Nie lubię kawy z ekspresu, bo czuję w niej wyłącznie kwaśność, ekspresowych pożyczek, i w ogóle jakichkolwiek pożyczek, a także ekspresowego tempa. Gdy w młodości stawiano przede mną zadania, na których wykonanie miałam ograniczony czas, drżałam na samą myśl o przystąpieniu do nich. Nie lepiej działały na mnie zawody, w których trzeba było się ścigać, a pierwszy na mecie wygrywał. O ile niektórych ludzi rywalizacja motywuje i zachęca do szybszego biegu, o tyle mnie spowalnia i zniechęca. Nie znaczy to oczywiście, że jestem malkontentem i wieczną marudą. Bardzo lubię gry i zabawy, konkursy i zadania do wykonania, byle tylko nie wiązały się one z czasem i bylebym nie musiała być porównywana – ani porównywać się – do innych. Wiem jednak, że jest to niemożliwe do uniknięcia, a ja zawsze będę zestawiana z ludźmi wokół i gorsza w niezliczonej liczbie dziedzin, dlatego uczę się z tym żyć.
Dziś jednak nie o wyścigach ani problemach osobistych. W sklepach pojawiła się nowa Milka, która nowa najwyraźniej jest nie tylko na polskim rynku, ale w ogóle. Tak się wesoło złożyło, że jej obecność odnotowałam jako jedna z pierwszych, a kolejnego dnia pobiegłam i kupiłam. I tu pojawia się kwestia, dla której powstał pierwszy akapit wstępu. Tradycyjnie czekoladę schowałabym do puszki i zjadła dopiero w chwili, gdy wszyscy lub niemal wszyscy w blogosferze mieliby ją za sobą. Żeby nie czuć frustracji i stresu, żeby nie spieszyć się i nie gnać do przodu na złamanie karku. Naprawdę tego nie lubię. Ponieważ jednak jestem pierwszą osobą, która Collage nabyła, a chwilowo żaden termin mnie nie goni (najbliższa data przeterminowania to koniec listopada), postanowiłam zjeść ją jeszcze tego samego wieczora i zaprezentować na blogu dwa dni później, przekładając pozostałe recenzje o dzień do przodu.
Collage Caramel, biscuit and chocolate drops
Z nowych Milek do wyboru mamy dwie wersje: pierwsza jest z karmelem, ciasteczkami i kawałkami ciemniejszej w kolorze czekolady, druga zaś z malinami i… nawet nie wiem, prawdopodobnie orzechami i czekoladą. Wystarczyło mi spojrzenie na mordercze zasuszone owoce, bym nie zainteresowała się resztą składników. W efekcie, jak się pewnie domyślacie, kupiłam tylko karmelową. Choć nie przepadam za tabliczkami z wtopionymi dodatkami, przekonało mnie kilka aspektów: 1) to nowość, 2) to Milka, 3) poza twardymi dodatkami jest nadzienie, 4) jednym z dodatków jest karmel, 5) czekolada waży mniej niż standardowe 100 g, więc wykończenie jej będzie mniejszym problemem.
Zasiadłszy do degustacji tabliczki Collage, najpierw przyjrzałam się jej szacie graficznej, która jak zwykle mnie urzekła (Milka chyba nie robi brzydkich opakowań). Na fioletowym tle rozlał się karmel, na nim zaś widnieje lekko nadgryziona kostka wypełniona delikatnym nadzieniem i przyozdobiona trzema dodatkami. Następnie opakowanie odwróciłam, by znaleźć informację o deklarowanej wadze (93 g), która nie współgra z rzeczywistą (100 g wraz z plastikiem), oraz o jednostkach biodrowych (w normie, jak na czekoladę przystało). To jednak, co mnie szczególnie zainteresowało, a może raczej powinnam napisać zaszokowało, to najobrzydliwszy opis, na jaki trafiłam od początku tego roku. No dobra, może stoi na drugim miejscu (pierwsze zdradzę za jakiś czas). Brzmi on: „wyrób cukierniczy z kremem kakaowym (48%), czekoladą mleczną z mleka alpejskiego (40%), kawałkami herbatników (4,5%), kawałkami czekolady (4,5%) i lekko solonymi kawałkami karmelu (2%)”. Co w tym takiego obrzydliwego? – zapytacie. Ów „wyrób cukierniczy”. Owszem, zdaję sobie sprawę z tego, że czekolada jest wyrobem cukierniczym, ale wiem też, że szarlotka jest mieszanką margaryny, mąki, jajek, jabłek, cukru i tak dalej. Niekoniecznie chcę czytać tak… techniczne określenia. Wystarczyłoby stare dobre „czekolada”.
