Za oknem zimnica, wiatry, deszcze i Armagedony, a mnie ni stąd, ni zowąd wzięło na lody. No dobra, może było troszkę inaczej. Przeglądając posiadane w zamrażarce kubeczki, zorientowałam się, że zawartość jednego z nich dokona żywota wraz z początkiem 2016 roku. Co prawda nigdy nie przejmowałam się przydatnością do spożycia produktów mrożonych, ale skoro gardło miało się całkiem dobrze, a za oknem nie leżały śnieżne zaspy, mogłam sobie pozwolić na mały powrót do lata. Wieczorem jednak, gdy poszłam do zamrażarki, by wyciągnąć lody na dwadzieścia minut przed jedzeniem, doznałam lekkiego ukłucia rozczarowania. Najwyraźniej źle odczytałam daty, bo wszystkie dotyczyły albo końca 2016, albo początku 2017. To jednak nie zjem dzisiaj lodów? – pomyślałam, czując, jak serce zalewa żal. Po paru sekundach wróciło mi jednak trzeźwe myślenie, a dłonie sięgnęły po opakowanie z najsłodszymi lodami, jakie udało mi się wypatrzyć. W końcu brak zbliżającego się końca terminu nie oznacza, że czegoś zjeść nie mogę. I, co ważniejsze, dlaczego ja tak w ogóle pomyślałam?!
Gelato al gusto di Crema Fiorentina
Lody, które miałam zjeść tego wieczora, zostały w zamrażarce. Nie miałam ochoty na kwaśny smak cytryny, poszukując raczej czegoś wyraźnie słodkiego i nieco bardziej kalorycznego. Z racji tego, że w Lidlu odbył się kolejny tydzień amerykański, na którym nie mogłam kupić sławetnych kolorowych kubków, bo wciąż miałam zawaloną zamrażarkę starymi zdobyczami, postanowiłam trzymać się oferty lidlowej, wyjadając zapas i wreszcie dając sobie szansę na zapełnienie miejsca amerykańskim dobrodziejstwem. Takim sposobem wybór padł na Gelato al gusto di Crema Fiorentina, czyli lody o smaku likieru migdałowego (inaczej amaretto), kupione sto lat temu podczas tygodnia włoskiego. Z tej serii póki co jadłam dwa smaki: kawowy i pistacjowy. Ten pierwszy był pyszny, ale zakupu nie odważyłabym się ponowić. Poza wybitnym smakiem zafundował mi bowiem taniec na krawędzi życia i białej śmierci.
Kiedy kupowałam prezentowane lody, byłam nimi oczarowana. Mimo iż nie lubię smaku amaretto, spodziewałam się migdałowej eksplozji wzbogaconej o ciasteczka. Niestety, w okresie pomiędzy dniem zakupu a dniem degustacji miałam (nie)przyjemność próbować limitowany Mix Mullera, który był połączeniem ciasteczek Amarettini i pistacjowego jogurtu. Ponieważ dawno już nie jadłam tak paskudnego deseru, entuzjazm w stosunku do lodów wyraźnie zmalał. Z jednej strony liczyłam, że nie będą miały one smaku likieru migdałowego, a ciasteczek nie będzie wcale dużo, z drugiej zaś – gdy już je otworzyłam – zawiodłam się, że rzeczywiście ciasteczek jest mało. Dogódź tu, człowieku, kobiecie.
Po dwudziestu minutach czekania produkt znajdował się w idealnym stanie zmrożenia. Boki już zmiękły, lekko stopniały, a środek wciąż był twardy i trzymał całość w ryzach. Lody pachniały ślicznie, bo trochę amaretto, a trochę marcepanem. Jak zdradziłam, ciasteczek było mało, odznaczały się wysoką ziarnistością (cukru i migdałowych grudek, które znajdują się również w marcepanie) i równie wysoką słodyczą. Lekko namokły, a jednak udało się pozostać chrupkimi wewnątrz. Bardziej przypominały w smaku marcepan niż likier. Były dobre, a już na pewno tysiąc razy lepsze od mullerowych. Otaczał je sos o jasnym, karmelowym odcieniu i podejrzanym smaku rozwodnionego amaretto. W konsystencji też przypominał zamarznięty likier lub sos. Pod nim znajdowała się masa właściwa, lodowa. Była gęsta, śmietankowa i tłusta, ale nie nazbyt. Idealna, jak w każdych lodach z Lidla. Posiadała smak marcepanowego kogla-mogla, niestety zasypanego beczką cukru.
