Nadszedł ostatni dzień października, a wraz z nim jedno z moich ulubionych świąt, względnie niedawno przejęte z Zachodu. Jak się pewnie domyślacie, przygotowałam na tę okazję tematyczną recenzję nawiązującą do symbolu Halloween, jakim jest dyniowy lampion, a szerzej: dynia. Wyrośnięta, okazała, pomarańczowa i z zakręconym ogonkiem. Kiedy próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ją jadłam, w głowie mam jedną wielką czarną plamę. Placuszki dyniowe? Zupa krem? Sałatka owocowo-warzywna? Może koktajl? Nic z tego. Wiem jednak, że kiedyś próbować jej musiałam, bo doskonale znam smak i zapach. Nie bez przyczyny zresztą zacierałam ręce na myśl o Pumpkin Spice Latte ze Starbucksa, jak tylko się o napoju dowiedziałam. O ile jednak dynię jadłam na pewno, o tyle przyprawy z niej nigdy. Pierwszy jesienny sezon na wymarzoną kawę niestety przegapiłam, a drugi… drugi musiałam sobie darować, tak jak i teraz daruję sobie trzeci. W międzyczasie niewdzięczny żołądek odmówił mi posłuszeństwa i wszelkie napoje kawowe, jak i ostre przyprawy – również korzenne – musiałam z codziennego menu wyeliminować. Takim sposobem pozbawiłam się szansy na spróbowanie pumpkin spice, niestety w Polsce niezbyt popularnej. No, prawie pozbawiłam. Na początku roku bowiem odkryłam, że przyprawę tę mogę dostać nie tylko w hipsterskiej kawie, ale i w limitowanym jesiennym Fig Barze.
Fig Bar Pumpkin Spice
Recenzując Fig Bary z pierwszej otrzymanej od Nature’s Bakery paczki, specjalnie powstrzymywałam się od wystawienia im maksymalnej ilości punktów, bo wspaniałomyślnie trzymałam unicorna smaku dla Pumpkin Spice. Ostatecznie uległam wariantowi Apple Cinnamon, ale w sercu nadal tliła się iskierka nadziei, że dyniowe cudo będzie lepsze. Czekać trzeba na nie cały rok, pojawia się na parę miesięcy, a potem znika – czy to nie wystarczy, bym spodziewała się wrażeń rodem z raju?
Wyswobodziłam batona z pięknego i pomarańczowego opakowania (aż szkoda, że nie ma na nim czarnych kotów, szkieletów i duchów, halloweenowa szata graficzna byłaby ciekawsza), by ujrzeć dwie bardzo ciemne i wilgotne bryłki wypełnione po brzegi gęstym dżemorem z kawałkami czegoś jaśniejszego, prawdopodobnie dyni. Warstwa chlebkowa ze względu na ową wilgotność i puszystość przypominała mi wspomniany już wariant Apple Cinnamon, który jako jedyny był tak mokry od owoców, że aż zostawiał ślad na palcach. To z kolei dla dzisiejszego bohatera rokowało fantastycznie.
Pomimo pokaźnych rozmiarów i puszystości, Fig Bar ważył tylko 54 g. Początkowo pachniał dyniowo, choć nienachalnie. Byłam pełna obaw, że może nie uda mi się rozpoznać tego zapachu, ale miło się zaskoczyłam. Warstwa chlebkowa wariantu Pumpkin Spice była dokładnie taka, na jaką wyglądała: nawilżona, wręcz mokra, lekko tłusta i mięciutka. Czuć w niej było smak dyni i przypraw korzennych. Kiedy odgryzłam brzegi i górę, pojawił się drugi aromat: ostrego dyniowego piernika (skojarzenie towarzyszyło mi do końca konsumpcji). Dżemor był wyraźnie korzenny, brzoskwiniowo-dyniowy. Na początku widziałam w nim odpowiednik nadzienia z pierniczków, a potem skondensowane grzane wino.
