10 ukochanych zabawek z dzieciństwa #3

Część pierwsza
Część druga

***

fot. Horia Varlan (Flickr)

7. Zabawki z Kinder Niespodzianki

Czas na zabawki niskobudżetowe, które miał w domu absolutnie każdy. Ja skolekcjonowałam ich kilkaset, co z jednej strony budzi podziw, z drugiej zaś każe mi się zastanowić, kto te wszystkie czekoladowe jajka zjadł. W latach dziewięćdziesiątych wyglądały cudownie i miały jakość niebudzącą wątpliwości. Marne puzzle trafiały się raz na rok, zestawy typu zrób to sam jeszcze rzadziej, na dodatek dopiero tuż przed przełomem wieków. Znalezienie w plastikowym żółtku figurki nie graniczyło z cudem, tylko było na porządku dziennym. Na dodatek często wychodziły nowe serie, które były ładne i liczne. Nigdy nie udało mi się zebrać całej, ale połowę już na pewno. Lwy na biwaku, delfiny z Aladyna, dinozaury na budowie, koty w starożytnym Egipcie, słonie i hipopotamy na wakacjach, strojące się pingwiny, żabki na lodowisku, krokodyle w szkole, krasnale, żółwie, postacie z Egiptu ze zmiennymi czapeczkami, samochody, wiewiórki, dalmatyńczyki, metalowe pomniki, zwierzęta z potomstwem w brzuchu, duchy, Smerfy – wszystko to miałam. To i jeszcze więcej, ale żeby każdą nazwę wypisać, nie starczyłoby miejsca.

Dziś dałabym naprawdę wiele, by móc postawić na półce ulubione egzemplarze z każdej serii, ale jeśli czytaliście poprzednie dwa wpisy, zapewne doskonale wiecie, co się z nimi stało.

fot. Caren pilgrim (Flickr)

8. Zabawki z McDonald’s

Oto drugi rodzaj zabawek niskobudżetowych i seryjnych, tym razem jednak owe serie obejmowały o wiele mniej okazów. Pierwsze, jakie zapamiętałam, a zarazem pierwsze, które zainteresowały mnie siecią McDonald’s, były figurki Snoopy’ego. Zobaczyłam je u kolegi i przepadłam. Odtąd męczyłam rodziców, by śledzili, co i kiedy pojawia się w Happy Mealach. Jeśli nowa seria mi się spodobała, jechaliśmy do baru całą rodziną: ja, mama, tata, babcia i dziadek. Tak, żeby mała Olesia miała jak najwięcej zabawek. Najlepiej zapamiętałam cztery koniki pony: trzy różowe i srebrnego z rogiem (tak, tak, unicorna). Do każdego z nich był jakichś „domek”. Pudełko-serduszko, latający balon, fioletowy zamek i domek-torebka. Strasznie żałuję, że je po latach oddałam. To szalone, ale jeśli kiedyś znajdę koniki na Allegro, zapewne kupię. Pamiętam też ruchome (nakręcane) zabawki z różnych bajek, np. z Dawno temu w trawie lub Tarzana, a także pluszowe (pierdzące) maskotki z Króla lwa oraz gadające mini-Furby i mini-Pieski Poo Chi. Wszystkie były interesujące, ale żadne tak bardzo jak różowe koniki.

fot. Bill Ward (Flickr)

9. Lalka Lego Scala i Lego Księżniczka

We wczesnym dzieciństwie niespecjalnie interesowały mnie klocki Lego, choć nie potrafię powiedzieć czy dlatego, że po prostu nie wydawały mi się atrakcyjną zabawką, czy może jednak dlatego, że nigdy ich nie miałam. Miałam za to tradycyjne drewniane klocki, z których domy budowałam z wielką przyjemnością. Na Lego (w dodatku podrabiane) przyszedł czas dużo później, już po trzeciej klasie podstawówki. I wtedy naprawdę się w nich zakochałam. Tworzyłam ludzi, pojazdy, szkatułki, gadżety – wszystko. I to nie za pomocą tych małych i zaprojektowanych przez znaną firmę kształtów typu gotowy hełm albo gotowy kwiatek, tylko z samych klocków. Jeszcze później zaś przyszedł czas na moją pierwszą (i jedyną) oryginalną lalkę Lego Księżniczkę, którą dostałam od matki chrzestnej. Zachowałam ją w stanie idealnym, ale potem trafiła do rąk siostry. Oprócz niej miałam też lalkę Lego Scala, którą ukradłam – za zgodą mamy – z Legolandu w Danii. Pamiętam do dziś, że powiedziała, iż kradzież zabawek na pewno jest wliczona w cenę biletu. Zakosiłam więc tę, którą się bawiłam, a moja przyjaciółka drugą. Nieładnie, ale niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy w życiu niczego nie ukradł!

