Raw and Happy, Rawnello Żurawina na czarnym lądzie

Bombonierki, czekoladki i pralinki nie są produktami, po które sięgamy na co dzień lub gdy dopada nas ochota na coś słodkiego. Nie są również produktami, które chętnie kupujemy sobie samym. Już ich piękne opakowania, zazwyczaj będące zintensyfikowanym przerostem formy nad treścią, wskazują na przeznaczenie podarunkowe. Wielkie pozłacane kartoniki wypełnione trzema pomadkami na krzyż. Kolorowe paczuszki obiecujące gruszki na wierzbie. Szata graficzna, która eliminuje konieczność owijania słodycza w papier pakunkowy, sama bowiem stanowi najpiękniejszą ozdobę. Pośród tych wszystkich łakoci są jednak i takie, które plasują się gdzieś pomiędzy. Nie należą ani do zbioru nieprzystępnych produktów prezentowanych, ani codziennych przyjemnostek. Są międzyzbiorowe. Dzięki atrakcyjnemu opakowaniu można je kupić zarówno dla świętującej urodziny przyjaciółki, jak i dla siebie – w prezencie dla organizmu. Trzeba bowiem zaznaczyć, że ich skład nie pozostawia wiele do życzenia, sam w sobie będąc wartościowym podarunkiem. I dziś właśnie o jednym z takich łakoci.

Rawnello to nazwa serii zdrowych pralinek dostępnych w ofercie firmy Raw and Happy w pięciu wariantach smakowych. Dla miłośników chrupiących bakalii są: Orzechowy sen o cynamonie, Migdały pod palmą i Łatwy orzech do zgryzienia, dla zwolenników nut suszonoowocowych zaś: Figa z Makiem oraz Żurawina na czarnym lądzie. Ja w ramach współpracy otrzymałam tę ostatnią, zachwycając się najprostszym i najbardziej apetycznym składem, jaki kiedykolwiek widziałam (daktyle, żurawina – 20%, kakao).

Raw and Happy, Rawnello Zurawina na czarnym ladzie (1)

Rawnello
Żurawina na czarnym lądzie

Kulki Rawnello ważą 110 g, co w moim kartoniku przełożyło się na trzynaście sztuk. Są one dość duże, wielkością przypominają stadium przejściowe pomiędzy marcepanowymi kartofelkami a milkowymi Lila Stars, a także ciężkie. Sprawiają wrażenie twardych jak kamień, przez co mogą przerazić niedoświadczonego konsumenta, ja jednak przywykłam już do tej złudnej kamienności produktów raw. Kiedy przesypałam je z kartonika do miseczki, pomyślałam, że przypominają ziemniaki. Nieregularnością (nie trafimy na ani jedną idealną kulkę), kształtem i różnicami w wielkości. Ponadto praliny zostały obtoczone w wytrawnym kakao, które delikatnie się sypie, co przywodzi na myśl kartofle nieotrzepane z ziemi.

Raw and Happy, Rawnello Zurawina na czarnym ladzie (3)

Aromat Żurawiny na czarnym lądzie to w pierwszej chwili czyste, jednocześnie słodkie i gorzkie kakao, które funduje starszemu, urodzonemu w odległym XX wieku konsumentowi wspomnieniowy powrót do dzieciństwa (bezapelacyjne 6 chi). Po chwili do wytrawnego proszku dochodzi owocowa – choć raczej wiśniowa niż żurawinowa – delikatnie kwaśna słodycz wnętrza. Wyczucie jej było momentem, w którym nie mogłam już dłużej zwlekać i rozkroiłam dwie kulki, musząc w to włożyć nieco siły (nadal udawały twardą skałę). Moim oczom ukazała się bordowa, z pozoru jednolita ścianka, w której dopiero podczas jedzenia dostrzegłam sporawe czarne, w konsystencji węglowe bryłki kakao.