Tabliczka dzieli się na pięć rządków po dwie kostki, które w rogach złączone są zabawną czekoladą wyglądającą jak zastygła Nutella. Jej wierzch przypomina mi jadalny kosmos, spód zaś pada do konsoli. Pachnie cudowną mleczną czekoladą z kremem orzechowym, nugatowym, co wprawia ślinianki w dzikie szaleństwo. Przez chwilę sądziłam, że właśnie taki krem zastanę w środku – wcześniej zaś liczyłam na smak karmelowy – ale nic bardziej mylnego. Jak już zdradziłam, krem był kakaowy, w kolorze jednolity z warstwą czekolady, przez co podczas krojenia kostek do zdjęć poczułam ukłucie stresu, że jednak jest to zwykła twarda tabliczka z równie twardymi dodatkami. A owych dodatków wtopionych w powierzchnię Collage jest naprawdę sporo. Są to okrągłe, jasne i lekkie ciastka, duże kostki słonego karmelu, a także czekoladowe łezki przypominające Kisses od Hershey’s lub wkład do fondue. Te pierwsze wydały mi się najbardziej smakowite, w karmelu trochę obawiałam się soli oraz gumowatej, właziwzębowej konsystencji, a czekolada jak to czekolada – im więcej, tym lepiej.
Z racji tego, iż głównym bohaterem tabliczki są dodatki, konsumpcję zaczęłam od nich. Na pierwszy ogień poszły ciasteczka, które zaatakowały mnie brakiem smaku, wysoką tłustością i cukrowością. Słowem: ohyda. Są lekkie i niewypieczone, mączne i proszkowate, margarynowe i mdłe. Przypominają mi marnej jakości macę z cukrem. Dalej przystąpiłam do oceny karmelu, którego spodziewałam się zastać w formie kawałków znanych z owsianek do zalewania wrzątkiem, okazał się on jednak zupełnie inny. Twardy i kruchy, zupełnie jak kawałki przeleżanych i zeschniętych krówek, a do tego pozbawiony zapowiadanej soli. Czekoladowe drops były z tej trójki najlepsze, bo po prostu czekoladowe, aczkolwiek niczym się nie wyróżniały, więc równie dobrze mogłoby ich nie być.
Po tak niepochlebnym opisie powinnam przejść do wystawiania złej oceny i ostatecznego zakończenia przygody z Collage. Nic podobnego jednak nie nastąpi. Mimo iż dodatki mnie rozczarowały, bo Milka poskąpiła im jakości, to cała reszta trafiła wprost do mojego serca. Mleczna czekolada od fioletowej krowy jest moją ulubioną, co podkreślam przy każdej recenzji słodyczy nią pokrytych, bo oznacza się mlecznością, lekką kakaowowścią i wysoką słodyczą, a na dodatek rozpuszcza się bagienkowo. Tu zaś owa bagienkowość – absolutne must be każdej mlecznej tabliczki – jest jeszcze wyraźniejsza, bo dokłada się do niej nadzienie. Kakaowy, dla mnie czekoladowy, krem o konsystencji idealnej. To niepodważalny numer jeden wśród konsystencji czekolad recenzowanych na blogu. Jest tłusty, ale delikatny, jedwabisty, mięciutki, doskonały w każdym calu. Sporadycznie można w nim spotkać ciemniejsze drops i ciasteczka, które jedzone razem na szczęście tracą swój nędzny smak.
Milka Collage bardzo mnie zaskoczyła. By scharakteryzować ją najlepiej, jak potrafię, stworzyłam prawdopodobnie najdłuższą recenzję do tej pory. Choć nie lubię czekolad z wtopionymi dodatkami, zwłaszcza o haniebnym smaku i jakości, ta tabliczka jest zupełnie inna. Słodka okrutnie, ale delikatna jak obłok. Miękka, bagienkowa, intensywnie czekoladowa. Podczas ssania rozpuszcza się w sekundę, podczas gryzienia pieści podniebienie i język. Zdecydowanie warto jej spróbować przynajmniej raz.
