Ciemne czekolady wysokiej jakości to dla mnie wyzwanie. Czytając w Internecie – na zaprzyjaźnionych blogach, jak i stronach dystrybutorów – ile nut zapachowych i smakowych mogą posiadać, jak nieprawdopodobnie potrafi zmienić się ich konsystencja i jak wiele oferują konsumentowi podczas jednej degustacji, czułam się onieśmielona. Widziałam w nich jadalny odpowiednik perfum, na których kompletnie się nie znam. Zapach bowiem albo mi się podoba, albo nie. Albo jest kokosowy, albo waniliowy. Cóż to za dziwne nuty paczuli, piżma czy trawy cytrynowej? I czym w ogóle jest ta cała paczula?! Wchodząc do perfumerii, wybieram to, co miłe dla nosa i słodkie, bo połączenia zbyt ostre lub ekstrawaganckie do mnie nie pasują. Tak kiedyś napisałam, niektóre rzeczy nas wyrażają. W bluzie z kapturem będę sobą, ale w żakiecie już niekoniecznie. Z wanilią i cynamonem na skórze będę się czuła pewnie i prawdziwie, ale z pikantną wiśnią odniosę wrażenie, że udaję kogoś innego. Czy podobnie jest z czekoladami? Wydaje mi się, że tak. Dlatego na wszelki wypadek wciąż sięgałam po zwykłe, plebejskie, bojąc się podjąć wyzwania spróbowania tych lepszych jakościowo. Co, jeśli nie poczuję w nich niczego poza gorzko-kwaśnym kakao? Co, jeśli przyjdzie mi wymyślać treść recenzji, bo nie będę potrafiła napisać niczego ponad: Czekolada mi smakowała? Na zastanawianie się nad tym zagadnieniem miałam cały rok, a potem jeszcze pięć miesięcy. Wtedy to bowiem, wraz z końcem roku 2015, otrzymałam propozycję współpracy od internetowego sklepu Smakowe Inspiracje, dystrybuującego czekolady Original Beans. Ponieważ nie mogłabym sobie wyobrazić lepszego wejścia w świat dobrych czekolad, propozycję przyjęłam.
W ramach współpracy otrzymałam sześć czekolad: dwie w formie pełnowymiarowych, 70-gramowych tabliczek, cztery zaś w postaci miniaturek zawartych w zestawie. By wyruszyć na tę ekscytującą wyprawę do nieznanej krainy bez pośpiechu, zaczęłam od ostatniego produktu, czyli pięknie pakowanego zestawu, w którego skład weszły: Esmeraldas Milk 42%, Piura Porcelana 75%, Beni Wild Harvest 66% oraz Cru Virunga 70%. 12-gramowe tabliczki jadłam w tej właśnie kolejności, poświęcając każdej więcej uwagi niż jakiejkolwiek dotychczas. Ponieważ jednak był to mój pierwszy raz, nie liczcie na długie recenzje. Nie chcę i nigdy nie będę was okłamywać, co uważam za jedną z moich najlepszych cech. Produkt ze współpracy czy nie, nie wystawię zawyżonej oceny i nie polecę tylko dlatego, że dostałam go za darmo. Na pierwszy rzut oka może to nie być dla mnie – w oczach przyszłych potencjalnych firm zainteresowanych współpracą – najlepsza reklama, ale spójrzcie na to z innej strony. Nikt nie ma prawa powiedzieć, że na blogu Living on my own oceny brane są z kosmosu, a recenzentka się sprzedaje. Nie. Docierając do sedna, recenzje Original Beans mogą wam się wydać podejrzanie krótkie. To dlatego, że dopiero się uczę, jak obcować z dobrymi czekoladami. Jeśli nie wyczuję nut, które w tabliczce wyczuć powinnam, nie będę kłamać.
Esmeraldas Milk 42%
Wędrówkę do odległej krainy wymagających połączeń smakowych zaczęłam od ścieżki, która wydawała się znajoma. W papierku o przepięknym kolorze dziecka zrodzonego z miłości letniego nieba i skąpanych w rosie fiołków znajdowała się czekolada mleczna, czyli bezpieczna, moja ulubiona. Tuż pod mieniącą się na złoto nazwą producent wypisał nuty smakowe, które powinnam w czekoladzie poczuć: aksamitny karmel, czerwone owoce. Dodatkowo na stronie Smakowych Inspiracji znalazłam informację, iż Esmeraldas Milk 42% „wytwarzana jest w bardzo unikalnym procesie poprzez zmieszanie nasion kakaowca ze słodkim, szwajcarskim mlekiem. Do produkcji tej czekolady wykorzystywane są nasiona kakaowca Arriba z Ekwadoru, z których zazwyczaj wyrabia się najbardziej intensywne w smaku gorzkie czekolady. Na koniec do czekolady dodaje się szczyptę soli morskiej, co nadaje jej wyrazistości”.