Całość wyszła rewelacyjnie, to na pewno. Lody miały idealną konsystencję i rozmiar w sam raz na raz (200 g). Niestety, po zjedzeniu samej tylko górnej warstwy (z 20 g?), zrobiło mi się tak słodko, że aż zapomniałam, jak się nazywam. Ponieważ jednak pudełko otworzyłam, wiedziałam, że muszę je opróżnić. Konsumpcję zakończyłam z silnym uczuciem cukrowej mdłości w gardle, graniczącym niemalże z bólem. Nie żałuję, że Gelato al gusto di Crema Fiorentina kupiłam, ale jestem przekonana, że nie zrobię tego nigdy więcej. Tak bardzo, jak kocham konsystencję i smak lodów z Lidla, tak bardzo nienawidzę i nie rozumiem ich przesłodzenia. To jest masakra w biały dzień. Jeśli jednak potraficie poprzestać na kilku łyżkach, a także nie macie awersji do marcepana – z całego serca je polecam.
Ocena: 5 chi
Mnie teraz tez naszlo na lody, musze je jesc, zeby oproznic tez troche zamrazarke, ale nie na tydzien Amerykanski, tylko dla mamy na zamrazanie bulek i chleba ;D Aczkolwiek nie idzie mi to jakos meega szybko xdd
Te lody wygladaja ciekawie, mnie nie da sie zaslodzic, uwiebiam, jak cos jest mega slodkie, ostatnio tez polubilam marcepan, wiec te lody moglyby byc dobre i dla mnie :)
Zawsze, jak ktoś pisze o dzieleniu lodówki i zamrażarki z rodziną, mam ochotę szatańsko się roześmiać. Dla mnie to też był dyskomfort, a teraz prawie 190 cm tylko dla mnie <3
Mi też smakowały i dla mnie też były o wiele za słodkie. Parę razy w życiu zjadłam całe pudełko Haagenów na raz, ale… te podzieliłam na dwa razy, a i tak mnie zamuliło.
Haageny zjadłam prawie całe przy pierwszym podejściu i nic. Lidlowych parę łyżek i leżę, płacząc z przecukrzenia.
Przesłodzenie jest jednym z powodów dla którego nie kupuje już lodów z lidla. Co z tego, że bardzo smaczne, jak po zjedzeniu mam wrażenie, że zamiast krwi w żyłach płynie mi glukoza.
No, niestety tak jest.
Dlaczego ja ich nie kupiłam!? Dawka cukru, która mogłaby zaspokoić mój wieczny głód >.< !!! Dzięki Tobie jak tylko będą, to poproszę mojego tatę by mi kupił i to wersje z marcepanem <3 A i jedz na zdrowie może w końcu pokryłabyś ładnie swoje kości, ale z umiarem bo brzuszek to nie śmietnik kochana :) Bo z 200 g to sobie kpisz z nas :D
Co do narzuceń, sama czasami widzę jak sobie coś narzucam, a nie wiem czemu tak przy tym obstaje! To już w psychice jakoś podstępnie się koduje :)
„Bo z 200 g to sobie kpisz z nas” – tego fragmentu nie rozumem. Że mało? Że dużo? Wyjaśnij, proszę.
