Heidi to kontrowersyjna marka. Opakowania jej czekolad do złudzenia przypominają lepszego jakościowo Lindta, smaki też powstają w wyniku zgapienia inspiracji szwajcarskim rywalem, ale cena jest zdecydowanie przyjemniejsza. Kto choć raz postanowił zaznać ekskluzywności, ale w sklepie ukąsił go wąż przesiadujący w kieszeni, na pewno wie, o czym piszę. Jeśli nie, przedstawię to w wielkim skrócie: tabliczki Heidi rozczarowują. Nie są tak dobre, jak powinny być, ani też tak piękne surowcowo, jak by się tego od nich oczekiwało. Czy stanowią konkurencję dla Lindta? Jasne, zwłaszcza w Almie, gdzie stoją na tym samym regale. Prawda jest jednak taka, że konkurencyjność jest wyłącznie iluzją optyczną.
SUMMER DELIGHT
Stracciatella
Moje dotychczasowe doświadczenia z Heidi ograniczają się do dwóch czekolad: bezsmakowej białej z bakaliami Gourmette i śmierdzącej skarpetą, przeciętnej smakowo mlecznej Creme Brulee, a także dwóch całkiem niezłych batonów ChocoVenture: białego i mlecznego. By na ich podstawie – a zatem zbyt pochopnie i przedwcześnie – nie skreślać marki, na początku lata zaopatrzyłam się w trzy sezonowe nadziewajki, jako że czekolady z kremem są tym, co Olgi kochają najbardziej. Pierwsza z nich składała się z białoczekoladowej tafli i serca o smaku stracciatella. Od niej właśnie zdecydowałam się zacząć.
Mając w pamięci stan, w jakim znajdowała się wspomniana już skarpetowa tabliczka Heidi, postanowiłam nie dopuścić do sytuacji otwierania nowych czekolad na kilka dni przed końcem terminu ważności. Zamiast tego sięgnęłam po nie w połowie stycznia, czyli dokładnie pięć miesięcy przed dniem śmierci. Niestety, otwierając Stracciatellę, wiedziałam już, że nie czeka mnie nic dobrego. Na spodzie czekolady pojawiło się kilka nakrapianych plamek, jakby nadzienie uciekło ze środka kostek przez miniaturowe otwory, sama czekolada zaś była twarda jak kamień. Nie dało się jej pokroić nożem, bo pękała i kruszyła się jak wagina stulatki produkt znacznie po terminie. Rozumiem, że upały, które spędziła w metalowej puszce, mogły jej przeszkodzić, ale bez przesady. Skoro udaje Lindta, niech zachowuje się jak on. (Poza tym zaczynam sądzić, że Heidi to taka firma, której czekolady nigdy nie znajdują się w stanie poprawnym).
Wiór Czekolada została podzielona na pięć rządków po dwie pięknie zdobione kostki. Pachniała bardzo ładnie, prawdziwie białoczekoladowo. W zapachu znajdował się również poniuch czegoś, ale nie byłam w stanie go do niczego przypisać. Tak jak wspomniałam, warstwy się kruszyły i odpadały od siebie, a nadzienie było egipską mumią, na dodatek bez smaku. Występujące w nim kawałki czekolady przypominały raczej cukrowe płatki o smaku czekolady – zupełnie jak w maśle orzechowym Primaviki. Były chrupkie jak kryształki cukru lub ziarna kakao, całkiem przyjemne. Przyjemna była także biała czekolada, w konsystencji ledwo-ledwo bagienkowa, za to zgodna na płaszczyźnie deklaracja-smak. Może trochę zbyt delikatna, bo im więcej jadłam, tym bardziej brakowało mi w niej głębi i wyraźniejszego smaku, ale przynajmniej nie okazała się przecukrzona czy plastikowa. Gdyby do ogólnej przyjemnej śmietankowości dodano ziarna kawy, a nie kawałki cholera-wie-czego, przyznałabym Stracciatelli 4 chi.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Straciatella to tak fajny smak, a oni nie umieli jej zrobic poprawnie! Wstyd! Nawet jak nie jest przecukrzona, to wg mnie straciatella to wanilia z gorzka, albo deserowa czekolada(taka jest najlepsza XD)
Tez nie przkersslam Heidi, bo ich baton mi calkiem smakowal, ale Lindtowi napewno nie jest rowna! :)
Moim zdaniem Heidi mało co potrafi zrobić poprawnie :) Ale kto wie, może pewnego dnia naprawdę mnie zaskoczy.