Z przepięknego opakowania wyciągnęłam jasną, mlecznoczekoladową tabliczkę przypominającą zepsuty wentylator, w którym Dexter trzymał swoje krwiste trofea. Miała ona mleczny, a zarazem kakaowy, wyraziście owocowy zapach. Nie powiedziałabym, że to czerwone owoce, raczej kompilacja jabłek, wiśni i słodkiego tytoniu do shishy. Zetknięcie języka z gładką powierzchnią przyniosło mi najpierw delikatną cierpkość kakao, dopiero potem zaś mleko. Czekolada rozpływała się bagienkowo, pokrywając język słodyczą i dymną goryczą. Była miękka, ale nie plastelinowa, a tym bardziej nie margarynowa. Po trzech wieczorach z Heidi, o których dopiero przeczytacie, Esmeraldas Milk 42% była dla mnie jak żywa kobieta dla więźnia, który odsiedział swoje pięćdziesiąt lat i wreszcie wyszedł na wolność. Jedząc, czułam wysoką jakość. Choć tabliczce zabrakło dodatków i popkulturowego szaleństwa, nie miałam ochoty porzucać jej i przechodzić do następnej. To bardzo dobra i prosta, choć jednocześnie skomplikowana mleczna czekolada, która przeobraża się w mleczno-gorzko-owocowe bagienko.
Ocena: 5 chi
Oj tam, zeby opowiedziec o czekoladzie, to nie musisz sie bardzo rozpisywac, taki opis jest krotszy, ale rzeczowy :)
Sama w sobie jest ciekawa, chcociaz tez sie martwie, ze nie doceniłabym tego smaku, tez bym nie poczula tyle nut. A perfumy to tez zawsze kupuje slodkie, ostatnio w Londynie kupiłam sobie te nowe Ariany Grande, one slicznie pachną,polecam! :)
Nie znam zapachu od Ariany Grande, za to ją kojarzę z opowieści mojej siostry, która kocha Biebera. To chyba jego była dziewczyna czy coś :P
Takie recenzje chciałabym tu widzieć częściej!
Czuję, że tym razem byśmy się zgodziły, co do tego, że jest smaczna. Narobiłaś mi ochoty na dobrą mleczną. ;)
Nie pisz tak, bo się zawstydzę, zamknę w sobie i już nigdy nie opublikuję niczego z wyższej półki :P
Nie lubię mlecznych czekolad ale z chęcią bym spróbowała a pudełko zostawiła na pamiątkę :)
Nie kuś! Tyle już rzeczy zostawiam na pamiątkę, że niedługo w moim mieszkaniu będzie więcej rupieci niż sprzętów użytecznych :D
Ja też się zawsze dziwię, ile to nut smakowych można wyczuć w czekoladzie :) Póki co nie jadłam jeszcze na tyle dobrych i ekskluzywnych czekolad żeby poczuć te smaki i głębie kakaowca, ale wierzę, że jeszcze zdążę :)
Świetnie opisałaś tą czkoladę, choć od mlecznych wolę ciemne to ta z pewnością była pyszna. Tylko. ten zapach tytoniu do sishy nie brzmi optymistycznie, ale pewnie bym go nie wyczuła :D
Też lubię zimą słodkie perfumy, ale takie optymalnie słodkie :)
Tytoń do shishy pachnie pięknie. Znasz w ogóle ten zapach? Jest jak owocowa guma balonowa :)
Tak, znam ten zapach i z gumą balonową mi się nie skojarzył :D Może trochę z jakimiś owocami, ale nie podobał mi się ani trochę :P
Mam w domu kilka otwartych tytoni, nawet miętę z czekoladę, lubię się nimi od czasu do czasu sztachnąć ;) Zwłaszcza jabłkowym i wiśniowym.
O, to jest czekolada dla mnie. 44% kakao + mleczność to duet idealny.
