10 internetów, które odmieniły moje życie #1

Po ostatniej niedzielnej serii, w której zaprezentowałam dziesięć ukochanych zabawek z mojego dzieciństwa, nadszedł czas kolejną serię, tym razem obejmującą dziesięć zjawisk internetowych – stron, programów, gier – które w dużym stopniu przyczyniły się do stworzenia mnie taką osobą, jaką jestem dziś. Pominęłam drobiazgi typu skrzynka e-mail czy miliony różnych komunikatorów, których używałam krótko, acz intensywnie, a potem zmieniałam na nowsze, o starych całkowicie zapominając. By pokazać wam, kim (i jak) stawałam się od momentu wkroczenia w świat www, sięgnęłam wyłącznie po rzeczy najbardziej znaczące, zajmujące miejsce w moim sercu i/lub pamięci do dziś.

Wpis podzieliłam na trzy części.

onet

1. Czat Onet

Pierwszą rzeczą, której po podłączeniu w domu internetu oddałam serce, był czat na portalu Onet. Byłam wówczas w jednej z końcowych klas podstawówki, a wielki stacjonarny komputer z jeszcze większym monitorem służyły do rozrywki ograniczanej do paru mizernych godzin dziennie. Tu się zagrało w Pasjansa (mama potrafiłaby odpłynąć na tydzień jak zombie, gdyby nie odrywały jej z krzesła potrzeby fizjologiczne), tam w The Sims. Posłuchało się jakiejś muzyki w Winampie, pooglądało śmieszne zdjęcia i filmiki, które mama przynosiła z pracy na dyskietkach i wgrywała do folderu o wymownej nazwie Głupotki.

Wieczorami siadało się wspólnie przed tajemniczą maszyną i klikało w niebieską ikonkę Internet Explorer, która uruchamiała system łączenia się z siecią. Trochę czekania, trochę stresu i podniecenia, aż wreszcie BAM! – weszłyśmy do internetu. Pamiętam jedną z naszych pierwszych rozmów na temat portalu, z którego będziemy korzystały. „Olu, mamy do wyboru trzy portale: WP, Onet oraz Interię – wyjaśniła rzeczowo mama – jeden z nich musimy ustawić jako stronę startową, a później założymy sobie na nim adresy e-mail oraz będziemy z niego korzystać”.

Po przejrzeniu szat graficznych stron Interia natychmiast odpadła, bo była najbrzydsza i chaotyczna. Tu jednak pojawił się problem, gdyż ja zapałałam miłością do Onetu, a mama do Wirtualnej Polski (podejrzewam, że przekonała ją polska nazwa). I jak to w sprawiedliwych układach rodzicielsko-dziecięcych bywa, wygrała mama i jej WP, na którym powstał mój pierwszy adres z nickiem kicia_normal (jasne, śmiejcie się, jakbyście sami nie mieli gorszych!).

Ale wierna brzydkiej WP nie byłam. Szybko odkryłam, że ustawienie witryny jako głównej nie ogranicza mnie do korzystania wyłącznie z niej. Zaczęłam więc buszować po Onecie, gdzie znalazłam czat, a w nim pokój Konie i jeździectwo. Z racji tego, że wtedy w moim życiu był to temat numer jeden, szybko się zadomowiłam i poznałam wielu znajomych. Miałam nick Santana, od ukochanej klaczy. Nie wiem, czy korzystałam z czatu przez tygodnie, miesiące, czy może lata, ale wspominam go jako mój pierwszy własny kąt w internecie. A co do mamy, jakiś czas po mnie też uzależniła się od onetowego czatu, ale na głównej stronie i tak została WP, „bo przecież nie wolno tak zmieniać, popsują się opcje”.

gg

2. Gadu-Gadu

Czas na pierwszy i jedyny komunikator, który odegrał w moim życiu tak dużą rolę. Za jego pośrednictwem poznałam wielu ludzi, z którymi utrzymywałam kontakt przez kolejne lata (choć nie wiem, czy którakolwiek z relacji przetrwała do dziś). Więcej nawet, dzięki niemu związałam się z moim drugim w życiu chłopakiem, co miało miejsce w szóstej klasie podstawówki.

