Pod koniec roku 2015, w ramach nagłego i wysokiego zainteresowania alternatywną dla pochłanianych na co dzień i niezbyt zdrowych słodyczy, nawiązałam współpracę z kilkoma firmami, których produkty wydały mi się ciekawe i warte podjęcia ryzyka. Jedną z tych firm jest Raw and Happy – spółka dwóch mężczyzn dzielących pasję do jedzenia, które może być jeszcze lepsze, zdrowsze, smaczniejsze i piękniejsze, produkujących żywność raw, a także promujących cudne hasło Od przyjaciół dla przyjaciół. Nigdy przedtem nie zagłębiałam się definicję terminu raw food, a jak gdzieś go spotykałam, kojarzył mi wyłącznie się z paskami suszonej i zgumowaciałej wołowiny oraz reporterskim materiałem z TVN-u o witarianizmie, gdzie mężczyzna o długich włosach i żółto-czarnych zębach z uśmiechem zajadał zgniłe mięso pełne żywych larw. Surowe żarcie? Ohyda! – myślałam. Od pory obejrzenia tamtego programu – w myśl zasady, że co zostało zobaczone, nie da się odzobaczyć – na wszelkie wzmianki o surowych dietach patrzyłam półprzymkniętym, lekko zezującym okiem. Ponieważ jednak panowie z Raw and Happy ogłosili, że surowo to szczęśliwie, postanowiłam dać szansę. Sobie, im i ich produktom. Niech mnie przekonają, co mi szkodzi!
Gryczanki czekoladowe
Pierwszym produktem, który zdecydowałam się otworzyć, były Gryczanki czekoladowe, choć w zdrowej skrzynce (tak, założyłam sobie taką!) miałam do wyboru jeszcze dwa inne warianty smakowe: miodowe i owoce leśne. Zanim je otworzyłam, by nie dać się porwać wyobrażeniom o surowej, na wpół zgniłej kaszy gryczanej przekładanej płatami surowej wołowiny, zajrzałam na stronę producenta, by przekonać się, czym tak naprawdę raw food jest. Szczęśliwie dla mnie okazało się, że w opakowaniu nie czeka na mnie żadne stuletnie jajo ani skamieniały dinozaur, ale słodycz wykonany z drobiazgowością, bo ręcznie, a także niezupełnie surowy czy niejadalny, po prostu przetwarzany w temperaturze niższej niż 46 stopni. Co to daje? Składniki nie tracą enzymów, witamin i cennych mikroelementów – jak przeczytamy na stronie.
Spokojna o swój los, zabrałam się za otwieranie saszetki o bajecznej szacie graficznej (brawa dla projektanta!) i kolorze odpowiadającym wariantowi smakowemu. Nie była to łatwa czynność, nad rozerwaniem góry trochę się namęczyłam. Kiedy już osiągnęłam sukces, zostałam zaskoczona widokiem Gryczanek. Spodziewałam się lekkich i kruchych ciasteczek w rodzaju Kruchych ciasteczek Kupca, dostałam zaś nieregularne pod względem kształtu i wielkości, ciemne, ciężkie, wilgotne i lepkie zbitki czegoś zdrowego – bo co do tego nie miałam żadnych wątpliwości. Przyjrzawszy się im, zobaczyłam całe, ale podejrzanie jasne ziarna kaszy gryczanej, całe ziarna słonecznika oraz całe ziarna siemienia lnianego. Wszystko to było zlepione czymś, co podczas oględzin wzięłam za zmiksowane daktyle.
Gryczanki czekoladowe nie pachniały zbyt intensywnie, a już na pewno nie czekoladowo. Kiedy zbliżyłam do nich nos, najpierw poczułam aromat rodzynek, później zaś nutę daktylową (co ciekawe, powinnam odnieść odwrotne wrażenie, gdyż w składzie daktyle zostały wymienione przed rodzynkami). Nie przerwałam jednak wąchania, próbując ustalić, co mi to przypomina. A ponieważ wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie, uznałam, że musi paść na kutię. Zdrową, mocno bakaliową i surową potrawę wigilijną.