Wiesz, jak ja czytam opisy Basi i Kimiko to czuję się lekko onieśmielona. Mają czekoladę gorzką, a wyczuwają w niej tyle aromatów jakby dostały najdziwniejszy koktajl na świecie. :D
42%*, ale rzeczywiście, Ty takie lubisz i mogłaby Ci posmakować. Z Basią i Kimiko mam to samo :P
Hah, ale jak Czoko próbowała 80% od Menakao to sama dostała pofiksowania zmysłów :D. To dobra czekolada potrafi onieśmielać, a nie nasze opisy. Dobra czekolada onieśmiela zarówno mnie, jak i KImiko, jak i każdą z Was!
Olga Ty wiesz, że wolimy Twoje szczere recenzje, chociażby były krótkie, niż takie pisane na siłę i z kosmosu :)
Właśnie to w Tobie cenimy. :) Ja też zawsze staram się szczerze pisać to, co myślę (nie dalej jak wczoraj jeden producent miał o to do mnie pretensje, że napisałam ponoć coś, czego w jego produkcie nie ma – co ciekawe nigdzie w żadnym sklepie, na stronie producenta, NIGDZIE nie mogłam znaleźć składu produktu i na szczęście miałam zachowane opakowania, chociaż produkt jadłam dawno, więc przepisałam skład z niego) na dowód wysłałam więc producentowi zdjęcie jego własnego produktu – właściwie jego opakowania i powiedziałam, że recenzji nie zmienię. :)
Apropo gorzkich czekolad- lubię je,ale tych drogich też się trochę boję, bo właśnie nie wiem czy potrafiłabym je tak pięknie opisać albo co gorsza, czy wyczułabym w ogóle ich smaki tak jak to opisuje np Basia.
Najdroższa czekolada jaką jadłam zawsze oscyluje w granicach 10-12zł i raczej nie wyczuwam tam jakichkolwiek specjalnych nut, po prostu surowego kakao :) Ale może jak kiedyś spróbuję takiej to się zmieni? Nie wiem :)
W każdym razie współpraca czy nie, zawsze trzeba być szczerym ze samym sobą i swoimi czytelnikami. Poza tym co to znaczy sprzedajny? Przecież nikt Ci za recenzję nie płaci! Tylko wysyła produkt i chce poznać Twoją obiektywną opinię, prawda? Też nie rozumiem czemu blogerzy (nie wszyscy) dostając coś w ramach współpracy wychwalają to pod niebiosa, tylko dlatego, że dostali to w ramach współpracy, ale gdyby np kupili ten produkt sami (często nietani) i pisali by o nim recenzje, i nie do końca spełniłby ich oczekiwania, to jestem pewna, że daliby mu co najmniej dwa punkty w skali mniej niż wtedy, kiedy piali recenzję w ramach współpracy.
Ojej naprawdę producent tak się zachował? A możemy wiedzieć o jaki produkt chodziło?
No i to mnie właśnie boli. Że czasem widuję oceny i opinie, które po prostu cała sobą czuję, że są mocno naciągane. Nie złoszczę się, bo to wybór danego bloggera, ale jest mi jakoś tak… smutno? Ponieważ czuję się oszukiwana i potraktowana jak głupek. Jeśli ktoś od dziesięciu lat pisze, że nienawidzi mięty, a potem miętowego batona ze współpracy ocenia na 11/10, no to przepraszam :) Zdanie o sprzedajności musiałam wrzucić, bo kiedyś dostałam maila z zarzutami, że jakaś firma mi niby płaci, żebym oczerniała produkty konkurencji. Ręce opadają na takie komentarze.
Zdradzisz, cóż to za producent?
owszem moge podać, chodziło o ciastka Irenki zresztą, zapierali się, że nie używają do ciastek tłuszczy utwardzonych. :) Do ciastek nie, ale do czekolady, której używają podczas pieczenia już one sa używane :)
Miałam też jedną sytuację, kiedy ugadałam się z producentem, że po prostu nie opublikuję jednej recenzji, bo wszystkie produkty dostawały recenzje dosyć wysokie (kilka jeszcze nie opublikowanych) a jedna dostała dosłownie 1/10 (nowy produkt, przed wydaniem wgl do sprzedaży) i prosili żebym nie publikowała :P Mają poprawić recepturę, na co czekam, wtedy kupię sama i zrecenzuję :)
Cotakpachnie? – cena nie jest jedynym wyznacznikiem bogactwa smakowego czekolady. Przede wszystkim, czekolada musi być wykonana z aromatycznych odmian kakao. Jak zjesz ciemną czekoladę z masowo uprawianego kakao na Wybrzeżu Kości Słoniowej, to nie ma bata – bogactwa smaków w tym nie będzie. To jest najważniejsza różnica dzieląca czekolady.
Niepublikowanie recenzji jest ok, nie widzę w tym nic zdrożnego. Oszukiwanie – niewybaczalne.
