Chipita, Chipicao herbatniki kakaowe

Ostatnia rzecz, jaka mi się marzy, to zapychanie kolejki produktów do recenzji słodyczami małymi i drogimi. Niestety, pomijając żywą niechęć do nich, jakimś sposobem zawsze wpadają w moje ręce i przemawiają wprost do serca. Czy jestem przeklęta? A może to one są przeklęte? Nie wiem, nie znam odpowiedzi na te pytania. Prawda jest taka, że jak czemuś uda się zaczepić o moje myśli chociaż jednym, najmniejszym pazurem, to już przepadłam. Będę myśleć o zakupie tak długo, aż pójdę do sklepu i wydam na tę bezczelną rzecz pieniądze, za które równie dobrze mogłabym kupić chleb i parę warzywek.

Chipita, Chipicao herbatniki kakaowe (1)

Chipicao herbatniki kakaowe

Na herbatniki Chipicao byłam skazana od bardzo dawna, choć wówczas jeszcze o tym nie wiedziałam. Pewnego razu po studiach, zamiast z klapkami na oczach wrócić do domu, zawędrowałam do rynkowego Społem, by rzucić okiem, co tam ciekawego na półkach słychać. Przeglądając słodyczowy dział, utkwiłam wzrok w czymś małym i jaskrawo żółtym, leżącym na najniższej półce. Minionki? Łee tam. Nie lubię tej bajki, prawdopodobnie w wyniku przemęczenia jednookimi stworami, które wyskakują zewsząd, jak niegdyś Ewa Chodakowska. Opuściwszy sklep, nie mogłam jednak zapomnieć o widniejącej obok nich nazwie Chipicao oraz fakcie, że niepozorne pudełko zawierało markizy – prawdopodobnie mój ulubiony rodzaj ciastek. Myślałam o nich wieczorami, przypominały mi się na studiach, w czasie posiedzeń w toalecie, a także podczas pocałunków z gorącymi ciemnoskórymi mężczyznami. No dobra, może bez tego ostatniego, trochę się zagalopowałam w marzeniach. Ostatnim gwoździem do trumny była ich recenzja, która po niedługim czasie pojawiła się w blogosferze. Zrozumiałam, że nie ma dla mnie nadziei.

Chipita, Chipicao herbatniki kakaowe (3)

Przyniosłam markizy do domu i uważanie im się przyjrzałam. Było mi przykro nie tylko ze względu na stosunek ceny do wagi, ale również przez opakowanie udekorowane bohaterami ze znienawidzonej bajki, brak rozpiski wartości odżywczych, które trzeba było oszacować samemu (plus minus 500 jednostek biodrowych), a także monotonność smaku: ciacho kakao z kremem kakao. W środku opakowania znalazłam kapsel, którego nie wyrzuciłam, bo szkoda, ale z przyjemnością komuś oddam, byle pozbyć się z domu żółtego stwora. Z tyłu zaś wyczytałam informację, że herbatników nie powinno się podawać dzieciom poniżej trzeciego roku życia. Niby nic, ale wydało mi się to w jakiś sposób uczciwe i miłe.

Chipita, Chipicao herbatniki kakaowe (7)

Ciastka zabezpieczono w porządny sposób. Nie tylko znajdowały się w folii chroniącej przed zawilgoceniem i robalami, ale zabezpieczał je także ciemny plastik, który jednocześnie wpłynął na sztuczne powiększenie kartonika. Warto bowiem wspomnieć, że choć całość jest rozmiarów małej paczki chipsów albo dużego rogala 7 Days, zawiera jedynie sześć markiz. Są one malutkie, grube – zarówno ciastko, jak i krem – oraz ciemne. Każdy herbatnik zbudowany jest tak samo: posiada twarz młodego Paula z Tekkena u góry i płaską taflę od dołu. Sprawia to, że jedna z twarzy wbija się w krem i odkształca niczym pieczątka. To kolejny drobny i nic nie znaczący zabieg ze strony Chipity, a jednak ujmujący.