Pamiętam jak dziś, że w opcji szukania znajomych (katalogu publicznym, tak to się nazywało?) wpisywałam męskie imię, które akurat mi się podobało, a obok wiek (2-3 lata starszy od mojego). W ten sposób znalazłam Piotrka, który mieszkał ulicę obok mojej obecnej uczelni. Byliśmy ze sobą… przepraszam, chodziliśmy ze sobą chyba trzy tygodnie, po czym zostawił mnie dla Ewy, także poznanej przez internet. W jednej chwili pisałam mu sms, że tęsknię i martwię się, że mi nie odpisuje, a w drugiej, że to w porządku, że ze mną zrywa. Co ciekawe, naprawdę było w porządku. Ani nie płakałam, ani się nie smuciłam. Żałowałam tylko, że rozstaliśmy się tuż po walentynkach, na które dostałam beżowe stringi z czarną jaszczurką. Zapomniałam ich zabrać do domu, więc zostały u niego, no i pewnie po jakimś czasie dostała je Ewa (Ewo, jeśli to czytasz, wiedz, że czekam na bieliźnianą rekompensatę!).

Oprócz poznawania ludzi Gadu-Gadu służyło mi do podtrzymywania kontaktów z realnymi znajomymi. Czasem wolałam pisać z przyjaciółką, zamiast wyjść na dwór (mieszkałyśmy w blokach naprzeciwko). Wszystkie te kolorowe emotikony i dźwięki, podniecenie wynikające z używania nielegalnych skórek oraz nieoficjalnych wersji komunikatora (Bazuj GG i najlepszy dźwięk otrzymanej wiadomości, Power GG i możliwość obserwowania, kto jest niewidoczny).

Do dziś, jak idę przez miasto i widzę, że ktoś w ogłoszeniu podaje numer GG, na twarz wpływa mi uśmiech. Kiedy lekko ponad rok temu otrzymałam nowego laptopa, nie instalowałam już na nim Gadu-Gadu, choć numer posiadam nadal (chyba że ktoś go przejął, a ja żyję w błogiej nieświadomości). Obecnie, gdy głównym miejscem komunikacji jest Facebook, nie warto dłużej przejmować się żółtym słoneczkiem w czerwonej oprawce. Dobrze o nim jednak pamiętać, bo dla ludzi urodzonych w dwudziestym wieku (początek lat 90 i wcześniej) powinien to być spory punkt odniesienia do wielu wspomnień.

***

Część druga: 10 internetów, które odmieniły moje życie #2
Część trzecia: 10 internetów, które odmieniły moje życie #3

47 myśli na temat “10 internetów, które odmieniły moje życie #1

  1. U mnie niestety wyboru nie miałam, na stronę startową mama nastawia WP i to na niej mam e-mail. A jak rozkręcalo się gadu-gadu, to jeszcze niewiele co korzystałam z internetu, rodzice odciagali mnie od niego, żebym miała,, beztroskie dzieciństwo,,. I trochę głupia sprawa z tym Piotrkiem, miusisz upomnieć się o te stringi, no bo wiesz, czarna jaszczurka się nie zdarza ;D. Moja pierwsza strona była Nasza Klasa. Pl. Kurcze, jak ja kochałam tam grać w gry! Szczególnie taka, że trzeba było prowadzić własne akwarium, a jak się codziennie wchodziło i dbalo o te rybki, to się dostalaalo nowe albo nowe roślinki! Pamiętam, że nawet mama podała mi swoje hasło i u niej też założyłam akwarium i codziennie wchodziłam na 2 akwaria i spędzałam tam kupę czasu ;D

    1. Zrobię mały spoiler, bo Nasza-klasa naturalnie też będzie :) Ja z kolei grałam na niej w Pet Party (tak to się chyba nazywało) razem z moim ówczesnym chłopakiem. Pracowaliśmy w swoich ogródkach, chodziliśmy do sklepu, zbieraliśmy jakieś tam punkty. Nie pamiętam już dokładnie, ale to była fajna, pożerająca masę cennego czasu rzecz.

