Nie lubię i nie kupuję małych i drogich produktów spożywczych z dwóch prostych powodów: są małe i drogie. Ani się nimi najeść, ani usprawiedliwić czy zracjonalizować wydatku. Właśnie z tego powodu nie kupiłam sojowego deseru Alpro o smaku waniliowym (dwukrotnie!), następie tego samego deseru o smaku czekoladowym (również dwukrotnie!), a na koniec czteropaka o smaku ciemnej czekolady. Zresztą… na jaki koniec? Nie zjadłszy wszystkich Alpro, zabrałam się za znoszenie do domu konkurencyjnych produktów firmy Valsoia, na oku mając jeszcze jedną serię i wahając się, czy iść po nią już teraz, czy może jednak zaczekać aż… aż sama nie wiem co. Nie ma dla mnie nadziei.
la Creme Choco
Jak zdradziłam we wstępie, zakup obu smaków deserów marki Valsoia był czystą fanaberią. Pewnego dnia stanęłam w dziale eko w Almie i pomyślałam: skoro już wydałam pieniądze na pojedyncze desery Alpro, a w koszyku ciąży mi czteropak ciemnej czekolady, to przecież głupotą byłoby zatrzymać się na nich i nie mieć żadnego porównania. Ponieważ najtańszym, a chyba nawet jedynym produktem, który oferowała tamtego dnia Alma, był duet Valsoia, zrezygnowana własnym zakupoholizmem wyciągnęłam rękę po oba jego warianty. I tak oto rozpoczęła się moja mała sojowa przygoda porównawcza.
Dzień, w którym kupiłam desery, nie był jednak pierwszym dniem, podczas którego się nad nimi zastanawiałam. Wcześniej od podjęcia pozytywnej decyzji powstrzymywał mnie wygląd produktu, który – lekko mówiąc – nie dorasta alprowej szacie graficznej do pięt. Wygląda trochę tanio, trochę brudno, a trochę podejrzanie. Kubeczki są wyższe i pokarbowane na bokach, czego nie lubię, bo zawsze wzmaga we mnie myślenie o słodyczach pozostałych z czasów PRL-u (podobnie jak kreski na kostkach tanich czekolad). Mieszczą w sobie 115 g deseru, dostarczając ok. 120 jednostek biodrowych.
Ponarzekałam, ponarzekałam, czas napisać coś miłego. Podczas gdy przy degustacji deserów Alpro sarkałam na ich nieidealną, bo zbyt rzadką konsystencję, konkurencja firmy Valsoia prezentuje się obłędnie. To bardzo gęsty budyń, podchodzący niemal pod dół biedronkowej Desselli tudzież Grand Dessertu. Nic się nie przelewa, nic nie spada z łyżki, a proszkowość jest minimalna. Czysta rewelacja. Do tego ma bardzo ciemny kolor, przywołuje na myśl gorzką czekoladę i… jest po prostu piękny.
Niestety, z dobrych stron to by było na tyle. Produkt ma odurzający zapach wytrawnej deserowej czekolady stopionej z plastikowym opakowaniem i doprawionej przeterminowanym alkoholem, co daje efekt plastikowego kakaowego denaturatu albo Lizolu do dezynfekcji podłóg w szpitalach. Wpływa on na smak, w którym w pierwszej chwili czuć wyłącznie spirytus (ewentualnie aceton ze starej daty zmywaczy do paznokci). Potem pojawia się czekolada, której nie można docenić, bo jest spleciona z tym ohydztwem. Na końcu zaś dochodzi nuta goryczy typowej dla produktów z aspartemem i „posmak zapachu kleju z zakładu szewskiego” (nie żebym jadła, czasem po prostu można sobie wyobrazić smak jakiegoś zapachu). Choćbym nie wiem jak bardzo chciała (a i tak nie chcę), deserowi nie mam za co przyznać plusów. Nawet konsystencja, która mogłaby go uratować, przegrywa z obrzydlistwem smaku. Czegoś tak potwornego nie jadłam już dawno. Naprawdę chciałabym się dowiedzieć, jak ktokolwiek może to przełknąć.
Ocena: 1 chi
(bo mnie się nie da; to nie jest produkt jadalny!)
Ble, wspolczuje, ze musialas to jesc. Lubie budyniowate produkty, ale jak widze,, aceton,, albo,, Lizol,, albo przeterminowany alkohol… Nie… Dziekuje, ze ostrzegasz moje kubki smakowe przed harakiri xxd
To było gorsze niż harakiri. To podpiekanie na piekielnym ogniu przez wieczność.
O fu… kolor rzeczywiście piękny, ale to brzmi tak okropnie, że aż wzdrygnęłam się czytając. Dobrze, że ja takich deserów nie kupuję (i dobrze, że nawet ich nie ma w moim mieście) i… raczej po nie nie sięgnę, a już zwłaszcza po ten! Ciekawe, czy producent ma jakiegoś testera i ktoś to w ogóle jadł przed wypuszczeniem na rynek?
