Heidi, ChocoVenture Crunch Milk

Jadłam to, przecież pamiętam. Wygląda tak i tak, w środku ma to i to, a polewa jest taka a taka. W składzie występuje to i to, a kaloryczność wynosi tyle i tyle. A smak? Eee, no właściwie to… nie pamiętam. Brzmi znajomo? Dla mnie bardzo! Fantastyczna, ale wybiórcza pamięć była jednym z powodów, dla których zdecydowałam się założyć bloga. Wcześniej swoje przemyślenia na temat jedzonych słodyczy zapisywałam na bieżąco w papierowych pamiętnikach, ale dziś, gdy uzbierał się ich cały stos, naprawdę nie jestem w stanie podać, który zawiera notatkę o batonie x, a który o czekoladzie y. Jeśli jakiś słodycz był nietypowy (dziwny, zaskakujący), bliski mojemu sercu (łakocie z dzieciństwa), bądź też dostałam go w wyjątkowych okolicznościach (słodycze z Wielkiej Brytanii), walory smakowe będę pamiętać doskonale i żadne powroty do pamiętników nie są tu potrzebne. Jeśli jednak słodycz był jednym z wielu kupionych bezwiednie i tak też skonsumowanych… cóż, drugie podejście jest niezbędne.

Heidi, ChocoVenture Crunch Milk (1)

ChocoVenture Crunch Milk

Batony Heidi jadłam dwa, może trzy lata temu, gdy przypadkiem znalazłam je na jednej z półek dużego Carrefoura. Och, co to? – pomyślałam, biorąc je do ręki. W tamtym czasie firma nie była mi jeszcze znana, a słodycze wyglądały z jednej strony na wyjęte prosto z działu ekologicznego (ze względu na brzydką szatę graficzną), z drugiej zaś na importowane z Zachodu i dostępne w ofercie tylko przez jakiś czas. Niewiele myśląc, załadowałam je do koszyka i udałam się do kasy.

Heidi, ChocoVenture Crunch Milk (3)

Z pierwszej konsumpcji batonów Heidi zapamiętałam tylko tyle, że jeden bardzo mi smakował, a drugi prawie wcale. Ich wnętrze było miękkie, tłuste i kremowe (co zresztą sugerował obrazek), zatopiono w nim mięsiste rodzynki. W polewie znajdowały się chrupki ryżowe, upodabniające produkt do Jeżyków tudzież Dumli Snacks (ale nie Lionów, bo one mają zupełnie inny kształt). Ponieważ założyłam, że biała wersja była tą gorszą, powrót po latach rozpoczęłam od mlecznej.

Heidi, ChocoVenture Crunch Milk (4)

Zaskoczenie spotkało mnie już przy krojeniu ChocoVenture Crunch Milk. Gdzież to miękkie wnętrze, które zapamiętałam? Zamiast niego baton był twardy, prawie kamienny, a jego równomierne przepołowienie uniemożliwiały bogato sypnięte bakalie. Nie tylko rodzynki, ale również pokaźne kawałki orzechów. Na całe szczęście pachniał bardzo ładnie, bo mlecznoczekoladowo, świątecznie.

Heidi, ChocoVenture Crunch Milk (5)

Czekoladowa polewa miała konsystencję półkamienną, rozpuszczała się nie bagienkowo, a wodniście, ponadto dało się ją w całości oderwać od nadzienia. Była lekko proszkowa, ale jej smak zdecydowanie odpowiadał aromatowi, sprawiając wrażenie tworu delikatnego, słodkiego (niestety cukrowo) i mlecznego. Ukryte w nim chrupki oznaczały się świeżością i próbowały przełamać jednolitość czekolady, którą potęgowało nadzienie. Gdybym bowiem jadła batona z zamkniętymi oczami, w ogóle nie odnotowałabym przejścia od polewy do kremu. Warstwy były równie twarde, tłuste w minimalnym stopniu. W centrum znajdował się ocean pysznych i dużych rodzynek oraz sporych kawałków orzechów o niepodważalnej jakości. Gdyby nie fakt, że Heidi upakowała batona w plastik ozdobiony brzydką szatą graficzną, a także nadała mu cukrowej słodyczy, mogłabym wystawić maksimum chi. Póki co jednak ChocoVenture Crunch Milk oceniam jako mały kawałek bardzo dobrej, ale najzwyklejszej czekolady z bakaliami.

skalachi_5Ocena: 5 chi


Skład i wartości odżywcze:

Heidi, ChocoVenture Crunch Milk (2)

60 myśli na temat “Heidi, ChocoVenture Crunch Milk

  1. Na tego też dorwałaś w Carrefourze? Bo śnią mi się po nocach odkąd po raz pierwszy zobaczyłam je na firmowej stronce. Pragnę! :<

  2. No wlasnie, chcialam napisac, ze wyglada jak Dumble Snack, ale uprzedzilas mnie :p. Sprobowalabym, ze wzgeldu na te smaczne orzechy i rodzynki, no i ze nie jest taki tlusty, na jaki wyglada :)

  3. Lubię go. Podobnie jak wersje białą. Przez zbity i treściwy materiał. Taki Picnic, tylko, że nowocześniejszy i z lepszą czekoladą. Chociaż, przyznam, z chęcią do tamtego bym wrócił. No i nie zgodzę się w kwestii opakowania. Ono, na moje oko, miało być dostojne, eleganckie. Bez krzykliwości zajebistości.

