Prince Polo to najlepszy wafelek świata! Wiąże się z nim całe moje dzieciństwo, a potem okres dorastania i początki już ukształtowanej dorosłości. Pamiętam jego cudowny zapach i kakaowy smak. Dźwięk chrupiącego wafla, gdy zagryzałam na nim zęby. Bagienko, które tworzyło się na języku, gdy czekolada ulegała temperaturze i wilgoci. Pamiętam, jak dzięki Prince Polo pierwszy raz się zakochałam i jak dzięki niemu mój wybranek ośmielił się poprosić mnie do tańca na szkolnej dyskotece. Później miesiącami spacerowaliśmy, nie mając odwagi złapać się za ręce. Te spacery też miały zapach Prince Polo. Kiedy związaliśmy się na poważnie, wafel towarzyszył nam w każdej smutnej i wesołej chwili. Kiedy wzięłam ślub i urodziłam dzieci, wręcz naturalnie przejęły po mnie nieskończoną miłość do okrytego złotem i czerwienią słodycza Olzy. Wait, what?! Kto jest autorem tego wstępu? Bo na pewno nie ja.
Prince Polo
Podczas gdy dla większości znanych mi ludzi kupowanie Prince Polo oznacza powrót po latach, dla mnie to niemal utrata dziewictwa. W przeszłości jadłam go dwa, może trzy razy (dosłownie!), nie odnotowując większych rewelacji. Zdecydowanie bardziej wolałam sięgać po Princessy i Grześki, ostatecznie pozostając wierna tym ostatnim. Gdyby nie blog, pewnie nawet nie skusiłabym się na słodycz w złotym opakowaniu, bo i po co? Z Internetu dotarło do mnie już dość głosów, że wafel Olzy przez lata się pogorszył. Skoro dla mnie nigdy nie był wybitny, a teraz jest z nim jeszcze marniej… cóż. Nie czekało mnie nic emocjonującego.
Produkt waży równe 35 g, dostarczając organizmowi 185 jednostek biodrowych. Spod dość ciemnej w barwie czekolady prześwituje jasny wafel, nie robi tego jednak tak bezczelnie i ostentacyjnie jak Princessa. Z łatwego do rozerwania opakowania unosi się intensywny, obłędy, doskonale kakaowy zapach – upodabniający Prince Polo do Maxera – który wskazuje na obecność czekolady deserowej. Pod ową czekoladą, położoną cienko, znajdują się trzy warstwy kremu, ale trudne do policzenia, bo również cienkie i ciemne (wszystko się zlewa, a konsument dostaje oczopląsu).
Czekoladowa polewa jest wyraźnie słodka, może trochę za bardzo, ale również przyjemnie kakaowa. Wafle są idealnie kruche, chrupiące, nie mam wobec nich żadnych zastrzeżeń. Uwagi rodzą się dopiero na poziomie kremu, którego jest jeszcze mniej, niż myślałam. Ma on proszkowatą strukturę i znajduje się na granicy bezsmaku. Jedząc całość, czułam wyłącznie smak czekolady, świeżość wafelka i coraz bardziej irytującą cukrowość (liczyłam na bardziej wytrawny, książęcy produkt). Odniosłam wrażenie, że zamysł Olzy był taki, by stworzyć wykwintnego wafelka, stąd ta cała pompa z nazwą i szatą graficzną. Zamiast tego wyszedł suchy jak wiór i w pewnym sensie tani średniak, który co prawda zaspokaja jednorazowe pragnienie słodyczowe, ale powoduje ochoty na więcej. Choć otrzymuje ocenę zbliżoną do sezonowych smaków Princessy (1, 2, 3), jest od nich jakościowo lepszy. Cóż jednak z tego, skoro smak zaniemógł?
Ocena: 3 chi
Hahah, ja na pocztaku z tym wstępem sie nabralam, dopoki nie przeczytalam,, urodzilam dzieci,, ;D
A Prince Polo tez jadlam zawsze bardzo razdko. Wolalam, i nadal wole, Princesse (kokosową ;)).Jednak u babci w szufladce zawsze jest kilka sztuk dla wnukow I czasem wrzuci mi gdzies do torby,jak nie patrze xd
Łe, dla moich dziadków nawet Prince Polo jest za drogie. Oni kupowali same bezczelne no-name :P
To zawsze był mój ulubiony wafelek obok Grześków i kokosowej Princessy – pamiętam go jako coś wybitnie pysznego i wolę, żeby tak pozostało, bo nie pamiętam kiedy jadłam go ostatnio i nie chcę go sobie przypominać. Pewnie byłoby jak z Princessą – kupiłam ją rok temu i była okropna, a nie taka jak z wyidealizowanych wspomnień.