fot. Thomas Mcnab (Flickr)

10. Wszelkie zabawki kolekcjonerskie

Na koniec zostawiłam zabawki-nie-zabawki kolekcjonerskie, czyli kapsle, nakrętki, Tazo i tak dalej.

Kto pamięta wielką promocję chrupków koncernu Star Foods w latach dziewięćdziesiątych? Zbierało się wówczas kapsle ze zwierzętami i flagami. Ja ostatecznie zgromadziłam ich tyle, co zabawek z Kinder Niespodzianek (aż strach pomyśleć, ile chipsów musiałam zjeść!). Potem kolekcjonowałam Tazo z Pokemonami, najbardziej lubiąc kapsel z Mew (moją ulubioną postacią, bo różowym a la kotkiem), nakrętki z 2-litrowej Mirindy (z trójwymiarowymi Pokemonami) i różne karty z magami, bohaterami kreskówek i zwierzętami, które akurat były w modzie i można się było nimi wymieniać.

Zbierałam pocztówki, karteczki, naklejki i porcelanowe figurki, nigdy za to nie zbierałam kapsli od piwa ani kart telefonicznych. Ponadto, o ile można to nazwać zbieraniem, hodowałam robaki, głównie ślimaki, a we wczesnych latach podobno również pająki (!) i tramwaje. Byłam ekonomicznym dzieckiem, bo „śmietnikowe” zabawki dawały mi tyle samo szczęścia, co kupowane w sklepie. Zresztą, jak wielokrotnie zaznaczyłam, wychowałam się bez markowych sprzętów, dostając podróbki. Nie mówię, że to lepiej, bo czegoś się dzięki temu nauczyłam, nie mówię też, że gorzej. Moje dzieciństwo pamiętam jako stuprocentowo cudowny okres, w którym nie zmieniłabym niczego. A już na pewno nie zabawek.

67 myśli na temat “10 ukochanych zabawek z dzieciństwa #3

  1. Jeeezu Kindery <3 Miałam chyba z 4 pudła tych zabawek! Nigdy nie zapomnę moich ukochanych serii jak Hipopotamy, Lwy, Pingwiny, Duchy świecące w ciemności…teraz to już nie to samo :(
    Zabawki z Mc to też było coś! Teraz to kompletny badziewny szmelc. Te kucyki ze zdjęcia miały moje kuzynki…ale ja im ich zazdrościłam! Do tej pory są na strychu, ale trzymają je dla ''swoich dzieci'' ;)
    Lego dla dziewczynek nigdy nie miałam, zawsze dostawałam serie ogólną, do kreatywnego tworzenia czegoś z niczego. Nie było określonego rodzaju, a instrukcja dotyczyła tylko domu, samochodu i ogrodu. Pamiętam, że sama robiłam konie, krowy, świnie…ale była zabawa!
    A co do ostatniego…ja zbierałam krążki z rogali ChipiCao i z paczek Cheetos :D Pamiętam, że wypuścili kiedyś wersję z migającymi obrazkami. Ale to był szpan :D Mi brakuje tu tylko karteczek z segregatorów, bo to nieodłączna część mojego dzieciństwa :D

    1. Strasznie żałuję, że nie zachowałam tego wszystkiego, ale mieszkania w bloku mają swoje ograniczenia. W Mc nie byłam sto lat, więc nawet nie wiem, jak wyglądają tam zabawki obecnie. Jeśli rzeczywiście tak, jak Kinderki, to nie mam co iść. Co do karteczek… czytałaś wpis, czy skomentowałaś po przejrzeniu zdjęć? ;>

  2. Jejku, ja nadal mam trochę zabawek z McDonaldsa, oni zawsze mają figurki z jakiś nowych bajek wchodzących dopiero do kin! Tak samo z Kinder Niespodzianką -mimo, iż jakoś często jej nie jadłam, to uwielbialam każdy kawałek plastiku, jaki wpadł tam do środka ;D i chyba mi tak do dzisiaj zostało

    1. Chciałam się teraz skusić na kucykowe wydanie Kinder Niespodzianek, ale raz, że to drogie, a dwa, że nie chcę wylosować kucyko-lalki, bo są wstrętne. Na Happy Meala też bym poszła, gdyby były jakieś konie, ale nie śledzę wystawek i nie jestem na czasie.