  2. Ja się wypowiem na temat GG. Kurczę pomimo iż jestem rocznikiem XXI w. to pamiętam korzystanie z tego komunikatora w latach 2008-2011 :D Uwielbiałam gadać ze znajomymi :) Lubiłam też nk, ale zapewne ów strona też się w przyszłych postach pojawi ;*

    1. Oczywiście, że NK będzie :) A GG używałaś jeszcze w 2011?! To zaskakująco późno. Pamiętam, że im dalej w XXI wiek, tym bardziej GG przymierało głodem. Mój rocznik tam już nie wchodził.

  3. Ja byłam zawsze wierna onetowi, ale nie był to mój wybór, tylko mojego taty – tak było poustawiane w komputerze, a ja nie szukałam zmian. A czat to przez jakiś czas była jedyna rzecz, z której korzystałam w świecie internetu. Potem doszły wirtualne gry w kości czy pokera i blogi (nie będę pisać więcej, bo zapewne internetowe wspomnienia mamy podobne, więc będę komentować względem napisanych przez Ciebie kolejnych notek :D).
    No a gg też już nie mam zainstalowanego i nawet nie pamiętam swojego numeru…

    1. Ja mam swój numer GG zapisany głęboko w pamięci. Jakbyś mnie obudziła w środku nocy i zapytała, to bym Ci go podała :D W gry online nigdy nie grałam. Zarejestrowałam się kiedyś tam na Kurniku, ale po paru rundach zrezygnowałam.

  4. ach gadu-gadu pamiętam! :) jedyny komunikator z którego korzystałam, facebooka posiadałam przez rok i stwierdziłam, że za bardzo uzależnia, więc zrezygnowałam z niego całkowicie. Teraz wchodze tylko raz na 2 dni na fanpage’a, którego założył mi mąż i podpiął pod swoje konto. Zawsze jak coś tam przychodzi to mnie woła: „Asia! chodź zobacz co dostałaś!” Albo czyta, także proszę osobistych rzeczy mi tam nigdy nie wysyłać, haha :)a co do czatu, ja na interię znowu wchodziłam i poznałam tam swojego męża, także wiesz.. nasza pierwsza rozmowa trwała bez przerwy 7godzin i nie mogliśmy przestać ze sobą pisać! najpierw przez miesiąc czatowaliśmy do porannych godzin, przez co później chodziliśmy do szkół jak zombie, potem postanowiliśmy się spotkać, spotykaliśmy się najpierw z dwójką jego kolegów, ja czasami byłam z koleżankami, później zaczęliśmy spotykać się sami, jeździć do siebie na weekendy, bo ktoś ze znajomych miał 18 to przenocować trzeba.. i tak w końcu zostaliśmy parą, później urodziła się pierwsza z córek, ale nie był to dla nas powód do ślubu, bo ktoś tak chciał, dopiero rok temu się pobraliśmy, bo tego chcieliśmy i jest nam razem dobrze. :) Tak więc związku z chatu mają przyszłość! haha :) PS siostra mojego męża też poznała na chacie swojego obecnego partnera, po tym jak zmarł jej 1 mąż i nie dość, że zaadoptował jej 3 dzieci, to jeszcze mają teraz 1 swoją księżniczkę, a wszystkie traktuje jak swoje :) jest też ojcem chrzestnym mojej mróweczki i jest super facetem. Także można znaleźć wśród wielu psycholi naprawdę wartościowe osoby :) nawet w obecnych czasach

    1. Ja wiem, że związki internetowe mają szansę się udać i nikt mi nie powie, że nie. Moje dwa najdłuższe związki (3 lata z hakiem i 1,5 roku) zaczęły się właśnie przez neta. Aaaale o tym później, nie chcę wyprzedzać faktów. Jak czytałam Twoją historię, to aż mi się micha cieszyła. Nadal się cieszy :)

