Jak podaje ciocia Wikipedia, s’mores to: „tradycyjny smakołyk z ogniska, pochodzący ze Stanów Zjednoczonych i Kanady. Składa się z zapieczonej na ogniu pianki marshmallow, kostki czekolady, a także dwóch kawałków krakersów typu graham jako zewnętrzne warstwy”. Ponieważ Polska leży dość daleko od zachodniego kontynentu, a wszystko przychodzi do niej z mniejszym lub większym opóźnieniem, nigdy piankowo-czekoladowo-krakersowego wynalazku nie miałam okazji jeść. Nigdy też nie piekłam pianek nad ogniskiem, nie przygotowywałam fluffernuttera, ani nie objadałam się stosami pancakes. Może wszystko przede mną, a może nie – któż to wie? Póki co macie jak w banku wyłącznie to, że przeczytacie o proteinowym odpowiedniku słynnych s’mores spod skrzydeł firmy Quest Nutrition. Oto i on.
Quest Bar S’mores
Opakowanie prezentowanego Quest Bara jest bardzo ładne, zachowawcze, utrzymane w stonowanych i apetycznych barwach kawy z mlekiem. Po prawej stronie, jak zwykle zresztą, widnieje podgląd tego, do czego baton się odwołuje. W tym wypadku mamy dwa pełnoziarniste sucharki (wyglądają jak chlebki Wasa), przypieczoną piankę i pół tabliczki czekolady, która najwyraźniej dopiero ma się roztopić od ciepła warstwy górnej. Tył opakowania pociesza przyszłego konsumenta, mówiąc mu, że tą pozornie kaloryczną bombą dostarczy biodrom tylko 180 jednostek tłuszczotwórczych. Żyć Jeść, nie umierać.
Po wyciągnięciu S’mores z opakowania stwierdziłam, że wygląda zupełnie jak Chocolate Chip Cookie Dough. Choć w pierwszej chwili poczułam rozczarowanie, że nie spróbuję niczego nowego, po chwili uznałam, że wolę powtórkę naprawdę dobrego batona niż katowanie się kolejnym Peanut Butter & Jelly czy Mint Chocolate Chunk. Nie pamiętałam już, jak pachniał bliźniaczy produkt, ale w tym poczułam karmelowo-słodzikową nutę bez udziału czekolady. Ciemne kawałki dawały o sobie znać dopiero po zbliżeniu do nich nosa i wtedy raczyły nozdrza przyjemną czekoladową kakaowością.
Gumkowego w konsystencji Questa zapakowałam na siedem minut do piekarnika (180-200 stopni), by po tym czasie wyciągnąć przyjemną, karmelowo-miodową w kolorze pianko-modelinę. Ponieważ byłam świeżo po zjedzeniu wariantu Pumpkin Pie, miło się zaskoczyłam, że tym razem cała kuchnia nie pływa w oleju, a tłustość batona osadza się jedynie na palcach. Zresztą później, gdy przystąpiłam już do degustacji, wstępne założenie o niższej tłustości się potwierdziło – baton nie był zupełnie pozbawiony oleistości, ale jak na Questa wydawał się wręcz produktem light. Kawałki czekolady wtopione w piankę były takie same, jak we wspomnianym już Chocolate Chip Cookie Dough, a także przypominały miętowe wysepki w Mint Chocolate Chunk. Ich konsystencja zdawała się być mączna, proszkowa i bardzo gładka, smak zaś wyraziście i przyjemnie kakaowy. Główna baza nie była jednak karmelowa, ale delikatnie masłoorzechowa z nutką soli.
W batonie zabrakło marshmallow, bez którego s’mores nie mogłyby istnieć. Zamiast tego pojawiło się masło orzechowe, dla mnie zbyt delikatne, bo gdy jasną piankę gryzłam razem z kawałkami czekolady, zanikało całkowicie. Trzeba sporej cierpliwości i skupienia, by je wychwycić i docenić. Kawałkom mocno kakaowej czekolady nie mam do zarzucenia absolutnie nic, tłustość była zadziwiająco niska jak na Questy, a słodzik… cóż, po prostu trzeba się przyzwyczaić. Przez ten ostatni element zakupu na pewno nie ponowię, poza tym w S’mores mimo wszystko jest za mało szaleństwa, żeby wydawać na niego aż dziesięć złotych. Nie przeszkadza mi to jednak w przyznaniu mu pierwszego miejsca wśród testowanych dotąd Quest Barów.
Ocena: 5 chi ze wstążką
No, ten jest dobry :) Dla mnie nie najlepszy, ale szanuje twoje zdanie :)
Swoja droga ,tez nigdy nie jadlsm S’morens ani takich prawidziwych pancakeow. A chcialabym! To napewno byloby ciekawe doswiadczenie :D
Poczekaj, to jeszcze nie wszystkie. Póki co jest najlepszy z zaprezentowanych :D
Ten smak w innych rzeczach zawsze mnie trochę ciekawi, ale też podchodzę do niego z ogromnym dystansem, w końcu… to bardzo słoodkie połączenie. Quest’a na pewno bym nie kupiła, nawet po Twojej recenzji, ale dobrze wiedzieć, że ten jest „z tych lepszych”.
