Kontynuując przygodę z Quest Barami, a także chcąc jak najszybciej rozprawić się z mocno przeterminowanymi sztukami, wieczór po spotkaniu z Peanut Butter & Jelly poświęciłam wariantowi Vanilla Almond Crunch. Miał on opakowanie o wiele ładniejsze od poprzednika, prezentował się na nim wielki kawałek waniliowego tortu z co najmniej dwoma grubymi warstwami kremu i morzem migdałów. Ponieważ wanilię lubię – nie najbardziej, ale jednak – a orzechy w masłoorzechowym batonie były świeże, więc założyłam, że i migdały takie będą, o drugiej degustacji myślałam pozytywnie. Martwił mnie trochę słodzik, który spodziewałam się środku zastać, ale wyjątkowemu smakowi na pewno udałoby się go zagłuszyć.
Quest Bar Vanilla Almond Crunch
Po obrazku widniejącym na opakowaniu spodziewałam się, że baton będzie jaśniejszy od poprzednika, ten jednak postanowił zaskoczyć mnie równie ciemną, masłoorzechową barwą, choć delikatnie nakrapianą. Wyjęty z opakowania od razu zdradził swoją tłustość, lepiąc się i przywierając do talerzyka jak nietrzeźwy pasażer MPK do szyby. Ponadto był rozpłaszczony, jakby przez dłuższy czas trzymano go w tyłku ciepłym miejscu, w wyniku czego uznał, że zasadnym będzie się roztopić i zirytować przyszłego właściciela.
Ponieważ Vanilla Almond Crunch był przeterminowany tylko o miesiąc (w przeciwieństwie do Peanut Butter & Jelly, który – przypominam – żywot skończył dwa miesiące przed dniem degustacji), jego konsystencja nie przypominała skamieniałego jaja dinozaura (z małym szkielecikiem wewnątrz) i dało się kawałek odkroić. Na wszelki wypadek jednak, gdyby batony po terminie stawały się radioaktywne, do testu na zimno zostawiłam tylko brzeg, resztę pakując do piekarnika na siedem minut (temp. 180-200 stopni). Po tym czasie wyjęłam ciepły i puszysty pudding, który aż się chciało zapakować do ust naraz.
Zapach surowego Questa przypominał migdały w miodzie albo blok migdałów sklejonych syropem (taki blok można kupić między innymi w Lidlu, polecam). Była to kwintesencja bakaliowej świeżości i słodyczy, ale bez udziału wanilii. Z kolei po upieczeniu na myśl przychodziło ciasto z blachy skrzyżowane z orzechami prażonymi w karmelu, które można dostać na Jarmarku Bożonarodzeniowym lub podczas pierwszolistopadowej wędrówki na groby. Nadal jednak dominował karmel, a po wanilii nie było ani śladu.
Najpierw zabrałam się za większą część, żeby nie wystygła i nie skamieniała. Pierwszy gryz wprawił mnie w dziki zachwyt: to upieczona krówka! Po chwili do błogiego smaku dzieciństwa doszło jednak uczucie gryzienia bryłki soczystego tłuszczu, posmak starych pączków i niemiłosierna słodycz wynikająca ze sztucznych słodzików. Nie pomógł nawet fakt, że wreszcie pojawiła się wanilia.
Część na zimno była jednocześnie i lepsza, i gorsza od tej na ciepło. Przy pierwszej próbie konsystencję surowego batona wzięłam za mordoklejkę, ale szybko się przekonałam, że to nieprawda (była raczej jak twardo-miękka gumka do mazania lub modelina). Smak za to się nie zmieniał, w wersji na ciepło był po prostu intensywniejszy. Gdybym miała wybierać, którą postać wolę, musiałabym skleić puszystość podgrzanego batona z delikatnością smaku surowego. Tylko wówczas nie zaatakowałaby mnie ohydna tłustość i słodziki, może nie zwróciłabym też uwagi na gumowate, choć w smaku nienaganne migdały. W obecnej sytuacji Vanilla Almond Crunch zapamiętałam jednak jako przyjemnie karmelowego, ale tłustego i zakalcowego pączka z podrzędnej cukierni, na dodatek z dziwnym posmakiem.
Ocena: 2 chi
Tłustowosc I slodziki to,, komsekwencje ,,kazdego questa, ale nie w kazdym to tak bardzo czuc. W sumie rzeczywscid wanilii w nim jak na lekarstwo, ale orzeszki przyjemnie chrupia, dla mine to na plus :)
A gdybys nie podgrzala, to bys sie nie przekonala, wiec nie zaluj ;)
Juz sie boje recenzji napstenych questow ,hhehe ;D
Nie bój się. Im dalej, tym lepiej :P
No, tutaj rzeczywiście przynajmniej opakowanie można pochwalić. xD
Obrzydlistwo… już porównanie do pączka (nie cierpię ich) w ogóle mnie rozwaliło. Bleh, ja nie wiem, jak można się nimi zachwycać zwłaszcza po spróbowaniu ich.
Niektórymi się da :)
Upieczonej krówki nie jadłam, ale brzmi pysznie – szkoda, że ten smak został stłamszony przez nuty staropączkowe i słodziki :/ Spodziewałabym się po nim czegoś zupełnie innego, uwielbiam wanilię i migdały, a tłustego pączka wizualnie nie przypomina wcale ;)
Muszę kiedyś upiec krówki, to może być ciekawe doświadczenie. Niestety nie mam obecnie żadnych pod ręką.
A ja mam, te co Ci kiedyś pisałam, że nie wiem jakiej są firmy. Przy najbliższej okazji wrzucę kilka do piekarnika :D
Pamiętam, pamiętam. Podziel się, proszę, informacją o rezultacie :)
uuuu Olga ty to potrafisz mi skutecznie obrzydzić coś.. haha już nie chcę tych batonów jeśc wcale! oddam siostrze, ona o nich marzy!