      1. a dziękuję :) można by o niej całą historię napisać jak chodziliśmy na błonia tak o żeby po prostu spędzić ze sobą czas, patrząc na pływające łabędzie, albo godzinami przesiadywaliśmy na ławce na pks czekając aż przyjedzie autobus, po czym stwierdziliśmy, że za h jest następny i następny aż w końcu nadjeżdżał ostatni i już nie było wyboru. dużo tego było.
        no tak, gdzie poznać męża maniaka komputerowego jak nie na czacie haha :) nigdy nie sądziłam, że poznam tam osobę tak podobną do mnie. i to w tym stopniu, że jak się pokłócimy to każde uparte, przekonane o swojej racji, że nie chce ustąpić. Teraz po latach znajomości już się na siebie tak nie gniewamy tylko raczej obrażamy wszystko w żart ale bywało, że i tygodniami się do siebie nie odzywaliśmy :) dzieliło nas 50km więc jedyne gdzie mogliśmy na siebie wpaść to dzworzec PKS w mieście gdzie oboje chodziliśmy do szkoły (mieliśmy szkoły 200m od siebie) a jak wpadliśmy już przypadkiem na siebie to zapominaliśmy, że się wgl na siebie gniewaliśmy i o co :) każdemu życzę takie osoby, mimo, że wiadomo są chwile gorsze, to jednak dobrze mieć kogoś takiego z kim można po prostu usiaść, obejrzeć film, który na pewno obojgu się spodoba, albo nie spodoba ale chociaż razem ponarzeka się na fabułe :)

        1. Bo przede wszystkim w związku musi być przyjaźń, dopiero potem miłość. Z Twojej opowieści wynika, że tę przyjaźń macie, więc jest świetnie i życzę Wam, żeby było jak najdłużej. Albo lepiej na zawsze.

          To, co cenię w Internecie, a co również padło w Twojej wypowiedzi, to możliwość poznania kogoś takiego jak my, w dodatku poznania go naprawdę. Rozmowy, tajemnice, marzenia… a nie tylko wygląd fizyczny i chodź do łóżka na drugiej randce, bejbe.

          1. dokładnie tak!

            My znaliśmy się 2 lata zanim do czegoś poważniejszego doszło ;) zanim dostałam w ogóle buziaka minęło chyba z pół roku, także wszystko powolutku swoim tempem szło. :) Najpierw była przyjaźń (poznaliśmy się po moim kilkuletnim związku, gdzie najpierw była 5letnie przyjaźń a potem 4 lata związku, na który zgodziłam się tylko dlatego żeby nie stracić przyjaciela, i koniec końców i tak go straciłam) i nawet nie myślałam, że taki facet kiedyś będzie moim mężem, zawsze powtarzałam, że wolałabym mieć męża przyjaciela, z którym się będę dogadywać do końca życia niż faceta z którym będzie wielkie lovestory a później rozwód po roku ewentualnie 3 bo nie możemy ze sobą wytrzymać przez różnice charakterów/poglądów etc.

  5. Moje pierwsze chwile z komputerem były ściśle związane z grami komputerowymi z kwadratową grafiką, do których dalej mam sentyment.
    Onet pamiętam i to bardzo dobrze. Z rodzicami pozakładaliśmy tam pierwsze maile, a moja mama… dopiero po latach, całkiem niedawno, się do tego przekonała. A ja zdążyłam już prawie zapomnieć. :P
    Wszelkie komunikatory nie robiły na mnie większego wrażenia, ale GG kiedyś tam było nawet przydatne. Pamiętam, jak przyjaciel często wysyłał te irytujące, przewijające się znaki zapytania, tworzące się po wpisaniu „??”. I ten dźwięk… To było coś, co dostarczało tylu emocji i nie raz irytowało…

    1. Taak, znak zapytania robił się przy „??”, a wykrzyknik przy „!!”. Co więcej, na Instagramie nadal piszę z ręki „;>”, bo nie ma tam emotki, która odpowiadałaby emotce z GG, czyli takiemu podejrzliwemu, pytającemu, sugestywnemu spojrzeniu. Wszystkie emotki, które wstawiam w swoich wypowiedziach, odwołują się do tych z GG i już zawsze tak będzie.

