Deluxe, Gelato allo zabaione

Szaleństwo. Od zjedzenia ostatnich lodów nie minął nawet tydzień, a ja już planowałam otworzenie następnych. W piątek – zadecydowałam, jako że w sobotę nie trzeba iść do szkoły, zamiast tego można dłużej pogrzać się w łóżku. A organizm po lodach zdecydowanie wygrzać trzeba, zwłaszcza gdy jest on tak chorowity jak mój. Piątkowego planu nie udało się jednak utrzymać, gdyż skuszona chodzącą za mną od tygodni wizją zjedzenia krokietów wreszcie im uległam, w efekcie fundując sobie kilkudniowy ból żołądka. Cóż, chorobie nie sprzyjają ani grzyby, ani kapusta, ani smażone (to ostatnie wpływa zdecydowanie najgorzej). Niestety człowiek jest tylko człowiekiem i nawet jak wie, że mu nie wolno, to i tak czasem się skusi. Swoje przecierpieć potem trzeba, a kiedy żołądek płonie żywym ogniem, ścianki są drapane od wewnątrz szponiastą dłonią, a ból do złudzenia przypomina głód, nic tak nie pomaga, jak wielkie porcje czegoś, co go wypełni. I to naprawdę wypełni. Podczas gdy w normalny, zdrowy dzień jestem w stanie zjeść półlitrowe lody, po których przez godzinę nie mogę się ruszać i mam dość życia, w dniu choroby mogę zjeść nawet dwa takie kubełki, a i tak wciąż będę czuć ten głodo-ból. Dlatego, nie mając na co czekać, Gelato allo zabaione otworzyłam już we wtorek. A nuż by się okazało, że piątku nie dożyję.

Deluxe, Gelato allo zabaione (1)

Gelato allo zabaione

Wyjaśniłam już, dlaczego lody musiałam zjeść tak szybko, teraz czas uzasadnić wybór. W tamtej chwili w lodówce były już tylko trzy 200-gramowe opakowania (co ważne, bardzo mi zależało, żeby zjeść lody właśnie z Lidla): orzechowe, zabajone i cytrynowe. Żółty owoc odpadł w przedbiegach, bo to najmniej lubiany przeze mnie smak, ostateczna bitwa rozegrała się więc między orzechem a jajeczno-winnym deserem z rodzynkami. Ponieważ nie wiedziałam, czy lodami uda mi się najeść (patrz: wstęp), wybrałam opcję mniej kaloryczną, żeby potem coś jeszcze schrupać. Nie bez znaczenia był również ciemny sos, który zalegał na dnie i po bokach lodów – nęcący, kuszący, apetyczny.

Deluxe, Gelato allo zabaione (3)

Przed otwarciem lodów odczekałam standardowe 20-25 minut, by lekko się rozpuściły i uzyskały konsystencję idealną. Gdy już nadszedł moment konsumpcji, podniosłam wieczko i poczułam intensywny zapach słodkiego alkoholu. I to nie byle jakiego. Nie był to żaden tani spirytus z produktów no-name, ale cudowny likier z bombonierki. Z jednej strony znajdowałam się w aromatycznym niebie, a z drugiej niemalże fizycznie odczuwałam, jak rośnie mój strach przed umieszczeniem procentów w żołądku w dniu, gdy i tak jego stan był fatalny. Gdybym wysłała się do szpitala, nie mogłabym mieć do nikogo pretensji. Każda z głupich decyzji była tylko i wyłącznie moja. Ale było już za późno. Ogrzane dwudziestoma pięcioma minutami przebywania w temperaturze pokojowej lody nie chciały wracać do zamrażarki.

Deluxe, Gelato allo zabaione (4)

Rodzynki pyszniące się na wierzchu lodów wyglądały mało rodzynkowo i były zamarznięte, przez co przypominały kamienie. Należy tu jednak podkreślić słowo: wyglądały. Podczas jedzenia okazały się bowiem miękko-twarde, esencjonalne, słodkie w stopniu idealnym i mocno nasączone alkoholem. Daję słowo, że jeśli jakiekolwiek rodzynki mogą posiadać konsystencję doskonałą, to te właśnie taką posiadały. Były duże i mięsiste, szkoda tylko, że producent ich pożałował (jak każdego dodatku w lodach Deluxe i Italiamo). Nie pożałował za to sosu, który snuł się poprzez lody jak Odra przez Wrocław. Był czekoladowy, słodki i podobnie jak suszone winogrona posiadał nutę alkoholu.

