Jogobella American? Nie, dziękuję. Owocowe wersje – zwłaszcza wiśniowa – pozbawione są owoców, Apple Pie to żadna szarlotka, biszkopty zaś, o ile w ogóle się je znajdzie, smakują bezsmakowo. Do tego przesadnie wysoka słodycz, rozczarowująco zwykła konsystencja i cukrowy zapach. Po prostu nie.
Nie? Po rocznej przerwie, nawet trochę dłuższej niż rok, coś mnie podkusiło, by jogurty kupić ponownie. Spróbowałam pierwszego i… oniemiałam. To nadal ta sama Jogobella? Tylko dlaczego tak bardzo mi smakuje?! Zwątpienie we własne kubki smakowe, dotknięcie czoła, długie rozważania i szybki powrót do starej recenzji. Wynik? Amerykańska limitowana edycja z czasu, gdy wprowadzono ją na polski rynek, ma inny skład niż obecna. Kiedy i dlaczego nastąpiła zmiana? Nie wiem, ale nie narzekam. Jest dobrze.
Apple Pie
Pierwszy raz: W zasadzie nie wiem, dlaczego zaczęłam od jabłecznika placka z jabłkami, ale nie ma to znaczenia. Oczekiwania miałam równie wysokie, jak wobec obu muffinów, które skądinąd wydały mi się najciekawsze. Po zerwaniu wieczka doznałam jednak pierwszego rozczarowania – zawartością. Nie wiem, na co liczyłam, ale na pewno nie na zwykły jogurt. Konsystencja, owszem, jest bez zarzutu, jak to w każdej Jogobelli, ale reszta? Smak jak w pieczonym jabłku, tylko bez rodzynek, zapach zupełnie niejabłecznikowy nieplackozjabłkowy, raczej biszkoptowy, a samych biszkoptów brak (o, przepraszam, pod koniec trafił się jeden). Niby znalazłam jakieś tam jasnobrązowe kropki, mniejsze nawet od ziaren pokruszonej wanilii, ale były zupełnie niewyczuwalne dla zębów. Założę się, że zamkniętymi oczami w grupie dziesięciu ochotników smak odgadłoby osób… zero.
Powrót po roku: Zabierając się do serii po raz pierwszy, byłam po kuracji antybiotykowej, podczas której zraziłam się do kilku produktów, między innymi biszkoptów, waniliowych jogurtów, paprykowo-ziołowych krakersów, żółtego sera. Musiał minąć ponad rok, żebym znów spojrzała na nie przychylniejszym okiem, a to i tak nie na wszystkie. W każdym razie Jogobelli Apple Pie się poszczęściło, bo po drobnej zmianie składu posmakowała mi dużo bardziej. Czułam przyjemny jabłkowy smak (smucił mnie za to brak cynamonu), czułam również duże i dość jędrne biszkopty. Te ostatnie nie pasowały do sprężystych kawałek jabłek, dlatego jogurt zajął ostatnie miejsce.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Blueberry Muffin
Pierwszy raz: Wciąż jeszcze tliła się we mnie nadzieja, choć stresowałam się bardziej, niż przed otwarciem wersji Apple Pie. Po jagodowej babeczce spodziewałam się największych doznań zmysłowych, może nawet z fajerwerkami w tle. Ponadto po zawodzie piramidkową herbatą Lipton Blueberry Muffin, w której czuć wyłącznie smętne wspomnienie starej jagody (zupełnie niepasujące do cudownego zapachu), chciałam odzyskać wiarę w umiejętności firm spożywczych. Niestety. Choć w jogurcie znalazłam sporo owoców, tak jak w Apple Pie, to znów towarzyszył im wstrętny posmak znienawidzonych biszkoptów, które przy okazji pojawiły się w całości, w liczbie sześciu sztuk (najwyraźniej do poprzedniego Zottowi zapomniało się sypnąć, więc postanowił nadrobić w tym), i były ciemnoniebieskie od jagód.
