Budyń jest produktem, który w moim domu gości stale. Co ciekawe, wcale nie oznacza to, że jestem szczególnie zainteresowana jego spożywaniem. Wręcz przeciwnie, pojawia się on w moim menu kilka razy do roku, głównie podczas zimnych jesiennych lub jeszcze zimniejszych zimowych wieczorów. Z racji tego jednak, że występuje w postaci sypkiej, której nie zagraża zgrzybienie, zbutwienie, spleśnienie i inne nieprzyjazne –nienie, dbam, by zawsze mieć parę jednorazowych saszetek. Nigdy nie wiadomo, kiedy i do czego się przydadzą. Wyobraźmy sobie na przykład sytuację, w której wszystkie jogurty stojące w lodówce na blogu już były, czekolada i ciastka są ostatnimi produktami, po które mam ochotę sięgnąć, a recenzję jakoś napisać trzeba. Wysuwam wówczas szufladę i patrzę. Ten nie, ten też nie, nie i nie, okej – ten! Po jednym z takich wieczorów wymyśliłam sobie nawet, że do końca 2015 roku opiszę wszystkie dostępne na rynku budynie, ale spójrzmy prawdzie kalendarzowi w oczy okna, nie ma na to szans. Póki co udało mi się zrealizować tylko połowę planu, mianowicie wszystkie suszki kupiłam, przez co szuflada ledwo się domyka (oprócz budyniów leżą w niej także kisiele, kasze manny, owsianki, pitne czekolady, ciacha do mikrofalówki itp.). Kiedy je zjem? Naprawdę nie mam pojęcia.
Słodka Chwila Świat Pralin
Nugat z czekoladą
Kiedy seria Świat Pralin weszła na rynek, każdy budyń – z wyjątkiem Maliny w czekoladzie, którą odpuściłam sobie zupełnie – kupiłam podwójnie. Pierwszym wariantem, po jaki wówczas sięgnęłam, był właśnie Nugat z czekoladą. Z jednej strony zżerała mnie ciekawość, jak pyszny orzechowy twór smakuje w połączeniu ze zwykłym czekoladowym budyniem, z drugiej zaś chciałam zostawić potencjalnie lepsze opcje na później. Czy mi mi posmakował? Hmm, niech za odpowiedź posłuży fakt, że drugą sztuką obdarowałam koleżankę, a sobie przysięgłam, że nigdy więcej nie tknę go nawet przez rękawiczkę.
Do budyniu jednak wróciłam (ach te blogowe poświęcenia). Proszek zalałam sugerowaną ilością wrzącej wody, zamieszałam i odstawiłam, żeby zrobił się delikatny kożuch, który zawsze zjadam z perwersyjną przyjemnością. By urozmaicić sobie czas oczekiwania, poszłam do kuchni pozmywać naczynia. Kiedy wróciłam, uderzył mnie flashback. W pokoju unosił się ten sam zapach, który czułam podczas pierwszego spotkania z Nugatem z czekoladą. Stara szmata i stęchłe orzechy – nic gorszego. Podeszłam do śmierdzącego tworu, by nie skreślać go na podstawie aromatu i dać szansę smakowi. Nabrałam budyń na łyżeczkę i spróbowałam. Co poczułam? Sto procent stęchłych orzechów, gorycz i plastik. Wszystko to zaklęte w jednolitej, aksamitnej, lekko rozwodnionej konsystencji (bez proszkowatości i ziarnistości, ale również orzechów). Spożywcza tragedia i deserowa rozpacz. Coś tu poszło bardzo nie tak.
Ocena: 1 chi
Słodka Chwila Świat Pralin
Malina w czekoladzie
Jestem uparta i mam wolę ze stali. Jedną z niewielu rzeczy, które są w stanie ją stopić, jest blog i związana z nim ambicja, by od czasu do czasu się przemóc, poświęcić i zaprezentować całą serię. Poza tym gdzieś po drodze, od momentu jego założenia do dnia dzisiejszego, zdarzyło mi się naprawdę polubić wybrane produkty z maliną (Fig Bar Gluten Free, Piątnica z owsianką). Czy to wystarczający powód, bym po latach przerwy sięgnęła po nielubiany wariant, którego dotąd udało mi się uniknąć? Najwyraźniej tak.