      1. w lidlu były pakowane po 4 za dychę, w dwóch były zabawki z serii MyLittlePony jedna zawsze lalka kucykopodobna a druga kucyk. :) Wiem bo moje małe dostały dwa takie kartoniki – zawsze dostają po jednym jajku w niedzielę, akurat jedna dzisiaj miała lalkę a druga konika :)

        1. Dycha za trzy gramy czekolady na krzyż i aż dwie brzydkie zabawki? E, to już wolę zostać przy pamięci o smaku jajka :P

      1. u nas mówiliśmy na nie trupiaki, a czemu to nie wiem, jeszcze jedna nazwa była ale nie pamiętam :(

        ja hodowałam kijanki albo łapałam małe żabki i robiłam im domek, najczęsciej nazywałam je Romeo i Julia. Bawiłam się nimi jak lalkami. Ale to tylko jak byłam u babci na wsi, robiłam też lalki z kukurydzy.. ah miało sie wyobraźnię :)

        1. Nigdy jako dziecko nie jezdzilam na wies, bo nie mialam do kogo, ale jako mala dziewczynka mieszkalam z babcia w Sosnowcu i tam, na osiedlu domkow jednorodzinnych byl Pan i Pani, ktorzy mieli chlewik i prosiaki. Czesto do nich chodzilam z babcia na spacery. Jadlam tony zielonego groszku prosto z krzaka, a Pan zrobil mi kiedys lalke z kukurydzy. Miala warkocze! I bawilam sie z malymi prosiaczkami. Cieple, rozowe prosiatka, cale stada!!! :D

          Zdecydowanie zgadzam sie z Olga: za nic w swiecie nie zamienilabym swojego dziecinstwa na inne :)

  3. Oj tak, zabawek z kinder niespodzianki mieliśmy wielki przeszklony regał specjalnie na nie :) taka nasza domowa kolekcja, a że było nas 3 to się nazbierało sporo. Apropo McDonalda to jeździliśmy raczej tylko od święta więc tych zabawek za dużo nie mieliśmy, ale po jednej z serii na pewno. Aporpo żetonów albo tazosów, jak to się u nas mówiło, to ja zbierałam pokemony, ale to już w podstawówce było, mieszkałam na blokach więc się później grało ze znajomymi albo wymieniało. Pamiętam najpierw zwykłe serie, a później te grubsze i z efektem 3d :)

    Apropo lego- ja nie miałam nigdy, ale brat miał chłopięce, siedzieliśmy całymi dniami i układaliśmy, ale przypominam sobie, że koleżanka miała taki domek z mini laleczkami, mini zwierzątkami i akcesoriami. Wiesz może jak to się nazywało? Jak przychodziła do przedszkola z tym, ale była zabawa!!

    1. jeszcze apropo lego, to teraz dla dziewczynek jest kilka serii, ale powiem szczerze, że lego friends kupuje córce, taaak niby córce, ale to ja mam frajdę z ich układania, niektóre zajmują naprawdę sporo czasu, ale jaki efekt jest.. :) A mąż jak lubi układać, różowe klocki :)

        1. Laleczki ze zdjęcia to Dziabągi, a przynajmniej zawsze tak je nazywałam. W latach 90. były do wylosowania w automatach z kulkami za 1, 2 i 5 zł. Mam trzy małe i dwa duże, ale duże już ze sklepów z zabawkami.

          Małe laleczki z domkami to prawdopodobnie stara wersja Polly Pocket, mówi Ci coś obrazek? http://matchstic.com/blog/wp-content/uploads/2014/01/polly.jpg Moja przyjaciółka mała takie od cioci z Niemiec, ale ja jej zazdrościłam…

          Tazo wymieniałam się tylko z kuzynami, bo kiedy były modne Pokemony, inni już zachwycali się Harrym Potterem i nie znajdywaliśmy wspólnego języka. Gruby kapsel miałam tylko jeden, z Bulbasaurem. Trójwymiarowych kilka.