Powrót po roku: Ponownie jestem w stanie zrozumieć siebie sprzed roku, kiedy to narzekałam na zbyt rzadką i zupełnie zwykłą konsystencję (teraz już byłam na nią przygotowana), zapach (słodkich biszkoptów, które powodowały mdłości) i smak (również biszkoptowy). Dziś na szczęście obraza na ciasteczka wyraźnie zmalała, przez co po Jogobellę American mogłam sięgnąć kilkakrotnie, a najczęściej i najliczniej sięgałam właśnie po Blueberry Muffin. Dlaczego? Bo kocham jagody i jogurty o ich smaku, bo wreszcie przekonuje mnie słodki aromat i stawiający lekki opór ciastka, no i jest to jedyny łatwo dostępny zamiennik ukochanego ruskiego Almighurta, którego nie tak łatwo upolować. To niesamowite, co może zdziałać kilka poprawek kosmetycznych w składzie.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Cherry Muffin
Pierwszy raz: Po przygodzie z jagodową babeczką wiedziałam już, że nie będzie dobrze. I nie było. Zaczynając od wspomnianego dwukrotnie zapachu i posmaku, na małej ilości wiśniowych strzępów kończąc. Szczególnie istotna jest ostatnia kwestia, bo o ile poprzednika ratują okazałe jagody, ta wersja nie ma się czym popisać. Bieda i ubóstwo. Ponadto nie znalazłam żadnych ciastek, co już sama nie wiem, czy powinnam liczyć na plus – bo ich nie lubię, czy na minus – bo są kluczowe dla serii.
Powrót po roku: Czy ja jadłam te same jogurty? Różnica w składzie wydaje się być drobna, nic nieznacząca, a tu proszę. W nowo kupionych Jogobellach były i owoce (w żadnym wypadku same strzępy!), i biszkopty (w pokaźnej liczbie!). Z kupieniem wariantu Cherry Muffin zwlekałam najdłużej, ale kiedy wreszcie się przełamałam, odkryłam, że śmiało mogę mu przyznać drugie miejsce. Teraz, po roku przerwy, jest dokładnie taki, jaki chciałam, żeby był za pierwszym razem. No, ewentualnie ciastka mogłyby mieć jakikolwiek smak. Zottcie, nie można tak było od razu?
Ocena: 5 chi ze wstążką
Mandarin Cheese Cake
Pierwszy raz: Tę wersję znalazłam w recenzjach dwóch innych blogerek, w związku z czym uznałam, że zostawię ją na koniec. Jak możecie się już domyślić, na plus jogurtu działa idealna konsystencja Jogobelli, na minus zaś ciastka. A co z resztą? Muszę przyznać, że jest o wiele lepiej. W smaku trochę słodko, trochę kwaśno. Dodatkowo na mózg pozytywnie wpływa fakt, że mandarynka w postaci jogurtowej jest niestandardowa, gdyż nie występuje jako samodzielny wariant (mamy Jogobellę pieczone jabłko, jagodową i wiśniową, ale nie znajdziemy żadnej cytrusowej). Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to mała wyrazistość owocu, bo równie dobrze producent mógłby napisać Orange Cheese Cake i nikt by się nie zorientował. Pomijając ów fakt, myślę, że jest to najlepszy smak z całej serii, czego zupełnie się nie spodziewałam, więc jestem mile zaskoczona. Chciałam go nawet wyróżnić, ale potem przypomniałam sobie o nieszczęsnych biszkoptach, przez które na pewno nie kupię go ponownie.
Powrót po roku: I tu pierwsza niekoniecznie sympatyczna niespodzianka. Podczas gdy z bardzo przeciętnej serii wariant Mandarin Cheese Cake wyróżniał się jako ten jedyny dobry i wart zakupu (nawet jeśli jednorazowego), tak dziś, kiedy jogurty się poprawiły, zachwycił mnie o wiele mniej. Nie było w nim owej wyraźnie kwaśnej nuty, którą wyczułam rok wcześniej, nadal nie było również zdecydowanie mandarynkowego smaku. W środku znalazło się coś tam pomarańczowego z kilkoma strzępkami miąższu oraz kilka całkiem zacnych w strukturze biszkoptów. Głównie jednak było słodko. Lepiej niż Apple Pie, bo przynajmniej żadne kawałki owoców nie zakłócały konsumpcji, ale gorzej niż w obu Muffinach.
Ocena: 5 chi
Hahhaha, widzisz, jak się czasami smaki zmieniają? :D też tak mam, np. Z zupami -jak byłam dzieckiem to nienawidziłam zup, a teraz uwiebiam!
