Rodzina alpejskich czekolad Schuetzli z Lidla zaskakuje. Niska cena, niezbyt atrakcyjna szata graficzna, stary sposób pakowania, ozdoby na kostkach, które pozostawiają wiele do życzenia, a także dość wysoka kaloryczność – nie wróży to zbyt dobrze. Mimo lekkich obiekcji, jakie może odczuć nabywca, w środku czeka na niego piękne sreberko w stylu vintage, którego ornamenty przypominają starą dobrą grę w karty, a w nim rewelacyjnej jakości czekolada o jeszcze lepszym smaku. W markecie do wyboru mamy cztery warianty: jeden biały z nadzieniem migdałowo-śmietankowym, dwa mleczne – z nadzieniem orzechowo-pralinowym oraz kakaowym, i na końcu jeden ciemny – z całymi migdałami. Jako że produkty staram się wam przedstawiać w kolejności jedzenia, pierwszą opublikowałam recenzję White Chocolate with an Almond & Cream Filling. Dziś nadeszła pora na Milk Chocolate with Hazelnuts & Praline, później będzie druga wersja czekolady mlecznej, na końcu zaś ciemna z migdałami.
Milk Chocolate with Hazelnuts & Praline
To był smutny dzień. Blog sprawiał problemy, szatan siedzący w żołądku lekko drapał mnie swoim pazurem, a do tego czułam się samotnie i źle. Kończyła się jesień, nadciągała zima, a ponieważ do tej pory nie dopadła mnie jeszcze poważna sezonowa depresja, musiałam się oddać nastrojowi, pogrążyć w melancholii i pochlipać w poduszkę. Zamiast komedii puściłam horror, a zamiast bombonierki i mocnego drinka sięgnęłam po pierwszą mleczną Schuetzli. Bardzo chciałam zjeść tę z nadzieniem kakaowym, lecz posłuchałam głosu rozsądku i wybrałam wersję z orzechami. Z otwarciem alpejskiej serii bowiem czekałam aż do ostatniej chwili, czyli do końca terminu ważności, i nie chciałam przeciągać struny, ryzykując degustacją zjełczałych bakalii wzbogaconych o mszaki i małe białe robaczki.
Mleczna czekolada – ekstra, wariant nadzienia – super, sreberko (ozdoby i sposób zawijania) – klasa. Wygląd opakowania – brzydki, kreski a la telewizorki na kostkach – tanie, pokruszone orzechy – zawsze mogło być lepiej. Plusy i minusy rozdane mniej więcej na równi, można więc otwierać tabliczkę. Papier opakowania zupełnie przeszedł tłuszczem, ale jak tłumaczyłam w recenzji białej wersji, prawdopodobnie wchłonął go właśnie od niej. Mleczna tabliczka zachowała się jednak idealnie. Nie była ani odrobinę rozpuszczona czy zdeformowana, wklęśnięta, zeschnięta ani pokryta brzydkim nalotem (Milka, Wawel – uczcie się!).
Zapach Milk Chocolate to esencja zwykłej mlecznej czekolady z orzechami, przy czym nutą przewodnią są właśnie orzechy. Pomimo zaledwie kilku dni do końca daty ważności, wciąż jest to aromat świeży i przyjemny. Kiedy przekroimy kostkę, możemy się zadumać, skąd się wziął, orzechów bowiem wcale nie ma dużo. Warstwa czekolady – tak jak poprzednio – jest idealnie i niemal niemożliwie gładka, jedwabista, kremowa. Pomiędzy nią a nadzieniem nie ma wyraźnego przejścia, zupełnie jak w Lindtcie Hazelnut de Luxe, nie czuć również zapowiadanej pralinowości. Orzeszki rzeczywiście są bardzo malutkie, wchodzą w zęby i przeszkadzają – mogłoby ich nie być. Całość przypomina powiększoną czekoladkę Merci.
Tabliczka Hazelnuts & Praline jest smaczna, to na pewno. Nie zachwyca jednak tak, jak biała poprzedniczka, ani jak inne próbowane w zeszłym roku czekolady. Jej jakość nie pozostawia wiele do życzenia, delikatność zasługuje na 6 chi, a cena, którą musimy zapłacić, by to wszystko otrzymać, wprawia człowieka w przyjemne niedowierzanie. Mimo tego brakuje jej pazura, wyraźnego przejścia pomiędzy czekoladą a nadzieniem, a orzechy są tak małe i nieznaczące, że mogłoby ich wcale nie być. Tym razem nie zjadłam całej tabliczki, nie zjadłam nawet połowy. Ustawiam ją na tym samym pułapie wrażeń, co wspomnianą wcześniej Hazelnut de Luxe – obie są doskonale wykonane i przyjemne, ale nic nowego nie wnoszą.
Ocena: 5 chi
No wlasnie, niby taka tania, niepozorna, lidlowska, a jaka dobra!
Jak nadal czekam na tydzien alpejski, ale tej nie kupie -mam jeszcze czekolade z orzechami w zapasie, wiec nie bede jej powielac. Bardzo chce białą i moze ta z nadzieniem kakaowym? :)
Polecam obie, które wymieniłaś w ostatnim zdaniu :)
Z czekolad tej marki pozostanę przy białej. Reszta nie jest na tyle ciekawa bym miała je kupować. Raz wzięłam z nadzieniem kakaowym i się nieco rozczarowałam. Biała rządzie.
Hmm, mam inne odczucia, ale o nich niedługo :)
Nuda + pokruszone orzechy, ja tam najbardziej czekam na ciemną c:
Ciemna na samym końcu. Myślę, że się zawiedziesz, jeśli rzeczywiście tak bardzo na nią czekasz i liczysz.