,,Lody miały idealną konsystencję i rozmiar w sam raz na raz (200 g). ” Kto zjada wariacie po 200g. lodów na raz!? :D
Czyli chodzi o to, że za dużo? Ja zjadam półlitrowe kubki naraz :(
Cieszę się i mówię Ci na zdrowie kochana, ale szczerze zdurniałam xDD Bo piszesz czasami, że coś jest za kaloryczne i ,że dlatego odstawiasz, innym razem, że próbujesz przytyć :D Mam czasami wrażenie, że piszę czasami z Tb, a czasami Ruby dopada się do Twojego męża laptopa i mi odpisuje i robi mnie w bambuko xDD
W każdym razie pół litra nie radzę Ci jeść moja kochana, bo mój brat jak zrobił tak to wszystko później ekhem… zwrócił :D Nie mam pojęcia czy od nadmiaru chemii czy może kłaczek połknął, ale tak miał. O i jeszcze jak paczkę cini minis zjadł. Wtedy to była fontanna wymiocin, masakra :D
Wiesz, przytyć a przytyć od samych słodyczy (w dupę i biodra) to dwie różne rzeczy, może dlatego Ci się mieszają moje wypowiedzi :) Jeśli coś jest małe i kaloryczne = nie najem się = będę musiała zjeść więcej = przyjmę więcej kcal w dupsko. A lody wbrew pozorom dużo nie mają. 200 g lidlowych to mniej niż jogurt i czekolada, które zjadam kolejnego dnia. Teraz jasne, czy jeszcze coś wyjaśnić? ;>
mi w dupe nie idzie, tylko w uda. Chyba dupa nie jest w stanie udzwignąć tego ciężaru i zrzuca na dół xDD Nie już chyba wszystko rozumiem! Słodycze idą w dupę, a zdrowe jedzenie na masę :D U mnie wszystko idzie w uda. Jak tak dalej pójdzie bd wyglądała jak mama Dextera :D
Teraz spojrzałam na kaloryczność, masz całkowitą rację, to mniej niż jem na śniadanie czy lunch czy obiad czy kolację :D i to o 1/2 xDD Ale wiesz to opakowanie na zdjęciu wydawało się takie duże, w takim razie i ja się na nie szarpnę jak będzie i zjem egoistycznie całe opakowanie <3 W sumie przecież te kubełki z Big milków ze zwierzętami gdzieś tez tyle ważyły, a jeszcze jadłam do nich połowę kolacji :D Ale na serio to zdjęcie mnie zmyliło :D Wyglądało jak to po 1000ml :)
Kobietom ogólnie odkłada się w okolicach bioder-tyłka-ud, bo to strategiczne miejsca rozrodcze i tkanka tłuszczowa obudowuje się, by chronić potencjalne dziecko w macicy. Szkoda, że nie działa na nią argument, że nie chce się mieć dzieci, może wtedy szłaby w cycki.
ooo byłoby za pięknie <3
Aż tak słodkich lodów nie lubię:) . Ja dziś jadę na zakupy tygodniowe z mężem i jakieś lody muszę kupić na wtorek, bo jeśli mi usuną w poniedziałek migdały to lody podobno są idealne do jedzenia po zabiegu:)
Ach, to już! Czekam na sprawozdanie.
No nie uprzedziłaś mnie :P Już z trzy tygodnie temu otworzyłam te lody, ale nie mogę się zebrać, żeby je dokończyć i opisać. Przez skojarzenie z marcepanem nie jestem pewna, czy mi smakują xD No i do konsystencji mam zastrzeżenia.
Ale co na pewno mogę powiedzieć, to to, że za mało w nich ciastek :c
Też czujesz marcepan? To dobrze, znaczy moje kubki działają poprawnie. A w konsystencji co jest źle?
