Są takie produkty dyskontowych marek, którym oddaje serce każdy, kto po nie sięgnie. Mało tego, produkty owe mogą śmiało konkurować z oryginałami znanych firm, nierzadko z nimi wygrywając. Weźmy na przykład biedronkowe serki homogenizowane Tutti – poważnego rywala dla Danio, lidlowe ptasie mleczko, którego ja co prawda nie jadłam, ale zewsząd słyszę o nim dobre opinie, lidlowe lody – z tygodnia amerykańskiego i odpowiedniki Magnumów, no i lidlowe czekolady – w tym cała seria Bellarom czy J.D. Gross. W dzisiejszym wpisie prezentuję wam właśnie taki produkt: niemarkowy, ale pyszny i powszechnie uwielbiany. Jak większość wymienionych, pochodzi z Lidla, lecz pojawia się tylko raz na jakiś czas, zazwyczaj podczas tygodnia alpejskiego. Ponieważ jest to tylko jeden z czterech wariantów, w najbliższym czasie przeczytacie o kolejnych, bo oczywiście kupiłam od razu całą serię. Z otworzeniem zwlekałam aż do końca terminu, na szczęście nic się tabliczkom nie stało. Ale o tym za chwilę.
White Chocolate with an Almond & Cream Filling
Jak to zwykle bywa, im dłużej zwlekałam z otwarciem czekolady, tym bardziej bałam się dnia degustacji. Nie pomógł fakt, że tabliczka w puszce przeleżała dobrych kilka miesięcy, przeżywając okres wakacyjnych upałów. Temperatury, które sprawiały, że człowiek topił się jak masło, siłą rzeczy wpłynęły i na nią. Efekt był taki, że się spociła, wytapiając tłuszcz na zewnątrz. Każda z tabliczek Schuetzli – a leżały jedna na drugiej – przeszła tym tłuszczem, stając się parafinowym pergaminem. Początkowo sądziłam, że w ten sposób spociły się wszystkie, potem uznałam, że tylko biała, ale opakowania zaczerpnęły tłuszcz jedno od drugiego, na końcu zaś rozłożyłam ręce i przyznałam, że nie wiem, jak było naprawdę.
W związku ze spoceniem opakowania, w środku spodziewałam się zastać tabliczkę mocno poturbowaną, zmęczoną życiem i wklęśniętą jak głodujący mnich. Jakież było zatem moje zdziwienie, gdy oczom ukazała się czekolada w pełni kształtu, przyjemnie kremowo-żółta oraz natłuszczona. Nie uszkodziła się ani kostka, nie wysechł ani centymetr (choć leżące w tej samej puszce Milki i Wawele uległy degradacji). Mało tego, White Chocolate była dopracowana w każdym szczególe. Jej kolorystyka urzekała, na kostkach pojawiły się ozdobne czworokąty (które skojarzyły mi się z tanią czekoladą, ale możliwe, że inni ludzie mają pozytywne skojarzenia), a sreberko miało piękne ornamenty i było w starym stylu (czyli niezgrzewane).
Tabliczka – pięć rządków po trzy kostki – intensywnie przyległa do pięknego sreberka, lepiąc się jak szczeniaki do psiej mamy. Kremowa powłoka kontrastowała z kremem koloru kawy z mlekiem, którego niestety było dość mało (wiadomo, że im więcej nadzienia, tym lepiej). Zapach czekolady przywodził mi na myśl krem z orzechowych pralinek albo lekkie orzechowe cappuccino. Gdy spróbowałam pierwszej kostki, zamarłam. Nie sądziłam… nie spodziewałam się… nie, ja po prostu nigdy nie jadłam czegoś tak gładkiego, aksamitnego i jednolitego! Żadnych proszkowatości, grudek cukru czy czegokolwiek innego. Maślana biała czekolada z kremowym nadzieniem do złudzenia podobnym (w konsystencji) do wnętrza pralinek Lindor: oleisto-wodnistym. Wzięta do ust kostka rozpływa się w sekundę, będąc zaprzeczeniem twardości. Przy tej delikatności nie jest jednak ani trochę plastelinowa, sztuczna czy obrzydliwa.
