasypiała, nawet oczy jej się zamykały xDD
    http://www.bangla.pl/foto/prod//0012/d/587_01_3423.jpg zazdrościłam siostrze i też chciałam Baby Born, karmiłam kaszką, zupą, a nawet własnoręcznie przyrządzonym roztworem z mąki i wody, wszystko wydalała i nic (na szczęście) się nie zepsuło, zabawa nie trwała długo i wróciłam do tej pierwszej.. Ale najbardziej lubiłam samochody, figurki zwierząt, wszelkie piłki (małe, duże, gąbczaste, dmuchane, kauczukowe – wszystkie) i pluszaki – tych to miałam całe mnóstwo. Serce pękało jak wynosiłam kolejne worki, nie wszystkie poszły, no bo jak najlepszych przyjaciół. Najpierw był Ogon – dinozaur, Felek – miauczący, identyczny jak ten po prawej, Mela – owca, foka i trzy psy, były moimi ulubionymi, niektóre z nich siedzą na półce inne w szafie xD Jak już byłam starsza to lego mi się marzyło, dostałam dwa pudełka, trochę poskładałam i mi się znudziło, wiesz, wiek nie pozwalał haha :DD
    Rozumiem Twoją rozpacz, ja też bardzo dbałam o zabawki, nawet nie mogłam patrzeć jak inni niszczą swoje.

    1. Ty wiesz, że ta lalka z linku to chyba jest ta sama, którą miałam ja, owa „podróbka Baby Born”, o której pisałam?! Co to za firma i nazwa zabawki? Poznaję ją po twarzy i po butelce.

      A kenów miałam dwóch. Jeden chamski plastikowy za kilka złotych, a drugi to Dymitr z „Anastazji” :) Anastazję też miałam, ale była najpaskudniejszą lalką ever. Zresztą oceń sama: http://theswanprincessdolldisneyandanastasia.blox.pl/resource/anastazja3_20130514112259.JPG

      1. O kurcze, haha, niezła xD

        Nie wiem czy to miała być podróbka Baby Born, bo ta o której mówię, miała taki jakby szmaciany/wypełniony czymś środek, tułów, tylko kawałek rąk, róg i głowę miała taką plastikowo – gumową. To jedna z serii Chou Chou, gadająca, zamykająca oczy i inne bajery :D Mówimy o tej samej? :D

        1. Nie, kurcze, moja chyba nie miała miękkiego tułowia. Już się teraz pogubiłam. Nie wiem, jak znaleźć jej nazwę :( Pamiętam, że dało się jej włożyć smoczek i że jak się poruszało jedną z rąk góra-dół, to kręciła głową na boki. Nie wydawała za to żadnego dźwięku. Twarz trochę jak Baby Annabell, ale cała reszta zupełnie nieznajoma. Hmm.

      2. Olciu, ta twoja lalka, to był polski odpowiednik Baby Born. Nazywała się Baby Bony. Również ją się karmiło i wysadzało na nocnik oraz kupowało pieluszki i ubranka. Miał tez smoczek, nocnik i nosidełko. Była nieco większa od Baby Born i nie miała miękkiego brzuszka, tylko gumę czy tam plastik. Nie było tylko papek do „jedzenia”, tylko picie do rozrabiania w butelce. Ach i nie leciały jej łzy. To była edycja świąteczna i można ją było kupić tylko w jednym roku, na Święta Bożego Narodzenia. Potem Baby Born wyparła ja całkowicie. Cena była porównywalna, ale na pewno nieco mniejsza. :)

        1. Właśnie po głowie cały czas chodzi mi nazwa Baby Bony, ale nie da się znaleźć żadnej wzmianki o niej, więc uznałam, że źle pamiętam.

  12. Ja w wieku 4 lat dostałam, od mojej ukochanej babci,na Wielkanoc taką małą leżącą owieczkę która mieściła mi się w rączce. Przywiozła mi ją z zakupów z Niemiec, Była i nadal jest taka śliczna :D Wszędzie z nią chodziłam trzymając w ręku, miałam ją ze sobą zawsze i wszędzie nawet w wannie w kąpieli ;) Pamiętam jaki był płacz jak kiedyś się zgubiła – na szczęście została po prostu u cioci mieszkającej za ścianą pod poduszką w salonie uuffff jakie szczęście….. Miała własny domek z klocków, mebelki i ubranka od lalek barbie :) A potem kolegę frotkę żółwia którego ciocia przywiozła mi z Grecji.