Ocena: 5 chi
Jejku, jak dobrze, że kupiłam ją wczoraj, muszę niedługo otworzyć! :)
Miłych wrażeń życzę :)
Mi ona też bardzo smakowała. Pisałam ci nawet w komentarzach na ig :) Już dwie pochłonęłam. Teraz muszę kupić tą z malinami choć troszkę obawiam się jej smaku, no ale do odważnych świat należy.
Świetna recenzja! :)
Dzięki :) Daj znać, jak poszło spotkanie z malinami, bo ja nie planuję zakupu.
Moja mama będzie zachwycona. Mnie osobiście zainteresowała „zastygła Nutella”, ale szkoda, że słony karmel nie jest słony. Jak nawet Ty (bez urazy :P ) wyczułaś margarynę w ciastkach, to… ja już bym się ich bała, mimo, że pewnie nie spróbuję.
Jak ktoś zje bez wygrzebywania ich i próbowania osobno, to nawet nie poczuje. Kamuflują się :P
Moja mama: „Oszukałaś mnie” – haha… w Żabce nie było (albo nie znalazła).
A takie kamuflujące się dodatki… i cała „pomysłowość” i „ciężka praca” twrórców na marne idzie.
Wiesz co, powiedz mamie, że one leżą upchnięte między zwykłymi Milkami. Przynajmniej w tej Żabce, w której ja kupiłam swoją, tak było. W ogóle ich nie zauważyłam i fatygowałam ekspedientkę, żeby mi palcem pokazała :P
Chyba pierwszy raz sam wygląd opakowania Milki tak mnie.. Podniecił, że z miejsca stwierdziłam, że muszę ją mieć :3 Jeszcze twoja recenzja tak szybko.. Lecem do żabki!
A z rywalizacją w pełni się z tobą zgodzę, lubię gry i zabawy, ale nie cierpię presji i oceniania.. A najbardziej tego, że jak zawalę sprawę, to wszyscy naokoło będą mieć wyrzuty, chociaż ja w podobnej sytuacji bym nie miała..
Otóż to. Dlatego kolejna tak szybka recenzja dopiero za rok :D Póki co wracam do swojego tempa i jedzenia tego, na co mam ochotę albo czemu kończy się termin.
Fajna czekolada:) ja jej jeszcze nie spotkałam u siebie:( . Ja tez nie lubiłam rywalizacji w zawodach sportowych chyba,że w skoku w dal bo mi jakoś długie nogi w tym pomagały,ale najgorsze dla mnie zawsze było rzucanie piłką lekarską i palantową ja mam tak słabe ręce,że odległość rzutu była na dłogość moich rąk hihi
Dla mnie najgorsze były biegi (zwłaszcza na 60 m, przede wszystkim nienawidziłam startu z bloczka) i wszystko, co związane z koszykówką (odbijanie piłki o ścianę, dwutakt, srutakt). Gazetka z Żaby weszła dziś, więc czekolada już na 100% będzie.
To dziś nie szukałam:) bo przyszły mi przed południem 2 zottery:) . Ja koszykówki i siatkówki nie lubiłam za słabe ręce i piłka jakoś mi uciekała przez palce,taka Aga łamaga była ze mnie . Pamiętam jeszcze,że zawsze wszyscy mnie chcieli do gry w dwa ognie bo nie można mnie było zbić :). Jeśli zaś chodzi o ćwiczenia na siłowni nigdy nie miałam problemów .
Gry zespołowe to moja zmora. Dwa ognie akurat nie, bo je lubię, ale im dalsza klasa, tym rzadziej się w nie grało. W hokeja też lubiłam grać, tylko wszyscy się mnie bali, bo podobno tłukłam kijem po nogach, jak usiłowałam walnąć w krążek :D Siatkówka i koszykówka w moim wykonaniu to dramat.
