Dolfin, miniaturki: Lait, Lait Cafe, Lait Nougatine, Noir Nougatine

Czekoladki Dolfin otrzymałam sto lat temu od znajomego, z którym odwiedziłam Almę, by zakupić kilka znajdujących się w promocji Milek. Uznał wówczas, że nie mogę jeść i recenzować samych plebejskich tabliczek, zamiast tego powinnam spróbować czegoś lepszego jakościowo i dostojniejszego wizualnie. Pierwszym, co wpadło mu w oko, było opakowanie miniaturowych czekolad w dziewięciu różnych smakach. Ok, bierzemy – zadecydował. Ani się zestawowi wówczas nie przyjrzałam, ani nie miałam zbyt wiele do powiedzenia. Grzecznie dygnęłam i podziękowałam, a prezent zabrałam do domu i schowałam do puszki. Tak przeleżał dobrych kilka, może nawet kilkanaście miesięcy, omijając najpierw wiosnę, potem lato, a w końcu połowę zimy. Nadeszła końcówka roku, a data ważności pomachała mi z tyłu opakowania, mówiąc: hej, niedługo się skończę! Wiedziałam, że to najwyższy czas na zerwanie z oczekiwaniem na dzień degustacji i urzeczywistnienie planów. A dlaczego w ogóle tak długo zwlekałam? Onieśmielała mnie wielkość opakowania, to raz, a dwa, że nie lubię czekoladek, które są tak małe. Po degustacji trzech smaków Original Beans – Esmeraldas Milk 42%, Piura Porcelana 75% oraz Beni Wild Harvest 66% – wiem już, że 12-gramowe tabliczki mi odpowiadają. Są małe, ale da się nimi delektować. 4,5 g zaś to wielkość żałosna.

Dolfin, miniaturki Lait, Lait Cafe, Lait Nougatine, Noir Nougatine, Noir Lavande, Noir Orange, Noir Anis, Noir 70, Noir 88

Początkowo planowałam zjeść po dwie sztuki z każdego smaku. Później uznałam, że są dobre i z przyjemnością sama wykończę całość. Ostatecznie jednak zirytował mnie ich rozmiar, zjadłam albo po jednej, czasem po dwie sztuki, resztę zaś przekazałam osobie, która bardziej doceni ich jakość. Przez chwilę nie wiedziałam nawet, czy warto publikować tę recenzję. Notatki były skąpe, a o odczuciach z degustacji niemal zupełnie zapomniałam. To znak, że czekoladowe maluchy nie są dla mnie. Choć do smaku nie mam większych zarzutów, a papierki są prześliczne (paski na kostkach już mniej), nigdy więcej nie chcę mieć z nimi – ani z żadnymi innymi miniczekoladami – do czynienia.

Lait

Degustację czekoladek Dolfin zaczęłam od wariantów najlżejszych. Lait powitał mnie przyjemnie jasnym, mlecznoczekoladowym kolorem i równie wspaniałym zapachem mlecznej czekolady. Gdyby istniały takie perfumy (niewykluczone, że istnieją), chciałabym je mieć. Cienka i paskowana kostka rozpuszczała się bardzo szybko, zalewając język wyrazistą i intensywną słodyczą. Nie czułam w niej mleczności, odnotowałam za to śmietankowość lub waniliowość. Gdzieś w tle czaiła się nuta marcepana. Czułam również wyrazistą kakaowość, choć nie wiedziałam, ile procent kakao Lait zawiera. Całość wyszła przyjemna, miękka, delikatna i niemal szatańsko słodka. Szkoda tylko, że kostka była tak cienka.

skalachi_5Ocena: 5 chi ze wstążką


Lait Cafe

Nie dość, że mleczna czekolada, to jeszcze z kawowym dodatkiem – coś w sam raz dla mnie! Lait Cafe w kolorze okazała się tak samo jasna i przyjemna jak poprzedniczka, w zapachu jednak zupełnie inna. Nie czułam ani czekoladowości, ani słodyczy, ale intensywną kawowość Kopiko. W pozornie gładkim wnętrzu znajdowało się kawowe szkło, gorzkie jak sam szatan. Zupełnie jak sos w Magnumie Black Espresso, a może nawet bardziej. Biorąc małe gryzy czekolady i trafiając na nie, twarz bezwiednie wykręcała się jak gąbka w spracowanych rękach woźnej. Ze względu na ten efekt początkowo przyznałam Lait Cafe 6 chi, ale po zjedzeniu jeszcze dwóch miniaturek uznałam, że to jednak trochę zbyt wiele.

skalachi_5Ocena: 5 chi


Dolfin, miniaturki Lait, Lait Cafe, Lait Nougatine, Noir Nougatine, Noir Lavande, Noir Orange, Noir Anis, Noir 70, Noir 88 (5)