Chipita, Chipicao herbatniki kakaowe (5)

Herbatniki Chipicao przypominają mi amerykańskie Oreo. Po pierwsze: są tak samo małe i masywne, po drugie: posiadają mocno kakaowy zapach, po trzecie: są dopracowane wizualnie i atrakcyjne. Ważą równe 50 g, tak jak deklaruje producent, a i smakowo odpowiadają opisowi. Krem jest zaskakujący, bo twardy, idealnie gładki (nigdy wcześniej nie spotkałam się w ciastkach tego typu z kremem bez żadnych ziarnistości), gęstością niemalże dorównuje czekoladzie. Zdradza go jedynie kakaowy smak i charakterystyczna delikatna cierpkość, pomimo której nadal jest przyjemnie słodki. Herbatnik również jest słodki, ale w smaku bardzo delikatny, w konsystencji kruchy. Da się w nim wyczuć paluszkowy pierwiastek, jest on jednak o wiele słabszy niż w Hitach. Dobrze współgra z herbatą (w przeciwieństwie do kremu, który lepiej zgryźć najpierw), w której przyjemnie namaka i staje się idealny.

Chipita, Chipicao herbatniki kakaowe (4)

Chipicao herbatniki kakaowe to produkt niekoniecznie prodziecięcy, ale na pewno proprzyjemnościowy. Delikatny herbatnik splata się tu z idealnie gładkim, wypolerowanym przez morze maszyny w fabryce kremem o smaku słodkiego, lekko cierpkiego kakao. Słodycz produktu plasuje się na poziomie idealnym, podobnie jak tłustość. Chipita nie przesadziła w żadną stronę, nie zafundowała konsumentom podejrzanych posmaków ani powikłań pokonsumpcyjnych. Ciastka oceniam więc na jedyną możliwą ocenę w skali chi – najwyższą, mimo iż moim markizowym numerem jeden nadal pozostają Hity. Przyzwyczajona do paluszkowych, sypiących się, dużych i płaskich herbatników, mogę raczyć się małymi i grubymi tylko raz na jakiś czas. I jak znów najdzie mnie na nie ochota, prędzej sięgnę właśnie po Chipicao niż po Oreo.

skalachi_6Ocena: 6 chi


Skład i wartości odżywcze:

Chipita, Chipicao herbatniki kakaowe (6)

43 myśli na temat “Chipita, Chipicao herbatniki kakaowe

  1. Nie lubisz Minionkow?! :o Nie wybacze ci tego :p. Hahhahaha ;D a co do herbatnikow-nie widzialam ich w sklepach, a w Spolem nie bylam od bardzo, bardzo dawna. Ale teraz chcialbym ich sporbiwac, przekonalo mnie to amerykanskie Oreo :)

    1. Musisz mi wybaczyć :P A w ogóle to śniłaś mi się dziś. Byłaś rozkapryszonym dzieckiem, które postanowiło mieć „żywe zabawki”. Jakimś cudem ja i trzech znajomych ze studiów staliśmy się mali jak figurki (albo Ty wielka jak olbrzym). Zamknęłaś nas na klucz w pokoiku i traktowałaś jako lalki, chomiki czy cholera wie co.

      1. Hahahha,tyle o mnie myślisz,ze ci sie śnie po nocach? ; hahhaha,ale dziwny sen,sorki,postaram sie juz nie obić i koszmarów :**

  2. Ja też jak sobie wbiję coś do głowy, to nie spocznę, aż nie kupię.
    Minionków nie oglądałam, ale irytują mnie, gdy widzę je na wszystkim.

    Co do ciastek… ja uwielbiam takie bardzo kakao, jak Oreo, a te są takie… po które sięgam w ostatniej kolejności – „trochę ciemne”. Widzę jednak, że całkiem miła niespodzianka. Szkoda, że nigdy ich nie widziałam, bo może bym się skusiła, skoro Hit’om uległam wczoraj (mimo: „Nie kupię, nie kupię. Co z tego, że limitka? Nie kupię.”).

    1. No to tak jak ja. Też nie widziałam, ale denerwuje mnie ich wszechobecność.

      Haha, i dobrze! Creme Brulee? Jak Ci smakowały?