Raw and Happy, Rawnello Zurawina na czarnym ladzie (4)

Zaczęłam od zlizywania kakaowego proszku. Był cierpki i pylisty, zalegający na powierzchni praliny cienką warstwą. Myślę, że gdyby go zabrakło, Żurawina na czarnym lądzie niczego by nie straciła. Pierwszy gryz części właściwej potwierdził moje przypuszczenia dotyczące złudnej twardości produktów raw, kulka bowiem rozpadła się w ustach momentalnie, fundując kubkom smakowym suszonoowocowe szaleństwo. Jak wspomniałam, jej konsystencja nie był jednolita. Zęby bardzo szybko trafiły na coś twardego, co umysł sklasyfikował jako jakieś orzechy. Przypomniawszy sobie jednak, że w składzie ich nie ma, przyjrzałam się dokładniej przekrojowi i znalazłam cudne węgielno-kakaowe skałki, doskonale pasujące do intensywnie słodkiego, wiśniowo-żurawinowego wnętrza. Wiedziałam, że coś mi ono przypomina. Skądś znałam jego smak. Po paru chwilach myślenia zorientowałam się, że to esencja grzanego wina, tyle że w wersji Rawnello pozbawiona alkoholowych procentów, za to doprawiona wytrawnym kakao.

Raw and Happy, Rawnello Zurawina na czarnym ladzie (5)

W opakowaniu Żurawiny na czarnym lądzie zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Uczucie to nie przeniosło się jednak praliny, które wyglądały na dość twarde i wytrawne smakowo. Sądziłam, że otworzę kartonik i zjem połowę, resztę zaś oddam rodzince. Stało się inaczej. Bardzo inaczej! Pierwszy gryz kulki Rawnello sprawił, że podzielenie się 110-gramową porcją zmieniło status z prawdopodobne na niewykonalne. Niepozorne łakocie, słodkie miniaturki ziemniaków z polskich pól, uwiodły mnie smakiem zimowego grzanego wina i konsystencją zwartych przemielonych suszonych owoców, między którymi figlarnie chrupały węgielne skały. Jedyny minus produktu to bardzo (!) wysoka słodycz, ale w porównaniu z jego zaletami ginie marnie w odmętach pamięci.

Ocena: 5 chi


Skład i wartości odżywcze:

Raw and Happy, Rawnello Zurawina na czarnym ladzie (2)


Raw and Happy(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Raw and Happy)

42 myśli na temat “Raw and Happy, Rawnello Żurawina na czarnym lądzie

  1. Ładne, mi tez podoba sie opakowanie i ich wyglad, ale ten smak to nie dla mnie, bo nie przepadam za zurawina. Ale skusilabym sie na migdaly pod palma albo orzechowy Sen o cynamonie :)

  2. Inny smak tego kiedyś mnie ciekawił, ale teraz… po Twojej recenzji doszłam do wniosku, że to jednak nie dla mnie. :P
    Dobrze jednak, że Tobie smakowało.

      1. Obecnie nie lubię słodyczy w innej formie niż czekolady, albo ewentualnie czekolado-batony (jak np. baton marcepanowy w czekoladzie, czy Lindt Hello…).
        Za to z chęcią zjadłabym czekoladę z nadzieniem z takich pralin. :P

  3. Nie spodziewałabym się po takim składzie smaków wina, ale wspaniałego smaku na pewno :) Rawnello nigdzie nie mogę spotkać, ale ciekawe co by wyszło jak bym zmiksowała daktyle z żurawiną i obtoczyła je w kakao :D

  4. Przypominają domowe trufle, które raz na ruski rok zrobię (lub „kozie bobki” jak ochrzcił je mój brat). A , że doskonale nadają się na prezent, to , nooo. Mam je. Mam je, ale niestety nie dla mnie. Więc leżą z boku a ja tylko co jakiś czas mizernym wzrokiem na nie spoglądam ;(

    1. Prezent już podarowałaś czy nie? Bo jak tak, a obdarowana osoba nawet nie pokusiła się o otwarcie, zrób to za nią. Dokonasz dobrego uczynku, a nie aktu zachłannego wandalizmu :P

  5. Nie sądziłam że zarzucisz im wysoką słodycz :P Nie wyglądają fenomenalnie, ale i mnie urzeka ich skład i fakt, że każda z nich jest inna, wydają się przez to mniej 'przemysłowe’ i robione przez maszynę, a kojarzą się z lepionymi własnoręcznie przez człowieka – chociaż ja nie wiem jak jest w rzeczywistości xd Tak czy siak daktyle, żurawina i kakao – to nie mogło się nie udać!