Kolejnym zaskoczeniem była konsystencja Gryczanek. Przyzwyczaiwszy się do ich ciężkości, wilgotności i lepkości, spodziewałam się czegoś gumowego, lekko rozmiękłego. Zamiast tego dostałam ciastko tak kruche i chrupiące, że aż nie mogłam uwierzyć. Pierwszy raz zdarzyło mi się jeść „prażoną, choć nieprażoną” kaszę gryczaną, której struktura była nawet lepsza od prażonej kukurydzy. Ta dziwna mieszanina ziaren i suszonych owoców powodowała eksplozję smaków w ustach. Najpierw odnotowałam bardzo niską słodycz, później zaś zdrową gorycz. Dalej odnalazłam intensywny smak fig, których nawet nie było w składzie, i charakterystyczny posmak słonecznika. Kasza gryczana nie smakowała wcale jak kasza gryczana, po prostu jak coś zdrowego i dobrego. Za wyraźną gorycz zaś odpowiadały okrągłe i chrupiące kuleczki kaszy jaglanej (aby to odkryć, musiałam wygryzać każdą z kasz osobno).
Napisać, że Gryczanki mnie zaskoczyły, to jak nie napisać nic. W każdym ich centymetrze czułam zdrowie. Choć były lepkie i z pozoru zawilgocone, okazały się idealnie kruche i chrupkie, dzięki czemu podczas jedzenia dostarczały efektów dźwiękowych rodem z Hollywood. Nie mogę jednak stwierdzić, że są smaczne w klasycznym tego słowa znaczeniu. Są specyficzne i niecodzienne, a także odurzające i uzależniające. Nie czułam w nich kakao, czułam za to suszone figi, których w składzie nie ma. Odpowiedzią na pytanie, czy sięgnęłabym po nie ponownie, niech będzie fakt, że po konsumpcji z miseczki wybrałam palcem wszystkie okruszki, a dziesięć minut później poszłam robić zdjęcia wariantowi miodowemu.
Ocena: 4 chi
Hmm, ciekawe! Jak sama czytalam, to sie zdziwilam. Takie ,,wafle,, moga mi smakowac, na pewno sa inne (lepsze?) of ryzowych. Fajna alternatywa, bo mnie tez czasem bierze chec na cos,, zdrowego-slodkiego,, :)
Wtf? Jakie wafle? To ma tyle wspólnego z waflami co kotlet :D
No, czyli lepsze :D?
Zdrowa skrzynka brzmi ciekawie, ja mam prozdrowotną szufladę :D Jak czułaś w nich zdrowie to mi na pewno by smakowały, bo nie wiem czemu lubię zdrowe jedzenie i muszę bardziej się za nimi rozejrzeć :)
Jeśli masz Delikatesy T&J, to będziesz miała i Gryczanki :)
Nie mam niestety albo nie kojarzę. W Almie patrzyłam dziś nawet, ale nie było. Z tym, że w ogóle tam biednej się zrobiło i po jogurtach Piątnicy nie było śladu w dalszym ciągu :/
Czekoladowe bardzo mi smakowały a np. cynamonowe w ogóle :P
nie ma cynamonowych Beata :) Miodowe :)
Powiem tak: obie macie racje. Deklarowany w nazwie smak jest miodowy, ale według mnie również powinny się nazywać cynamonowe, bo ta przyprawa wali po kubkach smakowych, że aż miło (kocham cynamon).
to prawda, ale chociaż raz ja chciałam poprawić Beatę :P
Ok, przepraszam :D
Może nie zakochałabym się w nich, ale gdybym dostała, zjadłabym przynajmniej z ciekawości.
Może i byś się nie zakochała, ale nawet jednorazowa randka byłaby emocjonująca i niezapomniana ;)
Po miniaturce postu jaka wyświetliła mi się w Bloggerze byłam pewna, że to blog Pand xd Ale one już chyba Gryczanki recenzowały, więc wait what, coś tu się nie zgadza..
