Dziękuję, ale nie musisz mi zostawiać – uprzejmie odpowiedziałam mamie, która chwilę wcześniej powiadomiła mnie o otrzymaniu w pracy słodkiego świątecznego prezentu. Z jednej strony liczyłam na to, że jednak opanuje swój wilczy apetyt i zostawi mi choć ciastko (bo czekolady niestety nie upilnowała i kiedy była zajęta oglądaniem telewizji, bezczelne ręce wpakowały ją do ust), z drugiej zaś trzymałam kciuki, by jednak całość poszła w ślady czekolady, podstępnie znikając w maminym żołądku (bo własnych słodyczy miałam aż nadto). Jakież było moje zdziwienie, gdy któregoś dnia odwiedziłam rodzinkę, a mam zapuściła żurawią rękę gdzieś na tył najniżej położonych szafek i wygrzebała stamtąd piękną puszkę z nie jednym, a kilkoma ciastkami. Proszę, udało się zostawić – powiedziała z dumą. Ja też byłam z niej dumna i bardzo szczęśliwa, produkt bowiem prezentował się rewelacyjnie (przez telefon o tym nie wiedziałam, więc nie zależało mi tak bardzo). Byłabym nawet szczęśliwsza, gdyby po chwili nie dołączyła do nas moja siostra i nie stwierdziła, że jeszcze ich nie jadła, kradnąc jedno z ciach.
Tivoli Delicious Cookies Muesli & Cranberry
W ciastkach, które otrzymałam i które beznadziejnie wydłużyły moją niekończącą się listę słodyczy, najbardziej urzekła mnie forma ich pakowania. Kiedyś już o tym wspominałam, ale z przyjemnością powtórzę: kocham puszki! Podczas gdy ludzie trzymają swoje małe słodkie grzeszki w barkach, szafkach i szufladach, ja moje umieszczam w szafkach oraz puszkach. Ritter Sporty mają własną – różową i wysoką. Milki, Wedle i Wawele białą, okrągłą, ozdobioną piernikowymi ludzikami. Lindty, Heidi i wszystkie lepsze kwadratową różowo-zieloną z wizerunkiem muffina. Batony i cukierki na wagę kryją się w czerwonym serduszku po bombonierce Wedla, pozostałości zaś w okrągłej puszce wielkanocnej. To wystarczyło, bym wiedziała, że z przygarnięcia Delicious Cookies nie zrezygnuję.
Ciastka nie tylko znajdują się w puszce, ale znajdują się w pięknej puszce. Ma ona wypukłe elementy i cieszy oko wizerunkiem kruchych medalionów, opiłków czekolady i miski wypełnionej świeżą żurawiną. Na podstawie naklejono kartkę z polskim tłumaczeniem składu (którego i tak nie widać), poniżej zaś znajduje się łatwa do rozpracowania tabelka kalorii, uprzejmie informująca konsumenta, że od tego produktu biodra tak łatwo mu nie spuchną. W środku puszki znajdziemy kilka białych papierków na babeczki, w których leżą – jedno na drugim – urocze małe ciasteczka. Gołym okiem widać, że wtopiono w nie żurawinę, a po wierzchu posypano płatkami owsianymi. Zapowiada się smacznie i zdrowo.
Pięć ciastek waży 40 g. Wyciągając je z opakowania, od razu można się zorientować, że są dość tłuste (zostawiają ślad na opuszkach, zupełnie jak M&M’s Cookies). Posiadają zdrowy i przyjemny, pełnoziarnisty, a nawet wpadający w orzechowy zapach. Czuć też, że są słodkie w sposób owocowy, a nie cukrowy. Na tym etapie przypominają raczej kupne ciastka owsiane niż amerykańskie lub Pieguski. Spodziewając się, że będą równie suche, zaparzyłam sobie ciemną herbatę.
Przytwierdzone do powierzchni płatki owsiane okazały się kruche i przyjemne, ale lekko tłuste. Podobne były samo ciastka: kruche – ale nie kruszące się – delikatne, niezbyt twarde, za to tłuste. Suszonej żurawiny znalazło się w nich więcej, niż sądziłam, schowała się ona bowiem wewnątrz. Była niezwykle, ale naturalnie słodka, a do tego soczysta i pełna smaku, zupełnie jak świeże owoce. Tivoli Delicious Cookies chrupane na sucho były cudowne, choć odrobinę za tłuste, pozostawiały w ustach oliwkowy posmak rodem ze Sfornatini. W herbacie niestety traciły swoje walory, więc po małej próbie zaprzestałam maczania. Jeśli kiedyś będę w Almie i najdzie mnie ochota na słodkie pseudozdrowie, będę skłonna je kupić.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Fajne, uwiebiam take ciastka!a pudelko-puszka rzeczywiscie sliczne! Ale Alma to Alma, za pudelko pewnie tez sie placi :/ .Ale fajna masz mame, ze ci niektore rzeczy zostawia(oj,co tam czekolada xd) Moi rodzice to nie mysla o mnie jak maja cos fajnego,musze sie o to upominac albo sama sobie od nich brac
Ależ nie, z moją jest tak samo! Jak jej nie będę przypominać, że ma mi zostawiać, to sama raczej nie pomyśli. Z ciachami to był sympatyczny wyjątek od reguły :P
Kurczę, zawsze chciałam takie dostać… Dalej chcę! Jednak ciastka chyba oddałabym mamie, bo tylko puszka mi się podoba, chociaż nie wątpię, że ciastka mogą być niezłe.
