Niedługo po spożyciu czekoladowego, a raczej kakaowo-spirytusowo-lizolowego deseru firmy Valsoia, naszła mnie chęć spróbowania drugiej zakupionej wersji, mianowicie waniliowej. Nie spodziewałam się po niej niczego wybitnego, ale sądziłam, że będzie lepsza. (W końcu trudno sobie wyobrazić coś jeszcze gorszego). Wcześniej entuzjazm studziło wyglądające na brudne i stylizowane na tanią pozostałość z czasów PRL-u opakowanie, a także brak informacji o wariancie smakowym pod nazwą. Skoro jednak deser znalazł się w lodówce, to czemu nie? Prędzej czy później i tak musiałabym po niego sięgnąć.
la Creme
Jak już wspomniałam, opakowanie deserów sojowych Valsoia nie powala, a nawet jeśli powala, to na pewno nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zszarzała szata graficzna odpowiada zszarzałemu wnętrzu kubeczka, które wygląda jak mikstura składająca się z wanilii i najtańszego papieru toaletowego, kupowanego tylko przez ludzi o niskich emeryturach i zaprawionych życiem pośladkach. Na tym etapie jedyna i niepodważalna zaleta to konsystencja, która jest rewelacyjna i zdecydowanie lepsza od konkurentki firmy Alpro. No i kaloryczność, bo na 100 g deser zawiera tylko 92 jednostki biodrowe.
Produkt pachnie bardzo delikatną i wodnistą wanilią. Jednak poza faktem, iż główny bohater jest rozrzedzony, aromat nie sprawia nosowi żadnych nieprzyjemności. W tle pojawia się poniuch surowych ziemniaków, czyli skrobi. Kiedy robi się domowe placki ziemniaczane lub inną potrawę wymagającą starcia warzyw, wypływa z nich sok. I właśnie ów sok pachnie tak samo, jak jedna z nut la Creme Valsoia. To z kolei tłumaczy barwę deseru, w końcu jak ziemniaki trochę poleżą, też robią się szare.
Pierwsza łyżka i… o nie, surowe ziemniaki! Na domiar złego surowe ziemniaki zalane syropem z czystej glukozy, który podaje się kobietom w ciąży, by następnie wykonać badania na cukrzycę. Wanilię czuć tylko przez chwilę po włożeniu deseru do ust, potem zaś znika, ustępując smakowi przecukrzonych bulw. Robi się mdło i niedobrze, tragicznie. Całe szczęście, że przynajmniej nie ma Lizolu, spirytusu ani smaku zapachu zakładu szewskiego. Całośc nadal jest obleśna i kijem więcej jej nie tknę, ale tym razem mogę dodać pół punktu za idealną konsystencję lepkiego i gęstego budyniu.
Ocena: 1 chi ze wstążką
(to nie jest produkt jadalny!)
Uuu, chyba szkoda wydanej kasy, co? Huh, mnie mimo wszystko to zaciekawiło – czy i ja odebrałabym te desery aż tak ekstremalnie źle.
I zamierzasz je kupić?
Oho, chciałabym przeczytać recenzję Basi o tym deserku! :P
Ja i kubeczkowe deserki? I to jeszcze na moim blogu? O NIE :D.
Niee, na blogu nie, ale w komentarzu gdzieś krótką recenzję można by skrobnąć. :P
O jejku, tym razem to juz przegieli! Jak mozna dac do jogurtu ziemniaki? Skrobie?! U to jeszcze na trzecim miejscu skladu, i mysla, ze nikt tego nie zauwazy I nie poczuje?! Masakra, bede omijaf szerkoim lukiem, dziekuuje za ostrzezenie!
Na czwartym. W ogóle nie zwróciłam na to uwagi, bo rzadko czytam składy, ale teraz przynajmniej wiem, że sobie tego surowego ziemniaka nie wymyśliłam.