Lait Nougatine

Lait Nougatine to trzecia mleczna czekoladka o barwie jasnej i nęcącej, zapachu zaś podejrzanie nieskomplikowanym, bo po prostu mlecznoczekoladowym. Wypada tu zaznaczyć, że ani ona, ani żadna z poprzedniczek nie rozpuszczała się bagienkowo, choć wszystkie były równie miękkie. W środku Lait Nougatine znalazły się zaskakująco duże i twarde, chrupiące kawałki… cukrowego karmelu? Albo czegoś podobnego, o nieprzyjemnie tłustym posmaku. Oprócz tego znalazłam też parę orzechowych okruszków i nutę amaretto zaklętą w ciele czekolady. Ponieważ migdałowego likieru nienawidzę, a szkło wydawało mi się starotłuszczowe, degustację tego wariantu zakończyłam na jednej sztuce i nie zamierzam nigdy wracać.

skalachi_3Ocena: 3 chi


Noir Nougatine

Czas na pierwszą czekoladę ciemną, o dodatkach smakowych odpowiadających poprzedniczce, czyli Lait Nougatine. Noir Nougatine pachniała deserowo, a jednocześnie wyraźnie słodko. Była twarda, zęby witała głośnym trzaskiem. Wtopiono w nią to samo tłuste szkło, co w poprzedniczkę, przez wyższą zawartość kakao nie było go jednak czuć. Sprawiała wrażenie bardzo dobrej, przeciętnie wytrawnej, twardej jak kamień czekolady, wzbogaconej o właściwość bycia crispy. O dziwo, posmakowała mi najbardziej z prezentowanej dziś czwórki, jednocześnie stanowiąc doskonały wstęp do przygody z ciemnymi Dolfinami.

skalachi_6Ocena: 6 chi


Skład i wartości odżywcze:

 

Kliknij po drugą część zestawu

45 myśli na temat “Dolfin, miniaturki: Lait, Lait Cafe, Lait Nougatine, Noir Nougatine

  1. Podoba mi sie to, aczkolwiek sama nie wiem, czy tez chcualabym taka,, bombonierke,,. O tak, kazda czekoladka na sprobowanie. A tutaj jest po kilka jednego rodzaju, czy tylko po jednej? :)

    1. „Początkowo planowałam zjeść po dwie sztuki z każdego smaku. Później uznałam, że są dobre i z przyjemnością sama wykończę całość. Ostatecznie jednak zirytował mnie ich rozmiar, zjadłam albo po jednej, czasem po dwie sztuki, resztę zaś przekazałam osobie, która bardziej doceni ich jakość.” :P

  2. Jak bym miała wybrać jedną to pewnie była by to noir nougatine, ale też nie przepadam za takimi miniaturkami – aż trudno sobie wyobrazić jak zapakować w papierek 4.5g kostkę :D

    1. Na pewno znajdą się zwolennicy maluchów, właśnie ze względu na możliwość spróbowania większej liczby smaków za jednym podejściem. Ale to nie ja.

  3. Kusiły mnie nie raz na moich wyjazdach, ale zawsze w końcu dochodziłam do wniosku, że taka drobnica jednak nie jest dla mnie. Ciemne to jeszcze, ale właśnie nugatowych się bałam, że znikną raz dwa i tyle. Tak czy inaczej… to chyba ciemna nugatowa ciekawi najbardziej.

  4. Hehe czuję ulgę, z tego zestawu zazdrościłam tobie (i koleżance, miała taki sam) jedynie smaku Lait Nougatine :P Jedząc mleczną nie pomyślałam, że czuję w niej marcepan, ale faktycznie pamiętam że była tam niezidentyfikowana przyprawowa nuta, ja pomyślałam o niej jak o korzennej. No popacz!
    Kawowe zjadłabym ci wszystkie :3 Je też oddałaś?

  5. Wyglądają tak ładnie że aż szkoda ich ruszać. Lubię małe czekoladki,na pewno posmakowała by mi ta kawowa , lubię takie dodatki

  6. A dla mnie takie maluchy są idealne, bo wiesz doskonale, że akurat ja za czekoladami ogólnie nie przepadam i taka nawet 100g tabliczka to dla mnie męka. Nie chodzi oczywiście o problem zjedzenia stu gram, bo to jest oczywiste – nigdy bowiem nie potrafię zjeść połowy i zawsze zeruje do końca. Problemem jest raczej to, że to jest sto gram TEJ SAMEJ CZEKOLADY. Gdyby np. zrobić tabliczkę po 3 kostki z pięciu rodzajów smaków to byłabym w siódmym niebie. Dlatego też wolę cukierki czekoladowe z nadzieniem. Wtedy zwykle biorę ich po jednym w każdym smaku. :D Wyobrażasz sobie minę tych biednych pań na kasie jak widzą piętnaście cukierków, a każdy z innego rodzaju? :D
    Ja bym była nimi zachwycona – rozmiar tabliczek, wygląd zewnętrzny, smaki niebanalne. Co prawda wolę chyba czekolady z nadzieniem, aczkolwiek te przyjemnie przypominają dzieciństwo kiedy głównie jadło się własnie takie typowe, tanie i płaskie czekolady rodem z wyrobów czekoladopodobnych. Przede mną jeszcze dużo do wypróbowania wszak nadal nie znam nawet smaku Heidi dostępnej na każdym rogu ALE te też będę miała na uwadze.

