Tuż przed świętami wpadłam na genialny pomysł słodyczowego detoksu, który miał polegać na kilkudniowym – a jak się powiedzie, to nawet tygodniowym – odstawieniu czekolady i ciastek na rzecz smakowych greckich jogurtów i batonów firmy Zmiany Zmiany, które otrzymałam do recenzji w ramach współpracy. Planowałam codziennie sięgać po jedną sztukę, najpierw poznając każdy smak, później zaś powtarzając te, które wyjątkowo przypadną mi do gustu. Jak to jednak w podstępnym życiu bywa, plany pozostały planami, a ja trzeciego dnia wróciłam do słodyczy. Kosmos bowiem posmakował mi do tego stopnia, że nazajutrz było mi przykro, że zamiast kolejnego batona kakaowego będę musiała zjeść kokosowego. Na szczęście połowę planu zrealizowałam – po obłędnym Kosmosie udało mi się otworzyć Alohę. Potem wróciłam do czekolady w wydaniu bardziej przyziemnym.
Aloha
Aloha to kolejny baton przygotowywany z największą starannością i złożony z niewielu, za to w pełni zdrowych i naturalnych surowców: daktyli, fig, migdałów, słonecznika, kokosa, nerkowców i nierafinowanego oleju kokosowego. Włożono go w twarde tekturowe opakowanie chroniące przed robakami i wiatrami, a także ozdobiono przepiękną, minimalistyczną szatą graficzną w stylu vintage. Posiada najwięcej kalorii z całego rodzeństwa, w 69 g dostarczając biodrom 286 kalorii.
Baton po wyciągnięciu z opakowania zachwyca barwą przypalonego karmelu i zadziwia oleistym osadem, który zostawia na srebrnej folii (warto bowiem zaznaczyć, że opakowania tylko z zewnątrz są kartonowe, od środka zaś zabezpiecza je warstwa folii). Mokre plamy zostawia również na papierze, ale biorąc go w palce, wcale tłustości nie odczujemy (co najwyżej lepkość). Pachnie słodkim kokosem (kokosankami) i… zimnymi ogniami, takimi kupowanymi dla małych dzieci i podpalanymi w domu, które skrzą się przepięknym płomieniem przez kilka minut (a przy okazji wypalają dziury w podłodze i stole). Nie wiem, jaki element składu za to odpowiada, może olej kokosowy, ale wcale nie jest to nieprzyjemna nuta. Mnie przeniosła myślami do odległego dzieciństwa, kiedy siedząc na parapecie wsparta plecami o babcię, piłam bezalkoholowego owocowego szampana i oglądałam pokazy sztucznych ogni na osiedlowym boisku. Zresztą intensywnie pachnie wyłącznie wnętrze opakowania, sam baton już delikatnie.
Pierwszy gryz Alohy przekonał mnie, że to kolejny baton-niespodzianka. Przez opakowanie wydawał się twardy jak drewno, w kontakcie z zębami okazał się jednak delikatny i miękki jak blok skompresowanych suszonych fig. Kokos był wyczuwalny zarówno w teksturze (chrzęszczące wiórki), jak i smaku. Sprawiał wrażenie dziwnego, zakurzonego, może lekko sfermentowanego, ale nie było to niemiłe uczucie. Osoby zaznajomione z olejem kokosowym z pewnością będą potrafiły odgadnąć, czy to jego zasługa, mnie brakuje kompetencji. Tuż obok pojawiła się wyraźna nuta słonecznika, który występował w formie całych ziaren. Figowe pesteczki przyjemnie strzelały pod zębami, a słodycz batona była idealna: niska, ale oczywista i wystarczająca, co ważniejsze – naturalna.