    P.S. U Ciebie też leżały wciśnięte w kąt, tuż obok filarów podtrzymujących dach? ;)

    1. Picnic mi się marzy, bo to klasyk z dzieciństwa, ale moim zdaniem ChocoVenture nie przypomina ani jego, ani Liona. Tam bazą jest wafel, tu zbity krem. A leżały na dziale ze słodyczami, ale na półce z miszmaszem, a nie z batonami.

  4. Słyszałam o tym, ale nigdy nie widziałam. Brzmi nieźle jak na Heidi, ale po ich kilku „wyskokach” szukać tego na pewno nie będę.

      1. Powinni się w takim razie batonami zająć – myślę, że by im się opłaciło, ale po co, skoro można coraz to „pyszniejsze” czekolady robić?

        1. Osoby, które jadły i nadziewajki, i tabliczki z twardymi dodatkami, uważają, że te drugie są lepsze. Gorzej, że ja lubię bardziej nadziewajki, więc żadna Heidi mnie nie oczaruje.

  5. Przypomina mi właśnie jeżyka ;) Podobają mi się dwie jego właściwości – to, że jest twardy oraz to, że czekolada oddziela się od nadzienia :D

  6. Opis brzmi ciekawie, choć do marki Heidi podchodze bardzo ostrożnie. I tak jak czekolady bym nie kupiła, tak tego batona z chęcią (bo ma rodzynki).

  7. o matko… na serio nigdy nie jadłam, żadnej czekolady o Heidi… i myślałam, że żadnego produktu, ale jak spojrzałam na zdjęcia, to jakbym deja vu miała O.o najlepsze jest to, że wstęp całkowicie jakby był do mnie zaadresowany xDD Bo chyba go jadłam, ale tak jak piszesz, tyle jest tych rzeczy, że sama się gubię. Ostatnio nie mogłam uwierzyć siostrze, że coś jadłam, zapierałam sie, a ona wysłała mi recenzje z mojego bloga… Szacun xDD A ile razy kupuje to samo, a orientuje się po czasie. Skleroza u mnie nie boli :)

  8. Heidi, Heidi, coś mi to mówi, ale czy ja to jadłam? Chyba powinnam zacząć jak ty wszystko zapisywać, szczególnie jeśli chodzi o rzeczy, które były niewarte zakupu i więcej nie chciałabym ich jeść.. :)
    Oni produkują jakieś figurki czekoladowe? Albo czekolady takie w tabliczkach?

    1. Czekolad bardzo dużo, recenzowałam nawet dwie. To taki pseudo-Lindt. Figurki też, zwłaszcza na święta. Rzuć okiem do gazetki Almy on-line :)

      1. Aaaaa u mnie Almy nie ma to ja zacofana jestem.

        Olga tak sobie dzisiaj czytałam Twoje komentarze.. i wiesz co? U mnie w Święta jest zawsze wolne miejsce przy stole. My Wigilię zawsze spędzamy tylko z córami i mężem. Zawsze jest prawdziwa choinka, Świąteczne jedzenie. Jakbyś chciała to przyjedź. Wiem, że się nie znamy itd. Ale jak tylko najdzie Cię ochota to dawaj znać! Nawet bym Ci mogła transport z Wrocławia załatwić. I dla Rubi miejsce się znajdzie. Pamiętaj o tym. :)

  9. Początek – hmm, dlatego właśnie fajnie jest prowadzić takie dzienniki. :D Ja w pisaniu pamiętnika nigdy nie byłam systematyczna, a teraz trochę żałuję. W tym roku jedynie od początku mam zapisany niemal każdy dzień co jadłam, jakieś ważniejsze rzeczy, wydarzenia, cytaty itd. :D
    Tak samo marginesy w zeszytach ze złotymi myślami nauczycielami/czy padającymi w czasie lekcji. :D
    Batonik jest intrygujący, z wyglądu przypomina mi trochę jakiś inny, trochę Liona? Ale jego dawno nie jadłam, więc mój obraz jego jest pewnie zakrzywiony. :D

