Testowanie Quest Barów trwa. Za nami kilka mniej lub bardziej udanych smaków, takich jak: Peanut Butter & Jelly, Vanilla Almond Crunch, Coconut Cashew, Mint Chocolate Chunk oraz Chocolate Chip Cookie Dough. Łączy je cudowna piankowa konsystencja – pod warunkiem, że wsadzimy batona na kilka minut do piekarnika, inaczej czeka nas spotkanie z zimną gumą – dziwna, trzeszcząca pod zębami i oleista tłustość oraz wysoka słodzikowa słodycz. Dziś pora na prezentację wersji sezonowej, limitowanej: dyniowej. Nie tylko nie wiedziałam, że ona istnieje (choć to żadne zaskoczenie, wszak nigdy się smakami Questów nie interesowałam i nie znam nawet połowy), ale również nie mam odniesienia do wielu dyniowych słodyczy. Sięgając pamięcią wstecz, potrafię przywołać jedynie jesiennego Fig Bara Pumpkin Spice, który był dobry, ale nie lepszy od pozostałych wariantów próbowanych w ramach współpracy z Nature’s Bakery. Dzisiejszy Quest Bar jest zresztą nieco inny, bo ma przypominać nie korzenną przyprawę dyniową, ale pumpkin pie, czyli dyniowe ciasto. Wizerunek na opakowaniu – skądinąd bardzo ładnym, pomarańczowym i schludnym – kusi jednolitym kawałkiem tortu, zdjęcia z internetu zaś urozmaiconą czymś do chrupania posypką/polewą. Kiedy go otrzymałam, byłam oczarowana. Od razu wiedziałam, że długo w zdrowej skrzynce nie poleży.
Quest Bar Pumpkin Pie
Tak jak wspomniałam, zdjęcia przedstawiające Questa Pumpkin Pie to czysty, pomarańczowy obłęd. Przeglądając je, założyłam, że batona oblano polewą, w tę zaś wtopiono całe orzechy, migdały albo w podejrzany sposób utwardzone kawałki dyni. To przez tę drobną zmianę proteinowy baton, zwykle plasujący się w okolicach 180 jednostek biodrowych, tym razem dostarcza ich 220. No, przynajmniej dostarczałby, gdyby naprawdę ważył deklarowane 60 g. W rzeczywistości bowiem waży tyle, ile mu się podoba – mój równe 69 g (zwiększając kaloryczność do 253 jednostek biodrowych).
Tym razem trochę się bałam wsadzić Questa do piekarnika, bo wiedziałam, że z polewą może się stać coś złego. Z drugiej strony optymistycznie zakładałam, że: 1) Quest to Quest, 2) Kit Kat Beakable Pudding był nawet lepszy od zwykłych, więc tym razem wyjdzie podobnie. Nastawiłam piekarnik tradycyjnie na 180-200 stopni i wpakowałam bohatera na 7 minut. Rzeczywiście, po tym czasie przypominał nieco wspomnianego Kit Kata, z tą drobną różnicą, że sączyły się z niego litry oleju. Tłuszcz został na sreberku, na którym go piekłam, oblepił moje palce i stanowisko fotograficzne. Po sesji zdecydowałam się osuszyć Questa papierem kuchennym, więc i na nim zostawił żółto-pomarańczowe plamy. Niezbyt apetyczne zjawisko.
Pumpkin Pie pachniał wiórkami kokosowymi i czymś podejrzanym, co mogło być słodzikiem, ale nie musiało. Polewa okazała się tym, co wstępnie ustaliłam podczas robienia zdjęć: czystym tłuszczem. A dokładniej tłuszczem wymieszanym z mąką (dało się odczuć wysoką, mączną proszkowatość). Po podgrzaniu stała się krucha i w przyjemna w dziwny, perwersyjny sposób. Była słodka w sposób słodzikowy, a przez tę sypiącą się mączność sprawiała wrażenie niedopieczonego ciasta. To, co w nią wetknięto, a co początkowo wzięłam na orzechy, było równie słodkimi i mącznymi, ale twardszymi ciasteczkami. Całość była jednocześnie dziwna i odpychająca, jak i pyszna i pociągająca.
Polewa polewą, ale prawdziwy show zrobił dopiero środek. Tym razem nie zamienił się w puszystą piankę – zewnętrzna powłoka w kolorze pomarańczowym zablokowała bowiem piekarnikowym płomieniom dostęp do niego – za to smak… Moi drodzy, to była esencja piernika zmiksowanego z ciasteczkami korzennymi. Oczywiście w połączeniu tym nie zabrakło paskudnej nuty słodkiego jak sam szatan słodzika oraz tłustego jak brzuch zapaśnika sumo tłuszczu (nie sądziłam, że którykolwiek Quest będzie tłustszy od Mint Chocolate Chunk!), ale i tak było cudownie. Zaczęłam nawet żałować, że nie zostawiłam kawałka, by zjeść na zimno (może byłoby mniej oleiście). No i że miałam tylko jedną sztukę.