Kiedy powąchałam gotowy, ostygły i pokryty dostojnym kożuchem budyń, poczułam przecudny zapach odpowiadający grafice na opakowaniu i nazwie produktu. Było to połączenie kwaśnych owoców – niekoniecznie malin, których notabene nawet nie ma w składzie, równie dobrze mogłyby to być wiśnie, porzeczka lub żurawina – ze słodką czekoladą. Istne pralinki z kwaśnym nadzieniem. Przy mieszaniu budyniu przez chwilę myślałam, że występują w nim szatańskie pesteczki, ale nic bardziej mylnego. Ciemne plamki okazały się kawałkami czekolady, które szybko rozpuściły się w gorącej wodzie, wtapiając w jednolicie ciemną masę. Niestety, zapowiadanej maliny i jej kwaśności nie odnotowałam w smaku, który był wyłącznie słodki. Przez chwilę zamarzyło mi się nawet dorzucenie do miseczki domowej konfitury żurawinowej, ale takich wytworów ludzkich rąk w domu nie posiadam. Całość mnie pozytywnie zaskoczyła, choć powodowała podejrzaną gorycz na końcu języka i była trochę zbyt jednolita smakowo (o jakości składu wolę nawet nie pisać). Konsystencja serii Świat Pralin też początkowo mnie urzekła, choć przy kolejnych wariantach miałam już wrażenie, że jednak trochę przesadzono z uczuciem wodnistości, jakie wywołuje. Tak czy inaczej, jest to doby deser, który można zjeść raz na jakiś czas.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Tez lubie budynie, mam w domu kilka saszetek, ale tylko takie wanilowie-jak najdzie mnie ochota, to robie sobie tez na nich owsianki I kasze manne.
Tym orzechem zaskoczylas mnie! Wiem juz, czego unikac, naromniast napewno kupie maline. A, i ladnie naprawde wyszly te zdjecia budyni, w sensie, ze w miseczce, dobry patent,ja zawsze jem w kubku xdd
A potrafisz Słodką Chwilę waniliową odróżnić od śmietankowej? Dla mnie miały zawsze ten sam smak. Przy najbliższych degustacjach będę miała wyzwanie, by znaleźć między nimi różnice ;)
Nie wyobrażam sobie jeść budyniu z kubka, chociaż kiedyś tak robiłam. Nie da się wygrzebać ani wylizać resztek.
W sumie to kupuje tylko wanilowe :p ale przy najblizszej okazji kupie smietankowy I sprawdze :)
O nie, przed tym obudził się we mnie wielki, wewnętrzny sprzeciw. Nie dziwię się, że jeden z nich dostał jedno chi. Co prawda jadłam inny smak, no ale… :P
Drugi mnie za to dziwi, chociaż jestem pewna, że mi i tak by nie posmakował.
Po przeczytaniu Twojej recenzji jestem pewna, że żaden by Ci nie posmakował. A marcepan jutro, hihi.
Niestety dopiero pojutrze przeczytam. :(
A wyobrażam sobie, jak pyszny mógłby być prawdziwy czekoladowy budyń z dobrym nugatem wkręconym w środek… Niestety, witaj brutalna rzeczywistości gotowców!
Oj tak, też sobie wyobrażam.
Właśnie mnie naszło na budyń, ale ja jem te najzwyklejsze waniliowe :D I też lubię ten wierzchni kożuch :)
Nie spodziewałabym się takiego smaku po tym nugatowym, naprawdę; ) Z kolei maliny średnio mi do budyniu pasują, choć kilka razy jadłam budyń o tym właśnie smaku.
Zadam Ci zatem to samo pytanie co Zuzie: potrafisz odróżnić smakowo waniliową Słodką Chwilę od śmietankowej?
Trudne pytanie mi zadałaś, bo nie jadłam nigdy żadnego z tych budyniów (budyni:p?), ale wydaje mi się, że jeśli skład nie jest bardzo mocno chemiczny to tak…Mam l bardzo uwrażliwiony smak i tak myślę, ale nie jestem pewna :D
Jakoś mi nie dobrze na myśl o takich tworach:( . Dziś będę jadła Fig Bara o smaku dyni jak wrócę z przedszkola:)
Lepszy Fig Bar niż budyń na 1 chi, masz rację :P
Budyń zawsze lubię i chętnie zjem, no ale taki zwykły np. czekoladowy czy waniliowy. Ten pierwszy nugat z czekolada morze bym tknęła, skusiła bym się bo ciekawi mnie smak. Natomiast ten z malinami nie nie i jeszcze raz nie. Połączenie owoców z czekoladą w takim wydaniu mnie odrzuca
Jeśli sięgniesz po pierwszy wariant, to Ci współczuję. A w drugim malin w ogóle nie czuć, więc nawet byś się nie zorientowała, że powinny tam być.