    1. Rzeczywiście Tobie by rozmiar odpowiadał. Ja z kolei wolałabym połączyć wszystkie miniaturki z jednego smaku i zrobić takie 20- czy 30-gramowe tabliczki. Nie jedząc Heidi, niczego nie tracisz – tyle Ci powiem :)

  7. Pożycz kolegę :D Moi to by prędzej wyżarli to co mam niż podarowali taki zestaw ;) Wszystko bym wyżarła, nawet to z marcepanową nutą.

  8. Też nie przepadam za miniaturkami – za mało materiału badawczego do skonsumowania ;D Ale wziąć bym wzięła, oczywiście ;D Zwłaszcza, ze wyglądają nadzwyczaj zachęcająco

  9. A dla mnie takie mini kosteczki różnych smaków byłļy idealne! :D Nie stresowałabym się co z resztą czekolady, bo lubię próbować, a rodzicom nie zawsze takie smaki pasują, więc leżałaby taka rozpoczęta i leżała w szafce. :D

  10. aaa nugatową bym chciała! A po ile jest takich czekoladek? Aż zaraz wejdę na almę i zobaczę, może przy zakupach zamówię. ja lubie takie drobinki właśnie, bo jak mnie najdzie ochota na cos słodkiego (bardzo rzadko) to zjem jedną i nie wietrzeje reszta :) A czekolady za bardzo nie mogę więc wolę dobrą ale rzadko :)

      1. Cenowo nie mam najmniejszego pojęcia. Zakładam, że ponad dwie dychy, bo to jednak trochę waży, no i firma nie jest plebejska. Smaki… pomarańczowej, anyżowej i lawendowej chyba tylko po dwie czy trzy, reszty jakoś po sześć. Wejdź na mojego Insta i policz, bo tam wrzuciłam całość każdego wariantu :)

  11. Pewnie sama bym ich nie kupiła, ale nie powiem, że nie chciałabym kiedyś tam spróbować :) Hahaha czekałam na tą recenzję już kminiłam kiedy możesz ją wstawić :D
    Czyżby tak hojny ofiarodawca i sponsor Twojej wyprawy do Almy to był Pan M.? :D Pare dni temu śniłaś mi się z nim… Ty byłaś przekochana, oprowadziłaś mnie po Wrocku, odwiozłaś do nowej uczelni… a on mnie wyśmiał i Ciebie, że się ze mną zadajesz… Rano nie mogłam się otrząsnąć :< To było z dwie, trzy nocki temu :) Ale grunt, że Rubi mnie nie znienawidziła! :D

    1. Zakładając, że mówimy o tym samym M., tak – to rzeczywiście był M. :D Fajny sen. Ty mi się jeszcze nie śniłaś, ale w końcu pewnie przyśnisz.

  12. I to jest właśnie problem, że zanim na dobre rozsmakujesz się w czekoladzie, ta już się kończy :) A jak my jeszcze miałabyśmy rozdzielić je na pół to już w ogóle tortura ;P

  13. Przynajmniej można takiego malca na raz władować do buzi i czekać aż się rozpuści. Tylko, cholera, mam przeczucie, że i tak skończyłoby się na przegryzaniu. Stworzone do rozkoszowania się, a człowiek pochłania jak zziajany pies wodę.

  14. Z tych wszystkich kusi mnie najbardziej Noir Nugatine , ale reszta wydaje mi się jakaś mało interesująca…ogólnie ta marka mnie nie kusi, ale za sposób zapakowania czekoladek i wykonanie opakowania mają u mnie plusa ;)

  15. Cieszę się, że te recenzje są już u Ciebie. Będzie mi o wiele łatwiej pisać swoje. Zdradzisz, jaki termin ważności miały te czekoladki? Ze swoimi chyba już w ogóle za długo poczekałam z degustacją… Mleczne dzielnej zniosły wpływ czasu, o dziwo. W tym wpisie najbardziej różnią się nasze opinie dotyczące Noir Nougatine.

    1. Jakoś do końca stycznia, o ile dobrze pamiętam. Nie przywiązywałam wagi, bo zdarza mi się jeść produkty po terminie i żyję :P

      1. Nie wątpię w przeżycie po zjedzeniu przeterminowanej czekolady, ale od niektórych sztuk już nieźle trąciło starością jak na mój gust, co mogło wpłynąć na moją ocenę.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.