Drugą połowę Fig Bara postanowiłam włożyć do mikrofalówki, sprawdzając jego jakość na ciepło. Podgrzewanie ustawiłam na minutę, ale już po dwudziestu pięciu sekundach musiałam proces przerwać, bo pokazał się dym i zaczęło śmierdzieć (pewnego dnia wysadzę mieszkanie w powietrze). Spód produktu trochę się przypiekł, ale reszta – o dziwo – rozkwitła niczym pąk róży. Chlebek stał się jeszcze pulchniejszy i delikatniejszy, odrobinę urósł lub spuchł, niestety wzrosła również odczuwalność słodyczy. Pumpkin Spice zaczął smakować jak ciacho prosto z blachy, którego w dzieciństwie zabraniała mi jeść mama, bo „od gorącego ciasta można dostać skrętu kiszek”. Tu jednak skrętu mogłam dostać wyłącznie z zachwytu. Przez chwilę nawet myślałam, że już nigdy więcej nie zjem Fig Bara na zimno.
Po limitowanym wariancie Pumpkin Spice spodziewałam się naprawdę wiele, jako że mityczna przyprawa wydawała mi się spełnieniem marzeń, a sezonowość Fig Bara działała na mnie jak hasło „spacerek” na Rubi. Niestety, choć baton niewątpliwie mnie zachwycił, nie przebił ani unicornowego Apple Cinnamon, ani pomarańczowego Mango. Myślę, że zasługuje na piąte miejsce, tuż za wariantem Strawberry oraz jagodowym. Od poprzedników różni się tym, że jest a la bożonarodzeniowym miękkim piernikiem albo grzanym winem zaklętym w ciastku, przypomina je za to wysoką jakością i ogromną słodyczą (tą ostatnią może nawet przewyższa, stąd nieco gorsza ocena). Tak jak jabłkowej wersji, bardzo blisko mu do domowego ciasta z blachy, zwłaszcza po podgrzaniu. Ze względu na przesadną słodycz raczej nie opróżnię całego kartonika, ale na pewno nie poprzestanę na jednej sztuce.
Ocena: 6 chi
*-* korzenne, brzoskwiniowo-dyniowe nadzienie? *-* ciasto prosto z blachy *-* przecież to esencja świątecznych słodyczy! Ale mi smaka na robiłaś!
Mam Cię zapisaną na karteczce, więc trzymaj dla mnie Questy ;)
W zapasie nie mam, ale zawsze mogę pójść kupić ;D
Oczekiwałam więcej, a po opisie, mimo, że w zasadzie brzmi cudnie, efektu „WOOOW ja-to-chcę.ja-to-chcę.ja-to-chcę” nie było. Wszystko psująca słodycz – coraz częściej się na to nacinam i coraz bardziej mi to przeszkadza. W ogóle Fig Bar’y przestały mi się jakoś podobać, mimo że próbowałam tylko jeden smak i na nim poprzestałam.
Ja nadal je wielbię Fig Bary, ale tu akurat słodycz nieco powala (tak na jedno kolano).
Taki rozkrojony Fig bar coś mi przypomina, ale do tej pory nie mogę sobie przypomnieć co – na pewno coś dobrego z dzieciństwa :P No i po Twoich wcześniejszych recenzjach kupiłam 2 inne smaki, które do tej pory spoczywają w szufladzie z zapasami i nie wiem kiedy przyjdzie na nie kolej. Gdybym miała dyniowego, to może zjadłabym go dzisiaj w celu uczczenia Halloween :)
A na pumkin spice latte do Starbucksa wybieram się już drugi rok…
On nie jest rozkrojony, on tak wygląda oryginalnie (nie pamiętasz?). Co do latte, jak już kupisz, daj mi proszę znać o smaku.
Chodziło mi raczej o to, że jest tak specjalnie pokrojony :p
Może w tym roku tam dotrę (jak idę już gdzieś na kawę, to zazwyczaj jest to coffe heaven) :p
Ślinka cieknie na samą myśl o nich a zdjęcie batona to już w ogóle mistrzostwo :) Podgrzanie go w mikrofali to kolejny geniusz!