  6. My bardzo długo cierpiałyśmy na brak internetu. Mieszkałyśmy na wsi także żaden sygnał u nas nie był odbierany (zresztą do dziś jest z tym problem). Dlatego często grałyśmy tylko w gry demo jakie przynosił do domu nasz starszy brat, które dostał lub kupił jako dodatek do gazety :P A kiedy już dotarł do nas ten wirtualny świat to długo podchodziłyśmy do niego jak do jeża. Jak to się dalej potoczyło to nie pamiętamy dokładnie, ale generalnie to brat nas nauczył włączać stronę gry.pl i tam mogłyśmy spędzić cały dzień :P GG też miałyśmy ale tylko przez krótki czas, jakoś specjalnie nas to nie kręciło :)

  7. GG <3 Chociaż jestem z końcówki XX wieku (99') to pamiętam je bardzo dobrze. Ty dzięki niemu/temu znalazłaś chłopaka, my z koleżanką zarywałyśmy do wielu :D I to udawanie, że mamy po 16 lat, i przesyłanie zdjęć dziewczyn z google grafiki..

    1. Hahaha, mi też się zdarzyło :D A zanim znalazłam chłopaka, pisałam do miliona innych, którzy mnie olali, więc łatwo nie było!

  8. Za krótko!!!!!!!!!!!!!!!! Foch :(

    Numer na gadu dalej masz, w Katalogu widniejesz jako Ty. Warto sie logowac raz na jakos czas, wtedy nie traci sie numeru ;) Co zabawne, pamietam wszystkie trzy swoje numery, z ktorych korzystalam przez dluzszy okres czasu, Twoj tez znam na pamiec :D Korzystalam z gadu na poczatku tego roku, jak Jarecki jeszcze nie zawital na fejsa :)

    Czaty to byla totalna magia :) Poza tym, ze siedzialo sie na czatach w domu, siedzialo sie na nich tez na informatyce w podstawowce. I ciagle pisalo sie do kolezanek z klasy podajac sie za jakiegos faceta hahahahaha :D

    1. Pamiętasz, jak się umówiłam z Agatą na szkolnym boisku jako Cool_13 i poszły razem z Martyną, żeby na niego czekać, a my sikałyśmy ze śmiechu za budynkiem, patrząc na nie? :D:D:D

      1. Hahahahahahaha pamietam :D
        Nawet ten nick pamietam, chociaz sama z siebie w zyciu bym nie powiedziala, co to bylo :D Ech, slodkie czasy glupot :D

  9. i znowu kolejny genialny pomysł na wpis, skąd ty bierzesz te natchnienia!? Już nie mogę się doczekać kolejnych wpisów! Masz taką lekkość pisania… to się nie czyta, to się je jak deser malutką łyżeczką deserową <3

    Co do onet, ja właśnie wylądowałam na wp :D Onet później jak prowadziłam bloga o gwiazdach ( miałam obsesje codziennie robiłam rundkę po: plotku, kotku, pudelku. No a teraz face i blogosfera :)

    O matko… uwielbiałam gg i gadałam na nim do końca gimnazjum, ale ile wpadek i rozmów poważnych odbyłam… za dużo by wspominać! :D

    Hahaha ale się przez Ciebie uśmiałam :D Stringi, mama… abo, że ty pasjonowałaś się końmi… nie miałam pojęcia… Santana ;)

    1. Dziękuję ;* Pomysły się rodzą, po prostu. Moja głowa to skarbnica rzeczy bliżej nieokreślonych, za co ją lubię.

      Z GG kojarzą mi się jeszcze kłótnie z przyjaciółką, która zawsze za kare mnie blokowała. No i prywatno-publiczne rozmowy poprzez statusy.