      1. Twarde owszem :) A najlepsze to domowe maszynkowe (zwykłe i kakaowe) oraz krucho-drożdżowe z marmoladą :) Do tych ze sklepu w ogóle mnie nie ciągnie ;)

  3. Ocene rozumiem spoko bo naprawde byly pyszne, ale nie moge pojac jaj mogly Ci posmakowac bardziej od hitow ;) recenzje dodawalam i chyba o niej wspomnialas ale nie jestem pewna ;) ciastka pojawily sie we wrzesniu, ciekawe czy po minionkowym szale nadal beda w sklepach ;) z wygladu czy smaku podbijaja na piedestal ciastek ;) ale coz ja mam obrzydliwie slodka kinder za ideal inni co innego ;) i to lubie, kurde ale ostatnio milke za bardzo polubilam… To niebezpieczne ;)

    1. Nie smakowały mi bardziej od Hitów. Zawsze i wszędzie wybiorę Hity. Wyższą oceną się nie sugeruj, bo Hity to inny poziom uwielbienia ;) A wspomniana recenzja oczywiście Twoja.

  4. To produkt tak bardzo nie moim stylu, szczególnie przez te twarze z bajek >.>, ale aż mnie pozytywnie zaskoczyło że okazały się tak dobre :o Chyba często tego typu słodycze są na granicy niejadalności :P

    1. Czemu nie lubisz twarzy? I nie zgodzę się z tą niejadalnością., markizy są dobre nawet jeśli są niedobre :D

  5. muszę je w końcu kupić jak znajdę w końcu jedna córa już 3+ :) Póki co mamy słodyczy z Mikołaja na pół roku, a mąż w niedzielę przywiózł pełno słodyczy z Niemiec.. Już nie wspomnę o tych, które mam do recenzji. Im więcej mam w domu słodyczy tym mniej chce mi się którekolwiek jeść.. też tak masz? Narkizy też dostałam, te oryginalne Niemiecki DoppelKeks, ale całe czekoladowe, pierwszy raz widziałam :)

    1. Nie tłumacz się córą, bo jak Cię najdzie ochota na słodycze, to sama bezczelnie wszystko zjesz, a córa nawet kartonika nie zobaczy :D

      Czy też odechciewa mi się brać za produkty, gdy mam ich za dużo? Nie, bo zawsze mam dużo, ale rzeczywiście w miesiącach kumulujących końce dat ważności zaczyna mi się wyjątkowo nie spieszyć i potem mam problem (teraz właśnie tak jest).

      1. haha żeby tak było! :) Jak zjem jedno ciastko z całej paczki to jest dobrze. :) U nas to córa i mąż słodyczożerni :) ja wystarczy, że mam w domu coś słodkiego, żeby nie chciało mi się w ogóle jeść słodkie. Dlatego pilnuję, żeby zawsze coś mieć! :)

  6. Widziałam je, ale nie kupiłam i nawet Twoja recenzja mnie do nich nie przekonuje (podejrzewam, że gdyby krem był biały, byłoby inaczej, choć patrząc na Twoje zdjęcia muszę przyznać, że bardzo mi się podoba jego struktura, a idealnie wyważona tłustość i słodkość brzmi zachęcająco :D)

    Minionków także nie lubię, choć tej bajki nawet nie widziałam, ale ich oblicza negatywnie mnie do nich nastawiają :P

    A tak poza tym, to bardzo podobają mi się zmiany na Twoim blogu (dopiero dziś wyświetliłam go na komputerze, zazwyczaj czytam i komentuję z telefonu) :)

    1. Czasem tak jest, że człowieka zniechęca sam fakt, że coś (bohaterowie, muzyka, whatever) pojawia się wszędzie i ciągle. Irytacja wszechobecnością Minionków skutecznie zniechęca mnie do obejrzenia bajki.

      Dziękuję, ale to dopiero połowa tego, co chcę mieć. Niestety, sama nie potrafię sobie poradzić.