O cholera… o ile czysty spirytus z kakao jeszcze nie przyprawił mnie o nerwowy tik, tak wyobrażenie sobie surowych ziemniaków (za którymi nie przepadam nawet po jakiejkolwiek obróbce cieplnej) z cukrem…
Nie kupiłabym, ale teraz nie dość, że nie kupię, to na inne desery tego typu nawet patrzeć nie będę.
Nie uprzedzaj się do wszystkich, Alpro są zacne.
Ale drogie, a w pamięci już zawsze to coś będę miała (a przecież ja tego nie jadłam, tylko przeczytałam!).
Jadłem dwa razy. Rewelacyjne nie było, ale niezjadliwe dla mnie też nie. Lekko waniliowe, ale mocno słodkie. Jakoś nie kupuję deserów sojowych. :)
Podziwiam, że zjadłeś to dwa razy i uważasz za zjadliwe. Naprawdę!
Nie jestem przekonana do tego typu deserków a i mój żołądek nie lubi soi
Spoko, tu i tak jest 100% ziemniaka :P
Po tym co piszesz to aż chciałabym je spróbować – jest w nich tyle „ciekawych” nut smakowych :) A najbardziej intryguje mnie połączenie ziemniaków z płynem do testu obciążenia glukozą :D Ciężko mi uwierzyć, że sojowy deser waniliowy może być aż tak niedobry, więc nie pozostaje mi nic innego, jak dokonać kiedyś taste testu osobiście :)
Współczuję, ale też z ciekawością czekam na recenzję :P
Deser o smaku surowej masy na placki ziemniaczane, pycha :D Hej, niektórzy placki ziemniaczane posypują cukrem, może to deser dla nich.
Myślę jednak, że oni je również smażą :P
Mmmm wygląda bardzo smakowicie
Aha.
Weszłam w tę recenzję mając nadzieję na uratowanie nielicznych „dobrych słów” nt. tych deserków, a tu znów klapa… Ale ja się czasem chyba lubię uczyć na własnych błędach, więc jak uda mi się w końcu na te deserki trafić to kupię. W razie czego będę pluć przez okno! :D
Tylko otwórz okno na oścież, żeby nie trafić w szybę albo framugę.
To ja zostanę przy zjedzeniu serka waniliowego, wiesz jaki pyszny ?jak mi dziś smakuje?:) . Na fb pisałam,że pewnie bym zjadła ten deserek,ale po przeczytaniu o nim to ja wolę dalej nic nie jeść:)
Dylemat: „głodować czy zjeść Valsoię?” rozwiązany. Odpowiedź: głodować! :D
Całe szczęście, że nie musiałaś się zmuszać do drugiego kubeczka, bo my jedną sztukę na pół udźwignęłyśmy :P
Cóż, tak jak pisałyśmy wcześniej, z tą firmą nie za bardzo się lubimy, bo ich produkty bardzo mocno czuć soją i mają nieprzyjemną strukturę. Tutaj też się nie poprawili. Nam ten smak skojarzył się nie z ziemniakami ale z pastą z cieciorki z puszki jaką kiedyś zrobiłyśmy. Generalnie sama w sobie pasta była dobra ale z dodatkiem awokado i mnóstwem przypraw, jednak już coś podobnego w wersji na słodko niekoniecznie nam przypadło do gustu. Raz można zjeść ale na pewno na czekoladowy smak się nie skusimy :P
Ja tam soi nie czułam ani trochę, same surowe ziemniory :P Tylko że ja nie jestem zaprawiona w vege produktach.
Po pierwsze: skusiłoby mnie opakowanie. Ta rurka z kremem, maczana w budyniu, podsuwa same dobre myśli. Ale może tylko ja obrywałem z tych badyli płatek za płatkiem, odkrywając nadzienie ;)
Po drugie: teraz bardziej kusi, przez ziemniaki. Masochistyczne trochę (nawet bardzo) podejście, ale ciekawość zżera. Tym bardziej, że niektóre odczucia mieliśmy (w przeszłości) zbliżone.