Deluxe, Gelato allo zabaione (5)

Jak wypadła całość? Tak samo jak prawie wszystkie lody z Lidla, czyli rewelacyjnie. Pod cudownymi rodzynkami i polanym od serca sosem mieściło się serce produktu, mianowicie masa o smaku zabajone. Jeśli jesteście ciekawi, jaki to dokładnie smak, bo nigdy go nie próbowaliście, na pierwszy raz polecam spróbować właśnie Gelato allo zabaione. Słodycz miesza się tu z alkoholem, tworząc puchar pełen słodkiego białego wina, które uzupełniają owoce i czekolada. Co ważne, w żadnym momencie nie robi się za słodko czy mdło (co niestety spotykało mnie podczas jedzenia każdych większych lodów z Lidla). Nie potrafię jednak powiedzieć, czy to rzeczywiście zasługa produktu, czy złego stanu mojego żołądka. Jedyną wadę dostrzegłam w konsystencji lodów, która tym razem nie jest śmietankowa, gęsta i jedwabista, ale lekko wodnista. Co wcale nie przeszkadzało mi, by następnego dnia udać się do dyskontu, gdzie znalazłam końcówkę serii i zakupiłam dwa kolejne opakowania.

skalachi_5Ocena: 5 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Deluxe, Gelato allo zabaione (2)

51 myśli na temat “Deluxe, Gelato allo zabaione

  1. Ja bym wybrała orzechowe, choć nie wpadłabym na jedzenie lodów w Twojej sytuacji :D Nut alkoholowych w lodach nie lubię i nawet zapach dobrego likieru by mnie do nich zniechęcił, a rodzynki nim nasączone bardzo rozczarowały…

    1. Musiałam zjeść coś dużego objętościowo, więc lody wydały mi się najlepsze. Potem i tak coś jeszcze dochrupałam, nie pamiętam tylko co. Co do alkoholu – ja uwielbiam we wszystkim, jestem ukrytym żulem :D

  2. Nigdy nie jadlam zabajone, rzeczywscie, zrobie tak jak mowisz -jak pojawia sie w Lidlu, to je kupie. Ciekawia mnie tez rodzynki o,, idealnej konsystencji,, to musi byc cos! :D

  3. Jak ja Ci zazdroszczę… zamrażarki. Też trochę czekam przed zjedzeniem lodów, ale ostatnio po wyjęciu z mojej prawie od razu zaczynają się topić (no dobra, ostatnio – latem). I Lidla. W moim nigdy ich nie widziałam, są jedynie cytrynowe zawsze. Rzadko kiedy coś innego. Mimo rodzynek, zjadłabym z ogromną ochotą.

    PS Znam to uczucie, że wiem, że nie powinnam czegoś robić, a i tak to robię decydując się na konsystencję. Biedna Ty z tym żołądkiem…

    1. Ja też zazdroszczę sobie zamrażarki, choć już tak się do niej przyzwyczaiłam, że z powodzeniem mogłabym mieć jeszcze większą :D No i mój Lidl rzeczywiście jest świetny. Pamiętam, że w Twoim kuleje obsługa, bo przez położenie blisko granicy obserwują wszystkich, jakby mieli coś ukraść. W moim jest jak w domu, nawet kasjerzy mnie pamiętają.

  4. przepadam za smakiem zabajone! <3 A tymi lodami tak kusisz, na pewno ba na bank, kupię całe sobie takie egoistyczne pudełeczko i zjem :) Jak będą i to dzięki Tobie ^^

    Nie wiedziałam, że aż tak źle z Tb jest. Jadłam krokiety w sb i odbijały mi się w nocy o północy, ale żadnych bóli, przykrych doświadczeń nie mam. Potwornie Ci współczuje, ale na pocieszenie Ci opowiem, że każdy człowiek coś ma. Ja np mam wiele innych problemów zdrowotnych, ale wierzę, że w porównaniu z innymi ( niepełnosprawnymi, ludźmi bez kończyn) otrzymałam wiele. Tylko jednego się obawiam… skoro młodzi ludzie doświadczają efektów w wieku 20 lat wszelakich choróbsk… co będzie z nami w wieu 40/50 lat? :( My już teraz się sypiemy…

    1. Zgadzam się ze Szpilką – ludzie w naszym wieku są albo chorzy albo nie zdiagnozowani mam wrażenie… Jak ktoś nie ma choroby to i tak coś go boli, coś mu strzyka, kłuje lub w inny sposób szwankuje. Ale ja także zawsze myślę, że inni mają gorzej i nie mam co narzekać na swój los póki co ;)