Te 'ciasteczka’ to jeden z takich produktów, za którymi jednego dnia będę gonić przez pół Warszawy, a drugiego dnia spojrzę na nie i będą mi obojętne :P Głównie to powstrzymuje mnie od kupna xD
Tak, recenzowały :D
Co to za miniaturki w Bloggerze? O ile wiem, w widgetach RSS moje zdjęcia się nie wyświetlają (tak jak i innych blogów, które są założone na platformach nie-Bloggerowych). Poza tym na Twojej liście jestem jedynym blogiem, którego nie ma. Czyli w zasadzie nie jestem… :P
Chodzi mi o te jakby linki do postów gdy wchodzę na blogger.com/home. A i nie wiem czemu ciebie nie pokazywało, tak samo jak czekosfery i nasniadanie :P Już to poprawiłam, no i wiesz.. Jesteś jednym z dwóch pierwszych blogów (+ czoko), które czytam odkąd tylko odkryłam słodyczową blogosferę.. ;)
Bardzo mi miło :) Blogger nie wspiera innych platform bloggowych, pewnie dlatego nie „zasysa” ich mianiatur. Czekosfera i Na sniadanie to blog.pl, a ja bezpartyjny bezplatformowiec .pl :P
Po wejściu na bloga i przeczytaniu nagłówka pomyślałam sobie ble kasza gryczana w czekoladzie? Ale po dalszym studiowaniu i czytaniu to ble pomału znikało w efekcie końcowym wydają się ciekawe:)
Otóż to, myślenie zmienia się wraz z poznawaniem nowego produktu. U mnie było podobnie :)
Zgadzam się Olga w 100% z Twoją recenzją. Mi najbardziej smakowały owoce leśne (bo o dziwo były najsłodsze), zobaczymy jak Tobie.
Ja mam taką teorię: na produkty Raw trzeba mieć po prostu danego dnia ochotę. Przykład: otworzyłam pierwszy raz chlebek raw, nie wiedziałam czego się spodziewać (nie powiem teraz jaki:P) byłam taka podekscytowana, wyobrażałam sobie Bóg wie co, gryzę kawałeczek i…. WTF co to ma być? Fuj! szybko wszystko schowałam i poszłam po batona Aloha do recenzji. :) dwa dni później podejście drugie, powoli zaczęłam gryźć, niepewnie, nagle zaczęłam oprócz kwasu czuć jakieś inne smaki, wydobywające się z „głębi”, ale czy się pokochamy, to jeszcze nie wiem :)
A ja już wiem, a ja już wiem (wszystkie zjadłam dawno temu) :D
Ja dostałam tylko jeden chlebek raw, więc raczej się nie będę z Tobą umawiała na publikację. Tak z ciekawości: ile i czego jeszcze dostałaś? Możesz nie pisać wcale, a możesz napisać na priv, jak nie chcesz publicznie.
P.S. Jak doszłam do zdania z WTF, parsknęłam śmiechem :D
A co’mnie nie wolno? W liceum/gimnazjum czesto sie tak mówiło. Akurat chybżyków jeszcze nie jadłam (stara nazwa tych od raw and happy) dostaław jedne od nichti Rawnello. A wiecej skąd? Ogolnie? To zapraszam na mail. ;) bo miałam się nie chwalić. ;) chcesz produkty do testów z wyszczególniemiem firm, samo słodkie, czy wszystkwmw co dostałam? Jest tego w cholere (moje drugie ulubione określenie)
cieszę się, że skusiłaś się na taką zdrową alternatywę! Brawo :D I nawet gościu z tym olśniewającym uśmiechem Cię nie zniechęcił :) Gryczaną kaszę niepaloną kocham więc pewne by mi posmakowały :) Zdrowe słodycze bardzo lubię, nie mogę się doczekać kolejnych recenzji :)
nie mogę Ci odpisać na temat kija xDD już próbowałam wszystkiego! Usunęłam interpunkcję, przeniosłam komentarz pod ten post, pozamieniałam treść… Wybacz Twój blog wzbrania się jak tylko może przed moją głupotą :D Napisałam, że na raty będziemy musiały mi wkładać chyba tego kija, bo już jest taki długi, a ja spięta jestem :D Ponadto jestem uważana za poważną, to jak tym bardziej jak go wsadzimy, to ludzie będą mówić: Oooo ta, co ma kij w dupie ;)
1. Ja czasami muszę pozmieniać kilka słów w komentarzu i wtedy się dodaje. Nie rozumiem, o co chodzi, a na domiar złego informatyk mi nie wierzy, że jest problem, bo on go nie widzi.