Ja z tej serii dłuższy czas temu dostałam od Taty mleczną z nadzieniem „cytrynowy sorbet”, ale popatrzyłam i oddałam Mamie, nawet nie otwierając (pamiętając recenzję czoko). Te Heidi po prostu nie mogły się udać. :P
Wierzę, że mogłoby być nawet smacznie, gdyby była tam kawa, tak jak napisałaś, ale niestety… Mam wrażenie, że jakby ludzie tacy jak my pracowali przy tworzeniu czekolad, ten rynek byłby w o wiele lepszym stanie.
Gdybym ja pracowała przy tworzeniu, to na pewno cała Polska byłaby gruba :)
Wygląda tak smacznie, a tu tyle zakłóceń :)
Z heidi jadłam chyba tylko 85%, smakowe jakoś mnie nie zachęciły jeszcze do zakupu.
Zakłócenia to mało powiedziane!
Jedyny smak z tej trójki, który mnie nie skusił. Jak okaże się, że on będzie miał najwyższą ocenę to się nieco na siebie zirytuje.
No to nie będziesz się musiała irytować :)
wow i tak dałaś więcej nie myślałam! ja białych czekolad raczej nie lubie, z przyczyn wiadomych, alergia na kakao wiec musze jesc glownie je.. tzn w gimnazjum i liceum je jadlam, ale teraz czasami zjem kawalek dobrej czarnej a pozniej cierpie :D
Cholernie Ci współczuję :/
Biała to wiadomo, że najbardziej mnie interesowała. Nadzienie też, bo straciatella nie pojawia się często. Czułam, że z nadzieniem może być problem, że będzie po prostu… nijakie. Wybaczyłabym, o ile czekolada stanęłaby na wysokości zadania.
No, niestety. Po Heidi nie należy oczekiwać zbyt wiele. Ale cieszę się, że kupiłam całą trójkę, bo teraz wiem, że nigdy więcej nie stracę kasy :)
Biała…. ah mi już ślinka cieknie na samą myśl. Zjadła bym uwielbiam białą
Ach :)
Zjadła bym białą czekoladę:)
Tylko please, jakąś dobrą, a nie to-to.
No właśnie tu jest problem bo ma ochotę a dobrej białej czekolady u mnie w miescie brak:(
O dobrze powiedziane, tabliczki Heidi rozczarowują i to bardzo. Już kilka razy się nacięłyśmy na te ekskluzywne czekolady a wyszło wręcz przeciętnie. Jedynie wersja mleczna z płatkami migdałów w karmelu była naprawdę, naprawdę pyszna :D
No właśnie to jest jedyna, którą jeszcze chcę kupić. Reszty – niet.
Faktycznie na pierwszy rzut oka Lindt. Od zawsze byłam wielką fanką białej czekolady. Ale chyba w końcu mi się przejadła. Niemniej jednak gdybym zobaczyła tak atrakcyjne wizualnie opakowanie to pewnie bym sięgnęła, bo jestem wzrokowcem. Jednak jak opisujesz jej inne wersje straciłam na nią ochotę. Jak w ogóle czekolada może śmierdzieć skarpetą? Bleee, aż mnie ciarki przeszły. Dobrze, że tej smak przynajmniej był znośny, ale jak bez zachwytu to będę od niej stroniła.