Początkowo sądziłam, że zasmakują mi wszystkie batony firmy Zmiany Zmiany, później jednak zaczęłam się obawiać kokosowych wiórków. Na całe szczęście po pierwszych gryzach Alohy odkryłam, że tym razem diabeł nie jest taki straszny, a chrzęszczące wiórki schowane między figami i daktylami przełyka się łatwo i bez krzywienia twarzy. Jedynym elementem, który mi nie pasował, był kokosowy olej (a przynajmniej sądzę, że to właśnie on). Najpierw ujawnił się w formie podejrzanego aromatu zimnych ogni, później dodał trzy grosze do smaku, na końcu zaś pozostawił na ustach tłusty ślad. Zamiast tego wolałabym zostać zalana charakterystycznym smakiem moich ukochanych daktyli oraz fig, ale może jeszcze spełnią się te marzenia, wszak przede mną Lewy Sierpowy i Petarda. Póki co Aloha – mimo podejrzanej kokosowości, albo właśnie przez nią! – niesie jedzącemu perwersyjną przyjemność i dlatego wystawiam jej 4 chi ze wstążką.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Zmiany Zmiany,
lub odwiedź: fanpage FB, konto Instagram)
Tee sztuczne ognie to raczej wlasnie ten olej :) A poczulas w ogole migdaly? Bo one sa w skladzie.
Mi na pewno by posmakowal-uwielbiam kokosa, i czekam na receznje 2 kolejnych :)
Nie, żadnych migdałów. Tylko zimne ognie :P
Czuję, że tu ujawniłaby się nasza różnica gustów. :D
Kimiko ja uwielbiam kokos a jednak ten baton nie przebił kosmosu. Zresztą wszystko jest w mojej dzisiejszej recenzji :)
Mi odniesienia do Kosmosu raczej i tak nic nie dadzą, bo jeszcze żadnego nie próbowałam. :P
Niekoniecznie. Odebrałam go dobrze, oceniłam też wysoko :)
Tak, tak, ale w podsumowaniu napisałaś, że wiórki da się przełknąć między daktylami i figami, a ja bałam się, że dla mnie to będzie wadą, bo np. będzie za mało wiórek. :P
(Tak, właśnie go spróbowałam i wróciłam porównać wrażenia… cholera, różnica gustów? pf, akurat tu prawie – i tak dobrze jak na nas – pełna zgoda.)
Ale Petardy to Ci nie wybaczę. Jest złaaa :D
Przynajmniej nie muszę się bać, że przyjdziesz pod osłoną nocy i zjesz mi drugą, którą odłożyłam sobie na zakończenie Zmian. :D (No, chyba, że Kosmos bardziej mi posmakuje.)
Kosmos wymiata, a Lewy jeszcze bardziej. Petardę wysłałabym kosmos razem z całą resztą petard. Alohę zjadłabym z braku laku.
zgadzam się, u mnie na razie kosmos wygrywa, chociaż ja kocham kokos. Ale tutaj miałam go za mało. To co czujesz po zjedzeniu batonika w buzi to właśnie smak oleju kokosowego :)
PS masz chyba coś z serwerem. Już któryś dzień jak wchodze do Ciebie wyskakuje mi FatalError. Dopiero za drugim razem udaje się wejść.
Nawet nie pisz… z tym blogiem jest coraz gorzej. Za to chyba – ale CHYBA – poprawiła się sprawa komentarzy. Masz jeszcze odrzucenia?
Dziękuję ;* A na Twojego bloga znów weszłam przed wejściem na swojego :D
To podobnie jak ja :) Widać zresztą po godzinie :)
Hmm nie pamiętam kiedy miałam coś nie tak z komentarzami, więc jest ok.
Ja ostatnio też miałam problem z serwerem, okazało się, że ważność się kończyła i musiałam zapłacić, a niedługo się kończy domena… grrr na wszystko kasa, kasa, kasa. Hobby bo hobby, ale jednak trochę kosztuje. Że już nie wspomnę o pozostałych składnikach, produktach do recenzji, bo w końcu sama też coś kupuję a nie liczę tylko na firmy. Zresztą Ty coś o tym wiesz :)
PS chciałabyś spróbowac oleju kokosowego?
Jeśli pytasz, czy mi wysłać, to błagam, nie rób tego :P Prędzej zjełczeje, niż go spróbuję.
Chciałam napisać, że tego nie jadłam, bo pamiętałam, że z 3 głównych batonów jednego ominęłam, ale sprawdziłam recenzję i jednak jadłam. I cóż, ten mi smakował, ale jednak Kosmos lepszy.
