Po raz kolejny przystąpiłam do planu ostrego wykańczania posiadanych zbiorów, po raz kolejny wierzę, że mi się uda i po raz kolejny odliczam degustacyjne wieczory aż do dnia, w którym otworzę mój magiczny plik w Excelu i zobaczę, że lista liczy nie sześćdziesiąt ani nie pięćdziesiąt pozycji, ale czterdzieści i mniej. By tego momentu dożyć, a nawet dotrzeć do niego jak najszybciej, podjęłam mądrą decyzję sięgania po te produkty, które można wykończyć za jednym podejściem. Zaliczają się tu przede wszystkim batony, tych niestety posiadałam w liczbie sztuk dwóch, ale także wszystkie czekolady, których już próbowałam, a za którymi nie przepadam, więc śmiało mogę zjeść połówkę, a drugą oddać komuś, kto je lubi. W pierwszym rzędzie padło na Rittery otrzymane w ramach prezentu od przyjaciółki, a konkretnie na te warianty, które na blogu pojawiły się już w formie miniaturek. Ponieważ podczas ich prezentacji dopiero rozpoczynałam przygodę z niemiecką firmą, na dodatek nieczęsto sięgałam po czekolady, a i maluchy miały inne proporcje, postanowiłam opisać je raz jeszcze, wzbogacając o ładniejsze zdjęcia.
Erdbeer Joghurt
Pierwszą tabliczką, po jaką sięgnęłam, była niemal jednolicie różowa, pudrowa Erdbeer Joghurt, zapamiętana jako kwaśna i nie w moim guście. O ile w recenzowanej wcześniej miniaturce podobało mi się opakowanie, bo łączyło biel z kolorem blondynek, o tyle standardową wersję uznałam za nieco monotonną i pasującą raczej do chemicznej waty cukrowej lub landrynek niż czekolady. Poza tym duża powierzchnia niewypełniona żadnymi obrazkami wyglądała tak… „łyso”.
Czekolada pachnie wybornie. Idealnie, mlecznie, słodko, delikatnie. Nadzienie dodaje do tego nutę truskawkowości, póki co nienarzucającej się, wyciszonej, spokojnej. Smakuje również wybornie, będąc odpowiednikiem aromatu. Jedynym zarzutem, który wobec niej mam, jest nadmierna słodkość. Jedzona dwa dni później Kakao-Mousse była zupełnie inna, przez co wiem już na pewno, że w obrębie jednej firmy czekolada czekoladzie nierówna. Ta z Erdbeer Joghurt jest twardsza i słodka cukrowo, z kakakowej kuzynki miękka jak plastelina rozgrzana na słońcu i obłędnie mleczna, przez co tysiąc razy lepsza.
Nie cierpię liofilizowanych owoców, a do tego zawsze mam problem, jak to napisać. Liofilozowane? Liofilizofowane? Liofiliblabla. Nie cierpię ich i koniec. Są kwaśnym pomiotem szatana wciśniętym w zazwyczaj pyszny i delikatny krem, przez co uniemożliwiają pozytywny odbiór całości i psują radość z życia. Tu na nieszczęście jest ich sporo, co widzimy gołym okiem zarówno wtedy, gdy patrzymy na opakowanie, jak i podczas zapuszczania żurawia do czekoladowego przekroju. Oprócz nich w nadzieniu znajdują się także bezbarwne chrupki zapewniające atrakcje audialne, ale niewnoszące niczego do smaku. Krem jest lekko proszkowaty, jogurtowy i kwaśnawy, ale smaczny. Porównałabym go do dobrych lodów sprzedawanych na gałki. Niestety, nie da się zignorować obecności w nim wspomnianych już szatańskich pomiotów, które wykręcają twarz jak gospodyni wiejska szmatę podczas sprzątania domu.
Gdyby ta czekolada była truskawkowym jogurtem – kwaśnym, ale trzymanym w ryzach przyzwoitości, a już na pewno pozbawionym liofiliblabla owoców – przyznałabym jej więcej punktów. Póki co jest to jednak koszmar moich ritterowych degustacji oraz smak, do którego nie chcę wracać nigdy więcej. Miniaturce przyznałam 3 chi i uważam, że to adekwatna ocena, której obniżyć mi żal, bo jednak smaki kremu i czekolady są dobre, a podwyższyć… nawet mowy nie ma! Poza nieprzyjemnym kwasem zalewa nas tu morze cukrowości, co składa się na nic więcej, jak tylko przykrą przeciętność.