Pozdrawiam serdecznie. Ciekawe czy mnie jeszcze pamiętasz? ;)
Oczywiście, że pamiętam! Aż się zdziwiłam, widząc nick :) Fajnie, że jesteś.
To boli, że opakowania Heidi są takie śliczne. Przez to zerkałam na nie zdecydowanie zbyt często i nieziemsko się ucieszyłam, gdy dostałam od brata dwie tabliczki. Jedna z nich to nieszczęsna Iced Coffee, mam jej recenzję nawet w całości, ale nie wiem czy publikować. Była w podobnym lub nawet gorszym stanie jak ta twoja i miałam wtedy wyrzuty sumienia, że może źle ją przechowywałam xd (co tam, że dostałam ją w grudniu). Jak tylko widzę post roboczy z jej nazwą trafia mnie szlag i chcę go usunąć, ale kurde nie mogę. Szlag by trafił tą Heidi :P
Iced Coffee pojawi się 13.03. Zapraszam do opublikowania recenzji w tym samym dniu, będziemy porównywać :)
Batony faktycznie dobre, ale czekolady porażka. … ostatnio w Auchan widziałam praliny Heidi wyglądające jak te Lindt! W pierwszej chwili myślałam, że to Lindor , ale cena była zbyt niska (55 zł kg), na lilowych i miętowych papierkach dopatrzyłam się napisu Heidi … jadł je ktoś te kulki?
Nie jadłam, nie widziałam. Założę się jednak, że sporo osób wtopi, jeśli już nie wtopiło. Ludzie nie zwracają uwagi na napisy, jak opakowanie wygląda podobnie. Ech…
Szkoda, bo zapowiadało się naprawdę pięknie (tzn. pysznie) :(
Rzeczywiście szkoda.
Nie mogę odżałować Heidi. Powtórzę się po raz enty, że uwielbiałam ich Summer Venture. Co roku mnie zaskakiwały połączeniami smakowymi. Skład nie był idealny, sama czekolada również – ale jednak te kolekcje miały urok. Nadziewańce jak dla mnie masakra… :(
Nie mogę uwierzyć, że cokolwiek z tej marki Ci smakowało. To nie może być prawda.
Smakowało. Przed erą tych paskudnych nadziewańców. Naprawdę z wielkim sentymentem wspominam Summer Venture.
Straciatellą zachłysnąłem się na chwilę. Moja przygoda z tym smakiem trwała pewnie krócej niż pój roku. Pewnie przez fakt, że była to – dla mnie – wtedy kompletna nowość, traktowałem ją jako coś ekskluzywnego. Podobnie jak Tiramisu. Dziś jest zupełnie inaczej. Jak bardzo inaczej? Niech siłę takietojakieśnijakie opisze fakt, że ta BIAŁA czekolada zupełnie mnie nie kręci ;)
Też miałam przez chwilę szał na stracciatellę, ale pod koniec podstawówki, gdy chodziłyśmy z mamą na lody do osiedlowej lodziarni i była właśnie kuweta z tym smakiem. A zaraz obok mięta z płatkami czekolady, o dziwo również dobra.
Nie wiem co o niej myśleć, zraziłam się do nadziewanych Heidi, Twoja ocena to potwierdza, przekrój byłby niezły, ale rzeczywiście wygląda fatalnie, jakby leżała pół roku po terminie. No nie wiem, nie wiem…
A ile tabliczek Cię zawiodło, że się zraziłaś? Tylko nie pisz, że jedna :P
Nigdy nie jadłam jeszcze nic od Heidi, ale już od dłuższego czasu czaję się na jakiś smak i…sama nie wiem na jaki.
Ten z migdałami, o którym napisały w komentarzu Pandy. Podobno jest naprawdę zacny.
W takim razie porozglądam się za nim. Podobno jeszcze smak ”Florentine” jest niezły.
To jest ten sam.