Nie wątpisz, że mogą być niezłe, a i tak byś oddała? :D
Wyglądają bardzo smacznie a taka puszka to potem może się na coś przydać – na jakieś skarby :)
Niestety ciastka dostałam z informacją „puszka do zwrotu!” :(
Zarówno puszka jak i ciasta przypadły mi do gustu. Ciastka wydają się bardzo proste, jednak zjadłabym (prawie) wszystko z żurawiną.
Też lubię żurawinę.
Już sama puszeczka sprawia, że chce się je dorwać w łapska. Wiesz co teraz przypomniało mi się zdjęcie mojego ,,barku”, z czekoladami, które Ci wysłałam i zrobiło mi się smutno jaka kolosalna jest różnica pomiędzy słodyczami w moim domu, a Twoim haha. :D Wiesz doskonale, że w kategorii słodyczy ciastka są zdecydowanie na czele i gdyby nie fakt, że zwykle są wieeeelkie i na dodatek pakowane w paczki 150g jak nie więcej to kupowałabym wszystkie jak leci. Co więcej TAKIE ciastka są na szczycie listy, a te dodatkowo tłuściutkie, słodziutkie, to dla mnie pewnie byłoby w granicach unicorna. Chociaż i tak nic nie pobije tych od McEnnedy. Nie ma szans.
Przypomniał mi się wybór czekolad Emilii :D
A ja nie mam w domu żadnej puszki :P
Moja mama przez długi czas trzymała w puszczce po werthersach swoje orzechy, ale dorobiła się już plastikowego pojemnika, a do tej pory trzyma w innej swoje małe świeczki.
A ciasteczka wygladają smacznie, tylko ta tłustość dla mnie brzmi niepokojąco :D
Czasy, kiedy ja nie miałam żadnej puszki, są już baaaaaaaaardzo daleko za mną :P Tłustości mogłoby nie być, tylko czy wtedy nie wyszłyby zbyt wiórowate?
Ja zawsze też lubię wszelkie słodycze w puszkach, jak gdzieś znajduje to kupuje. Ciastka na pewno przypadły by mi do gustu lubię takie kruche dodatki do herbaty, a ja są z żurawina to tym bardziej
Akurat z herbatą kiepsko współgrały.
wow kto by się spodziewał! że takie dobre ciastka, a Tobie się nie paliło :) Mamusia wie co dobre :D
Mamusia dostała od Mikołaja w pracy :)
tak, ale chodziło mi w sensie, że Ci zostawiła i nalegała, jakby był syf wątpię czy by to zrobiła :)
Dla mojej mamy nie istnieje zdanie, w którym „słodycze” i „syf” stałyby obok siebie :P
nie pisz tak xD
Kiedy to szczera prawda.
To mówisz, że te ciacha nie zdały testu herbaty :D Dobrze, że były wystarczająco dobre bez niej :) A dla mamy wielki szacunek :P
Hity też nie zdają, a i tak je kocham. Jak widać, nie wszystko musi zdać test herbaty (świetne określenie!).
Ach fajne ciacha! super! Zjadłabym. Ciekawe skąd dostała :d Głupio pytac :)
To co będzie w tej puszeczce?
PS kupiłam już dzisiaj koperty :P Także od jutro/ dzisiaj zaczynam kompletowanie. jak coś fajnego znajdę to dorzucę :) PS ty jagód goji nie lubisz tak? A inne suszone owoce? co lubisz?
Teraz doczytałam, że alma. Kurde wszystko alma. tam mają dużo takich ładnych puszek
Puszkę musiałam zwrócić właścicielce ;( A dostała ją od Mikołaja, czyli z dalekiej Północy!
P.S. Goji – NIE! Z suszonych tak samodzielnie to tylko daktyle (kocham), śliwki (mam w domu milion opakować), ew. figi, ale nie te z „kółka” (i tak nie chcę).
ok to owoców nie dostaniesz :P
wymyślę coś innego, bo mogłabym wysłać ci milion rzeczy (batony sante, ciastka itd) ale dla mnie one sa obrzydliwe, więc nie chcę Ci wysyłać czegoś co nawet mi nie smakuje.
Wyślij mi Questy, których nie chcesz :D
Słodyczowa rodzinka jak widzę. :D Moja mam także nie potrafi się czasami opanować. Ba, nie tylko ona, bo reszta też. Ja na szczęście poznałam umiar.
Pudełko jest fantastyczne, ale do szału i jarania się nim jeszcze daleko.
Tłuste. Trudne, o bym jeszcze jakoś przeżyła, skoro są pełnoziarniste. Fajnie wyglądają.