          Do Mc też jeździliśmy od święta, miałam ze cztery kolekcje i to tylko dwie albo jedną (koniki) całą.

          1. właśnie nie PollyPocket bo tamte nie miały ruchomych rak i nóg, i miały wieeeelki domek, pewnie dostała skądś z zagranicy bo szukałam zdjęć po zabawkach z lat 90 ale nie znalazłam. :)

                1. U nas te „dziabągi” funkcjonowały jako trolle – do tej pory mam 2, które dostałam od taty ;p Potem bawił się nimi mój siostrzeniec i mówił na nie dudki :p

  4. Figurki z Kinder Niespodzianek <3 Moją ulubioną była krokodylczyca. Ciekawe co się z nimi stało~~ Od wieków ich nie widziałam…

      1. była!!! Ostatnio jak Kinder niespodzianka obchodziła 40(?) urodziny to były właśnie kultowe zabawki ze starych serii, był jeden krokodyl, hipcio, pingwin, coś jeszcze, zaraz poszukam

  5. Pamiętam doskonale te wszystkie cuda :) Kolekcję z kinder jaj miałam baaaaardzo pokaźną i w sumie to szkoda, że gdzieś przepadła :/ Najbardziej lubiłam lwy i krokodylki ;)
    Z happy meal do dziś mam kilka zabawek (jak siostrzeniec do mnie przychodził to się tym bawił, teraz są dla bratanicy :p), ale jak pomyślę że dla tego dziadostwa kupowałam cały zestaw to wstyd mi za siebie (nie lubiłam nigdy frytek, tych kanapek i gazowanego picia, a kiedyś nie było do wyboru chociażby shake’a zamiast coli – teraz chyba jest, zresztą z tego co ostatnio słyszałam to można kupić samą zabawkę…).
    Z lego miałam taki fajny domek ze zjeżdżalnią, który skądś przywiózł mi tata :)
    No a żetonów rożniastych miałam ogrom, głównie kolekcjonowałam pokemony :p
    I też wspominam moje dzieciństwo cudownie i jeśli miałabym kiedyś swoje dziecko to chciałabym, żeby miało podobne wpomnienia ;p

      1. nam rodzice zawsze z nuggetsami brali, ale zawsze była radość jak nas zabierali :) wielkie wydarzenie, bo musieliśmy specjalnie jechac do miasta wojewódzkiego ponad 30km :)

          1. W moim mieście też md wówczas nie było i wyprawa wiązała się z wycieczką gdzieś dalej, najczęściej przy okazji zakupów :)

  6. Nigdy nie zbierałam figurek z jajka niespodzianki,kucyków też nie bo nie miałam ani jednego ,lego też nie:(
    . Zbierałam za to karteczki,z chrupek pokemony.

  7. Te figurki z Niespodzianek też zbierałyśmy z ogromnym zapałem! Jak patrzymy na te hipopotamy, krokodyle i delfinki to aż łezka w oku się kręcie :D Teraz się zastanawiamy co właściwie się z nimi stało… Pewnie tata kiedyś przy remoncie wyrzucił :P
    W Mc byłyśmy za dzieciaka tylko raz i to z wycieczką szkolną. Miałyśmy wtedy takie lalki, którym okręcało się głowy i włosy na głowie się chowały xD

  8. Wywaliłam ostatnio na śmietnik mojego różowego kucyka Pony, takiego samego jak masz tam na zdjęciu wyżej :(

    Tu się niczym nie różnimy – miałam to wszystko, co opisałaś. No, z drobnymi zmianami, bo zamiast Lego Scala miałam jakieśtam inne na tej samej zasadzie itd. Figurki z kinder-jajek mam gdzieś skitrane do dziś, te kolekcjonerskie właśnie: hipcie, krokodyle i żabki. Widziałam kiedyś na allegro aukcję z pełnymi kolekcjami takich figurek, ktoś zbił na nich grubą kasę ;)