Quest Bar Pumpkin Pie miał być poprawny, ewentualnie dobry. Zamiast tego wyszedł bardzo dobry, zaskakując mnie dziwną, ale uzależniającą tłusto-mączną polewą z cudownymi kruchymi ciasteczkami wielkości fistaszków, a także rewelacyjnym piernikowym wnętrzem. Jeśli tak jak ja podejmiecie się szalonego planu spróbowania wszystkich Questów, nawet tych najgorszych, nie możecie zrezygnować z dyniowej edycji limitowanej. Podchodząc do niej, nie zapomnijcie jednak o paczce chusteczek do wycierania palców i ust z ociekającego tłuszczu. Nie sięgajcie po nią również na początku, gdyż możecie się zrazić wysoką słodzikowością – przebrnięcie przez parę innych, gorszych smaków sprawi, że się zahartujecie.
Ocena: 5 chi
Kurcze, tego smaku akurat nie jadlam, a batdzo chcialam. Po opisie moge tylko stwierdzic, Ze zaluje. Przebrnelabym przez tłustość i otrzymala cos pysznego :)
To zamawiaj z guiltfree albo szukaj na Tym twoim oszukańczym straganie :P
Ta tłustość… mniam! Nawet piernikowy środek mnie nie przekonał.
dokładnie miałam napisać to samo :D Ludzie inwigilacja :)
Stare stetryczałe zrzędy! :D
ale te zrzędy lubią tłuszcz :D
Szklaneczka do śniadanka? :D
ba i na deser do popitki xDD
Po twoim opisie doszłam dnw wniosku, że miałabym tylko wielkh ból żołądka
Ja nie miałam <3
Może najtwardszych masochistów Twoja recenzja zachęci, ja miałam lekki odruch wymiotny :P Zbyt tłusto, zbyt hardcorowo jak dla mnie. Zostawiam je wam twardziele ;>
Możesz mi zostawić, nie pogardzę :)
Widać, że ten baton skrywa wiele tajemnic, a najciekawsza jest polewa :) W przekroju przypomina mi dolną część Snickersa (bez czekolady) z górną częścią Liona i wizualnie czuję, że by mi smakował, zresztą po opisie też mi się tak wydaje :D
Rzeczywiście trochę przypomina snickersowy nugat. Ach, zjadłabym takiego Snickersa Pumpkin Pie/Spice…
ostatnie zdjecie mega :D Hahaha za kulis to wygląda jeszcze fajniej :) Spodziewałam się na początku recenzji, że Ci zasmakuje. Dyniowe smaki zawsze przez Ciebie automatycznie kojarzą mi się z Starbucksową kawą :D O matko… udało Ci się w końcu na nią wstąpić, czy przełożyłaś na kolejny rok? :)
Boję się pić kawy (żołądek), więc znów przełożyłam :(
za rok spróbujesz, po prostu wiem to :)
Dopinguj mnie zatem :)
skanduje: Olga! Olga! Olga! …. kupię pompony, będzie wiarygodniej :D
W podstawówce zrobiłyśmy z koleżanką pompony (w sumie moja babcia nam zrobiła), ale koniec końców nigdy nie wystąpiłyśmy dla chłopaków, bo wieś.
Musiał być naprawdę dobry, że aż ten sowity nadmiar tłuszczu nie spowodował obrzydzenia :D Jakby ten smak okazał się średniakiem to już w ogóle zaczęłybyśmy się zastanawiać się czy kiedykolwiek będziemy jednak chciały po te batony sięgnąć. A tak to jest jeszcze nadzieja :D
Parę tygodni wcześniej jadłam biedronkowego wędzonego łososia. To dopiero był tłuszcz… Normalnie kapało z niego jak z dziurawego wiadra.
Przynajmniej limitka ci posmakowała :D Mnie oleistość nie zniechęca, ino kwestia tego, że to limitka.
W przyszłym roku pewnie też będzie. Cza zapisać i polować ;)
Spróbowałbym ze względów kulturowych. Chęci poznania wszystkocodyniowejestzajebiste. Cały opis mnie nie odrzuca w żadnym stopniu. Ale rosnąca punktacja daje nadzieję, że jeszcze będą z Ciebie ludzie :P
„Twojego” zostawiłam na koniec, o czym nie omieszkałam wspomnieć w recenzji. Zresztą… bez spoilerów :P
Zdecydowanie za tłusto, dyni nie lubię więc ten smak również odpada. Nie wiem, może jestem zbyt wybredna, ale czuję, że ciężko mi będzie znów „polubić” QB.
Przywiążę Cię do krzesła i nakarmię Questami, nie będziesz nawet miała czasu na kręcenie nosem i rozmyślania :P
Ten kolor aż razi w oczy, mega intensywny. A u mnie stała się rzecz dziwna posty u Ciebie wogóle mi się nie wyświetlały, dopiero dziś coś się naprawiło hmm. Pewnie bym się na to cudo skusiła
Mogłaś wysłać mi maila albo coś :) Zmieniłam serwer i niektórym nadal trzymają stare cookies, więc widzą starą wersję bloga.
Miałam go brać przy okazji zamawiania moich Questów, ale jak na złość ich w tedy nie mieli! Buu :<
Nie chcę być wredna, ale… ŻAŁUJ :D
Oj wierz mi ŻAŁUJĘ! Może za rok się uda :D
Jak on smakowicie wygląda. Zjadłabym :) Niestety, u mnie w Łodzi takich nie ma więc zostaje mi tylko internet…Z wierzchu trochę przypomina mi mojego ulubionego Liona , on też jest tak „naładowany” :)
Najeżony :D Ja też najczęściej spotykam Questy w internecie. W realu nie chciałoby mi się jeździć po sklepach dla kulturystów i szukać.
Mi też smakował. :D
Pamiętam :D