2. Możemy odwrócić jakoś Twoją uwagę. Np. zaczniemy wkładać kij w przełyk i jak cała Twoja uwaga skoncentruje się na tym, to wtedy szybko wsadzę Ci ten trzeci kij w dupę :D
3. Rany, o czym my gadamy :D
Co do komentarzy, to jak ja przeglądam je na telefonie, to widzę tylko 2 pierwsze (np. mój i Twoją odpowiedź, potem dłuuuuuuuuugą przerwę i kolejne 2). Na tablecie jest tak samo, a na komputerze wszystko ok….
1. Informatyk leń i po prostu udaje, że się nic nie dzieje … ech… w końcu jaką czelność mamy cokolwiek takiego wymagać :D- Znam to :)
2. uwaga mam odruchy obronne w postaci wymiotów, to może być ciężkie
3. Jak powiedział Cyceron: O tempora, o mores!- Jakie czasy, takie obyczaje xDD
Już milczę jak grób :)
1. Nie leń, bo to to jego praca i nie olewałby sprawy, za którą może pobrać wynagrodzenie. Po prostu błąd leży w jakimś *ujowym miejscu i nikt nie wie gdzie.
2. Przypomniałaś mi właśnie, że nie wymiotowałam już od dobrych kilku lat. To jest gorsze niż rzadzizna drugą stroną :/
3. Ciekawe czy Cyceron miał fajny cyce ;)
1) Wybacz ja znam wielu leni… mam nawet w rodzinie :)
2) Zgadzam się całkowicie :< Ja ostatnio w liceum, ale na studiach mało 3 razy brakło. Już nawet stałam przed kiblem na klęczkach modląc się by leki zadziałały :)
3) Niestety gamoń dobrze się zakrywał!
http://www.imperiumromanum.edu.pl/Zdj/cicero.jpg
http://pu.i.wp.pl/k,NjExODc4NTEsNDUwOTMwODI=,f,061b.gif
http://histmag.org/grafika/articles4/stanowisko-autorow-antycznych-wobec-igrzysk-gladiatorow/cyceron.jpg
Chyba nadal będę „pluć sobie w twarz”, że nie zdążyłam ich wziąć w sklepie. T. T Chociaż … kurka, może jakaś dostawa była, lub znajdę je w nowo otworzonym eko sklepie. Koniecznie muszę się przejść. :D W zasadzie z tego, co pamiętam, na początku bardzo trudno było je gdziekolwiek dostać, a widząc paczki z ich produktami na niektórych blogach oczy robiły się jak świecidełka. :D
Na pewno je gdzieś dostaniesz, Yeti to to nie jest :P
Lubię takie zdrowe ciasteczka czy przekąski zjadła bym jak nic:)
Wylecz gardełko, potem będziesz chrupać ;*
Gardło już wyleczone mogę jeść wszystko:),teraz to tylko oskrzela leczę:) . Jadłaś kiedyś ciastka gryczane z firmy Anka czy jakoś tak? . Polecam pyszne:)
Ania. Jadłam jakieś jedne z łamem waflowym i czymś tam, ale były za słodkie. Wolę Grunchy :)
Dieta raw to dla mnie taka ciekawostka. Coraz bardziej zerkam w stronę wegetarianizmu, ale wersja raw jest nieco zbyt restrykcyjna dla mojego, lubiącego zjarane, chrupiące frytki, umysłu. Takie ciastka, jako przekąska, owszem, jak najbardziej , są ciekawe. Ale dieta raw na 100% ?No thanks.