    Potem przyszła w moim życiu kolej na etap Bellville. Miałam swoją ulubioną laleczkę od zestawu z baletnicą. Potem dostałam konia i inne bajery, które razem z elementami lego tworzyły niezłą całość. Lalki barbie też były, ale i tak liczyła się dla mnie tylko jedna blond piękność. Miałam ją jeszcze po kuzynce, która dostała ją od taty z pewexu. Była z kolekcji z 1966 r.

    Wszystkie te zabawki mam do dzisiaj i nigdy ich nie wyrzucę. Są częścią mnie i nie mogą ulec zniszczeniu. Są schowane głęboko w szafie i tam zostaną. Z dzieciństwa mam jeszcze zachowane moje ulubione grabki z piaskownicy z grzechotką, prezent od tej samej babci, no i inne bajery w tym Diddlinę jedyną zabawkę z nici jaką miałam ;)

    1. Widzę, że dużo osób podaje Niemcy jako źródło swojej ukochanej zabawki z dzieciństwa. Interesujące. A co do trzymania wszystkiego nadal, bardzo Ci zazdroszczę, niektórych rzeczy jednak – np. ze względu na gabaryty – nie można trzymać w nieskończoność, trzeba wybierać. Ja wybrałam maskotki, a resztę obserwowałam, jak ginie od ręki siostry. Smutny widok.

      1. Olcia, a pamiętasz lalkę z mojego dzieciństwa – ja ją nazywałam Krysia. Była blondynką właśnie z gumowymi rączkami i nóżkami i mięciutkim brzuszkiem i miała niebieskie futerko z kapturkiem. Ja się nią bawiłam, Ty, choć troszkę porysowałaś jej policzek długopisem, jak byłaś mała, a potem po Tobie przejęła ją J. i rzeczywiście tu dokonała swojego żywota. Tą lakę przywiozła mi moja mama z Niemiec. Coś z Tymi Niemcami i zabawkami jest. Miłe wspomnienia – dzięki za nie, znów poczułam się dzieckiem. :)

        1. Nie, pamiętam tylko dużą plastikową lalkę z krótkimi blond włosami oraz Krystiana w czerwonym ubranku z białymi kropkami, on miał miękki brzuch. Jakiś czas temu nawet o tych lalkach rozmawiałyśmy :)

          1. Ta duża blondynka, która chodziła i płakała, gdy ją się kładło na plecach, to była Zosia. Ta lalka z kolei była przywieziona z ZSRR.

  13. ehh za moich czasów to było baby born, pokemomy takie w pokeballach – to był szan na podwórku pod blokiem, jakieś tam barbie tez się przewijały, maskotek miałam sporo, nawet opisywanego przez Ciebie kotka, ale moimi ulubionymi zabawkami były: pluszowy pluto, wymiennie z tęczowym jeżem (?!), wielka lalka z miękkim tułowiem Anna (dostałam ją mając 4 lata, moja pierwsza lalka) i później już taka poważniejsza lalka (dość spora gdzieś z 80cm miała) taka, którą się brało za rękę i ona chodziła, nie jakaś mechaniczna czy coś po prostu odpowiednio prowadzona szła na spacer :) Miała na imie Oliwia i miała brązową mini spódniczkę, zółtą koszulkę i na to bluzę w panterkę :) Ahh wspomnienia.

    Jak patrzę ile moja córa ma teraz lalek barbie, domków pet shopów, angry birds, nawet domek świnki peppy ma.. ale ona szanuje zabawki skubana.. a maskotki jak szanuje, tez z bohaterów bajek (mini, Stella, Elsa, Peppa itd) ma i mojego starego pluta jeszcze ma. Kochane dziecko jednak, mimo że takie małe. :)

    Apropo Barbie to te oryginalne teraz są już produkowane w normalniejszych proporcjach budowy ciała (po tej aferze właśnie), mają mniejszą głowę, większe stopy, dłonie i tyłek :P

    1. Miałam tęczowego jeża! Z jasnoróżowym brzuszkiem i wystającym pępkiem. Boże, co się z nim stało?! A co do reszty zabawek, to wydaje m się, że jesteśmy z tego samego pokolenia, dlatego mamy podobne wspomnienia. Zdradzisz rocznik?

      Łee. Niepotrzebnie wymusili na nich zmiany, bo nieproporcjonalne lalki i tak się nadal sprzedaje, a Barbie miała swój urok. Skądinąd wydaje mi się, że może proporcje zmienili tylko w jakiejś serii (?). Dawno nie byłam w dziale z zabawkami, muszę to zmienić. Zaintrygowałaś mnie.