Jestem pewna, że z PP byłoby tak samo :/
Ja tego zwykłego nigdy za bardzo nie lubiłam, może dlatego, że mi się opatrzył w dzieciństwie (przejadł chyba nie, bo jadłam go jedynie w prawdziwym kryzysie cukrowym), nie byłam nigdy w ogóle fanką takich wafli, choć mam sporo zdjęć z gór z wersją orzechową XXL. Obecnie lubię orzechowe i mleczne i czasem mnie na takie najdzie :)
Kiedyś kupię wersję zieloną i niebieską, aaaaaaaaaale to na pewno nieprędko ;)
Jadłam Prince Polo jakoś z dwa lata temu i wtedy wydawał mi się obłędny, ale jakby się zastanowić to częstowała mnie nim koleżanka, w szkole, a ja byłam wtedy mega głodna :P Więc nie jest to może najlepsza rekomendacja. Tak czy kwak wafli nie lubię, więc i po tego nie sięgnę, ale chcę pamiętać go jako królewsko dobrego :D
Ja lubię wafle, ale jeśli wszystkie mają tak rozczarowywać, to już wolę nie lubić wafli :P
hmm dla mnie jest przesłodzonyh, rzeczywiście kiedyś był lepszy, ale nigdy nie był dla mnie fenomenem, tak jak np dla mojego męża.. jemu zawsze muszę kupić jak jest na promocji cały karton, dosłownie. Jak mu kupiłam ostatniow tesco te takie kartoniki tych małych princepolo na promocji z 25 bodajże na 13, to wzięłam mu dwa kartony a on je zjadł w mniej niz tydzien. A jak mu kupię np w biedronce te xxl, to ledwo wejde do domu obładowana torbami, a on zobaczy, ze kupiłam princepolo, to juz z jego pomocy nici, bo juz leci zjesc wafelka (*zeby cora mu nie zjadla – ta starsza) chociaz jej tez zawsze kupuje i ona go lubi ale w przeciwienstwie do mezulka sie chetnie nim dzieli ;p
Brzmi jak mój były i żelki :P
ach ci faceci już chyba tak mają ;P
Pamiętaj o szlaku Prince Polo do łazienki… :D
Ja mam mega problem z tymi wszystkimi kakaowymi batonikami. Wszystko zależy od tego ,,na co mam ochotę”. Jak po prostu na zasłodzenie to wybieram księżniczkę mleczną i wtedy ona wygrywa. Jak z kolei mam ochotę na coś bardziej wyszukanego, a nie cukru w cukrze to wtedy wybieram księcia i jestem zachwycona. Jeżeli natomiast zrobiłabym na odwrót i przy ochocie na słodkie w automacie z batonami klikam odpowiedni numer i dostaję tego to już mój zachwyt opada… Nie raz próbowałam robić ranking: Princessa, Grzesiek, Prince Polo i za każdym razem wynik był zupełnie inny w zależności od dnia. Poddaje się… :D
Dla mnie w księciu JEST cukrowość, więc w dniu ochoty na mniejszą słodycz by się nie sprawdził.
My jednak w dzieciństwie zajadałyśmy się Grześkami i dlatego dla nas są to najlepsze wafelki ever :D Na drugim miejscu były kokosowe Princessy a Prince Polo to chyba tylko jak nic innego w sklepie nie było xD
Podpisuję się pod tym :)
tak tak tak Grześki miłuję miłością bezgraniczną! Ale tylko te niebieskie
Tak, tylko i wyłącznie te niebieskie :D
Nie będę pisać o „lepszości” kokosowej Princessy, inni to robią za mnie :D Dodam tylko, że od klasycznego złotka lepszy już jest orzechowy wariant.
Oby.
Kiedyś lubiłam Prince Polo – najbardziej te orzechowe a mlecznego nie znosiłam… Szkoda, że to już nie ten sam smak co kiedyś ;/
Mleczne to niebieskie?
Tak :)
Grześki też lubiłam ale te pierwsze nie te co teraz :P
http://x3.cdn03.imgwykop.pl/c3201142/comment_EHJjZSPDRuBOpISg2gcBxLyrLUcHKCrm,w400.jpg
O boże, pamiętam je!!! Cóż za niepoprawne politycznie opakowanie :D
O matko.. Cos ty mu zrobila. Normalnie mialam nikomu nie odpisywac teraz komentarza bo mi prad odloczyli.. Ale jak zobaczylam na insta zdjecie nie wytrzymalam i oczojeba dostalam jak weszlam na ta recenzje… Moglabym sie podpisac pod tym wstepem prawie doslownie. A tu taki bol… Ide do terapeuty bo nie dam rady… Kochalam te wafelki! A moja mama zawsze z wedlem gorzkim posyla mi na studia. Och Olgo cozem Ci zrobila, zes mnie tak sponiewierala xD
Jak pisałam recenzję, czułam w każdej komórce ciała, że mi się od Ciebie oberwie :D
za bardzo Cię kurdę lubię żeby się zniechęcić, ale to miłe, że o mnie myślałaś xDD Ale nie martw się rumianku popiłam i melise jeszcze wypiję i będzie git :D
To jeszcze sąsiada zawołam, jakiś masażyk Ci zrobi ;*
nie wiem czy kiedykolwiek mu się wypłacę za taki masażyk xD
Zrewanżujesz się tym samym i po sprawie. Albo przysiądziesz mu na żylaste kolano.
hahaha i odrazu zemdleję w jego ramiona widząc te wystające żyłki :D
Jakim cudem tak dobrze wygladasz i jesz tyle słodyczy??? Boze zazdroszczę :* Czytam od niedawna, ale niesamowicie podobają mi sie te recenzje :)
Dziękuję :) Zdrowy rozsądek, umiar i silna wola!