To ja grając w piłkę nożną byłam agresywna:) . Należałam do klubu katolickiej młodzieży i pamiętam,że jak graliśmy w piłkę to mnie się drużyna przeciwna bała bo kleryków i księży bez oporu kopałam po nogach i drapałam by odebrać im piłkę:)
Wyroby tego rodzaju mnie nie przekonują, wolałabym zjeść oddzielnie milkę i oddzielnie te ciastka. No i tą sól w karmelu zapewne bym wyczuła, bo mój organizm na sól jest szczególnie uwrażliwiony :p
A co do rywalizacji, to ja także jej nie lubię. Podobnie jak nie lubię się spieszyć, ale moje życie póki co właśnie do tego się sprowadza :/
Nie, nie chciałabyś zjeść osobno ciastek, zapewniam Cię ;) Kiedy trochę zwolnisz tempo życia i zjesz obiadek w domu?
Miałam na myśli zupełnie inne herbatniki – w tej chwili zjadłabym petitki z czekoladą :p
Obiad w domu jem w weekendy, więc w najbliższą sobotę :p
Ooo, Petitki w czekoladzie są pycha :)
Huh! Muszę to napisać – wyrób cukierniczy bardziej pasuje mi jako nazwa takiego produktu, niż czekolada. Ok, większość stanowi tu nadzienie – w Zotter Handscooped też tak zazwyczaj jest. Ale kurde… przy tej Milce już nawet nie podano zawartości masy kakaowej. Całość wydaje mi się straszna, a jak wspomniałaś o margarynie – to już w ogóle. Nawet sól nie pomogła. O nie. Milka = NIE, jak to już dziś napisałam u Czoko ;).
Buhahah, no i ta „mąka pszenna z dodatkiem wapnia, żelaza, niacyny i tiaminy” – produkt prozdrowotny, jak nic :D
No co? Będę miała mocne kości i dużo radości :D
Wygląda super, mogli te dodatki pominąć i zrobić tylko brzegi, zalane tym pysznym nadzieniem, a na góze udekorować każda kosteczkę np orzechem laskowym, proste i dobre bez udziwnień :)
O boże, to byłby unicorn!
:) i więcej osób by się na pewno skusiło :)
Jak zobaczyłam tytuł to od razu chciałam w komentarzy zapytać się co się stało, że tak pośpieszyłaś z recenzją. Dobrze, że nie mam w zwyczaju najpierw komentować a potem czytać wpis :)
Solony karmel mógł być tak pyszny w słodkiej Milce, szkoda, że nie poradzili sobie z tym. Ale przynajmniej czekolada była dobra. Ogólnie to mam wrażenie, że Polski oddział Mondeleza chyba usłyszał nasze wołania o więcej ciekawych nowości, najpierw Chips Ahoy, potem choqSplash a teraz ta. W końcu.
Krzyczmy głośniej, będzie więcej :)
Spowolniłam i to mocno. Jest juz w Polsce, a ja juz chciałam czynic zakupy na niemieckich ryneczkach. Podoba mi sie Twój wstep o rywalizacji – mnie czynnik czasu paraliżuje tylko na chwile po czym ruszam walecznie.
Co do czekolady – myślałam, że będzie podzielona na takie „łódzeczki” w stylu Schogetten. Na zdjęciach opakowania przynajmniej tak wyglądała. Czyli nie mam sie co śpieszyć.
Jakby była podzielona jak Schogetten, to nie wiem, czy bym ją kupiła. Pewnie tak, bo Milka, ale ze złości zwlekałabym do ostatniej chwili. O rywalizacji Ty lepiej nic nie pisz, bo jak wchodzi nowy słodycz na rynek, to od razu wiadomo, że Milena wrzuci go na bloga pierwsza ;)
No dobra, masz mnie. Zazdroszczę Ci tej recenzji.