Nie zjadłabym chyba 200g lodów na raz – po pierwsze po ok. 100 – 120g już mi zimno (latem, bo jesienią lodów nie jem), a po drugie przez słodkość miałabym ich szybko dosyć – z takich lodów pakowanych zazwyczaj jem grycanowe, dla mnie mocno słodkie i zazwyczaj nakładam ich właśnie 120g :)
A co do terminów ważności, to chyba jak się żyje w zbyt dużym dobrobycie, to właśnie termin ważności wyznacza czas spożycia :D Ja wg. tego kryterium jem swoje zapasy i najbardziej to właśnie ta data motywuje mnie do zjedzenia czegoś (i właśnie jak zobaczę odległy termin to często myślę, że wcale nie muszę tego jeszcze jeść…)
Ja zjadam tyle, ile jest. Jak 500 ml, to całe 500. Takich w połowie roztopionych nie lubię wkładać do zamrażarki, bo potem wisi nade mną świadomość, że trzeba je dokończyć.
Ojej, jak cudownie, że mnie rozumiesz z tymi datami. Kiedy nadchodzi miesiąc, w którym żywot kończy dużo rzeczy, nie mam możliwości jedzenia tego, na co mam naprawdę ochotę, bo muszę wykańczać te prawie-trupy.
To u mnie jeszcze gorzej, bo ostatnio wykańczam już trupy :P Wczoraj robiłam porządki jedzeniowe i znalazłam kilka przeterminowanych produktów – wczoraj np. jadłam knoppersa przeterminowanego 2 tygodnie, ale smakował bardzo świeżo, a na dziś mam przeterminowaną o miesiąc Fidorkę kokosową i zmarłego kilka dni temu kinder country :D
Rozbawiłaś mnie :) Dzięki, bo ostatnio z dobrym humorem u mnie krucho. Co do trupów i zjadania ich, najbliższe jedzenie zdechłych zdechlaków czeka mnie w marcu bodajże.
Cieszę się, że Cię rozbawiłam, bo myślałam że weźmiesz mnie za jakiegoś „dziada”, co wyjada przeterminowane rzeczy :D A ja nie lubię wyrzucać jedzenia, tym bardziej, że smakuje świeżo i tak jak zawsze (zawsze wcześniej robię dokładne oględziny :p). Mam nadzieję, że humor Ci się szybko poprawi i tego Ci życzę, choć jesień nie sprzyja radości mam wrażenie :/
Niee, nie mam Cię za dziada. A jeśli jesteś dziadem, to ja razem z Tobą :)
Bynajmniej nie mamy awersji do marcepanu, wręcz go kochamy także bardzo ubolewamy nad tym, że nigdy nie jadłyśmy tych lodów. Oczywiście to przecukrzenie zniechęca, ale to tylko znaczy, że byłyby idealne na siostrzane pogaduchy, gdzie zjadłybyśmy zawartość pudełka dzieląc je na trzy części :)
Te lody są co włoski sezon, więc jeszcze na nie traficie.
Lody zimą? Niektórzy jedzą i to z ochotą ale ja do tych osób nie należę ;)
Smak i stopień zacukrzenia tych lodów skutecznie mnie do nich zniechęca ;p
Ja też nie. Teraz bym już nie zjadła, bo umarłby mi gardło. Musi być albo super ciepło, albo przynajmniej w miarę ciepło.
Moje gardło też już prawie wróciło do doskonałej kondycji. Zamierzam więc od kilku dni, w najbliższych dniach, zaspokoić swoje lodowe łakomstwo. Nie przepadam za lodami z pudełek. Pomimo, ze nie jestem smakoszem, rzadko się zderza żeby takie lody mi smakowały. Eksperymentowałem już nawet z Corte D’Or i nawet te nie wzbudzały moich zachwytów. Skończy się zapewne na gałce lodów za bóg wie ile, z bóg wie jak wypasionej lodziarni i przeproszę się z pudełkowymi. I jak tu facetowi dogodzić :) A tak na poważnie to może samemu lody zrobić? Gęsta tłusta śmietana, biały cukier, może ciut proszku wanilinowego do tego??? Jeszcze nie robiłem, ale słyszałem, że są obłędne :D Dzięki za inspirację i za, jak zwykle ciekawy tekst :) Pozdrawiam serdecznie!