I my się pytamy, dlaczego u nas w Polsce nadal są tylko trzy podstawowe smaki tych batoników?
Za samym Halloween nie przepadamy i nie świętujemy a dynię zamiast na lampion przerabiamy na przeróżne dania, bo szkoda byłoby ją zmarnować :P
Ja dyni nie przerabiam na lampion tylko dlatego, że z moimi zdolnościami odkroiłabym sobie co najmniej jednego palucha.
Ja robiłąm dynię wczoraj wydrążoną ze świeczką jako ozdobę na stól. Moja córa wczoraj obchodziła 1 rok! Mały potworek nasz, miała wystrój typowo halloweenowy ale na wesoło, uśmiechnięte dynie, kolorowy pomarańczowo-złoto-beżowe. :) I tort – mrowisko, babeczki sówki takie sprawy,
Ale wracając do posta to spodziewałam się wyższej oceny.. A jeszcze mówisz, że dla Ciebie za słodki to dla mnie już by była katastrofa, przecież moje figbary czekają dalej w szafce na recenzje, ale po malinowym się zraziłam! :)
jeszcze apropo dyni to nic się nie zmarnowało, bo cały środek dokładnie wyskrobałam i cieniutkie ścianki zostały, więc i ozdoba była i mam miąższ na zupkę :)
Kochana z Ciebie mama :) Moja też przygotowywała mi odjazdowe urodziny.
No i super, że ozdoba była a środek się nie zmarnował :) To musiała być udana impreza :P
ojejciu gdybym wiedziała, że dynii nie jadłaś to zaraz zapasteryzowałabym Ci w te wakacje słoiczek tego puree co robiłam! Mogłabyś sobie kawunie zrobić i sos do makaronów, jako dodatek do wszelkich twoich pokaźnych wyczynów kulinarnych :) A co do kawy takiej w Starbucksie nigdy nie wiedziałam, że taka istnieje… Ech wiele rzeczy mnie ominęło :) Ale to tak jest jak się tylko na nowe smaki McFlurry wyczekuje :D W Starbucksie byłam tylko raz w życiu. Ale mniejsza o to :)
Zazdroszczę Ci możliwości przetestowania tego produktu i cieszę się, że chociaż tyle dynii, zastaniesz w smaku w tym roku :D Co prawda te ciastka to nie jest coś za czym szaleję, ale lubić lubię i z chęcią bym spróbowała :) I mam jedno pytanko, pogrzało Cię kochana!? Podgrzewałaś go? :D Hahaha , aż boję się spytać… z jakim typem słodyczy jeszcze tak robiłaś… bo maczanko rozumiem… Ale z mikrofalówką tak kombinować, oj igrasz z losem :D
Póki co tylko Fig Bara podgrzewałam, ale to z polecenia. Któregoś dnia planuję jeszcze upiec w piekarniku Kit Kata, żeby zrobić porównanie z Bakeable Pudding, którego recenzowałam w zeszłym roku.
o pieczonych kit-katach słyszałam tylko od Magii Cukru, która narobiła mi na nie tylko ochoty :D Muszę też je zrobić. Ale na recenzję to od Ciebie czekam! :D Nie pamiętam tego puddingu … muszę go poszukać na Twoim blogu!
Spróbowałem ostatnio, pierwszy raz, Fig Bara, i tego… po nim, też bym spróbował. Niebanalny smak, który w ost. tygodniu stał się chyba sponsorem YT. Guma do żucia, żelki, cukierki, draże, lody. Spray do buzi chyb też był. Myślę, że to jak się sprawdził (w odzwierciedleniu) mogą powiedzieć Amerykanie. Dla nich to smak jak dla nas pierogi ruskie.