Tak delikatnej czekolady nie jadłam naprawdę nigdy. Ma sporo kalorii i jest biała, czyli nie moja ulubiona, ale bardzo się cieszę, że w końcu jej spróbowałam. Miękkością i subtelnością wygrywa z Kinder Chocolate, która przy niej to bezczelny, wytrawny kamień, słodyczą zaś przebija większość popularnych czekolad dostępnych na polskim rynku. Nie jest ani za słodka, ani słodka w sposób cukrowy. Rozpuszczana w ustach i na chwilę zamula bagienkowością, ale to pozytywne doznanie. Nie mogę napisać niczego innego, niż że White Chocolate mnie zachwyciła. Ponieważ jednak w chwili publikowania jestem już po wszystkich tabliczkach z alpejskiej serii, wiem już, że nie najbardziej. Wiem też, że więcej jej nie kupię, bo mimo wszystko od białej czekolady wolę mleczną, poza tym kocham krem, a tu jego warstwa jest dość cienka.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Jejku, wszysxy ja zachwalalaja, a ja przeszlam kolo niej obojetnie! Teraz zaluje, bo mimo, iz mialam ogromny zapas slodyczy miglam ja kupic i sie nia cieszyc. Uwiebiam biala czekolade, uwiebiam pralinki Lindta, to byloby cos dla mnie!czekam na kolejny alpejski :p
No własnie – poczekaj, nie ma czego żałować. Jeszcze będzie tysiąc tygodni alpejskich :)
W dużej mierze się zgadzamy. Wiedziałam, że mimo koloru Ci posmakuje. :D
Och tak, posmakowała!
Jadłam ją wtedy, gdy bodaj pierwszy raz rzucili tą serię do Lidla. Oh, jaka ja byłam oczarowana… Mój Luby zresztą również. Reszta serii nie uwiodła mnie aż tak. Uśmiecham się w duchu czytając, że to najbardziej aksamitna czekolada jaką jadłaś :). Fakt, dla mnie kiedyś też była najbardziej aksamitna :D.
Teraz to i ja się w duchu uśmiecham, skoro czeka na mnie w świecie coś jeszcze bardziej aksamitnego.
Ja Ci się naprawdę zrewanżuję, ale jak wrócę z lutowego urlopu. Poczekasz?
Nie musisz mi się niczym rewanżować ;*
Ale chcę :D. I chcę to zrobić dobrze, dlatego musisz poczekać :D
Aż mi się z wrażenia śniłaś, tym razem z Mężem :)
Opowiadaj!
Lepiej nie :P
Dawaj dawaj! Bo nie będzie rewanżu po moim urlopie!
Nie szantażuj, bo za karę nigdy więcej mi się nie przyśnisz :D
No to już może być kara dla Ciebie ;)
Kurczę, racja.
Ja też ją bardzo lubię i spośród tej serii czekolad to chyba moja ulubiona, ale ostatni raz jadłam je rok temu, więc mogło się to zmienić… A zdobienia na kostkach i mi kojarzą się z tanią czekoladą, dobrze, że pozory mylą :)
Raczej nic się nie zmieniło, jeśli masz na myśli skład i smak. Chyba że Twój gust ;)
No właśnie miałam na myśli mój gust – w stosunku do czekolad na pewno uległ przemianie; )
JEST I ONA! Jako fanka białych czekolad uznaję się za ich koneserkę i można powiedzieć trochę specjalistkę choć wykwintne białe dopiero przede mną. Za to te ze sklepowych półek znam wszystkie i ta zdecydowanie jest na piedestale. Idealnie śmietankowa, tłustawa aczkolwiek jeszcze na bardzo dobrym poziomie, który nie zamula co jest naprawdę pozytywne zwłaszcza przy takim nadzieniu. Do tego cudownie rozpuszcza się w ustach. Dla mnie ideał i jak tylko pojawi się w Lidlu robię zapas! :D
To mam dla Ciebie wyzwanie, panno koneserko! Top 3 najlepszych białych czekolad i top 3 najgorszych? ;>
Ja białą uwielbiam, więc zjadła bym całą w sekundzie. Ostatnio byłam na zakupach z moim i zobaczyłam białe batoniki , po które sięgnęłam. Kupiłam aż dwa:) Mój oczywiście krzywym okiem na mnie popatrzył, bo przecież jak to ja jem takie świństwo, oj tam oj tam od czasu do czasu można
Białe batoniki? Jakie? ;>
Lion są mega pyszne:)
Tyle że Lion nie ma białej czekolady, wiesz o tym?
ah tak się cieszę, że Ci posmakowała! Ja też się w ogóle nie spodziewałam jak ją pierwszy raz próbowałam! Teraz żałuję, że wziełam tylko dwa smaki… Jak jeszcze będzie to kupię dwa pozostałe <3 Co do Kinder pojechałaś xDD Ale ja tak kocham kinder sentymentem z dzieciństwa, że nic mnie dla niej nie pobije :) Nawet buta bym z nimi zjadła, a jem już kasze, ryże, makarony, kanapki, tosty itp itd :D
Ok, czekam na recenzję buta pełnego Kinderków. Jeśli mogę coś zasugerować, to proponuję przepocony letni sandał albo klapki Kuboty.