Mam juz oba smaki (chłopak kupił). Jutro próbuję ;)
No to czekam na recenzje obu :)
Jak zobaczyłam tytuł recenzji to w pierwsej kolejności nie uwierzyłam. Spodziewałam się, że zrecenzujesz ją za parę miesięcy kiedy już zupełnie zapomnę o jej istnieniu. Potem nakrzyczałam na Ciebie w prywatnej wiadomości, o tym, że nic nie napisałaś mi o jej konsumpcji. :D Przeczytałam jednak recenzje i teraz wszystko jest jasne. Nadal Ci jednak nie wybaczyłam braku info. :*
Co do czekolady… ja wiedziałam doskonale, że te kawałeczki pierdółek w niej zatopionych będą raczej bezsmakowe jednak miło będą chrupać i czekolada dzięki nim będzie ciekawsza. Najbardziej liczyłam na krem i jeżeli jest tak jak mówisz to… w weekend będzie randka z krową! <3
Ojj, już, już ;* W przyszłym tygodniu będę Ci wysyłać nawet herbatę, którą piję, żebyś się nie gniewała. Z druuugieeej stroooonyyyy, tyle zdjęć, ile Ty mi za te wszystkie moje wisisz, to ja już nawet nie liczę :P
Randkuj z krową i dawaj znać. Tylko nie tak, jak z rożkiem Princessa, Hitami Creme Brulee i Magnumem Black Espresso!
No i już nie mam wyjścia :) Czekolady nie znałem. Chętnie ją kupię. Natomiast pochylam się z szacunkiem nad pierwszym akapitem Twojego wpisu. Bliskie mi jest to co piszesz o unikaniu rywalizacji i presji czasu. W końcu życie najlepiej smakuje w zwolnionym tempie :) Tak łatwo o tym zapomnieć. Dziękuję Ci za te słowa i pozdrawiam!
Ja też dziękuję (za odwiedziny). Dzięki pierwszemu akapitowi wpisu dowiedziałam się, że bardzo dużo ludzi nie lubi presji czasu i wyścigów. To dobrze, bo już się bałam, że jestem nieodpornym mięczakiem ;)
„wyrób cukierniczy” na opakowaniu czekolady w ogóle nie kojarzy mi się z czekoladą, tylko wyrobem czekoladopodobnym… juz to mnie zniechęca a ponadto owe połączenie smakowe – nie dla mnie.
Mi się kojarzy jeszcze gorzej, bo z jakimś tanim i śmierdzącym tłuszczem wymieszanym z cukrem, następnie zastygłym i podanym na tacy do jedzenia.
Pierwszy raz nasze oczka tą nowość widzą :D Teraz dzięki Twojej recenzji jak ją w sklepie spotkamy to będziemy miały poważną dyskusję na temat czy ją kupić sobie, czy może ktoś z rodziny ma urodziny/imieniny aby mu ją sprezentować i przy okazji załapać się na kostkę :P
No i drugi dylemat: który wariant wybrać? ;)
Ale pisałaś, że druga ma maliny, więc automatycznie spada na drugie miejsce :P
ale mnie rozśmieszyłaś xDD Rywalizujesz z nami? Oszalałaś, przecież nie musisz z nikim się ścigać. Ja na przykład nie recenzuje typowych dobrych produktów, bo nie nadążam z ich recenzjami :) Dlatego wstawiam tylko te najpopularniejsze, najnowsze, najbardziej świeże xDD No to mnie ubawiłaś, troche nawet przeraziłaś, że tak to odbierasz :D
Co do czekolady się nie wypowiem, bo możesz się domyślać, już dlaczego :) Ale w sumie teraz nie wiem czy jest sens, bo zrecenzowałaś ją ty, a przecież rywalizacja to nie zdrowa rzecz :D
Na w-f byłam zawsze potworna, nie dziwię się, że ludzie nie chcieli mnie mieć nigdy w swojej drużynie :)
Nie rywalizuję tylko dlatego, że odpuściłam już na początku i wszystko robię w swoim czasie. Gdybym miała każdą recenzję wstawiać tak szybko jak dzisiejszą, to uwierz mi, że nie mogłabym ani się z Wami kumplować, ani spać po nocach ze stresu. A tak to jest przyjemnie i przyjacielsko :) Zresztą… wszystko w życiu jest rywalizacją: musisz mieć oceny lepsze od pozostałych, żeby dostać stypendium, lepsze wykształcenie i większe doświadczenie, żeby dostać posadę w pracy, być ciekawsza i ładniejsza, żeby zdobyć faceta, do którego ustawia się kolejka. Ty tego tak nie widzisz? Jest sto osób, a miejsce tylko jedno. Trzeba się zastanowić, w którym momencie życia się znajdujesz i na czym Ci aktualnie bardziej zależy: na zabawie czy na zdobyciu celu?