Ocena: 3 chi
Halo, ja jestem blondynką i różowy to wcale nie mój kolor! Wolę niebieski i miętowy :p. Co do czekolady, chyba w poniedziałek albo wtorek ktoś już ją zrecenzowal, z tego co pamiętam nawet bardzo dobrze. Ale ja jej jeszcze u nas nie widziałam, więc i tak nie mam szansy kupienia. Czekam na recenzję Rittera Buttermilch-Zitrone, bo jestem bardzo ciekawa :) jak zrecenzjuesz,to wyślij mi kilka kostek :**
A co do liofilizacji -mi smakują takie owoce, czasem w jakims tygodniu tematycznym są truskawki i maliny w czekoladzie, może jak takich spróbujesz, to się przekonasz? :>
Czuję, że przekonają mnie zwłaszcza maliny <3
No wiem, w twoim przypadku chodziło mi o truskawki
Bronisz mi malin? A może akurat wstałam dziś rano natchniona miłością do nich? ;>
Nie, wiem poprostu, że twój związek z malinami csybko skończy się rozwodem ;)
A ja bardzo dobrze wspominam tą czekoladę. Jadłam ją hmm… z trzy lata temu, jesienią w Rudawach Janowickich. Pewnie dziś inaczej bym do niej podeszła, aczkolwiek moja dość pozytywna reakcja na limitkę z miętą daje mi do myślenia. Cenię sobie liofilizowane owoce w słodyczach – moim zdaniem to one najautentyczniej oddają smak świeżych owoców. A i z samym pojęciem i nazwą procesu liofilizacji nie mam problemu, bo na studiach trochę o tym miałam i nawet byłam świadkiem liofilizowania… mleka końskiego.
Nawet mi się kojarzysz z czekoladami z liofiliblabla owocami, wiesz?
Hahaha :D
Ja lubię liofilizowane owoce, ale, co z tego, skoro truskawka? Oczywiście, to nie truskawkowy Wedel (który jest dla mnie przykładem najgorszej czekolady na świecie), ale moje oswajanie się z truskawką, jak już będę zaczynać, to na pewno od Zottera.
Truskawkowy Wedel jest pyszny :(
Najlepszy! <3
:D
Moja siostra ją bardzo lubi, dla mnie jest normalna – da się zjeść :p
A co do lifilizowanych owoców to ja je uwielbiam i właśnie mam dziś w śniadaniu liofilizowane truskawki ;)
Brrr. Jak trafiałam na płatki z nimi, to wygrzebywałam i wywalałam.
Niegdyś te z liofilizowanymi truskawkami to były moje ulubione ;p A teraz to nie pamiętam kiedy ostatni raz je jadłam….
Swych zasad nie złamię i to będzie jedna z 2-3 ritterek, których nie tknę. Jednak potrafię sobie wyobrazić smak kwaśnej truskawki. Co nie zmienia, że lubię liofilizowane owoce, tylko nie truskawki.
Też mam kilka tabliczek, których nie poznam i nie żałuję. Trzeba wybierać.
czyli ocena się nie zmieniła? kurcze a myślałam, że jogurtowe czekolady lubisz :)
moja ulubiona niemiecka seria dzieciństwa to te czekolady :
http://src.discounto.de/pics/Angebote/2014-06/831167/933643_CH-TEAU-Joghurt-Riegel_xxl.jpg
http://www.delikatesyagatka.firehost.pl/allegro/zdjecia/201112041150.jpg
min ta z liofilizowanymi truskawkami :)
http://tornado.freecart.pl/images/erdbeer_joghurtnuss_crisp_big_259746.jpg
jest pyszna i wcale nie jest kwaśna :) jak już skończa ci się te zapasy to daj znać mam już dwa produkty, których jestem ciekawa jak ci zasmakują, ta czekolada właśnie i
http://b2b.iqsystemsgroup.com/content/images/thumbs/0000903_sondey-doppel-keks-500g.jpeg
Moje zapasy nigdy się nie kończą, a teraz i tak mam mały kryzys i chyba zwolnię z recenzjami. Sprawa w toku i do przemyślenia.
A mi jako jedna z nielicznych owocowych smakuje. Lifoliozowane owoce – też za nimi nie przepadam. A mimo to chciałabym jeszcze raz spróbować Yogurette od Ferrero – za dzieciaka nie smakowało mi ani trochę właśnie przez te kwaśne kawałki owoców.
ooooo ją też uwielbiam! jadłam na zmianę z tą z Aldi :)
Nie jadłam i pewnie bym nie polubiła, ale spróbować bym mogła. Lidlowe podróbki jadłam i mi smakowały.
One jest boska :D Jedna z lepszych (jak nie najlepsza) jogurtowych czekolad jakie w życiu miałyśmy okazję jeść :) Uwielbiamy owoce liofilizowane i ta ich kwaśność dla nas jest ogromnym plusem :D
Kwaśność i konsystencja – NIEEEEE.