Hahahaha, już się chciałam nabrać na wstęp. ;P
Btw. Prince Polo jest obecnie w promocji w Biedronce… znaczy, od jutra.
Niby tak zapisał się w historii Polski (jak słyszałam), ale również wolałam pożerać Grześki i wafelki Princessa. Biała była niegdyś moją ulubioną. Gdybym dodała ten wpis przed sobotą, nie zdecydowałabym się kupić go za 3 zł na pół z koleżanką. Też się bardzo zawiodłam. Zimny, twardawy, niezbyt chrupiący i czekolada, która nie za bardzo chciała się rozpuszczać.
Mmm, chyba pobiegnę jutro do Biedronki :D A z tym zapisem w historii Polski, powiesz coś więcej? Albo link? Bo mnie zainteresowałaś tematem.
Bardzo byłam ciekawa Twojej oceny. Dla mnie Prince Polo to taki zwyklak, ale czasami miewa na nie ochotę i chyba jednak oceniłabym trochę wyżej. Muszę się kiedyś skusić na Maxera.
Skuś się. Maxer jest tym, czego oczekiwałam od Prince Polo. Tyle że Maxer nie zawodzi :)
„…Kiedy wzięłam ślub ..” – a już prawie nabrałam się na wstęp pełny wspomnień. Ja totalnie nie pamiętam, które wafle były u mnie najczęściej, nie mam też z nimi żadnych wspomnień i.. nie mam co powiedzieć, ot zwykły wafelek, w dodatku w opakowaniu, które niezbyt mi się podoba :D
Mi się z dzieciństwem, a dokładnie z wypadami weekendowymi do babci, kojarzą Grześki dziel na 6.
Aż smutno się człowiekowi na sercu robi, jak widzi, że wszelkie kultowe marki się psują :( Prince Polo to smak mojej podstawówki i do tej pory pamiętam ten cudowny kakaowy i wyrazisty zapach! Eh…ja się już nie skuszę, nie chcę psuć sobie wspomnień. I szczerze, w połowie to ja mogę być autorką wstępu :D
Może nawet jesteś autorką całego wstępu, tylko zagięłam czasoprzestrzeń i rozmawiałam z przyszłą wersją Ciebie?
Boże, ja będę mieć dzieci?! :O
Piątkę :(
Jako ktoś, kto pamięta jego smak z okolic 1991-1992, mogę potwierdzić: skiepścił się. Mocno obniżyli loty gdzieś na przestrzeni ostatnich 5 lat. Wiem, że wtedy każdy wafelek był super, bo był słodki, no ale jednak trzeba to powiedzieć. Dzisiejszy PP ma się nijak do tamtego. Próbowane Elitesse w tym samym okresie, po 20 latach rozłąki… smakuje identycznie. Czyli się da. To czy jest to wysokojakościowy smak, pomijam. Chodzi o zachowanie tego co w kotłach.
Yyy, czyli rozumiem, że Elitesse nadal tak samo wali margaryną? :D
Nie wiem czym. Jest takie same. I gdy się zmieni, świat zejdzie na psy. Powracająca guma Turbo była nieporozumieniem i podróbką.
Sztuczny w smaku? Pewnie. Ale i tak go lubię. Oczywiście tylko trójkąty :P
Elitesse nigdy nie próbowałam. Jest takie samo… ale czy dobre? Warto kupić?
Ej chyba się nie wyświetlają moje komentarze tu :(
Musiałabym zrobić porównanie z Grześkami… Bo tylko oryginalna wersja kakaowa wydaje mi się w miarę godna uwagi, choć i tak wafelki mogłyby dla mnie nie istnieć.
Lepiej się zawodzić czekoladami niż waflami? :P
Wafle generalnie mnie zawodzą :D. Niedawno w robocie podkradłam z szafki kierownika Lusette Nugatowe i dziwiłam się, jak można takie coś jeść.
To była kara boska za kradzież :)
Pince bardzo dobre było ale wiele lat temu, dawniej był to Polski wafel a obecnie należy w całości do amerykanów. Warto zobaczyć że skład od tego czasu mu się bardzo pogorszył, mianowicie dodano tam znacznie więcej cukru niż gdy było jeszcze nasze. Obecnie dlatego go nie kupuję.
Tak właśnie jest, masz rację :)