Mnie też nie chcieli w drużynie, piątka :P
Hahaha byłyśmy beznadziejnymi przypadkami, nie ma co :D
O dziwo wiesz… naprawdę nie myślę… Bo bym zfiksowała… wiesz może po prostu jestem tym zmęczona… W dzieciństwie rywalizowałam z siostrą, później z rzekomymi kumpelkami, które mnie cały czas porównywały, aż w końcu w liceum trafiłam na kumpelkę, która byłą perfekcjonistą… Patrzyłam na nią jak za szyby i nie mogłam pojąć jej zachowań… niestety nie zorientowałam się kiedy… zamieniłam się w gorszego potwora… Jak miałam pójść na studia… coś sobie obiecałam… nigdy więcej :) Życie jest zbyt krótkie by wszystkim się przejmować. Trzeba odpuścić, bo wysiądziemy zwyczajnie… Co z tego, że miałam średnią w klasie maturalnej 5,5 skoro nikt, totalnie nie miał o tym pojęcia, bo mi wstyd było się przyznać? Nie jesteśmy robotami, tylko istotami czującymi z gorącymi czującymi sercami ( ewentualnie zimnymi jak lód xDD). Nie zależy mi ani na celu, ani na zabawie. Zależy mi na czym innym, ale o tym doskonale wiesz :) Blog traktuje jako gąbkę do wyżywania i odreagowuje wszelkie stresy… jak terapię :D I nie wyobrażam sobie Was stracić na miano jakiejś głupiej rywalizacji… wolałabym naprawdę już bloga usunąć :)
Ja zawsze lubiłam zawody sportowe, zawsze mnie to motywuje :D co innego tyczy się konkursów i sprawdzianów xD, matematyka, biologia czy polski, nie ważne i tak zgłupieję, że zabraknie mi czasu i nie będzie mi się chciało pisać :D
Co tam, że najdłuższy opis, u Ciebie zawsze miło się czyta, nawet nie zauważyłam a Milka się skończyła.. Chciałabym spróbować, bo to fioletowa, ale nie wiem czy mi się uda, byłam wczoraj i jeszcze nie dostali, a teraz taka pogoda, że nie chce mi się robić wycieczki :D Mizernie wyglądała ta „posypka”, tak myślałam, że będzie słaba. Wydawało mi się też, że to będzie w formie takich dużych kostek/bloczków/cukierków/mini batonów (wybierz sobie któreś określenie :D), a tu tabliczka xD
To ja już wolę sprawdziany i egzaminy na czas niż zawody sportowe. Jezu, serio. Zawody to najgorsze, co istnieje na tym świecie.
Ja niestety się dziś w tym chłodzie nachodziłam, a jutro trzeba wstać najwcześniej w tym tygodniu, bo czwartek (najgorszy dzień), bleee.
Jeju, widziałam ją na instagramie w niedzielę (?). Jedno wielkie WOW, a pech – lub nie pech, a moja wola i dusza, zdecydowanie muszą odpocząć od wszystkich takich przekąsek. Jakby to sportowo zabrzmiało – bardzo potrzebuję 'czystej michy’, oczyszczenia na jakiś czas. :D Ale spróbować – na pewno kiedyś spróbuję, o ile mi nie wykupią, bo mam wrażenie, że to idealne połączenie jest. :D
PS.: Brakuuuje mi bardzo na kostkach w tej tabliczce logo fioletowej krówki, czy chociaż samej krówki. :C
PS2.: Fajna nowość na rynku, taka niecodzienna i trochę … niemilkowa? :D
Rzeczywiście czekolada jest niemilkowa. Mi jednak logo nie brakuje, fajnie, że mamy coś zupełnie innego niż do tej pory. A co do „czystej michy” – ja też mam postanowienie, ale to dopiero na końcówkę przyszłego roku.
Dzisiaj właśnie zakupiłam te milki college. Jestem ciekawa jak mi zasmakuje :)
Co to wstępu to… jednak mamy coś w czym jesteśmy zgodne :D mnie też rożnego typu zawody nie motywują tylko na odwrót. Podobnie z zadaniami na czas XD No po prostu w moim przypadku to nie działa. Pojawia się stres i… Koniec!