A ja się wkręciłam w Questy i NA PEWNO zainwestuję w całą serię.
pierwsze raz słyszę o s’mores! Słowo daję… ale w sumie to tak jakby tłumaczyć amerykanowi czym jest: polski schabowy z żurkiem na przystawkę. Ja nie jadłam pianek z ogniska, jedynie z mikrofalówki i zdziwiłam się, że z tak puchatych otworków mogą wyjść całkiem przyjemne smaki :)
Quest czuję, że polubiłabym go :)
Albo bigos – podobno zagraniczniaki wzdrygają się na myśl o takim „śmietniku”.
ooo nie słyszałam o tym! Dzięki zapiszę sobie! :)
Nie mów oO Nigdy nie przypalałaś pianek nad palnikiem zasmradzając całą kuchnię słodkim zapachem przypalonego cukru? S’mores jadłam, ale chyba jestem za stara na takie rozrywki, Czułam wręcz jak mi krew zamienia się w płynny cukier.. Baton jak baton, ani ziębi, ani grzeje. Straciłam serce do QB.
Nie, jedynie fajczyłyśmy z przyjaciółką paluszki i chipsy nad świeczką :P
Oho, z tego co pamiętam po recenzji tego QB na moim blogu dogadałyśmy się o wymianie (która nastąpiła o wiele potem…xd). Mi też bardzo smakował. :D Nie najbardziej, ale zdecydowanie w czołówce się znalazł, chociaż nie spodziewałam się, że może zrobić na mnie wow. :D
No proszę, nie pamiętałam tego. To musiał być znak, że mi szaleńczo posmakuje! :D
Nie przepadałam nigdy za marshmallow, ale s’mores mimo wszystko wydaje mi się smaczny, więc bez tego akcentu tym bardziej. Połączenie czekolady z masłem orzechowym bardzo lubię, a w przekroju batonik wygląda bardzo przyjaźnie ;) Co nie zmienia faktu, że pewnie i tak go nie zjem :D
A robiłaś kiedyś własne s’mores?
Nie, ale może kiedyś zrobię, zainspirowałaś mnie :)
Nie ważne jak smakuje, jest taki piękny, że przełożyłabym przez niego sznureczek i nosiła na szyi. :D A tak serio to nawet nie wiesz jak bardzo chcę się przekonać o ich smaku. To chyba ze wszystkich produktów jedzeniowych szczyt mojej wish listy.
No coś Ty. Przebijają finezyjne białe czekolady z waniliowym musem? ;>
Jak zobaczyłam opakowanie to spodziewałam się zupełnie innego batonika. Troszkę mnie rozczarował, szczerze jakoś nie zapałałam chęcią żeby go spróbować
Dlaczego?
Masło orzechowe mnie odstrasza
Wygląda całkiem całkiem :)
Też tak sądzę ;)
Jeszcze nie miałam okazji go próbować, ale po Twojej recenzji pewnie się na niego skuszę. ;) a próbowałaś też kawałka na surowo albo z mikrofali?
Nie. Po spróbowaniu dwóch Questów na zimno uznałam, że resztę w całości będę piekła.
Częściowy sukces, tego Quest Bara mogłabym spróbować xD Za 10 zł – w życiu, za, hmm, 3 złote – zastanawiałabym się.c: Takie wymagania xD
A ja już teraz mogłabym zapłacić dychę za Questy, nawet nieznane smaki.
O takim piankowym połączeniu wiemy już od jakiegoś czasu (w jednym serialu taka była anegdotka) ale dotąd nie miałyśmy okazji tego wypróbować (coś nam z piankami nie po drodze) :P . Szkoda, że jednak ten baton nie potrafił tego dokładnie odwzorować.
Mogłybyście kiedyś zrobić tort s’mores :)
Czy jadłam questa? Nie. Czy jadłam s’more? Yup. Nie Wiem jak ten smak przedstawiałby się w batonowej wersji, ale oryginał jest niezwyły. Podstawa, krakers (nie podam dokładnej nazwy) w moim przypadku był miodowy.
Hmmm, no to muszę sobie zrobić prawdziwe s’mores :)
Dalej hejtuję i nie mam zamiaru przestać. Nieznajomość smaku nie ma tu nic to rzeczy. Nie znasz się! Jest pyszny!
Mimo wszystko uważam, że coś odwzorowujące bombę cukru z tłuszczem, mające takie makro, zasługuje na pochwałę. Gdyby dzieciaki z nimi siedziały przed ogniskami, padłaby połowa firm produkujących pianki.
…a rodzice poszliby z torbami :P
Widywałem filmiki na YT (takich w stylu „cały dzień wraz z posiłkami”), gdzie w sklepach bywały po promocyjnej cenie… 0,99$. Myślę więc, że różnie z tym mogłoby być. Poza tym do pianek to trzeba sos Hershey dokupić. No podręczny kanister Coli też by się przydał. Tak czy siak, u nich w sklepach wielkopowierzchniowych jest więcej wariantów batonów proteinowych niż w niejednym, naszym, sklepie on-line.
Kurde, to jadę! Albo raczej lecę… Lecisz ze mną? :)
Pianki z ogniska jadłam – jak dla mnie nic wybitnego, na pewno nie na takie zachwyty jakie o nich słyszałam, ale kilka razy mówiłam sobie, że s’mores przyrządzę, ciekawa jestem jak smakuje ona w połączeniu z herbatnikiem i czekoladą, przecież je uwielbiam :D
QB na pewno mi tego nie przedstawi, brzmi lepiej niże te wstrętne pierwsze, ale nadal nie na tyle bym się zachwyciła i marzyła o tym aby wydać 10 zł.
To jak już się zbierzesz do zrobienia własnych s’mores, daj znać. Podzielimy ten pierwszy raz ;)
Gdy zamawiałam moje Questy to dumałam nad tym smakiem i ostatecznie nie wzięłam, a bardzo żałuję! Zamiast niego wybrałam sernika truskawkowego i coraz bardziej waham się nad tym, czy to był dobry wybór… :(
O nie, dla mnie by nie był. Nienawidzę tego smaku.