Taaaak, widziałam, że na Youtube zalew pumpkin spice. Od niektórych rzeczy aż się robi niedobrze, ale większość bym zjadła. Zwłaszcza babeczki z kremem.
Uuuuwielbiam dynię! :D Ty chciałabyś zjeść Questa, a ja takie fajne smaki Fig Barów. :D
No i cieszę się bardzo, że spróbowałaś tego batonika podgrzanego. :D Zupełnie inna eksplozja smaków. :D Podobnie jak w QB, ale zdążyłam się przekonać, że są warianty, które lepiej zjeść na 'surowo’. :D
Tak, to dzięki Tobie, dziękuję :* A jak chcesz spróbować Fig Barów, to mogę Cię dopisać do listy do wymiany, póki co mam na niej tylko cztery osoby. I wreszcie ja spróbuję Questa.
Hihih. :D Czuję się zaszczycona. :D
Oho. :D Lista wymiany? :D Chyba jestem chętna! :D
Dla mnie pewnie byłby to nr 1 bo dynia i przyprawy korzenne podbiły moje serce :)
Też tak myślałam, a jednak pozostanę wierna owocowym.
Lubie te batony/chlebki, ale jadłam tylko 3 standardowe smaki (figowy, malinowy i jagodowy). Nawet nie wiem gdzie resztę mogłabym kupić.
Kupić się chyba nie da. Ewentualnie eBay?
Z niewiadomych przyczyn nadal nie kupiłam żadnego.. Dyniowy od początku nie był przeznaczony dla mnie, już jak przedstawiłaś zawartość paczki, wiedziałam, że moich zachwytów nie wzbudzi, Twoich jak widać również :D
Zachwyt wzbudził, tylko nie dziki i nieokiełznany. Były lepsze.
Zawsze szokuje mnie ilośc rożnych smaków fig barów a dziwi dlaczego nie są one ogólno dostępne. Ten dyniowy to bym z ogromną chęcią spróbowała <3
Miejmy nadzieję, że któregoś dnia będą :)
Ja dopiero w tym roku polubiłam dynię… Znaczy się, spróbowałam po latach, gdy w dzieciństwie nią plułam ;) I okazało się, że zmienił mi się gust w tej kwestii o 180 stopni :D
Kawy nie pijam, do Starbucksa nie chodzę, ale kusi mnie ta Pumpkin Spice Latte… Ciekawe ile kosztuje?
Pewnie trochę ponad dychę, jak każda. Sprawdź na stronce, powinno być :)
Ja kocham dynię, ale to chyba już wiesz. Najlepsza jest pieczona <3 Co do Halloween to u mnie się nie obchodzi w rodzinie, ale też lubię to święto za akcję z cukierkami :D
A ten Fig Bar to moje ogromne marzenie! Już niedługo… :D
Ciekawe, czy nasze oceny i odczucia się pokryją. Zwłaszcza w Mango, które jest pyszne, ale jak dla mnie wcale nie mango.
Próbuje sobie zrekompensować brak tej wersji własnym ciastem dyniowym z ogromną ilością przypraw, ale czarno to widzę. Pracują nad tym by wprowadzić nowe smaki do Polski, guano za przeproszeniem a nie pracują. A wydaje mi się, że t a wersja byłaby jedną z moich ulubionych :(
Zjadłabym takie domowe ciacho.
Nie wiesz może, gdzie można zamówić te batoniki? Weszłam wczoraj na stronę natures bakery i nie wiem czy jestem ślepa, czy faktycznie nie ma takiej opcji :D
Niestety nie wiem. Wyślij maila i zapytaj :)
Nareszcie jest! Nie ma co, ta wersja i tak czy siak najbardziej mnie ciekawi. Uwielbiam takie smaki. Próbowane w ten weekend Zottery tym bardziej mnie utwierdziły, że wręcz wariuję za a’la świątecznymi połączeniami.
Zapowiada się świąteczna seria recenzji? ;>
Co jakiś czas coś w ten deseń się pojawi ;)