      1. Zgadzam się z Wami obiema. Raz, że mimo wszystko cieszę się, że mam po dwie sprawne ręce i nogi, żadnego raka i tak dalej. Dwa, że w dzisiejszych czasach młodzi ludzie strasznie chorują. Popatrzmy na najbliższe otoczenie – już w recenzenckiej blogosferze na tę samą chorobę żołądkową co ja chorują dwie inne osoby! A to jest choroba ludzi starych. Coraz szybciej wszystkie te paskudztwa się zaczynają, porażka :/

        1. Ostatnio w pociągu spotkałam chłopaka bez rąk, który stwierdził, że teraz jest szczęśliwszy niż przed wypadkiem, a lekkiego życia z pewnością nie ma, ale mimo wszystko stara się dostrzegać pozytywne strony… Naprawdę musimy doceniać, to co mamy teraz, bo nigdy nie wiadomo, co będzie w przyszłości ;)

          1. pięknie podsumowałaś Aniu, ale muszę przyznać rację Oldze, co do kwestii chorób w coraz młodszym wieku, aż strach myśleć co będzie dalej. Dlatego warto doceniać to co jeszcze nam pozostało :)

  5. W zamkniętym pudełku wyglądają apetycznie, ale te rodzynki.. Wyglądają jak spleśniałe :D Dobrze, że ich mało – łatwiej wybrać. Kiepski masz żołądek, ale z jednym się zgodzę, kiedy tak się czuje – jestem jakby studnią bez dna HAHA :D
    Lodów i tak bym spróbowała, kalorii dość mało, pudełko wygląda na spore, smak ciekawy, tylko ja zjadłabym bez odczekiwania – nie znoszę takiej papki :DD

    1. Ja nie znoszę zamarzniętych kamieni. Wtedy ani smaku nie czuć, ani przyjemności nie ma :P A rodzynki są naprawdę spoko. Pyszne i twarde, w żadnym razie nie spleśniałe.

  6. Ja bym wybrała orzechowe a nawet cytrynowe, bo wielką fanką smaku zabajonego nie jestem.
    U ciebie ból, u mnie hormonalne mdłości, które można pomylić z mdłościami z głodu. Więc napełniam żołądek a potem modlę się do porcelanowego bóstwa, bo żołądek takich ilości nie zdzierżył.Łączę się w bólu.

    1. Dziwne, że ostry ból żołądka jest jak uczucie głodu, którego nie da się zaspokoić, a jednocześnie przechodzi w taki inny, specyficzny ból. Kto nie cierpi na żadną chorobę, nie będzie wiedział, o czym mowa.

  7. Nie cierpię alkoholu w słodyczach itd., więc dla mnie to od razu przekreśla produkt, więc raczej nie mam jak odnieść się do recenzji… no oprócz tego, że z tych lodów wygrzebałabym te rodzynki! :D Ja je lubię, nie wiem dlaczego tyle ludzi ma z nimi problem. :D
    Ach! Wczoraj udało mi się trafić na te deserki Valsoi, zapakowałam do koszyka wiele nie myśląc, bo … chciałam się przekonać na własnym smaku. :D Przy kasie, gdy produkt był już skasowany zauważyłam, że jest przeterminowany o 2 miesiące jakoś, więc produkt od razu oddałam… Chyba przeznaczenie mówi mi, że mam tego nie tykać. :D

    1. W rodzynkach jest sporo alkoholu, więc nie wiem, czy byłabyś taka szczęśliwa.

      Hahaha, to miałaś przygodę! Mogłaś zjeść przeterminowane, byłyby jeszcze smaczniejsze ]:->

  8. Jak uwielbiam zaglądać na twój blog.
    Jakie cudowne lody, zjadłabym. Jeden minus nie lubię rodzynek…
    Lody z lidla wiadomo dobre…
    Trzymaj się :)

  9. współczuję bólu żołądka- też tak kiedyś miałam :(
    Ale lody to czysta rozpusta! Wow.. Nie wiem, czy mnie smakowo by spasowały, ale wyglądają faaajnie :)

    1. Wszystkie Deluxe i Italiamo wyglądają bardzo fajnie, aż żal nie kupić. Te jednak są wyjątkowe, bo jako jedyne nie dają popalić cukrem.