    1. Zeszyty też zapisywałam. Na studiach mniej jest perełek, ale też się zdarzają, więc też zapisuję.

      1. W gimnazjum miałam takich fajnych nauczycieli, że z ich tekstami można byłoby księgę stworzyć. :) Ogólnie wiele nauczycieli to jak legendy, które przetrwałyby dinozaury, czy bitwę pod Grunwaldem, a co!
        ,,-Wodór?
        – H2O
        – H2O, zgadnij kto! KŁAMIESZ!” – miiło się takie rzeczy wspomina. ;)
        PS.: Cóż za zmiany się na blogu dzieją?! :))) Jeszcze widzę, że efektu końcowego nie ma – ale i tak zapowiada się super!
        Chociaż w sumie… co ja się dziwię, sama zbieram się za mały „remont” na blogu od jakiegoś czasu. :D

  10. Miałaś/masz osobny zeszyt na przemyślenia o batonikach/czekoladach itp. czy wszystko zapisywałaś do jednego (rodzinne wspomnienia również) ;)

    Batonika nie widziałam, ale widzę w nim plusy ::)
    Na plus: twardość, orzechy
    Na minus: rodzynki
    O tym, ze jest w mlecznej czekoladzie nie będę pisać – wprawdzie wolę gorzką ale kto wie? Moze ta by mi posmakowała? ;)

    1. Bez przesady, aż tyle różnych słodyczy w życiu nie zjadłam, żeby mieć całą kolekcję dzienników, haha. Wszystko leciało do tego samego pamiętnika – menu, zapiski spożywcze, marzenia, wydarzenia.

      1. Czyli taki podział na kategorię :) JA w swoim pamiętniku też zapisuję moje wrażenia odnośnie produktów spożywczych, których np. po raz pierwszy w życiu spróbowałam itp. :) Nie opisuję wszystkich ale te wybrane ;)

  11. Akuku! To ja, znowu.
    Oczwiście nie mam za wiele do powiedzenia co do tego batona, ale wygląda nieźle. No i ocena też zachęca. Ale to chyba nie moje smaki, jak tak patrzę. :)

      1. Oczekiwałam kremowego nadzienia, a to coś w środku było strasznie twarde i dziwnie suche. Może były stare? Niby data do lutego, ale wiadomo jak to bywa.

        1. To faktycznie dziwne. Też spodziewałabym się delikatnego kremu. Chociaż… po batonach Heidi również oczekiwałam kremu, a dostałam kamień.

  12. O świetna recenzja dla mnie, bo pisałam Ci, że odkryłam je niedawno i zaciekawiły mnie bardzo! Niemniej jednak muszę pomarudzić bo…………………… chcę recenzję białej. :< Niby bakalii i takich pierdół nie lubię, no ale biała to biała.

  13. Chciałam napisać coś o batoniku czytając tą recenzję w południe, ale końcu tego nie zrobiłam, teraz wracam i.. wait a second, zmieniłaś wystrój?! :O

  14. „wyjęte prosto z działu ekologicznego (ze względu na brzydką szatę graficzną)” hahaha! A więc nie tylko ja to zauważyłam :D
    Z wyglądu przypomina mi trochę batony Alibi, które pamiętam z podstawówki. Chyba też powinnam zapisywać sobie, co myślę o danym batonie, ponieważ zupełnie nie jestem pewna, czy te batony tak wyglądały, czy tylko tak mi się wydaje ;)

    1. Doskonale pamiętam Alibi. To był taki a la Lion a la Picnic :) Ciemnożółte opakowanie z chudym białym gościem w joł czapeczce.

  15. Coś tu inaczej czy mi się wydaje :DD
    Batonika Heidi nigdy na oczy nie widziałam, ale jak w almie natknęłam się na czekoladę w kształcie choinki (90 – 100g?) i zobaczyłam cenę – prawie 20 zł, to zwaliło mnie z nóg. Pamiętasz może ile dałaś za batona? Spróbowałabym, ale chyba nigdy się nie nauczę, że jeśli coś ma rodzynki nie oznacza od razu tragedii :D

  16. Wygląda bardzo apetyczne, chętnie się na niego skuszę. Jako że jestem fanką białej czekolady, czekam na recenzję tej drugiej wersji. Swoją drogą, zastanawiam się, czemu na Twoim blogu nie pojawiła się do tej pory recenzja żadnej pianki w czekoladzie, np. Alpejskiego Mleczka? Kiedyś byłam ich zagorzałą zwolenniczką i chętnie przekonałabym się, co sądzisz o konkretnych smakach :)

    1. Nie przepadam, ale na pewno w końcu napiszę o którejś z pianek. Sądzę, że o wedlowskich, bo można kupić w małych opakowaniach (paluszki).

      1. Niby tak, ale masz tylko dwie wersje smakowe: śmietankowe i waniliowe. Dla mnie najlepsza była o smaku frappe w białej czekoladzie, ale niestety była to wersja limitowana. Myślę, że jako miłośnicze kawy, Tobie również by posmakowała :) Teraz w biedronce też są jakieś limitki, zdaje się że waniliowo-czekoladowe i pomarańczowo-waniliowe :)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.