Może desery wypuścił pan Valsoia będący tuż przed rozwodem z żoną, której postanowił wspaniałomyślnie przekazać firmę.
bleee aż się odechciewa jeść po takiej recenzji! Jak dobrze, że cię Olga mamy! :) już wiem czego na pewno nigdy nie kupię :)
Kupić możesz, a nuż przyda się do szorowania podłóg :)
hahaha ciekawe jak radzi sobie z zaschniętymi napojami albo jedzeniem, które notorycznie spadają młodszemu potworkowi :)
o rajusiu… a miałam już pisać po tytułu postu, ty szczęściaro. Ale jednak to my jesteśmy wielkimi szczęściarzami, że Nas przed nimi przestrzegłaś. Bo wyglądają mega, ale jedynie cena trzymała mnie od nich z daleka! Dziękuję Ci, dzięki Tobie nie zbiednieję w wydatkach na ten miesiąc :D A ile kosztuje o n u Was, może pamiętasz? :)
6,49 zł za kartonik, w którym są dwa pyszne desery.
szacun za poświęcenie ;)
Mam je w szafie, ale data ważności wskazuje, że zjem je w przyszłe wakacje :p
Dzięki Tobie wiem, że nie ma na co liczyć, ale mimo wszystko nie nastawiam się negatywnie :)
Nie nastawiaj się. W dniu degustacji i tak przypomnisz sobie moje słowa :D
No to nie dałaś nam nawet nutki optymizmu co do naszej degustacji waniliowej wersji :) Zresztą od samego początku byłyśmy dość sceptycznie do niego nastawione, bo jogurty tej firmy nie najlepiej wspominamy… ale to jeszcze przed nami :P
Myślałam, że już zjedzony. Recenzja jutro, więc… :D
A ma jestem ciekawa co zrobiłaś z drugim? :p
Czekoladowym? ZJADŁAM, bo liczyłam na to, że może się pomyliłam, może jednak warto… Brr, dlaczego mi o tym przypomniałaś?! :P
Biedactwo /pat /pat Niestety taki już recenzencki los… ;P
No to pojechałaś po całosci… :P
To nie ja, to pan Valsoia.
Auć, nie miałaś litości dla biednego deserku, a może biedny deserek nie miał litości dla ciebie? Kto bardziej ucierpiał w tej rozgrywce? ;D I dlatego omijam sojowe deserki szerokim łukiem, zbyt dużo kasy, zbyt wielkie szanse na wielkie fuj.
Ja, zdecydowanie ja ucierpiałam bardziej. Serek bezlitośnie mnie sponiewierał i wyśmiał.
Genialna recenzja! Aż mnie podrzuciło z zachwytu przed monitorem. Jestem bardzo sceptycznie nastwiony do permanentnego braku krytyki. Trąci to co najmniej spiskiem. Jestem też sceptycznie nastawiony do wyrafinowanego antagonizmu. To trąci co najmniej brakiem większości szarych komórek. Uwielbiam za to brak skrępowania i szczerość wypowiedzi. To co dziś zaserwowałaś w ostatnim akapicie to majstersztyk lingwistyczny! Czytając te kilka zdań czułem, jakbym nagle wskoczył w sam środek, opisywanego przez ciebie produktu i zachłysnął się jego oparami. Bardzo sugestywny i doskonale dopracowany opis. Znów miałem nie czytać Twojego wpisu. Znów miałem popełnić kolejny błąd :) Znów przekonałem się, że im bardziej mi się nie chce, tym bardziej powinienem :) Dzięki Ci za wzbogacenie mojego słownika o kilka ostrych i ciętych zwrotów oraz za kolejną porcję doskonałej blogowej literatury :D
Jak zwykle dziękuję :) Kieruję się zasadą szczerości, nawet jeśli może być dla mnie nieopłacalna (brak jakiejś współpracy czy oburzenie firm). Jak coś jest wstrętne, nie mogę kłamać. Czyste sumienie przede wszystkim!
Konsystencja, kolor, myślałam, że będzie pycha, a tu takie coś. Dobrze, że nie kuszą mnie takie deserki :D
Poczekaj, może i Ciebie któregoś dnia przekona taki deser. Kupisz go, otworzysz, spróbujesz, a tam szatan.
Najokrutniejsze to było kuszenie na FB! Że niby jakieś „sojowe pyszności”? :D
Musiałam :D
Współczuję, że musiałaś to jeść! Trochę szkoda, bo skoro jakiś produkt jest drogi i mały to zawsze myślałam, że musi być obłędnie dobry. Jak widać nie koniecznie..
Można przyjąć, że zapłaciłam za emocjonującą recenzję. Od razu serce mniej boli.
Kolor faktycznie cudowny. Tylko reszty szkoda.. :D
Szkoda. Ale przynajmniej blog urozmaicony ostrą krytyką, nie? ;)
Nie lubuję się w takich smakołykach :)
Masz szczęście.
U, a ja się brawie na nie skusiłam! Straciłabym tylko 10 zł…pozostanę przy Alpro. Ostatnio kupiłam je ponownie i się zakochałam <3
10 zł? U mnie kosztuje 6,50 zł.
U mnie 10 w Piotrze i Pawle :/
Kiedy tylko zobaczyłam je na jednej ze stron na fb o wege produktach (?chyba). To wiedziałam, że chcę spróbować, szczególnie, gdy miałam dobre wspomnienia po Alpro, innym razem zobaczyłam, że deserek nie smakuje nawet ludkom wege. No ale nie zraziło mnie to, bo lubię próbować nowych rzeczy. Teraz Twoja ocena… No kurczę, faktycznie chyba nie jest za dobrze z tym produktem. Szczęście takie, że póki co nigdzie w sklepach go nie znalazłam.
Ja go wszędzie widzę, prześladuje mnie. Pamiętasz może, co dokładnie ludzie o nim pisali?
Przeszukałam specjalnie tę stronę by znaleźć opinie : syf, wstrętne. ;)
Haha, idealnie :D