Po rozczarowaniu miniaturką Princessy o smaku kawowym nie robiłam sobie zbyt wielkich nadziei, jeśli chodzi o ostatni posiadany wariant: karmelowy. Tego samego wieczora, gdy ją zjadłam, napisałam do wafelkowej znajomej z pytaniem, co uważa na temat najnowszych limitek. Ponieważ stwierdziła, że kawowa jest najlepsza (jednocześnie zaznaczając, że wszystkie są złe), mój entuzjazm, który znajdował się w połowie drogi do obożejaniechcętegojeść, wykonał skok w dal w kierunku punktu krytycznego.
Princessa smak karmelowy
Ostatni wieczór męczarni – myślałam, wlewając do szklanki połowę obłędnego Mullermilcha w wariancie biała czekolada i pistacja, na talerzyku zaś skrupulatnie układając małe wafelki. Ich szata graficzna sprawiała wrażenie przyjemnej i skrywającej coś pysznego, a oswobodzony z opakowania produkt wcale jej nie ustępował. Wreszcie pokryto go porządną warstwą czekolady, spod której nic nie prześwitywało, a sam wafelek Princessa nie wyglądał jak ubogi kuzyn w butach ze słomy.
Kolor czekoladowej polewy na waflu był podejrzanie ciemny, ale w zapachu niczego nie zdradzał. Zapachem bowiem zawładnął sztuczny, ale przyjemnie obezwładniający mix słodkiego kokosa (jak w Bounty’m), ciastek z karmelowym kremem i unicornowych Hitów Creme Brulee. Kiedy go poczułam, momentalnie zmieniłam do słodycza nastawienie, zacierając ręce na myśl o degustacji nie jednego, ale aż czterech sztuk. Ważne jest jednak, by podkreślić, że ów cudowny zapach nie odzwierciedlał karmelu-karmelu, ale sztuczne nadzienie o jego smaku.
Ciemna czekolada na karmelowym wafelku Princessa była zdecydowanie mniej paciajkowa niż na kawowej poprzedniczce. Nadal atakowała kubki smakowe żywym cukrem, ale była bardziej kakaowa, a przez to odrobinę wytrawniejsza. Wafelek znów udawał chrupkiego i świeżego, w rzeczywistości posiadał jednak pierwiastek stetryczenia. Wilgoci nabrał od trzech warstw dość cienkiego kremu, który był okrutnie tłusty, proszkowaty i cukrowy, ale również mleczno-śmietankowo-jogurtowo-kokosowo-karmelowy (przysięgam, że każdy z tych smaków czułam i to wyraźnie!). Mleczność porównałabym do tej z wnętrza Kinder Czekolady, śmietankowość do kremu z Princessy śmietankowej, jogurtowość do Milki Yoghurt lub Ritter Sporta o tej samej nazwie (ze względu na kwaśną nutę), kokosowość do wnętrza pralinek dostępnych na wagę, a karmelowość do kremu z markiz, niech będzie Hitów Caramel & Brownie. W tym szaleństwie smaków nie przeszkadzał mi ani kwaśny, ani goryczkowy posmak, które między nimi przemycono.
Jakość wafelka Princessa nadal nie powala. To kolejny księżniczkowy produkt, w którym spotykamy się z lekko stetryczałym waflem przełożonym okrutnie tłustym kremem, a do tego zasypanym worem cukru. Gdyby nie ów cukier, karmelowemu wariantowi mogłabym wystawić 5 chi, bo plątanina smaków, które w nim odkryłam (mleko, śmietanka, kokos, jogurt, karmel, kakao), naprawdę mnie uwiodła. Nie przeszkadzała mi nawet ogólna sztuczność i niezupełna zgodność z nazwą. W przeciwieństwie do poprzedniego wieczora (i degustacji wersji a la kawowej), zjadłam wszystkie cztery sztuki, a gdybym miała więcej, zjadłabym i resztę. Nie jest to jednak zachwyt aż tak wielki, by pójść do sklepu po dokładkę.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Liberum Veto!! Nie zgadzam sie! ;D dla mnie byla bardzo smaczna, najsmaczniejsza z miniaturek i lepsza od zwyklej mlecznej Princessy. Gdyby zrobili taka wieksza na pewno kupilabym jeszcze raz :)
Z czym się nie zgadzasz? Przecież dla mnie też była najlepsza, a także naprawdę mi smakowała.