Co do jogurtow-odkad weszły, to je polubiłam. Szału nie ma, ale najbardziej lubiłam Madnarin Cheesecake(bo kocham serniki), potem blueberry muffin(no ,bo jagodka), apple pie i potem cherry muffin(bo wiśnie z tych wszystkich owoców najmiej lubię :p)
Kto wie, może tak smaki ci się jeszcze kiedyś zmienia i polubisz maliny? :*
To nie smaki, tylko zmiana składu.
A co się w nich różni? Bo jak pamiętam, to np. W manadrin cheesecake były pomaransczoewe kawałki mandarynek
Otwórz starą i nową recenzję, w obu masz zdjęcia składów. Rzuć okiem na te, które Cię interesują. Zmiany są delikatne, ale są. Czuć je za to bardzo mocno.
Kiedyś chyba jadłam Blueberry Muffin i niezbyt mi smakował, był mdły i o wiele za słodki. Uwielbiam jagody, ale… no nie wiem, może właśnie dlatego do niego wrócę? A może nie? Kto to tam ze mną wie. :P Po inne smaki za to i tak nie sięgnę.
Spróbuj, może po zmianie Cię przekona.
wczoraj kupowałam muffinowe córeczce, a kto jak kto, ale ona byle jogurtu nie zje, przesłodzonego też nie, a te jej bardzo smakowały (jeden jadła wczoraj, jeden dzisiaj rano i kazała mi iść znowu kupić „te nowe jogurciki” a to najlepsza recenzja :) pójdę dzisiaj i kupię od razu wszystkie bo mąż też jogobello żerny, ja wolę naturalne z konfiturą albo owocami, ewentualnie te bez kawałków owoców typu serduszko albo Müller Milch Froop
Fajna ta Twoja córcia :)
Olga a jadłaś te nowe jogurty z biedronki? W takich szklanych pojemniczkach, kremowy i kremowy z jeżynami, bardzo dobre, chociaż dla mnie trochę za słodkie, ale te słoiczki urocze ;)
Niee, nawet niespecjalnie zwróciłam na nie uwagę. To nowość w stałej ofercie czy sezonówka?
ponoć mają na stałe wejść, spróbuj bo dobre :)
Ńo chyba sobie ze mnie jaja robisz!? O____O Że niby są inne w smaku!? Pamiętam jak rok temu je jadłam i przepierdywałam… wyszły we wrześniu, pamiętam jak gazetkę handlowca czytałam :D Może formułę udoskonalili… po tylu narzekaniach ( wiem piszesz o tym, ale nie mogę uwierzyć naprawdę w to xDD). Wiesz co… namówiłaś mnie. A co mi tam, jak je spotkam to kupię ponownie, choć tego nie znoszę :D Najmniej smakowały pamiętam mi muffinkowe, choć najbardziej na nie liczyłam. Ale to przez to że chyba mało słodkie były dla mnie, Mam nadzieje, że teraz będzie lepiej ^^
To śmieszne, że zapytam dopiero teraz, po tak długim czasie odwiedzania Twojego bloga i patrzenia na nagłówek, ale… co to, do cholery, znaczy „przepierdywać”? :D
Na serio nie masz pojęcia? :D Ale w sumie nic mnie nie zdziwi odkąd jestem na studiach :) współlokatorka mówiła na kapcie ,, papucie”, a ja ,,ciapki”. Jak poprosiłam w sklepie o ,,strugaczke” to babka spojrzała na mnie jak na debila… po wskazaniu jej na półke wpadła w paniczny śmiech i powiedziała: Ma na Pani namyśli temperówke lub ostrzałkę? :D Większość znajomych wychodzi na pole, a ja na dwór :D Nikt nie ma braci ani sióstr ciotecznych. A i nie ma puszystych ludzi… są przy sobie :) A przepierdywać znaczy u mnie w regionie: wybrzydzać, kaprysić, grymasić, wydziwiać :) Na prawdę nigdy nie słyszałaś? :)
Miałam ostatnio zapytać o to samo !! :) Z siostrą sie zastanawiałyśmy co masz na myśli, dziś jej powiem :)
Ja na temperówkę mówię strugacz (od siostrzeńca zadobyłam to słowo :p). Ale też wychodzę na dwór (na pole to ewentualnie u babci na wsi na truskawki :p)
Do tej pory myślałam, że przepierdywać znaczy jeść, a potem puszczać bąki. Przysięgam. Temperówka to temperówka, choć wersję strugaczka też słyszałam. Ostrzałka zaś jest do noży, to narzędzie kuchenne. Papucie mówił mój dziadek, ciapki to ma dalmatyńczyk. Na dwór wychodzi się w tych regionach, gdzie żyła arystokracja, na pole wychodzi się tam, gdzie były wioski (uczyli nas o tym na studiach). „Na dwór” przyjęło się jednak jako forma ogólnopolska, właściwa, a „na pole” traktowane jest jako (brzydki) regionalizm. Bracia i siostry cioteczni to zwykła rodzina, choć nigdy nie mogę spamiętać tych wszystkich nazw rodzinnych. Wiesz, że kuzynka Twojej mamy nie jest Twoją ciocią? Tylko siostra mamy może być ciocią. Skomplikowane. Nie ma ludzi puszystych, puszyste są koty. Ludzie są grubi.