      1. biorąc pod uwagę, że jesteśmy też na tym samym roku studiów, a przerwy żadnej nie miałam, no i kończyłam liceum nie technikum to jesteśmy w tym samym wieku ;)

          1. A widzisz, ja mam rok obsuwy, bo zmieniłam pierwsze studia. Jeden rok różnicy jednak nie zmienia zbyt wiele, to nadal to samo pokolenie.

  14. U mnie nie tak dużo tego. Raptem Kot Kleofas i Kret, który jest szczurem od męża za czasów, kiedy mieliśmy naście lat. A z dzieciństwa – Kłapouchy z Happymeala. Myślę, że nie ma osoby, która nie miałaby takiej zabawki, kocyka, czegokolwiek, choćby wspomnień.

    1. Zdecydowanie, a jak miło się wspomina :)
      Serię Kubusia Puchatka z McDonald’s nawet pamiętam, Kłapouchy siedział.

      1. Matko też do dzisiaj mam prawie calutką serię z Mcdonalda z Kubusia – oprócz samego Kubusia którego zjadł pies cioci jak był mały :( no troszkę szkoda, ale Kubusia mam z Żabki :)

  15. Co do pluszaków to Angelika ma ogromną słabość do dzisiaj :P Kolekcjonuje wszystko co słodkie, urocze i najlepiej żeby było pandą :P
    Jednak w dzieciństwie pamiętamy najlepiej duże lalki, które wtedy były prawie w naszym wzroście. Byłyśmy po prostu wniebowzięte a szczególnie, że mama szyła nam do nich ubranka :D Dostałyśmy je wtedy pod choinkę czego zupełnie się nie spodziewałyśmy, ponieważ nie powodziło nam się zbyt dobrze. Teraz dopiero wiemy, że rodzie musieli pożyczać pieniądze aby spełnić skryte marzenia trzech córek :) Do dzisiaj za każdym razem jak sobie wspólnie gadamy o dzieciństwie to dziękujemy im za ten prezent :)

    1. Mi dla lalek i Lejdi ubranka szyła babcia. Miałam ich duuuużo i jeszcze więcej. A powiedzcie, skąd się wzięła miłość akurat do pand?

        1. Pandusia śliczna :D Ma takie smutne ale urocze oczka :)

          Skąd dokładnie? Hmmm to bardzo dobre pytanie… Właściwie to nie wiemy. Nie ma tutaj żadnej ckliwej do bólu historyjki, która tłumaczyłaby jakieś specjalne znaczenie pand w naszym życiu ;) Po prostu x lat temu pandy stały się naszymi ulubionymi zwierzakami, bo zawsze wydawały nam się takie miłe, ciepłe i generalnie do przytulania :D

  16. Nadal pamiętam o moich ulubionych zabawkach, ale rok temu już ostatecznie pozbyłam się moich pamiątek z dzieciństwa, gdyż leżały sobie już od kilku lat zakurzone, a ja jako praktykująca minimalistka nie lubię zbytu. Zostawiłam sobie tylko… trzy pluszaki. Rudego kota Tygrysa (co za zbieg okoliczności! mój kot ma tak samo na imię :P ), oraz dwie myszki; dużego, szarego Stefana, oraz białego, małego Stefana :D

    Barbie miałam kilka. Niestety jako mała Karolinka (nadal jestem mała, ale cii… :P ) lubiłam bawić się w fryzjera, więc większość włosów moich lalek uległa skróceniu. Lubiłam się też nimi bawić „wcielając je” w moje koleżanki z klasy, haha :D Teraz już ochoczo bawią się nimi tylko moi 6 i 2 letni kuzyni.

    Baby Born miałam jedną, ale nie miała ona przywileju robienia kupki XD Bardzo lubiłam się nią bawić. To była jedna z moich ulubionych zabawek :P

    1. Z chęcią zobaczyłabym zdjęcia Tygryska i obu Stefanów. Jak będziesz miała czas i chęci, to możesz mi wysłać :)

  17. Musimy być podobnym rocznikiem, bo miałam dokładnie te same zabawki, pamiętam jaki to był szał jak wyszły lalki MyScene i zginały im się rączki! Normalnie szok i były do wyboru brunetki, miały rowery i pieski, co to był za luksus. I oczywiście szpan, jak ktoś miał oryginalną Barbie, która miała wydziargane gacie z firmowym logo! No i szczyt wszystkiego, lalki-dzieci, te droższe miały zamykane oczka i piły (a później wydalały) pokarm z różowej butelki. Do tego obowiązkowo nosidełko, a w wersji full wypas – dedykowany plastikowy wózek.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.