      1. powinnaś pisać do jakiegoś magazynu albo gazety artykuły, naprawdę :* :)

        Hahaha mnie często blokowano, ale to dlatego, że sobie zasłużyłam, ach… piękne czasy ^^

          1. głupia byłam szkoda powtarzać, ale podobnie coś jak ty: wyszukiwałam w komunikatorze jakieś imiona i blablałam… =.= Kiedyś pamiętam jak jakiejś lasce napisałam, że jest małpą i by spadała na palme na drzewo gdzie jej miejsce… taa… a sama do niej napisałam… … …

            Trzynastki już nie ma, spokojnie do Vouga możesz podbijać :D

  10. U mnie GG nie było nr 1 ja bardziej siedziałam w tych pokojach czat onet:) . Tydzień Amerykański będzie 19listopada jakoś tak głupio bo od czwartku

    1. Czaty przeszły u mnie w GG, bo komunikator był bardziej prywatny, a na czacie pisało się z dużą liczbą osób naraz.

      Na amerykańcu i tak nic nie kupię, ale dzięki za info ;*

      1. Nie lubisz masła orzechowego? widziałam ,że mają być draże z masłem oj już ręce zacieram:)

        1. Kocham, tylko rzadko używam masło-masło, wolę je w słodyczach. W domu mam jeszcze jedną nieotwartą Primavikę ze współpracy, jedną końcówkę Sante od mamy i niedługo dostanę drugą końcówkę Sante. Dla mnie to ilości nie do przerobienia, bo na kanapce jem masło raz w roku (dosłownie), a owsianek nie jadam nigdy.

          1. To ja masło orzechowe wyjadam łyżeczką:) no i na wafelkach ryżowych,smaruje herbatniki Holenderskie i do jaglanki daję:)

  11. Przeczytałam „Santana” i od razu pomyślałam o klaczy, niestety była to dość niegrzeczna kobyłka, gryzła i kopała na wszystkie strony ;D a czat na onecie i gg to też jedne z pierwszych rzeczy które wpadają mi do głowy jak pomyślę o moich początkach na komputerze i internecie :).
    Pozdrawiam cieplutko ;)

  12. Oj pamiętam, jak kiedyś całe dnie spędzałam na GG pisząc ze znajomymi, teraz jakoś odeszło to w niepamięć i górę przejął czat na facebooku jeśli chodzi o komunikację przez Internet :)

    1. Dokładnie. Kiedyś nie potrafiłam się oderwać od GG, a teraz mało kto o nim pamięta, jeśli mu się nie przypomni. FB przejął wszelkie aspekty życia towarzyskiego w internecie (portal społecznościowy, komunikator, informacje o zbliżających się wydarzeniach, kalendarz urodzin, portal randkowy, forum… wszystko).

    1. Dobrze, że zaopiekowałaś się Interią, kiedy ja ją bezczelnie olałam. Przynajmniej nie cierpiała.

  13. Praktycznie skręcałam się ze śmiechu, gdy to czytałam. :D No i czuję niedosyt, chcę już więcej, więcej! :D Gadu-gadu to było coś. :D Opisy… Hah, pamiętam jak była moda na ten skrót Kocham Cię – KC, no to wymyśliłam, że jak napiszę Kocham Cytrynowy Sorbet – to moja „miłość” domyśli się, że chodzi o KCS, czyli pierwszą literkę nazwiska… Naprawdę śmieszne czasy. :D

    1. Aaah, też pamiętam akcje typu zaszyfrowana wiadomość, zwłaszcza dla osoby, w której się zakochało :D

  14. Świetny artykuł. Z niecierpliwością czekam na ciągi dalsze :D Sam nie mam w tej materii zbyt interesujących doświadczeń. Dla mnie internet był zawsze tylko narzędziem i źródłem utrzymania, od lat pracuję na różnych poziomach internetu :). Niczym więcej. Tym bardziej z głębokim zainteresowaniem czytam historie osób, które coś dzięki temu narzędziu zyskały. W sensie uczuć i relacji społecznych. Czekam zatem z niecierpliwością na tekst i komentarze :D

    1. Na pewno byś coś osobistego w pamięci znalazł :) A co do pracy, chciałabym pracować w internecie, zwłaszcza częściowo lub całkowicie w domu. Niestety to jeszcze nie te czasy dla Polski. Na razie tak pracują tylko wybrańcy.

      1. Pracowałem przez kilka tygodni „w domu”. Powiem Ci, że z radością wróciłem do pracy przy biurku, w nieco ciasnym pokoju :D Spróbowałem i teraz wiem, że mi to nie odpowiada.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.