Dałabym 5 chi,z ocena końcowa sie nie zgadzam xdd
nie powiem, a o wiele bardziej mnie uradowała jej jednak bardziej pozytywna recenzja niż negatywna! Dziękuję! odzyskałam wiarę w moje kubki smakowe xDD Ale 5 chii to jej bym nie dała :)
No,każdemu co innego smakuje i dlatego każdy ma własne ,,oceny,, xdd ;D
Ach, ale połówka punktu to nie aż tak dużo :)
:)
Pewnie gdybym została poczęstowana, spróbowałabym, ale na pewno nie kupię. W ogóle uwielbiam karmel, ale wafelki takie… już niezbyt.
Ja lubię wafelki za ich lekkość i kruchość.
Lekko sztucznego smaku się domyślam, ale inne akcenty, które w nich dostrzegłaś bardzo pozytywnie mnie do niej nastawiły, choć na konsumpcję specjalnie nie czekam i zapewne poleżą one sobie jeszcze trochę w w szufladzie z zapasami, tym bardziej, że mam wiele innych batonikowych stworów, których data ważności nieuchronnie zbliża się ku końcowi :)
Co do dat, przyjrzałam się wczoraj mojej liście. Styczeń i luty są luźne, bo terminy kończy po 4-5 rzeczy. Kwiecień, czerwiec, lipiec i wrzesień za to… masakra. Jak wcześniej nie zabiorę się za wyjadanie zbiorów, to w tych miesiącach będę miała czekoladę na każdy dzień.
Do kwietnia jeszcze sporo czasu, więc może zdążysz, tym bardziej, że początek roku masz luźny :)
Taak, ale w niedzielę mikołajki, a potem Wigilia i prezenty, więc może być ostro. U Ciebie który miesiąc najgorszy?
Tak jak wczoraj pisałam, cieszę się, że tego nie kupiłam, bo bym się lekko zdenerwowała.
Wydatek zbędny, jeśli chodzi o doznania smakowe, ale zaliczenie nowości to inne kryterium, w którym zły smak nie gra roli.
Gdyby polewa była równie cienka, przezroczysta, a także jaśniejsza (czyli jak w poprzedniku), pewnie byłabyś jeszcze bardziej zadowolona. Plątanina smaków ogromna, ale jeśli sumarycznie wyszło ok, to nie ma co wieszać, ekhm, psów.
Szkoda, że P. są tak mało wyraziste. Wiem, że założeniem była delikatność, jednak odrobina mięsistosci wiele by im pomogła.
Limita zaliczona, także zadanie można uznać za odrobione. Powtarzać można unicorny ;)
Zdecydowanie jest różnica między delikatnością a skąpieniem na składnikach. P. cierpi na to drugie, dlatego jej „delikatność” jest śmieszna. Karmelową zjeść się da, ale tak jak mówisz, wraca się tylko do unicornów :)
Ja tylko kupiłam tą kawową a tej już nie i jak dla mnie dobrze:)
Jako zwykły konsument (czyt. bez bloga) po przeżyciach z kawową w życiu nie kupiłam karmelowej, także wcale się nie dziwię.
Wow, ty wyłapaś w nim (nadzieniu) tyle smaków, ja pamiętam je jedynie jako dziwne..:D No i że gorsze od 'kawowego’.
Zgadzam się za to z ilością cukru, rozumiem słodkie rzeczy (tym bardziej słodycze, #genius), ale przy Princessach czułam pieczenie na języku już przy samej polewie, a przecież jej warstwa jest cieńsza od opłatka :P
Zaznałam w życiu gorszych pieczeń podczas konsumpcji słodyczy, więc mogę orzec, że Princessa pod tym względem daje radę. No ale każdy ma inny próg słodyczy, poza tym każdemu może się przydarzyć lepszy lub groszy dzień.