  10. Po pierwsze: rodzynki w lodach to zło, wydłubałbym je i wyrzucił.
    Po drugie; zabajone kojarzę przede wszystkim z kardynałkami, ale i coś mi świta, że dupę poszerzyłem także o coś pochodzącego z lodów. Gdzie, kiedy, cholera wie.
    Po trzecie: dobrze, że słuchasz się własnego organizmu. Jak coś źle działa, nie należy tego jeść. Sama sałata i rozgotowany ziemnior z niesłodzoną herbatą. Koniecznie zieloną.
    Po czwarte: pozostaw wolne miejsce na lody o smaku ciastek korzennych, rok temu pojawiły się ok. 15. Grudnia :P
    Po piąte: idealne opakowanie na jedną porcję, bez kitu. Podoba mi się to.
    Po szóste: jako lodożerca, mówię: zjadłbym ;)

    1. 1. Nie wyrzucaj, ja zjem!
      2. Kardynałki, omg <3 unicorn <3 och <3
      3. Nie śmiej się. Jak miałam największy nawrót choroby, to naprawdę żarłam same ziemniory, bez żadnych przypraw :P
      4. Ostatnio napisałeś i nawet pytałam, czy jesteś pewien, bo ja z zeszłego roku nie pamiętam. Tak czy owak, na lody korzenne miejsce znajdzie się na pewno!
      5. Mi teeeeż!
      6. Jako lodożerczyni odpowiadam: (ponownie) zjadłabym i ja! :)

      1. 4. Update: wczoraj, na forum… sportowym, gość otrzymał informację od Lidla. Podziękowali za zainteresowanie i pamięć o lodach, ale w tym roku ich nie będzie. Cały plan poszedł do kosza :/

  11. Nigdy nie wiedziałam nawet co to zabajone i właściwie do tej pory mam z tym problem. :D Jednak odkąd próbowałam lidlowego zabajonego serka wiem już, że nieważne co to dokładnie, mi smakuje. Lody jestem pewna, że podobnie jak serek zdobyłyby moje serducho.

  12. Rodzynki, zabajone, wodnistość – nie, to zdecydowanie nie lody dla mnie.

    Fascynuje mnie, że wyjmujesz lody z zamrażarki 20 minut wcześniej. One nie są kompletnie płynne po takim czasie? Moje zaczynają się rozpuszczać już przy samym przekładaniu do miseczki, co niemiłosiernie mnie irytuje. Uwielbiam jak lody rozpuszczają się w ustach, im dłużej to trwa, tym lepiej.

    1. Mam przykręconą zamrażarkę na -18 i sporo rzeczy w środku, więc jak wyjmuję lody, to są kamieniami. Po 20 minutach dookoła się roztapiają, ale w środku… hmm, no może już nie kamień, ale drewno. Dlatego najpierw jem boki, a na końcu, kiedy też zdąży się ocieplić, środeczek.

  13. Fajny smak lodów:) . Zjadła bym z czystą przyjemnością . Napiszę Ci,że to co mówią o lodach po zabiegu to jakaś bujda ( jeśli chodzi o mnie),mnie gardło bolało jak jadłam lody. Musiałam je rozpuszczać do płynnej konsystencji by przełknąć.

    1. To niedobrze :/ Zresztą może to tylko zabobon? Parę(naście) lat temu podawało się, że przy anginie wolno/trzeba jeść lody, a w tej chwili sądzi się odwrotnie: nie wolno! Lekarz Ci polecił jedzenie, czy wynalazłaś to w necie/usłyszałaś od kogoś?

      1. Koleżanki mi mówiły które są już bez migdałków. Lekarz kazał mi bardzo uważać na lody bo to o krok od wyziębienia poranionego gardła i choroba gotowa. Ja się dziś źle czuje pobolewa mnie podniebienia jak na przeziębienie:( . Dziś zjadłam dwie kuleczki czekoladowe,ależ mi brakowało słodyczy:)

        1. Koleżanki to wiesz… piąta woda po kisielu, a nie rzetelne informacje :P Lepiej słuchać lekarza. A bólu bardzo Ci współczuję. Pamiętaj jednak, że jeszcze parę dni cierpienia, a potem reszta życia jak w Madrycie.

  14. Przyznam, że nie pamiętam dokładnie smaku, ale nie zapamiętałam ich jako nie dobre więc musiało nie być źle :) Jestem jednak pewna że alkohol był mało wyczuwalny (jak na moje smaki) :D

    1. Slalomem się po nich chodzić nie będzie, tropicielem węży też nie zostanie, ale dziecku bym ich nie podała :P

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.