Straaaasznie lubię budyń. Kisiel to dla mnie trauma i nie ruszę nawet patykiem, ale budyń to jedno z przyjemniejszych wspomnień dzieciństwa. Zmieniły mi się tylko preferencje smakowe – wtedy czekolada, dziś oczywiście wanilia. Bardziej z tych dwóch kusił nugat i szkoda, że wyszło jak wyszło. Niemniej nie spodziewałam się wygórowanego smaku – proszek zalany wodą raczej choćby nie wiem co nie odda nam smaku dużych, soczystych orzechów no nie oczekujmy cudów. Czekam na kolejne smaki i jeden wybiorę ta test. :D
„Duże, soczyste orzechy” w kontekście smaku tego budyniu to ironiczny żart, naprawdę. WYBIERZ MARCEPAN, hahaha.
Ja na studiach mam kilogramy budyniów, kisieli czy galaretek… no nie wiadomo kiedy następna wojna nadejdzie, a przecież one są jak konserwy, poczekają ? ;) Co do tych, mi całkiem smakowały i lubię ję, znacznie bardziej od Dectera czy Delecty…. na których recenzję swoją drogą już nie mogę się doczekać mwahahaha :D Zdradzisz coś? Próbowałaś ich już?? ;)
Dectera? Innych jeszcze nie jadłam, leżą. To znaczy pozostałe Słodkie Chwile – te klasyczne smaki – znam, bo nie ma człowieka, który ich nie zna. Słodkie Kubki też znam (nie cierpię, ble). Tych trzech najnowszych zaś jeszcze nie jadłam.
wybacz chciałam sprowokować, i myślałam, że nawiążesz do Dextera z Cartoon Network :D Dzięki, myślałam, że może zimne wieczory sprowokowały Cię do zjedzenia złych potworków :) ja mam jedynie multum kisieli z słodkiej chwili, ale ani chwili by je spróbować ( ani chęci) :)
Uwielbiam kożuch! To raz :)
A dwa, tych jeszcze nie próbowałam. Ja budynie zazwyczaj robię sama na czekoladzie, soku owocowym, kakao, z mlekiem i mąka.
Ale córa lubi kisiele do kubków. :) No i ja nie pomyślałam, żeby budyń/kisiel do kubka zrobić w misce. :) A przecież jak pojemność ta sama, to czemu nie? Tego z maliną chętnie spróbuje jak gdzieś spotkam :)
Zjadłabym taki domowy budyń. To kolejna rzecz, na którą muszę się do Ciebie wprosić, nie ma rady :)
Dziś wszyscy się zadziwiają, że jem budyń w miseczce. A ja naiwnie sądziłam, że to normalne i powszechne!
Budyń…. pamiętam jak byłam bardzo mała to codziennie mama go gotowała. Był porozlewany na białych talerzykach, które mama ustawiała na kuchennym blacie ;) Lubiłam ale jak był jeszcze ciepły – zimnego już nie a jak podszedł wodą to masakra :p
Te budynie w ogóle mnie nie zachęcają – ale nie mogę powiedzieć, że ten nugatowy nie brzmiał zachęcająco… szkoda, że tak słabo wypadł
Podszedł wodą? Nigdy mi się nie zdarzyło, fuj. No i na zimno lubię, bo kożuch <3
Nugat słaby? Mało powiedziane!
Jak wylało się budyń na talerzyki to czasami po bokach on odchodził od talerzyków i wtedy podchodził wodą :) Czasem siostra „uszkodziła” budyń paluchem (do dzisiaj lubi wsadzać paluchy np. w bułkę robić w niej dziurę ;P) i wtedy też zbierała sie woda ;)
Jak byłam mała, robiłam dziury w świeżym chlebie z piekarni. To było coś!
Dawno przeszedł mi szał na budyniopodobne desery na ciepło, konsystencja paciajki, nie ma co gryźć.. To ja czekoladę poproszę :D Zwłaszcza że nie ufam produktom, które trzeba rozrobić z samą wodą… Gdzie tu treść?
Jadłyśmy je na pierwszym roku studiów i nawet nam smakowały :P Co ciekawe najbardziej urzekła nas wersja z marcepanem i nugatem :P Jednak jakoś niespecjalnie mamy ochotę sięgać po nie drugi raz po latach :D
Wy zjadłyście coś z takim składem?! Wow ;>
Odpowiedź do Zofiji, bo nie mogę dodać komentarza (:/): To ja tak nie mam. Jak mnie najdzie ochota na budyń, to choćbym miała pod ręką najlepszą Milkę, i tak popędzę do sklepu (a przy mojej przezorności i chomikowaniu: do szuflady) po budyń właśnie.