Jadłam 2 dni temu i jak dla mnie bardzo dobra. ;) Taka delikatna, aż się rozpływałam. :D ” wykręcają twarz jak gospodyni wiejska szmatę podczas sprzątania domu”. Hahahaha…. Mega porównanie. :D
Ludziom w większości smakuje, więc… nigdy się nie zrozumiemy :P
Owoce liofilizowane lubię:) tej czekolady nie jadłam,ale chętnie kupię jak tylko spotkam:)
W Almie jest.
Takie czekolady lubię do czasu kiedy nie czuć kwachu jogurtu. To się niestety zdarza bardzo często stąd i rzadko bywam zadowolona. Ciekawa jestem jak ta wypada z Schogettenem o takim właśnie smaku. Ta bowiem mi o dziwo naaaawet smakuje choć za Schogettenem nie przepadam, więc może i RS by zdobył moje serce? Najlepsze z takim nadzieniem są jednak takie małe batoniki niemieckie w formie paluszków, coś a’la kinderki. Są też do kupienia w Lidlach i innych podobnych i te zawsze polecam! Zresztą pewnie spotkałaś się z najbardziej znanym i najlepszym moim zdaniem od Ferrero. Mianowicie chodzi mi o ten: https://www.google.pl/search?q=yogurette+ferrero&biw=1366&bih=643&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0CAYQ_AUoAWoVChMIpOii3_jVyAIVIZtyCh3hBwSd#imgrc=teIEWf8sc8Y8UM%3A To jest dopiero cudeńko!
popieram w 100% właśnie o tych czekoladkach pisałam! ale te z Aldi też są smaczne :)
Jak napisałam wyżej, mogłabym spróbować, ale cudu się nie spodziewam.
w exelu robisz liste tego co będziesz jadłaś :O Coraz bardziej mnie zadziwiasz… przecież ty nie jesteś komputerem by wszystko na zaś planować, a co jak po prostu będzie Ci nie dobrze i coś nie pójdzie. Olga… jesteś wspaniałą, niezwykle mądrą i piękną kobietą… Nie wszystko w życiu można zaplanować! Przepraszam, że Ci to piszę, ale to nie zabrzmiało ,,normalnie” choć w sumie mogę z kuturoznawczej strony odpowiedziedż… To my przecież stawiamy warunki :D
Co do Ritterki widzę, że zbytnio się na nie napaliłam i utożsamiałam je z nie wiadomo czym… dobrze, że ściągnęłaś mnie na Ziemie :)
W Excelu mam listę dat ważności, nie kolejności jedzenia. Nie jestem aż tak szajbnięta. Nawet jak planuję, że coś zjem na drugi dzień, a nie mam na to ochoty, to nie jem.
Przepraszam, nie odbieraj tego źle… ostatnio mam tendencje do matkowania… o kurde mole :O Oby to nie bł instynkt macierzyński, no nie zamierzam w najbliższym czasie popylać bo baby born do dziecięcego sklepu :D
A organizacji gratuluję, sama jestem zbyt leniwa by coś takiego zrobić :)
Kiedyś też byłam zbyt leniwa, ale miałam ok. dwudziestu produktów, które łatwo ogarnąć. Jak ma się trzy razy tyle, to już gorzej.
Jeszcze raz mnie przeprosisz, to Ci włożę świeczkę w tyłek.
hahahaha, wybacz, znaczy… … … no wiesz, ja taka już jestem ;)
No i idę po świeczkę.
Nieee xD Daj czas na oswojenie się z tą myślą :D
Jeju, że Ty wszystko masz tak zaplanowane? Co i kiedy? Nawet zapisane, ja jak już mam coś planować to najwyżej z tygodniowym wyprzedzeniem :D
Mi tam smakowała, ta kwaśność miała w sobie coś takiego :D
Lista dotyczy dat ważności, nie kolejności jedzenia.
Kwaśność owoców to zło.
„liofiliblabla” rozwala system :*
Ja tej ritterki jeszcze nie próbowałam, ale połączenia typ. truskawka-jogurt bądź malina-jogurt (btw. nie lubię malin XD) w czekoladzie mi nie pasuje :P
NIE LUBISZ MALIN? Kocham Cię ;*
Uwielbiam te czekolady a tego smaku jeszcze nie próbowałam :)
No to może akurat Ci nie posmakuje. Któraś zawsze musi być gorsza ;)
To jest jedna z RS, które staram się nie kupować, bo górnolotna nie jest. Niby smaczne, ale te drobinki też mnie denerwują :P Liofilizowane truskawki są kwaśne, owszem, ale te to stanowcza przesada…
To spróbuj kiedyś Fruppów (chyba że już jadłaś), zwłaszcza malinowego albo wiśniowego. To się nazywa kwach suszonych owoców.
Jadałam tu akurat mi pasuje :D
przypomniałaś mi, jak próbowałam letnią truskawkowo-miętową ritterkę. byłaby udana, gdyby nie te lio…co? truskawki ;/
Haha, liofiliblabla owoce zawsze psują smak :D