Dla mnie nawet dieta vege to no, thanks.
Dostałam je w prezencie od Pand i średnio mi smakowały, tak na 3, ale z jogurtem i miodem dużo zyskiwały na smaku :)
Dostałaś wszystkie trzy smaki? Ile one tego otrzymały, skubane? :P
Tylko czekoladowe otrzymałam :)
Kupiłyśmy jej specjalnie czekoladowe bo byłyśmy pewne, że jej zasmakują… Dobrze, że wszystkich trzech smaków nie kupiłyśmy ;P
Ja sobie z chęcią we wrześniu kupię zapsik :)
Wyglądają przepięknie! Aż chciałabym się dobrać do takiej paczuszki ;)
Ja też bym się dobrała ponownie.
To twój chihuahua z profilowego, czy kolejna zabawa site models? :))
Co to jest site models? Zaraz zgoogluje, ale na wszelki wypadek pytam, bo może wyjaśnisz mi lepiej.
Odpowiedź:http://livingonmyown.pl/o-mnie/ :)
Gryczanki z ogromną chęcią chciałabym spróbować. Widziałam je już na wielu blogach i mega mnie intrygują. Może kiedyś będzie mi dane ich spróbować :P
Szukaj w eko sklepach i w Delikatesach T&J.
Widzę, że firma się rozwija bo już nie pierwsza blogerka je prezentuje, nie powiem, nawet jak dla mnie, wyglądają mega smacznie :D
I są bardzo smaczne, godne polecenia :)
słyszałam o tej firmie wiele pozytywów!
Z chęcią bym ich spróbowała ;)
Podpisuję się pod pozytywami.
Gratulujemy kolejnego kroku ku zdrowej żywności! Jeszcze trochę a za rok Twój blog zmieni tematykę na Eko chi :D
A tak na poważnie to cieszy nas fakt, że doceniłaś ich naturalny smak nie porównując do typowych słodkich przekąsek :)
Żebyście wiedziały! W ogóle tak myślę, że jak skończę studia i pójdę do pracy, będę musiała zabrać się za siebie, bo 8-godzinny tryb wciskania zadka w krzesło może go powiększyć, a tego nie chcę.
Ej! A mi przeszkadza stwierdzenie, że nie czuć tu smaku kaszy gryczanej. Ubolewam nad tym, bo gryczaną kocham!
Jadłam to! Było całkiem ok w smaku. To nie czekolada, wiadomo, nie piałam z zachwytu, ale jak na zdrową przekąskę było naprawdę smaczne.
Czytam o nich same dobre opinię i tylko ślinię się jak głupia do ekranu. Przeszłam chyba cały regał zdrowej żywności w moim PiP, cały taki regał w Tesco, sprawdzałam w Rossmannie…nigdzie nie ma, buuu :/
Mam nieco wstrętu do gryczanych słodkości.
Ciekawe i absolutnie dla mnie nowe. Wszystko. Firma, wyrób, koncepcja. Bardzo do mnie przemawia. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak (przepraszam za obraźliwe porównanie) szyszki z Zakopca, ale sądząc po opisie nie mają z nimi nic wspólnego :) Przyznam, że zaintrygowałaś mnie tym opisem. Przyznam Ci się też przy okazji do jeszcze jednej rzeczy. Odkąd czytuję Twojego bloga nieco zmieniłem zakres moich zainteresowań podczas wizyt w sklepie. Już kilka razy przyłapałem się na tym, że szukam wyrobów, które wcześniej u Ciebie widziałem :D Nie wynika to oczywiście z jakości zdjęć, ale (okej powtarzam się) z jakości opisów, które według zasady „co zostało zobaczone, nie da się odzobaczyć”, pozostają w mojej pamięci na ciutke dłużej niż inne :) To bardzo wesołe dla mnie odkrycie, gdyż przez wiele lat mojego życia zakres moich zainteresowań spożywczych nie obejmował jakiejkolwiek formy słodyczy :) Pozdrawiam!
great
awesome