No to czekam na wpis o własnoręcznych lodach. Koniecznie!
kocham marcepan. aż zaczynam żałować, że ich nie kupiłam.. :) u mnie do zamrażalki (3 spore szuflady) jak zmieści się 1 opakowanie lodów to jest cud. :) większość zajmują różne mrożone owoce, warzywa, ryby, porcje mięsa na obiad dla mięsożerców, domowe pierogi, pyzy itd. :)
na amerykańskim tygodniu byłam dwa razy raz pierwszego dnia na nogach i nie mogłam wziąć lodów o smaku masła orzechowego (lidla mam jakieś 3km od domu)
a drugi raz autem dwa dni później i zostały już tylko 3 opakowania lodów jedne truskawkowe, jedne ciasteczkowe i jeszcze jedne, ale nie pamiętam smaku.. w każdym razie inny smak, ale nie masło orzechowe, więc nie wzięłam żadnych tylko kolejne masło orzechowe i syrop klonowy (5 masełek i 3 syropy, mam zapas do przyszłego tygodnia:))
a ty co kupiłaś ciekawego? :)
Też mam trzy duże szuflady. Lody są… właściwie w każdej. W górnej na patyku, w środkowej w dużych kuwetach, w dolnej w kubeczkach i rożki.
Na amerykańskim nie kupiłam nic.
Smak wydaje się być idealny dla mnie – tym bardziej szkoda tej nadmiernej słodyczy, eh :(. Zbyt częsty problem w wielu produktach…
W lidlowych niestety permanentny, ale cóż zrobić, skoro są pyszne?
oj zjadłabym :D ale nie lubię rozmarzniętych, tylko takie, że łyżka przymarza do jęzora:D
O nieee, ja takich nie cierpię i nie jadam.
Mmmm! Ale się rozmarzyłam! Szkoda, że nie mam teraz takich lodów w lodówce..
Jeszcze będziesz miała :)
Łeeee, już prawie udało mi się zapomnieć, że miałam je w ustach, a teraz muszę zaczynać od nowa ;) Dla mnie były obrzydliwe. Nigdy nie zdarzyło mi się wyrzucić lodów- z tymi z Lidla przeżyłam swój pierwszy raz. Okropnie słodkie, ale co najgorsze, zostawiają jakiś dziwny, bardzo sztuczny posmak. Jakbym wypiła migdałowy aromat do ciasta (?), albo coś równie skondensowanego.
To były moje pierwsze lody z Lidla i jeżeli wszystkie są takimi ulepkami, to dziękuję- postoję.
Niestety, w Lidlu przesłodzenie lodów to reguła. CHOCIAŻ niedługo pojawi się recenzja jednych, które mnie oszczędziły.
Za marcepan w lodach, które miały być połączeniem boskiego migdału i sosu, należy się spalenie na stosie. Nie mówię, że bym nie zjadł nawet łyżki, bo to nie prawda. Za bardzo jestem lodożerny ;)
No i w życiu nie pozwoliłbym im odtajać!.
Marcepan właśnie na plus, nie znasz się. A lekko roztopione lody to cud tego świata, mmm. Żebyś nie musiał wydawać kasy i się męczyć, pozwoliłabym Ci zanurzyć łyżkę w moim pudełeczku, zanim zawartość uległaby ociepleniu.
Mix z Mullera z tymi ciastkami był pycha więc siedź cicho :D
Co do lodów..niby fajne, niby ładne i niby smaczne, ale jakoś nie kuszą.
Obleśny Mix z obleśnymi ciastkami, Ty siedź cicho :P
Byłam we Włoszech i jadłam oryginalne ciasteczka amaretti, były pyszne – chrupiące na zewnątrz i wilgotne w środku. Myślę, że te lody by mi posmakowały, wyglądają naprawdę apetycznie…
Oryginalnych nie jadłam, ale te z lodów bardzo mi smakowały, natomiast z Mixa Mullera były okropne.
Podzielam opinię, ni jak maa się do oryginału. Jak kiedyś będę jeszcze we Włoszech, to obiecuję, że Ci przywiozę na spróbowanie ;)
Dziękuję i zapiszę sobie w pamięci! ;)