  7. Koooocham Minionki! :D Wszystko co z nimi związane jest mega pozytywne. :D Sama mogłabym być Minionkiem. Na dodatek są żółte, a to mój ulubiony kolor od dzieciństwa… ;) Fajnie tak czasem cofnąć się w czasie. :D
    Co do samych ciastek – kiedyś je kupię, ze względu na to opakowanie. :D
    Chętniej niż Oreo… Ohoho, odważne stwierdzenie, które nie spodoba się Marcinowi (i mnie też!) :D Przynajmniej więcej dla nas :D

  8. Dopiero jak zobaczyłyśmy recenzję u Szpilki potem wszędzie nam się rzucały w oczy te ciacha ale nie specjalnie nas kręcą. Może jakby to była inna pora roku? Teraz to mamy szał na pierniki wszelkiej maści a nie na markizy :P

  9. Miałaś rację. Obrażam się. Herbatnik, pod względem wyglądu, przypomina mi bezsmakowe ciastka na wagę. Takie coś, co babcia zawsze miała w okrągłym pojemniku. A, że ja łasuch, to i je jadłem. Trooochę podchodzą pod Orto z Biedry. Jednym słowem: papka.

    P.S. Każdy ma szansę rehabilitacji. Czekam ;)

    1. Nie pogardziłabym tanimi markizami z puszki/okrągłego pojemnika. Moi dziadkowie niestety zawsze kupowali okrągłe maślane herbatniki, które mnie obrzydzały.

  10. U mnie to wygląda, że najpierw zobaczę, pomyślę, że trzeba będzie kupić a potem… zapominam. :D Ostatecznie i tak raczej nie skuszę się na ta markizy, bo chociaż zapewne są smaczne, to:
    1) minionki mnie wkurw wkurzają
    2) nałożyłam sobie szlaban na zakupy słodyczowe (pomijając ciekawe limitki)
    3) coraz bliżej święta, a to oznacza zalew słodyczy. nie wyrobie :D

    1. 1) Tu mamy zgodę.
      2) Ja niby też, ale i tak przybyło ostatnio prawie 50 rzeczy. Tyle że nie kupionych.
      3) U mnie raczej nie, ale nigdy nie wiadomo.

  11. Widziałam je raz, zaciekawiły mnie, ale nie na tyle żeby kupić, potem recenzja u Szpilki, teraz u Ciebie, obie pozytywne, dawka też nie jest jakaś ogromna, oj mieszacie mi w głowie :DD

  12. Jestem totalnie zszokowana oceną! Co prawda ów, kakaowych markiz w sklepie jeszcze nigdy nie widziałam, ale mam dziwną wewnętrzną awersję do produktów z chipicao :D

    Pocałunki z murzynami :) No, no XD

  13. Jak możesz nie lubić Minionków? :( Uwielbiam je i gdyby, zamiast buźki chłopca wytłoczonej na ciastku, byłaby twarz minionka to pewnie te markizy zasłużyły by na 6 chi ze wstążką ;)

  14. Jeżeli coś otrzymuje ocenę, że jest choćby zbliżone do Hitów to… no ja muszę ich spróbować sama rozumiesz mnie pewnie doskonale. Hity życiem i już. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do Ciebie kocham te żółte, irytujące potworki z opakowania więc mam dodatkowy powód. :D

    1. No to czekam na degustację. Trochę sobie poczekam, chyba że jakimś cudem wpakujesz je do koszyka podczas świątecznych zakupów z rodzicami. Będę trzymała kciuki!

  15. Poszalałaś z tymi marzeniami :) Osobiście uwielbiam minionki i nie przepadam za markizami. Oreo mnie nie powala i przyznam, że nie jadłam nigdy takich markiz, które by wywołały u mnie zawrót głowy. Markizy, te które jadłem oczywiście, to dla mnie ostatnia deska ratunku, gdy złakniony słodyczy i oszalały z braku innych możliwości nurkuję w puszkach ze słodyczami (w moim domu słodycze leżą w puszkach lub na moim talerzyku). Odpycha mnie od markiz w zasadzie wszystko, a przyciąga tylko jedno: brak innych perspektyw. Może to brak czekolady…?

  16. No więc tak, skoro Ty jesteś przeklęta to i ja jestem, bo ostatnio mam tak samo. Jak coś np:. zobaczę w gazetce, to potem myślę o tym tak długo, aż nie wydam na to kasy – MASAKRA :< Myślę, że to jednak nie nasza wina, a tych rzeczy, marketing robi swoje.
    U Szpilki już o nich czytałam, teraz u Ciebie…kuszą cholernie, ale jeszcze się na nie w sklepach nie natknęłam, a nawet w Netto szukałam!

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.