  6. nie jadłam nigdy nic z tej firmy, ale skoro Tobie posmakowały to muszą być obłędne! Ja pierniczę,,, ty szczęściaro :D Tylko w sumie z drugiej strony u mnie groziłoby zjedzeniem wszystkich smaków naraz, silna jesteś :)

  7. A jeśli kupiłam sobie bombonierkę z Milki, gdyż mama dała mi na nią pieniądze, bo miał to być taki prezent, to się liczy?
    Najgorzej dostać bombonierkę znienawidzonej firmy.
    Nie wiedziałam, ani tym bardziej nie jadłam. Nawet nie pomyślałam, że może Ci chodzić o żurawinę.

    1. Nie, bo to w ramach prezentu od mamy. Nadal liczy się jako prezent, tylko od leniwej/nieogarniętej osoby :P

      P.S. Znienawidzonej mówisz… Nic gorszego niż Pasjonata!

      1. Dokładnie o nią mi chodziło. ;-; Nie wiem czy wiesz, ale kiedyś pisałam. Jeśli nie wiedziałaś, to niezłe masz wyczucie.
        Moją rodzicielkę tak można nazwać.
        A co do chipsów… jak znajdę ten smak, napiszę Ci. O ile nie zapomnę.

  8. Przypominają mi super cukierki/ trufle, z paskudna otoczką. Jej smak chyba kojarzy każdy, kto myślał, że przecież najważniejsze jest w środku. Nie mam pojęcia jakby mi smakowała żurawina, ale przez wino, zupełnie mnie nie ciągnie.

    P.S. Ja tam wiele bombonierek kupowałem sobie sam. Jak w Biedronce były promocje, miało to nawet ekonomiczny sens.

  9. Hmm… Aż nabrałam ochoty na spróbowanie :) A najbardziej Migdałów pod palmą… Nawet znalazłam gdzie można je dostać we Wro… Ech…

  10. Dostałam te kuleczki wlasnie :D oczywiscie od razu sprawdzam u Ciebie- standardowo nei zawiodłaś <3 za to producent chyba troche schrzanił wartosci odzywcze :/ niestety musze na to patrzec i w duzym stopniu sie sugerowac wybierajac cos slodkiego: 37gr tluszczu w 100gr?! srlsy? SKĄD. Przeciez to owoce suszne, zawartosc tluszczu w nich zmierza ku zeru absolutnemu..z kakao? raczej watpie, musialyby sie skladac tylko z kakao, w dodatku nieodtluszczonego.. coś mi tu grubo nie halo.

    1. Kiedyś miałam problem z rozpiską wartości odżywczych na batonie firmy Zmiany Zmiany. To było niedługo po powstaniu marki. Zgłosiłam zgrzyt i okazało się, że mam rację, a producent wydrukował nowe etykiety. O błędach na poprzedniej raczej nikogo nie poinformował. Jestem niemal pewna, że podobną sytuację miałam z Raw & Happy, na dodatek właśnie z którymś wariantem Rawnello, ale głowy uciąć nie dam.

  11. To chyba dosc czeste zjawisko, bo ktorys baton z food by Ann tez mial pochrzanione makro:/ Zglaszalam to za posrednictwem strony ilewazy.pl, producent ich olał :/ Zdawkowo zbył i sprawa wisi w eterze. Szkoda, bo to w sumie ważny wykladnik wyboru produktu ( nie dla wszystkich-wiadomo, ale jednak kupują tego typu produkty głownie fit-wkręty i świry siłowniane). Przyjme wartosci dla innego podobnego produktu, bo nie ma szans zeby 37gr tluszczu bylo w 100gr tych kulek. Zreszta zjadlam juz 5 -zaje..ste ;]

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.