No to powodzenia przez te lata do końca szkoły, a potem ewentualnie studiów… :D
Widziałam ją w Niemczech i wśród tylu innych interesujących, ominęłam raczej obojętnie. Przyjechałam do Polski, patrzę na półkę z czekoladami a tam jakaś nowa Milka – „O Boże, limitka, nowość, muszę ją mieć!”. Psychika ludzka, to dziwna rzecz ; )
Hahaha, no oczywiście. Wiem, że ze mną byłoby tak samo.
Powiem Ci, że czytałam to o 7 rano i miałam niezłą zagwozdkę co do wstępu, do czego Ty zmierzasz i co chcesz nam przekazać. Już wiem i jesteś jedną z niewielu osób, na które rywalizacja nie działa motywująco :)
A co do samej czekolady to oczywiście przekonałaś mnie do zakupu. Z pewnością kupię tę wersję i może drugą, ale to może. Zobaczę co w sobie kryje :)
Czy mam to odebrać jako „jesteś życiową ciotą”? ;>
Nie, absolutnie! :D Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Ale z reguły ludzie lubią się ścigać i być najlepszymi we wszystkim, co tylko możliwe.
A Milka kupiona. Ale się roztopiła troszkę w pracy i zdeformowała :D
Tak myślałam, ale lubię się trochę podroczyć :)
Daj znać, jak spróbujesz.
A ja jestem mega zła, bo specjalnie polazłam na koniec miasta do najlepiej zaopatrzonej Żabki, a tam co? Przemeblowanie = sklep nieczynny! No po prostu…oczywiście zahaczyłam o drugą, ale tam towaru z nowej promocji jeszcze nie było :/ Boże!
I to w tym zimnisku, ależ się poświęcasz! Teraz już powinny być, więc wkładaj ciepłą czapę i wio :)
Byłam i też nie mieli! :'(
W pierwszym odruchu stwierdziłam – biorę. Ale potem przypomniałam sobie, że mi się już czekolady nie mieszczą w szafce…
Ja też mam za dużo, a i tak biorę. Zrozum tu kobietę.
wiedzialam ze od kiedy pojawily sie te czekolady w żabce to zaraz znajde recenzje u Ciebie :D ja już o niej czytałam jakiś czas temu ( w gazetce dla hurtowni/handlowcow xD) teraz poczekam na nowe riso z mikrofali :3
Czemu wiedziałaś? Przecież ja się nigdy nie spieszę ;>
Polecam Ci praliny z Biedronki bodajże „Bomi” się nazywaają. Znalazłm je w koszach wyprzedarzowych, które teraz wprowadziła Biedronka, coś pysznego! Są dwie wariacje smakowe, orzech laskowy i malina oba pyszne. Rozejrzyj się nastpęnym razem, u mnie jescze dużo sztuk zostało. Mają postać paczuszki cukierków :)
Dzięki, ale cała paczka to za dużo, żeby kupować, tym bardziej że połowa jest malinowa :(
ah źle się wyraziłam, bo smaki nie są połączone w paczce, są po prostu dwie wersje :)
ona jest przeboska! <3
Może nie aż tak… :D
Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Wracałam sobie ze szkoły, a tu wyskakuje żabka z reklamą nowej czekolady w (dosyć) ładnej cenie. To był ten moment, w którym czekolada do mnie przemówiła. Ja jestem nią całkowicie zaskoczona :) a twoje zdanie też po prostu musiałam poznać, ale nie zdążyłam sprawdzić stanu herbatników ;)
Czyli wzięłaś karmelową? Czy obie? :D
Ilość spożytych przez mnie tabliczek tej czekolady jest (lekko) nie przyzwoita, ale żadna nie była malinowa. Uwielbiam maliny w studentskiej, ale tu mnie nie przekonały, więc pozostałam przy starym dobrym karmelu, a zapewniam, że traciłam jednorazowo przy każdym zakupie trzy minuty na bycie zeżartą przez wątpliwości..
Jesteście chorzy na głowę komentując czekolade
Tylko nie skacz przez okno :)