ja też mówię strugaczka :) U mnie z siostrami i bracmi ciotecznymi to różnie jest, od strony taty jest kuzyn kuzynka, a od strony mamy po prostu braciszek, siostrzyczka ;) Mamy po 20-30lat a tak słodko do siebie mówimy :P fajnie to wygląda, mam kuzyna, kulturyste, który przyjeżdża i wszędzie mówi do mnie siostrzyczko, jakby moim starszym bratem był ;) Dorośli ludzie ;) A jak jeszcze mam maluchy ze sobą to już wgl komiczny widok :)
hahaha ileż kontrowersji wzbudził mój nagłówek xDD A nawet nie miałam pojęcia :D Ale ciekawa dyskusja się wywiązała! A wiecie, że mój wykładowca udowodnił nam, że chleb nie ma kromek w środku tylko te piętki to są kromkami ( są ich tylko dwie ), a kromki to skibki! I miał jeszcze udowodnione to na piśmie. Gdybyście widzieli znienawidzony wzrok studentów i pogardę naszego wykładowcy… Powiedział, że chociaż miałby przypłacić za to życiem, nie pozwoli skibek nazwać kromkami, a kromek piętkami. A ja uważam, że co region to obyczaj i trzeba to szanować. Ja mam strugaczkę i ciapki na nogach i nic tego nie zmieni… no chyba, że kapcie :D
Do tej pory ich nie kupiłam bo wydawało mi się, że to co jest pięknie nazwane okaże się po prostu jogurtem jagodowym czy wiśniowym. Niemniej jednak jakieś niuanse są, które je odróżniają to pewnie sięgnę. Na pewno spróbuję jagody i mandarynki, reszta mniej mnie ciekawi, ale pewnie i tak ciekawość wygra… :D
Ty nie pisz „na pewno”, bo wiesz, że ja się lubię czepiać, a Twoje „na pewno”… :P
Ja ich nigdy nawet nie widziałam, bo na smakowe jogurty raczej nie zwracam uwagi, ale po Twojej recenzji, jak się gdzieś na nie natknę przy okazji, to kupię tego jagodowego muffina, bo inne smaki mi się jakoś nie widzą :p
Wszędzie są, trudno będzie nie spotkać.
Dla mnie świat słodkich jogurtów to całkowita obczyzna :p
Tyle do odkrywania <3
Po przeczytaniu tytułu zaczęłam rozmyślać czy ci się czasem wpis nie pomylił i zamiast nowego dałaś stary. A tu proszę, powrót po przeszłości. Skoro wersja szarlotkowa nadal nie ma cynamonu to ja dziękuje, usiądę z boku i poczekam aż pojawi się ta przyprawa.
Dosyp sobie sama :P
Pamiętam, że z Panna Cotty byłaś średnio zadowolona. Ciacha omijałem, bo i je kojarzyłem ze złymi opiniami opisujących je osób. Błubełymafyn oleję, wiśnię też, ale mandarynkę kupię z pewnością.