Tak, bardzo słodyczowa. Niestety… :P
Co do formy pakowania… Nie jem tylu słodyczy, jak już to coś bardziej zaplanowanego, teraz w ogóle bez słodkości do Wielkanocy, ale jak jakiś czas temu byłam w Biedronce z rodzicami i takie cukierki były w ślicznych, szklanych jakby słoiczkach to kupiłam tylko ze względu na nie… Tata zjadł cukierki, ja miałam pudełeczko -> profity idealne! :D
Co do tych ciastek! Ale miałabym ochotę zrobić tego typu! Cieplutkie, prosto z piekarnika! MMM!
Nooo… ja też nie jem do Wielkanocy. Ha ha ha :P
Podobnie jak Kimiko, często po cichu liczę, że na prezent z okazji x dostanę właśnie takie piękne pudełko ciastek/pralinek/innych dupereli. Nie chodzi o ilość, mogłoby być ich w środku tyle co kot napłakał, ale kaman, to jest piękne! A zazwyczaj za drogie, żeby kupić sobie 'ot tak’. No i ciastek na co dzień sobie nie kupuję. Więc pozostaje czekać aż ktoś mi je sprezentuje :P
Zwykle się jeżę na dźwięk słowa 'tłustość’, ale w tym przypadku tak źle mi się nie kojarzy, bo przywodzi na myśl moje niegdyś ukochane Sasanki. Były tłuste prawie jak chipsy, ale uwielbiałam je. Teraz za ich smak nie ręczę, za długo ich nie jadłam, ale wspomnienia jak to wspomnienia, pozostały wyidealizowane :D
Na co dzień ciastek też nie kupuję, bo jadam je rzadko, ale przynajmniej jedna paczka w domu być musi (obecnie mam co najmniej sześć). Sasanki kojarzą mi się z Lidlem.
Pomijając ładne opakowanie, puszkę, którą uwielbiam później wykorzystywać na przechowywanie innych rzeczy :D, wyglądają tak ładnie, apetycznie, są równe i wyobrażam sobie ich zapach, że z chęcią schrupałabym dwa, no może pięć :D
Żebyś tylko przy tym napadzie nie zjadła puszki :D
O uwielbiam żurawinę i jak tylko mogę dodaję ją do wypieków. Co do puszki to u mnie miałaby z pewnością dobre zastosowanie. Często piekę ciasteczka i puszka z pewnością przydałaby się na ich przechowywanie. Poza tym to co lubię w słodyczach to to, że są łądnie opakowane. To robi naprawdę wrażenie. Szkoda tylko, że często za to płaci się dwa razy tyle.
Niestety, za opakowanie, które można sobie zostawić na pamiątkę, trzeba trochę dopłacić. Ale w ramach prezentu dla kogoś, czyli raz w roku, czemu by się nie skusić? Albo nawet dla siebie :)
Nie wiem jak smakują (najęzycznie), ale swoją grubością coś mi przypominają. Musiałem gdzieś spotkać się z takimi grubasami, bo w głowie od razu pojawił mi się obrazek ich kruszenia. Tamte były jednak suche, nieco jałowe. Nie posiadały też owoców. Oczywiście, co też pamiętam, zjadłem wszystkie.
Puszki, nie tylko mi, kojarzą się z babcią. Czerwony okrądlak z cukrowymi ciachami w środku – czysty klasyk tamtych lat. Podobnie jak srebrna pucha od Wedla.
Fajnie, że jeszcze można dostać ciastka w czymś takim. Sentymentalny jestem, więc mi – chłopu przeca – się podobają. Nienawidziłem tylko sytuacji gdy w środku nich były nicie i igły, gasząc entuzjazm „wyszperania słodkiego w szafie mamy” :P
Ostatnie zdanie pierwszego akapitu – haha :D Mnie puszki nie kojarzą się z babcią. Jestem pewna, że nie posiadała ani jednej. Żadna z babć.
Też trzymam słodycze w puszkach i mam nawet podejrzenie, że ta różowo-zielona z muffinem w której masz Lindty, to dokładnie ta sama w której ja mam Rittery : ) Kupiłaś ją może w NANU-NANA ? A ciastka wydają się idealnie trafiać w mój gust.
PS: moja współlokatorka powiedziała, że jesteśmy bardzo podobne do siebie, niestety nie umiała sprecyzować w jakim aspekcie ; )
Tak, właśnie tam!
P.S. Hmm, myślę, że wyczuła nasze mroczne wibracje psychiczne… ;)
Takie puszki po ciastkach zawsze kojarzą mi się z moją świętej pamięci prababcią Marysią ;) Zawsze miała po kilka takich pudełek, a w nich ogrom cukierków! Od niej zawsze wychodziłam napakowana cukrem i nadpobudliwa po nim :P
Fajnie ciastka, podobne jadłam, ale z Anglii :)
Moje babcie nie miały puszek. Miłość do nich wzięła z wnętrza siebie.
Jadła bym te ciasta aż by mi się uszy trzęsły:)
:)