Kuboty? Pierwsze słyszę! Powiedz coś na ten temat więcej :D
Nie załamuj mnie! A do jakich klapków Polak nosi skarpety?! Przecież klapki Kuboty to KLASYKA naszego narodu.
ależ moja wiedza jest uboga. Muszę wygooglować xDD
ooo tak wysoko? a ja głupia nie kupiłam ich :P w takim razie nie mogę się doczekać, która będzie ulubiona. Złożę zamówienie u bratowej, u nich są częściej w ofercie :)
No tak, zagraniczne konszachty :P
u mnie większość rodziny Niemcy, u męża Anglia, czasami warto mieć takie wtyki :)
Wyjdę za Twojego syna. Kiedy planujesz? :D
To, że biały RS z orzechami ci nie smakował to, jakoś z trudem, ale przełknęłam. Ale jakby ta czekolada by ci nie smakowała, to po prostu poddałabym w wątpliwość całe ludzkie istnienie i sens życia :D Dobrze więc, że nie musiałam popadać w filozoficzno-melancholijne przemyślenia. Nie wyobrażam sobie żeby ktokolwiek pluł z obrzydzenia po posmakowaniu tej białaski.
Miałam to jakiś czas temu napisać: sorry za ewentualne błędy w moich komentarzach, ale kontrast między kolorem czcionki a tłem jest bardzo mały, więc moje półślepe spojrzenie może nie wychwycić wszystkich literówek.
RS… weź :P Z kolorem serio jest aż tak źle? Ja widzę wszystko… hmm, może monitor masz zbyt przyciemniony? Jak nie, na urodziny wyślę Ci okulary Stępnia z 13 posterunku :)
Smaczna czekolada:). Zgadzam się z Tobą czasem produkty własne dużych marketów są lepsze od tych reklamowanych. Ptasie mleczko z Lidla bije na głowę Wedla .
Powinnam w końcu spróbować tego lidlowego mleczka… Tylko ktoś mnie musi poczęstować, bo sama takiego bydlaka nie kupię.
Ta czekolada nie daje mi spać po nocach. Z ogromną chęcią chciałabym jej spróbować. Jeszcze dodatkowo ta delikatność jest bardzo kusząca *_*
Wolałabym, żeby coś innego nie dawało mi spać po nocach, ale na odczepnego czekolada też może być :P
Bardzo nam smakowała ta tabliczka ale dla nas jednak była za słodka, że po trzech kostkach wysiadłyśmy :P Jednak jedzona na raty umilała nam kilka dni :D Chcemy teraz spróbować szczególnie ciemnej z migdałami :D
Wow, ale to już coś, bo zjadłyście po trzy, a nie po jednej!
Czyli jak widać musiała naprawdę bardzo nam smakować :D
Do tej pory żałuję, że jej nie kupiłam, później już nie spotkałam, a tyle genialnych opinii zebrała. Wygląda pysznie, brzmi pysznie, ona jest pyszna, jestem tego pewna, kiedyś spróbuję, obowiązkowa pozycja dla miłośnika białej czekolady :D
Obowiązkowa, zgadzam się. Serio już jej nie spotykasz? Jest na każdym alpejskim przecież.
Serio, byłam już na dwóch alpejskich od tego czasu i jej nie było, nie wiem jakim cudem, mała miejscowość to badziew dają ;/ :(
Zapraszam zatem do Wrocławia :)
Do wszystkich wymienionych wyżej przykładów się podpisuję! A szczególnie pod serkiem Tutti, bo on nie dość, że lepszy to i żelatyny nie ma w składzie, jak to paskudne Danio! Ledy z Lidla też wielbię, są boskie, a z czekoladami J.D. Gross jeszcze za dużo nie miałam do czynienia, ale śmiało mogę stwierdzić, że jest na równi z Lindt.
Co do tej tabliczki, moją ocenę już znasz ;) Pyszna, tłusta, miękka i słodka…kremu rzeczywiście mogli dać więcej, ale w tedy byłoby to zgubne dla mojej figury :D
Co do ostatniego zdania, każdy tak pisze, a potem zjada dwie kostki i „o nie, ja więcej nie mogę!”. Wrr.
Ten wzorek to ciekawa sprawa. Gdyby czekolada okazałą się klapą, pewnie w głowie pojawiłaby się myśl „no tak, nawet wzorek już zwiastował gówno”. Znać, nie znam, ale to kolejna pochlebna opinia, którą czytam. Zagramanicznie = lepsze? Nie sondzę…
Swoją drogą… bardziej wnerwia czytanie o produkcie, gdy opisuje go każdy czy jak nast. okazja do nabycia będzie z pół roku? :P Przyszły tydzień amerykański, jak sądzę, będzie odpuszczony z lodów. Zastąpi je masło orzechowe.
Ty nie znasz smaku białej tabliczki, która jest idealna nawet dla ludzi nielubiących białej czekolady?! Nie strasz mnie…
Kocham białą czekoladę, a Ty ją jeszcze tak opisałaś, że grzechem byłoby jej nie kupić. Trzeba czekać na kolejny tydzień alpejski :)
Życzę Ci szybkiego znalezienia i wykupienia od razu kartonu :D