A ja wciąż czekam z niecierpliwością na twoją recenzję koszmar… ciastka z mikrofali. Nie żebym ci źle życzyła, ale tego, jestem ciekawa wrażeń :)
Jadłam, chyba właśnie orzechową wersję. Już dawno, chyba jak tylko się pojawiły na rynku. Raz spróbowałam, smaku nie pamiętam, ale połowę wylałam.
Magluj mnie w styczniu, żebym nie zapomniała!
Czyli na początku można by zapytać – czy na pewno taka słodka chwila? :D Jeden z budyniów tej firmy jadłam, a drugi czeka w szufladzie i doczekać się nie może.
Który jadłaś, który czeka?
test komentarza
Test odpowiedzi
Nie na wszystkie komentarze nie można odpowiadać – zdarza się to tylko losowo. Na przykład w tym komentarzu nie mogłam Panu rano odpisać, a teraz nagle mogę.
Nie jadłam budyniu wieki a lubię bardzo: waniliowy albo krówkowy z Delecty. Zawsze robiłam w miseczce, to dla mnie tak oczywiste, że jak po przeprowadzce do nowego mieszkania okazało się, że nie mam odpowiedniej, długo mi zajęło zanim wpadłam na to, że przecież można go zrobić w kubku.
Chciałabym, że wyszły krówkowe jednoporcjowe. Kupiłabym ich z góry milion!
Kożuch na mleku, dziecko w rozpaczy. Aż mam ciarki na samą myśl o tym paskudztwie. Ok, tu była to bardziej skorupka, taka tafla zastygającej wody, więc nie było(by) źle, ale… nie no. Kożuch to zło. Nigdy nie wolno go używać opisując czekoladę. To jakby ktoś powiedział, że karmel (caramel) z milki fajnie się ciągnie, ma lekki grudki rozdrobnionego na piasek cukru… przypominając ziarnistość malin. Mniam. Pycha! :)
Aha. Czekam na budyń z białą czekoladą. Wiem, że jest. Kiedyś nawet kupiłem, ale data ważności zaczęła przypominać epokę VHS. Dawno, dawno temu…
Fuuuj, bo mi obrzydzisz karmel :P Jako dziecko też nienawidziłam kożuchów i skorupek, więc Cię rozumiem. A wspomniany budyń mam w szafce, pewnie już dawno przeterminowany, hihi.
Powiedzieć, że kocham budyń to stanowczo za mało, bo ja go po prostu wielbię! Z resztą moja familia też i u nas zawsze jest chyba z 5 saszetek tych wielkich, rodzinnych na 4-5 porcji. Najbardziej lubimy waniliowy, ale ja nigdy nie pogardzę też tym krówkowym ;) Kiedyś lubiłam jeszcze wiśniowy i truskawkowy, ale teraz jeść nie mogę – karminy :/
Najgorszymi budyniami są zdecydowanie te czekoladowe, blech! Bananowe też są w sumie spoko, a śmietanka to również klasyk, który u mnie w domu musi być.
Te budynie NIESTETY jadłam wszystkie – MASAKRA, takiego paskudztwa to ja nie jadłam dawno! KAŻDY został wywalony do klopa, bo się jeść nie dało i na prawdę dziwi mnie Twoja ocena, do do malinowego. Najgorszy jest truflowy! Ten to po prostu paskudna numer jeden :D Kaszki też jadłam, wszystkie smaki, nie lubię ich, takim proszkiem smakują. O owsiankach zdanie moje znasz…Jeszcze tylko tych ryży na mleku nie jadłam, ale nie mam zamiaru ich testować. Wolę sobie zjeść Mullerka ;)
Ach no i kożuch, moja odwieczna miłość <3
Tęsknym okiem spoglądam na te duże, rodzinne porcje. Zwłaszcza na wariant krówkowy. Bananowy też brzmi nieźle, chyba nigdy nie jadłam. Jadłam za to ryże na mleku i mnie smakowały.
Wiesz, ja te rodzinne potrafię nawet zrobić na 1 porcję ;) Wystarczy sobie wyliczyć ile łyżek i wychodzi ok. 2 łyżki proszku na 2 szklanki mleka :)
No i jeszcze trzeba tracić mleko, które lepiej zjeść na śniadanie. Odzywa się we mnie wewnętrzny głos, który mówi: nieeeeeeee.