Jak, kiedyś w przyszłości, będę kupował taki deser, za nim się rozejrzę ;) Ale to ew. po Alpro. Za rok, dwa?
Nie tylko Ty, ja też zawsze obrywałam (i obrywam nadal)!
O nie, naprawdę to kupisz? :D Czekam na recenzję, nawet jeśli oddaloną o lata.
Mnie tylko ciekawi co zrobiłaś z drugim :D Dałaś jakiemuś wrogowi? :D
Pandom ;)
hahahaha przepraszam ale nie wytrzymałam.. Wrogowi? Nie, Pandom.
Biedne Pandy i biedna Ty, że musiałyście to jeść! :)
Wiesz co jest w tym najgorsze? Że ktoś naprawdę musi to jeść i komuś to musi smakować bo firma produkuje takie rzeczy. Co prawda smak truskawkowy widziałam długo w sklepach wysyłkowych a później go wycofali, nie wiem czy to przez smak albo nikt nie kupował, ale jednak inne smaki i mleka firma produkuje nadal. Aż się boję jaki smak ma ich mleko sojowe
Mało tego. Dzisiaj byłam w Tesco i widziałam, że zrobili duże zmiany (inne ułożenie itd.). Między innymi powiększyli dział eko, a w lodówce z jogurtami wygospodarowali dodatkową przestrzeń, gdzie są różne sojowe produkty, w tym cała paleta produktów Valsoi – jogurtów, serków, mlek… Życzę smacznego każdemu, kto to kupi.
ojej, nabrałam ochoty na puree ziemniaczane i to dzięki Tobie :D Mwahahaha :) Ale i tak ograniczyłaś swoją ironię w tym poście :D Byłaś naprawdę dzielna, szacun, że przez nie przebrnęłaś, teraz wiem, że drugim końcem kija ich nie dotknę dzięki Tobie :D Szkoda mi tych biednych ludzi, którzy kupili je nie wiedząc na co się piszą :) Sama często tak mam więc, im współćzuję :D
Ktoś się musi poświęcić, żeby inni mieli lepiej, no nie? :)
ty wspaniałomyślna duszo! Niech inni biorą z Ciebie przykład :D
Hahaha! No i znów się nie zawiodłem :D Fantastyczna recenzja. Jeszcze trochę poczytam Twoje wpisy i stworzę w swoim słowniku oddzielną szufladkę z opisem „Powiedzonka LOMO” :D Ten papier toaletowy zmiótł z powierzchni ziemi mój ulubiony „wzruszający połeć wołowiny” R. Makłowicza :D Patrząc na Twoje zdolności w opisywaniu swoich negatywnych doświadczeń, życzę Ci zatem, przekornie, jak najgorszych deserków :D W imię nauki oczywiście!
Dzięki, łaskawy panie! Teraz już prawie na pewno kupię kolejne sojowe deserki, które niedawno odkryłam. Trzymaj kciuki, żeby były obleśne :P
W takim razie jestem z siebie zadowolona, że nie wydałam na nie 11 zł w moim PiP :D Skuszę sie jedynie w czasie promocji ;)
A skuś się, cierpienie uszlachetnia.
Jadłam raz i mi również wystarczy. Ty przynajmniej na początku wyczułaś wanilię, dla mnie była to prostu mąka ziemniaczana zalana syropem glukozowym ;)
Starałam się zachować otwarty umysł, ale rzeczywiście tej wanilii było tam tyle, ile kiełbasy na Wigilii ;)
ja nie ruszę ale moja znajoma mowi ze na zimno jej nie smakuje a ty z tego co czytam jadłaś prosto z lodowki hmm moze to ma jakies znaczenie :o chociaz nie namawiam nikogo do kupowania tego produktu ;D
A ona go jadła po podgrzaniu czy w temperaturze pokojowej?