Jeszcze nie oddawaj, cierpliwości! ;*
no skoro tak mówisz, tylko nie za długo bo mi się batony tez przeterminują :)
Pierwszy zacny w piątek.
Hehe ubawiłam się świetnie piszesz, jak był w opakowaniu to ładnie wyglądał, po wyjęciu nieciekawie. Oj chyba bym się na niego nie połasiła
:)
I tak to jest, może coś w pierwszej chwili smakować cudnie ale jak już się znajdzie ten pierwiastek odrzucający to potem trudno dokończyć jedzenie :/ Nas ten posmak starego tłuszczu na pewno też by zniechęcił
No, niestety. Ale tego Questa przynajmniej skończyłam, to już coś.
Jak dla mnie ten był całkiem całkiem. W sumie całkowicie zły nie był, ale i tak stanowią niebezpieczeństwo dla kubków smakowych :D
Co do trzeciego też się nie zgodzimy, nawet bardziej :)
” […] gryzienia bryłki soczystego tłuszczu.” – będę sobie ten cytat przypominać za każdym razem, kiedy najdzie mine ochota na kupienie Quest Bara xD Po morzu zachwytów za jakim spotkałam się w blogosferze dziwnie czyta się recenzje hejtujące te batony.. :> Dla mnie to dobrze, nie będą kusić mnie i mojego biednego portfela xD
Wcale samych pochlebnych opinii nie ma. Są różne: albo świetne, albo fatalne.
Moja pamięć jest najwidoczniej zamknięta w różowej bańce zachwytów.. :D
Tak to bywa z nieznanymi produktami. Jak się napalisz, pamiętasz tylko dobre opinie.
Wzdrygnęłam się z obrzydzenia brr . Dla mnie ta batony wyglądają jak ciastolina,modelina nie kusi i koniec.
Mi się podobają baaaardzo!
Każdy ma inny gust i dobrze:)
hahaha na razie tylko mnie od nich odsuwasz :D Ale mi to na rękę… Gorzej jak w końcu dodasz te smaki co Ci smakowały… muszę się przyszykować psychicznie :) Ale i tak Ci zazdroszczę, że w ogóle je spróbowałaś. Może nie były najlepsze te dwa ostatnie smaki, ale ubogaciłaś swoje horyzonty poznawcze… :D
Dobrze prawisz. Cieszę się nawet z tych produktów, które mi nie smakują, bo przynajmniej mogę powiedzieć coś na ich temat od siebie, zamiast powtarzać po innych (pamiętaj o purpurowej twarzy! :D).
sugerujesz, że ja powtarzam! ? W życiu czewona twarz orze moją psychikę xDD JA lubię jak wszyscy coś nie znoszą, a ja to kocham, albo wszyscy coś kochają a ja nie znoszę. Sama wtedy dziwie się, że mnie tak bawi ta sytuacja. Czuję się wyjątkowa xDD
Coraz bardziej się do nich zniechęcam, albo są zachwycające, albo są strasznie słabe. Nie spieszy mi się z próbowaniem, na razie zostawię dla was :DD
A zostaw. Ja już wiem, że muszę spróbować całej serii :)
Kolejny smak którego nie probowalam, ale jakoś nie żałuję :D Gumiasty, tłusty, zakalcowaty fuj! XD
Konsystencję to akurat wszystkie mają taką samą :P
Ugh. Po raz kolejny czuję się zdegustowana. I po co producent tak wzbudza apetyt grafiką na opakowaniu, no po co?
Właśnie nie wiem, po co te opakowania (tzn. doskonale wiem – marketing). Na wszystkich jakieś super desery, a w środku kupka modeliny.
A wyglądał tak apetycznie! Szkoda :( Mam nadzieję, że znajdziesz batoniki tak wyglądające (ale smaczne) i będę się mogła nimi zajadać ;)
Kolejne są lepsze, poczekaj.
A ja go mam i teraz jest mi smutno :(
Nie smuć się, a nuż Tobie posmakuje :)
Nie zgadzam się z treścią i zarzutami. Powiem nawet więcej. Niektórych pasażerów z pierwszego wagonu można poczuć w drugim. Kiedyś jadąc przed 6:00 do pracy, jechała ze mną grupka po weekendowej imprezie, która zahaczyła o poniedziałek. Stwierdzili, że jest zajebiście, bo „tylu ludzi o tej porze wraca z melanży”. Szyb może nie dotykali, ale wartość przesłania oceniam na równi z zadowoleniem smaku, który Cię otulił.
Nie zgodzę się co do tego, że był miękki. Według mnie to jedna z twardszych sztuk. A może mi się taka trafiła?
Zgodzę się natomiast z tym, że ocena pomiędzy smakami raczej się różni. Jak rozmawialiśmy o tym, chyba zbyt górnolotnie do tego podszedłem. Ten wariant pamiętam jednak dobrze. Sam dałbym mi kilka łapek więcej,ale nie na tyle dużo by stworzyć czworonoga większego ode mnie.
Nie masz co się nie zgadzać co do twardości/miękkości – spójrz na pierwsze nagie zdjęcie, jaki jest roztopiony. To z kolei oznacza, że MUSIAŁ być miękkawy. Po upieczeniu już w całkiem poduszeczkowy, ale to jak każdy. A co do smaku… teraz myślę, że może gdybym spróbowała go później, smakowałby mi bardziej? Pierwsze batony przecierały mi szlak i musiałam się przyzwyczaić do słodzikowości i oleistości. Może po prostu miały pecha, że sięgnęłam po niej najpierw. Jak będę robić zamówienie na pozostałe Questy, zrobię powtórkę tego i dostaniesz prywatną relację :)