Wstęp mi się dziś bardzo podoba:) . Fajna czekolada muszę sprawdzić ofertę sklepu:)
Dziękuję :)
Z chęcią będę czytać krótkie recenzje, wystarczy mi momentów 'omg jakim cudem’ na blogach Basi i Kimiko :D
44% wydaje się idealną zawartością kakao na mleczną czekoladę, chociaż gdy jadłam taką właśnie Cachet, była dla mnie ciut za mało słodka :) Mam wrażenie, że Lindt Excellence jest od niej słodszy! Ale wspominam ją jako jedną z najlepszych dotąd jedzonych (mlecznych) i z chęcią porównałabym ją do tej :)
Jakie 44%? Czoko napisała to samo. Czy ja się gdzieś pomyliłam i napisałam 44%? ;>
Eeee hmm, nie wiem co się stało :P Wspólny napad zaćmy xD
My też nie umiemy pisać na temat czekolady długich poematów. Potrafimy jedynie wypisać to co akurat uda nam się wyczuć bez wielkich słów :P I raczej nigdy tak nie będziemy umiały, więc dobrze, że są od tego mistrzowie w blogosferze, gdzie czytając recenzję człowiek ma wrażenie jakby właśnie wgłębiał się w jakąś baśń :)
A co do samej tabliczki to nie raz klasyczną mleczną można popsuć, więc taką dobrą mini tabliczkę z chęcią by się zjadło a szczególnie w wersji pełnowymiarowej :)
Myślę, że sposób pisywania (lekkie pióro) i umiejętność wyczuwania smaków w czekoladzie (wyczulone i wyedukowane kubki smakowe) to dwie inne rzeczy ;> Pięknie można pisać o kostce margaryny, a recenzję ciemnej czekolady, w której ktoś wyczuje nawet sto nut, da się spieprzyć.
Uwielbiam słodycze w takich pięknych opakowaniach! Czuję, że zaprzyjaźniłabym się z tą czekoladą ;)
Próbowałam się zaprzyjaźnić, ale czekolada postanowiła zniknąć bez śladu :(
pisałam Ci już, że współpraca marzenie- nawet dla takiego gałgana jak dla mnie :D Zabrakło mi zdjęcia Rubi, ale zdzierżę to :) Co do recenzji, kochana nie przejmuj się, lepiej na początek napisać krótką niż długą o niczym, zobaczysz jeszcze! Tak się wyspecjalizujesz jak Kimiko lub Barbara :D Czuję, że polubiłabym tą czekoladę :)
Rubi miałaś na Instagramie, starczy. Nie mogę tyle jej wrzucać, bo jeszcze jakiś zazdrośnik włamie mi się do mieszkania i ją porwie!
np… ja? :D
Kolor, nawet dla faceta, rewelacyjny. Choć może takich spodni bym nie nałożył, to jakiś sweter, czemu nie? Fakt, trąci to wszystko odświeżaczem, tylko, że ja jaśmin i lawendę akurat lubię. Także plus.
Idąc w stronę smaku, poprzez wygląd: W mniejszych kostkach, wyglądałoby to na taniochę. Duża gramatura powoduje, że coś świta mi we łbie, że takie czekoladki jadłem w przeszłości. Oczywiście składały się z gorszych jakościwo składników, ale hej… wspomnienia gloryfikują i największą (w świadomości dorosłej osoby) klapę.
Fajna, ciekawa. Tym bardziej, że to przecież nadal mleczna tabliczka. Jak się okazuje, nawet w nich można się czegoś doszukać. 42% u nas by było sprzedawana jako wykwintna deserówka ;)
Wyobraziłam sobie faceta w swetrze o tym kolorze. Super :)
Nie żartuj. U nas 42% byłaby sprzedawana jako GORZKA… :/ :P
Jeśli jest z dodatkiem mleka to nie może ;)
W Polsce wszystko może ;)
Ja również nie umiem się tak wczuć w czekoladę, pozostaje jedynie zazdrościć innym i rozmyślać podczas czytania recenzji :D
Czekolada brzmi świetnie, wydaje się być bliska ideału :D
Niedługo pojawi się nawet lepsza :)
Bardzo zazdroszczę współpracy!
Widzisz? Aromatyczne kakao robi różnicę. To nie smakowało jak zwyczajna mleczna czekolada (dużo więcej bogactwa), a przyjemne rozpuszczanie się w ustach też było :D.
Poczekaj na ciemne <3
No właśnie nie mogę się doczekać! :D