Nawet dziś jadłam ostatnią stojącą w lodówce mandarynkę, mniam. Z Panna Cotty naprawdę zachwyciła mnie tylko truskawka. Niedługo będą Owoce Ogrodu, bo też już przetestowałam.
o to czasami smak zmienia sie na lepsze :D ja raczej zauwazam ze cos sie pogarsza :(
Niestety, większość rzeczy ulega pogorszeniu, bo idzie się w taniochę.
Wysokie te oceny. Niby kuszą, ale nie mam przekonania do jogurtów. Zawsze boli mnie po nich brzusio XD
Tak jak mnie po surowych owocach i warzywach. Każdy ma swoje „nie-produkty”.
jadłam te jogurty i mi smakują, ale od jakiegoś czasu nie jadam jogurtów kupnych- wolę zrobić domowe smoothie :)
Ja wolę kupić :P
Pierwszy raz jadłam je prawie rok temu? Kiedy faktycznie były (chyba) nowością, reklamowane jako limitowane – WOW WOW. :D No i to był czas, kiedy mój jadłospis i wiedza nt. zdrowego odżywiania ciągle się zmieniały. :D No i myślałam wtedy sobie, no – jogurcik to pewnie zdrowo! Teraz wiem, że to trochę był błąd, ale na tym polega życie.:D Ależ mi się uszy trzęsły przy jedzeniu tych jogurtów. Bardzo smakowały mi absolutnie wszystkie, nie wiem czy mam coś do dodania, ale rok temu naprawdę były dla mnie świetne i je dobrze wspominam.:D
Hmm, to teraz w ogóle powinnaś dostać orgazmu podniebienia. Chociaż, skoro od tego czasu weszłaś na zdrową drogę, to może wcale nie byłyby już takie fajne?
Hmm. Trochę mnie ciekawią, wiesz takie amerykańskie :D Ale to jednak nadal są jogurty, gdyby jednak coś mnie naszło pewnie sięgnęłabym po Cherry Muffin.
Zaskakujące, jak bardzo mała zmiana składu może wpłynąć na odbiór i ostateczny wygląd całości :D
Zdecydowanie! Wreszcie w jogurtach są biszkopty i porządny smak. Polecam wiśnię, bierz śmiało ;)
Powiem jedno – jestem w szoku! Muszę zatem kupić wszystkie i zjeść ponownie. Z tego co wiem, to rok temu było dużo skarg na nie za te bezsmakowe, margarynowe ciastka i proszę – poprawili się! Eh, tak to jest z tymi niemieckimi markami ;) Sama pisałam o nich recenzje i była niepochlebna, więc może i mi się odmieni? Ale przetestuję to raczej dla siebie, na blogu publikować nie będę.
Tylko mi napisz, jakie wyniki, bo jestem ciekawa. I nie wiedziałam, że aż tak dużo osób narzekało. Chociaż faktycznie, wtedy były średnie z tendencją spadkową.
Jasne, że napiszę! I właśnie z tego co kojarzę to dużo osób tego nie lubiło. Moja mama np:. wylała cały, bo uznała, że te grudki to popsuty jogurt :P
ja znowu odwrotnie, jadam tylko te jogurty ktore sa bez kawalkow owocow ziaren itp… tych juz bym nie zjadla :p
Ojej. Ale owocowe też jesz, byle nie miały kawałków?
dla mnie jogobella jest za słodka..
Po ubiegłorocznej zmianie składu we wszystkich Jogobellach faktycznie jest nieco słodsza, ale nadal ją uwielbiam.
Nam żaden z wariantów smakowych nie przypadł do gustu na tyle aby nawet po roku do nich wrócić. Jedynie z miłości do serników ten ostatni ewentualnie byśmy zjadły ale bez jakiejś większej chęci. I strasznie ale to strasznie nie lubimy pseudo ciastek/biszkoptów w jogurtach :P
Teraz te ciastka są fajniejsze, bo twarde, jędrne, nie rozlatują się jak mąka zlepiona glutem. Polecam dać drugą szansę.
Gdybym rok temu pisała ich recenzje (bo zdjęcia miałam) to chyba dostałyby możliwie najniższą ocenę. OHYDA jako właściwe słowo do ich opisania. Jedynie jabłkowy smak był znośny, a nawet smaczny – jednak i tak nie dostałby więcej niż 4/6. Po za tym te pseudo-ciasteczka smakują jak surowe ciasto.
Spróbuj teraz, po zmianie składu :)