Mi też biała smakowała bardziej, ale tą także bardzo lubię i jak za tą cenę to te czekolady spełniają moje oczekiwania aż nadto :) Pamiętam, że ta fajnie topiła mi się w owsiance.
Komentowałam wczoraj poprzednią notkę i nie ma mojego komentarza, albo ja go nie widzę na telefonie :/
Ten blog jest dziwny, jeśli chodzi o komentarze. Nigdy nic nie wiadomo.
jezu a mnie naszła ochota jak tylko zobaczyłam na facebooku co wstawiłaś! Dobrze, że mój małżyk tego nie widzi, on uwielbia czekolady z orzechami, pojadę dzisiaj do „miasta” to wejdę do almy i mu jakąś kupię, a sobie poszukam jakiejś gorzkiej. :) Tymczasem ukroję sobie snickersa ;)
PS jadłaś te ręcznie robione czekolady z kredensu? Jadłam jedną deserową na święta i była naprawdę smaczna :)
Małżyk, jak uroczo :D A Ty jesteś co? Jego małżą?
P.S. Nie, ale widuję je w… wszędzie :P
nie wiem :) jego cs-owi koledzy mówią na mnie szanowna małżonka a jak zdrobnić małżonek? małżyk :)
To najsłodsza rzecz, jaką słyszałam… no nie napiszę, że w tym roku, bo głupio zabrzmi (wszak rok dopiero się rozpoczął), ale na pewno od długiego czasu!
Nie mogę dodać komentarza coś się psuje:(
Wiem, przykro mi :(
ach… te lidlowskie czekolady jak tylko będą to nadrobie dwa smaki które nie jadłam i dodatkowo zrobię zapas :) Są tego warte, jak internet czasami i po nim buszowanie ułatwiają zakupy :) Będzie tofu w biedronce… może się skusisz? Co prawda nie do recenzji, bo samo smakuje jak papier toaletowy, ale dla ciekawości i nowego doświadczenia antropologicznego :D
Niedawno jadłam pastę sojową z wędzonym tofu (farmerską) Nature Line <3! Z kolei w misu shiro tofu było jak gałka oczna. Raczej nie kupię tym razem, ale w przyszłości z chęcią.
czekam w takim razie na relację :)
Czujemy to w kościach, że ta tabliczka i nam by bardzo zasmakowała :) Taka w sam raz na wahania nastroju :)
Na wahania nastroju lepsza mocno słodka, np. Milka Caramel :)
Całkiem smaczna czekolada:)
:D
Może w końcu się uda ja ją bym w całości zjadła w sekundę:D
Spróbuj, jak będzie w Lidlu! :D
nie słyszałam o nich, nawet nie jadłam.. ale za czekoladą tak średnio jestem, więc nie ma się co dziwić :)
Ale tutaj sprawdza się zasada: nie oceniaj po okładce ;)
Jak można być średnio za czekoladą, buu! :( ;)
Mi smakowała nieco mniej, niż Tobie i coś tak czuję, że nie postawiłabym jej na równi z Lindt’em, ale… z kolei Lindt’a za jego normalną cenę w tym wariancie smakowym w ogóle bym nie kupiła. Też całej nie zjadłam, bo to jedna z czekolad, których jakoś… nie widzę sensu jedzenia, jakkolwiek to brzmi. Dobra, ale… mało to dobrych rzeczy, obok których człowiek przechodzi obojętnie?
Lindta na szczęście sama nie kupowałam, inaczej pękłoby mi serce (i portfel). Z dwojga złego już wolę tę, bo tańsza. Ale nie powtórzę żadnej.
Ojej! Gdy patrzę na ten wzorek od razu przypomina mi się dzieciństwo :D
Mi też :P
Orzechy nie tylko małe, ale i strasznie ich mało. Nie kusi tak jak biała, ale brzmi i w przekroju wygląda smacznie. Co prawa nie jadłam żadnej Schuetzli, ale po tylu recenzjach wiem, że by mi smakowały i kiedyś z pewnością przekonam się o tym na własnej skórze :DD
Z blogiem o słodyczach jesteś wręcz zobowiązana! :P
Grubo, skoro pobiła Milkę Hazelnut ;) Ale i tak kojarzy mi się, przekrojem, z czymś innym. Tylko cholera nie wiem z czym. A może Milka wcześniej miała coś z bardziej posiekanymi orzeszkami? Z pewnością to coś w głowie nie było tandetną mleczną maślanką. Chociaż… może i było, tylko, że mi smakowała ;)
I tak nie kusi, jak margarynowo-tłuszczowo-zawałowa, biała :P
Pobiła, bo nie wali cukrem. Milka Hazelnut… nie, to nie jest dobra czekolada :(
Niby nic nowego nie wnoszą, a i tak mnie mega oczarowały ;) Podobała mi się w nich ta faktura lekkiej tłustości…w owsiance tak błogo się rozpływają!
Faktura rewelacja, to prawda.
http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2013/11/schuetzli-mleczna-z-siekanymi-orzechami.html Ło boziu, jakie ja recenzje kiedyś pisałam :D. Pal licho, sens oddany. Za tą cenę – całkiem smaczna czekolada, to trzeba przyznać. Miło ją wspominam przede wszystkim ze względu na okoliczności (górskie! :D) w jakich ją spożywałam…
Czytałam wszystkie Twoje recenzje, jak zaczęłam otwierać moje Schuetzli, czyli w grudniu :)
Pewnie się ubawiłaś :D
Nie bądź dla siebie zbyt sroga :D