Kosmos (niemal?) bezkonkurencyjny :)
Mi bardzo smakował, z recenzją się zgadzam, tylko zapachu zimnych ogni się w nim nie dopatrzyłam – jak kiedyś go ponownie zdobędę, to bardziej się postaram taki wyczuć :D
Okej :D
Wydaje się niezły. Powinny być na blogach takie możliwości żeby coś posmakować albo powąchać:)
Poczekaj kilka(dziesiąt) lat, na pewno będą. Kiedyś komputer wydawał się niemożliwy.
Jakoś mnie nie kusi . Rany ostatnio jestem wybredna hmm coś mi się porobiło ehh
Zjedz kamień, przejdzie Ci :P
miałaś genialny pomysł, ale zawsze tak bywa, że zakazane owoce smakują najbardziej i najbardziej kuszą :D Ale te batony to samo zdrowie więc nie możesz sobie nic zarzucić :) Marzę o nich naprawdę, odkąd je zobaczyłam na śniadaniowcach. Obawiam się, że zakochałabym się nawet w tym kokosowym *___*
Zdecydowanie. Po tygodniu jedzenia zdrowych słodyczy (w styczniu) też rzuciłam się na plebejskie. ALE przeplatam je zdrowymi. Wprawiam się w nową dietę ;>
hahaha tak trzymaj :D
Zagięłaś mnie, nie wiem jak pachną zimne ognie o.o Zawsze się tych cholerstw bałam, jak byłam mała i wszystkie dzieci biegały wymachując nimi z radością, ja w środku krzyczałam ze strachu :’) Także nie powiem, żeby to skojarzenie wzbudziło mój entuzjazm wobec tego batona xD
Ja też się bałam! (Ale tak delikatnie). Babcia nimi machała, a ja pilnowałam oczu, żeby mi ich iskry nie wypaliły :D
Hardkorowa babcia :D
Skoro przekonałaś się po części do kokosowego batona to nie jest z Tobą wcale tak źle :P :P :P
Olej kokosowy ma specyficzną nutę ale nie umiemy powiedzieć czy ten pierwiastek zimnych ogni pochodzi właśnie od niego, bo nam nigdy tak się nie skojarzył :) Ale go uwielbiamy choć w nadmiarze nieco mdli, jednak nawet dzisiaj smażyłyśmy sobie placki ziemniaczane na tym właśnie oleju :)
A jadłyście Alohę? Chyba nie, przynajmniej nie pamiętam jej z bloga. Jak już zjecie, dajcie znać, czy ten smak pochodzi od oleju kokosowego.
Tak jadłyśmy, opisywałyśmy wszystkie trzy podstawowe smaki ;)
Szkoda, że teraz już nie potrafimy odtworzyć sobie smaku na tyle aby doszukać się aromatu zimnych ogni :)
Muszę sobie zatem wrócić do Waszej recenzji.
Takie to zdrowe, że podejrzewam, iż mi by nie posmakowało, ale (nie)stety muszę przyznać, ciekawią bardziej i wydają się smaczniejsze niż ostatnio recenzowane przez Ciebie QB.
Hmm, jeśli chodzi o konsystencję, QB po podgrzaniu są lepsze od batonów Zmian (dla mnie, bo ja lubię mięciutkie produkty), za to smak… :)
Zapach zimnych ogni nie kojarzy mi się z olejem kokosowym. Serio. Pierwsze mam ostro wyryte w pamięci, drugi jem codziennie na śniadanie łychą. Nawet jak się roztopi, nie smakuje zapachem ogni. A, że zapach palonej pirotechniki, siarki, saletry itp. wielbię, to bym to wyczuł.
Sam baton wygląda najprzyjaźniej z całej gromady. Na taką krówkę z domieszką michałków, ze zdrowego straganu. Choć wyrzuciłbym wszystkie pestki w miejsce wiórków, nadal mi się podoba,
Wygląda przepięknie! Ostatnio mam ogromną ochotę na wszelkiego typu „zdrowe” słodycze ;)
Ja też :)
Ten smak akurat kusił mnie najbardziej, bo kokosa kocham baaaardzo! Jednak ten zapach zimnych ogni mnie trochę przeraził, nie ukrywam :P
Nikt inny go nie wyczuł, jest zatem szansa, że i Tobie skojarzy się z czyś innym.
Hm, muszę w końcu kupić. :D To znaczy, mam już nawet obczajone, gdzie mogę je dorwać, no ale kwestia, kiedy ja w tym mieście będę. :D
Powodzenia :)