    U mnie jeszcze dochodzą do tego wszystkiego pluszaki. Mam tonę pluszowych zwierzątek, większość zalega od lat w pudle na pościel pod łóżkiem, ale kilka jest wystawionych na kaloryfer. Co zabawne, dokładnie pamiętam każdego pluszaka i o każdym mogę powiedzieć kilka słów. Pamiętam, którego dostałam, od kogo i na jaką okazję, którego kupiłam i po co, a które mama wylosowała mi w automacie z tym metalowym szponem na wakacjach nad morzem (głównie Kołobrzeg) :D Niestety ale muszę się pozbyć zabawek – w styczniu wprowadza się Jarecki, robimy remont i pokój jednoosobowy musi pomieścić nas oboje z całą górą ciuchów i Świętym Play Station… :D Bałam się wywalenia pluszaków na śmietnik, ale na szczęście nie będzie to konieczne – w naszym gimnazjum organizowane są loterie fantowe, pieniądze ze zbiórek idą na Tarę albo inne tego typu charytatywne fundacje, no i potrzebne są fanty, więc moje pluszaki przejdą przez kąpiel i odkurzanie, a potem powędrują do pani Zosi, żeby zyskać nowe życie. Jak w Toy Story!!! :D

    1. PS. Lalek nie oddam i nie wyrzucę. Mam dwie lalki w rewelacyjnym stanie, plus akcesoria. Skitram w pawlaczu. Może będę miała córkę :) A jak nie, to Jarecki ma małą chrześnicę. Wszystko zostanie w rodzinie :)

  9. Zabawek z kiner niespodzianki nie kompletowałam. Ot miałam z 10-15 z bardzo różnych serii i okresów czasowych.
    W mcDonald’s bywałam niebywałe rzadko gdy byłam małym brzdącem, ale kupowałam wtedy właśnie happy meala niestety nigdy nie było tych figurek które chciałam :D
    Na temat lego się nie wypowiem bo nigdy ich nie układałam.
    Ogólnie to nie byłam dzieckiem-kolekcjonerem. Jedynie karteczki do segregatorów zbierałam i figurki zwierzątek :)

    1. Karteczki mam do dziś, przez to przeszła chyba każda dziewczyna :) Cóż to były za emocje przy wymienianiu. Dwie zwykłe za jedną pachnącą, trzy za jedną z kimś wyjątkowym i tak dalej.

  10. Kiedy byłem mały, trafienie figurki nie było czymś oczywistym. Dopiero jakiś czas później pojawiły się paczko-wielosztuki, które miały niejako zdefiniowaną zawartość. Chyba… Bo pamiętam, jak dziś, gdy w 93 +/- roku, w sklepie mama/ tata/ ktoś tam, spytał się mnie czy nie chcę KS. Odpowiedziałem, że nie, bo nie wiem czy będzie figurka w środku. Pan sprzedawca (swoją drogą, fajowy koleś) powiedział, że może mi wybrać takie jajo, gdzie figurkę dostanę. Nie pamiętam czy się radowałem jak głupi czy może go przeklinałem, że mnie oszukał. Nie pamiętam co było w środku. Pamiętam, że wszystkie figuurki pogubiłem lub poniszczyłem.

  11. Tylko lego księżniczki jest mi obce, klocki miałam, owszem, ale jak to ja, było to lego dla chłopaków :D Również dostałam je dość późno, ale radość była jakbym miała 6 lat.

    Zabawki, z jajek, zbierało się oj zbierało, zawsze ubolewałam, że Kinder Joy, które później wolałam nie są takie fajnie. Z bratem ciotecznym się nimi bawiliśmy, ustawialiśmy domki, pokoje, ludzi, wszystko to z zebranych przez nas figurek i innych.
    Tak samo jak ty jadłam w maku głównie dla zabawek, również tak jak ty najlepiej pamiętam koniki, tak mi się podobały, że mama kupiła mi cztery zestawy, abym miała wszystkie, oczywiście żarcia nie zjadłyśmy, ale jaka radość była z posiadania. Kiedyś widziałam jako zabawkę grę na komputer – już nie to co wtedy..