Poprzedniej kawowej – za nic w życiu bym nie kupiła, bo kawa może istnieć dla mnie tylko jako napój.
Pisałam już to przy okazji recenzji Szpilki – miałam je w końcu kupić, bo to małe, na sztuki, w sam raz by spróbować na gryza, no ale coś mi nie wychodzi. XD Ostatnio ogólnie nieco anty-słodyczowa jestem.
Teraz to już ich chyba nawet nie ma. Przynajmniej w mojej Biedrze.
Co do słodyczy, gdybym tylko mogła, też bym nie jadła, bo ostatnio wcale nie mam ochoty na czekoladę. Niestety, blog i terminy ;)
mialam go wczoraj w rekach jak bylam na zakupach. U nas w biedronce sie ludzie tak na oba smaki rzucili, ze znalazlam tylko dwa karmelowe’i jeden kawowy, byly tak wygniecione, ze zakup sobie odpuscilam. Jak przyjdzie dostawa to wtedy moze wezme. Zaciekawil mnie za to jeden szczegol. naprawde smakujetCi mullermilch’biala czekolada-pistacja? kupilam je w kaufie w wakacje 4 bo sie pomylilam ze to sama pistacja i byl tak slodki ze nikt nie chcial tego pic.
Obawiam się, że dostawa nie przyjdzie. U mnie nie ma.
Zdecydowanie smakuje! To mój ulubiony Mullermilch, jest przepyszny. A samej pistacji nie ma, jest tylko pistacja z kokosem.
Właśnie o to kłóciłam się z mężem! Mówiłam, że w nim jest kokos, którego on niecierpi ponoć a to mleko jest jego ulubionym. Zaraz z wielka satysfakcją mu to pokażę! HA!
Co się tyczy wafelków – nasza biedronka w tej kwestii zacofana to kto wie.. wszystko się może zdarzyć.
Ja też czuję satysfakcję, że sobie nie wymyśliłam tego kokosa :)
czeka na mnie w szafce i nie kusi szczegolnie, bo nie przepadam, jakoś wydaje mi sie, że będzie smakował jak grześki Toffi
Grześki toffi są o niebo lepsze.
Liczyłam na więcej, u mnie na 4+ nie zasłużyła. Sprawiała wrażenie takiej starej, nie wiem, może z moją było coś nie tak, a może zwyczajnie nie wpadła w mój gust xD
Raczej nie przypadła do gustu, w końcu najlepszej jakości nie była.
To świetnie, że jakaś princessa w końcu była smaczna :) Nie wiem, czy trzymać kciuki, aby wyszło jeszcze dziesięć limitowanych smaków, czy wręcz przeciwnie ;)
Lepiej nie :P
My jednak i tak odpuściłybyśmy sobie i tą wersję ;)
To dobrze, że zjadłam wszystkie cztery sama :P
Czyli dobrze, że dałam sobie spokój ;) Bo byłam tak wściekła, że nie dojechały do mojej Biedry, że miałam ochotę jechać do innej :P
Ja bym pojechała, znam moją determinację :P
Muszę przyznać, że nie lubię princessy. Dla mnie każda smakuje dokładnie tak samo i po każdej straszliwie potwornie mi się odbija ;/
Jak skład, taka reakcja organizmu. Jedz lepsze wafelki :)
Uwielbiam! <3 Kocham karmel/toffi. :) Pamiętam mówiłam Ci o tych new smakach Princessy jak wyszły w Biedrze. ;) Ja dla mnie bardzo dobry wafelek. Kruchy, taki lekki, delikatny, można się rozpłynąć jedząc go. :D Powinni robić go jako normalną większą Princesse. ;)
Mogliby zrobić większą, choć pewnie powtórek za często – o ile w ogóle – bym nie robiła. Princessa mimo wszystko przegrywa u mnie z Grześkami.