    I ostatnie, chyba najmniej je lubiłam, bo w chipsach były pieski (breloki) z dużymi głowami, wszyscy mięli po kilka, a ja nie mogłam trafić nawet na jednego ;( Najwięcej miałam takich, nazwijmy to tazo, ale metalowych, starannie układałam w specjalnym pojemniczku, jeden w przegródce haha :D

        1. Miałam takiego dalmatyńczyka i mam chyba jeszcze tego brązowego, ale głowę bym dała, że wylosowałam w automacie.

          1. Dziabągi, przynajmniej te 2 duże, pamiętasz, że wylosowałaś w automacie, a ja pamiętam (wiem to na pewno), że w automacie wylosowałaś te małe, a duże kupiłyśmy w Karpaczu, jak byłyśmy na nartach.

            1. Wcale nie twierdzę, że duże wylosowałam w automacie. Przecież one nawet by się do automatu nie zmieściły!

  12. hahaha genialny, naprawdę genialny wpis, pochłonęłam go jak bułke z masełkiem .< ale jak już kupili raz na rok, to zabawa była przednia :D Miałam cały zestaw mini lalek z siostrą, taki zespół, i lalki z dziwnymi włosami. I w obydwu seriach się nad nimi wyżyłam. Jedną pozostawiłam z tej muzycznej serii pod lampką i jak wróciłam miała roztopione włosy xDD Drugiej głowe wsadziłam z tymi włosami do czerwonej mikstury którą sama zrobiłam i zawsze jak zimno było, jej głowa robiła się czerwona xDD Trzeba było pocierać jej głowe palcami to znikało :D Oj piękne czasy :) Z chipicao chciałam zbierać naklejki ale nie było mi to dane… poza tym żyłki i karteczki <3 Przyznaję dzieciństwo miałaś przednie :)

    1. Chyba Ci zjadło zdanie na początku wypowiedzi, bo „ale jak już kupili raz na rok, to zabawa była przednia :D” zaczyna się tak ni z gruchy, ni z pietruchy. Także nie wiem, czy chodzi Kinder, czy o McDonalda.

      Żyłki były u mnie dopiero w gimnazjum, dlatego nie wiążę ich z dzieciństwem.

      1. AAAAAAAA…. nosz dupa xDDD Przepraszam, postaram się specjalnie dla wordpressa powtórzyć to co mi zjadł xDD

        Widzisz bo ty chociaż wyrosłaś z kinder niespodzianek, a ja do tej pory kupuje =.=… wprawdzie się bardzo ograniczyłam, bo w tym miesiącu kupiłam tylko z 2/3 i to nie dla siebie :) Szkoda pieniędzy, bo drogie kurde są :D
        Co do uciętej części ni z gruchy ni z pietruchy to właśnie rodzice nie chcieli mnie i mojego rodzeństwa zabierać do Maca, ale jak od święta zabrali to … zabawa była przednia :)

        Mam nadzieję, że teraz bez nawiasów nic mi nie zje xDD

  13. Figurki z jajek kinder to jedyna rzecz z tego posta, którą także zbierałam.
    Moi rodzice jakoś zaszczepili mi niechęć do McDonald’a, ale ale! jak tylko znajomi podrzucili cynk o pierdzących zabawkach z króla lwa (to była moja ulubiona bajka… a za ten cynk rodzice byli bardzo… „wdzięczni” haha), moi rodzice zafundowali mi chyba wszystkie, które były wtedy dostępne w tamtym Mc (3-4?) i sami musieli opychać się happy meal’ami, które na mnie wrażenia nie robiły. Miałam w końcu więcej zabawek z króla lwa, niż dzieciak znajomych rodziców…
    A że chrupek itp. też jakoś u nas się nie kupowało, to i tazo są mi raczej obce. Wiedziałam, że inni zbierają, ale mnie to jakby nie dotyczyło.

  14. W Pokemony wymiatałam z chłopakami na szkolnym korytarzu, a kolekcja figurek z Kinder Niespodzianki chyba do dziś zalega gdzieś na strychu… Muszę ją odkopać!

  15. Uwielbiałam figurki z Kinderek – nie wiem gdzie są teraz :) A w Mc Donaldach nie jadłam… nie byłam ani razu (nie było jak) i jakoś mnie nawet nie kusiło by tam zjeść:)

  16. Te ostatnie słowa: „Moje dzieciństwo pamiętam jako stuprocentowo cudowny okres, w którym nie zmieniłabym niczego. A już na pewno nie zabawek.”, znaczą dla mnie to samo, co „kocham Cie mamo”. :)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.