Czyżby zapowiadała się kolejna pieśń pochwalna dla Lidla i jego produktów? A co tam, niech będzie! Skoro ktoś wytwarza smaczne, ciekawe i nietypowe słodycze, dlaczego miałabym się czepiać i szukać powodów do narzekania? Tym razem rzecz dotyczy pewnych ciastek… a może nawet nie ciastek, ale bezowych wynalazków, które pojawiły się w ramach świątecznej oferty Deluxe (uściślijmy: bożonarodzeniowej, późna publikacja wynika z kolejki wpisów). Gdyby nie wysłała mi ich Nikola, pewnie nigdy nie zwróciłabym na nie uwagi. Tygodnie tematyczne organizowane w niemieckim dyskoncie bowiem wprowadzają zbyt wiele interesujących produktów. Na pewnym etapie pogodziłam się z faktem, że i tak nie spróbuję wszystkich, w związku z czym przestałam nawet spoglądać na półki ze słodyczami. Gwarantuję wam, że są ciekawsze formy spędzania wolnego czasu od stania na środku marketu i rwania włosów z głowy na myśl o tym, że oczy widzą więcej nowości, niż miesiąc ma dni. I tak oto przerzuciłam się na tryb chilloutu. Jeśli jakiś słodycz trafi w moje ręce, na przykład w wyniku przypadkowego zakupu, skuszenia się na promocję, prezentu, przesyłki lub maminej uprzejmości – przyjmę go z radością i napiszę recenzję. Jeśli nie – cóż, takie jest życie.
Chocolate Mousse Meringue Bites
Recenzowanego dziś produktu sama nie kupiłabym z kilku powodów: jego rozmiar (85 g) jest dziwny – za dużo na jedną degustację, za mało na dwie, konsystencja również – ciastka to czy nie ciastka?, a kaloryczność powoduje atak serca i opuchliznę bioder (616 kcal/100 g). Gdybym jednak wiedziała o jego istnieniu, myśli na pewno krążyłyby wokół drobiazgów takich jak: z czym mogłabym to zjeść?, jak smakuje i jaką konsystencję posiada mus?, czy rzeczywiście da się najeść połową zawartości opakowania?
Wczytawszy się w opis z tyłu kartonika, odkryłam, że produkt w 1/3 składa się z bezy. Lubię bezy, choć dawno ich nie jadłam. Kojarzą mi się albo z wielkimi workami wypełnionymi białymi, różowym i niebieskimi a la kwiatkami, które można kupić w supermarketach do dekoracji tortów, albo z dzieciństwem, gdy babcia wracała z Plusa, zahaczając o pobliską cukiernię, i przynosiła mi znienawidzone, tłusto- i sztucznokremowe torciki bezowe. Oczywiście zjadłam je do końca, walcząc z mdłościami już w połowie. Na całe szczęście Chocolate Mousse Meringue Bites nie przypominały ani tych pierwszych – suchych jak wiór i kredowych, ani drugich – osadzających się na podniebieniu niczym aromatyzowana margaryna. Były maleńkie, pokryte mleczną czekoladą i ozdobione paskami z czekolady ciemnej. Absolutnie urocze.
Sześć sztuk bezek ważyło równe 40 g i dostarczało prawie 250 jednostek biodrowych. Przeniesione na mały talerzyk, pachniały obłędną mleczno-kakaową czekoladą z Lidla (lub z Magnumów). Co ciekawe, czekolady owej było naprawdę sporo, zważywszy na skromny rozmiar pojedynczej sztuki. Smakowała tak samo, jak pachniała: mlecznie, kakaowo, słodko, rozpływała się zaś bagienkowo. Pod nią tkwił główny bohater kompozycji: chocolate mousse. Spodziewałam się, że musem będzie on jedynie w nazwie, tak jak nadzienie Ritter Sporta Kakao-Mousse. Nic bardziej mylnego. W produkcie Deluxe mus był prawdziwie musowy: lekki, tłusty, wodnisto-margarynowy. Rozpuszczał się w sekundę i zostawiał na ustach czekoladowy błyszczyk. Choć wspomniałam o jego margarynowości, nie był ani tani, ani ordynarny. W smaku wyraziście kakaowy, ale nie tak słodki jak krem z Loffel Ei, a nawet mniej słodki od otaczającej do czekolady. Zawierał migdałową nutę. Opierał się bezpośrednio na dość grubym bezowym płatku, posiadającym zaskakujący, bo karmelowo-miodowy smak, który z czymś mi się kojarzył, ale nie mogłam sobie przypomnieć z czym.
Nadal nie wiem, jakim rodzajem słodyczy są Chocolate Mousse Meringue Bites. Łączą w sobie trzy stany konsystencji: bagienkowość czekolady, lekkość musu i chrupkość bezy. Ponadto splatają co najmniej trzy smaki: mleczność polewy, kakaowość największej warstwy i karmelowość twardego spodu. Są jak ciepłe lody w wersji upgraded lub daleki kuzyn moich ukochanych Kardynałek od Tago (lub lidlowych Admirałek; polecam zwłaszcza zabajone). Stanowią idealne wyważenie słodkiej czekoladowej otoczki i zachowawczego, niemal wytrawnego serca. Choć sama nadal nie skusiłabym się na zakup, głównie przez rozmiar, nie ma takiej rzeczy, którą produktowi mogłabym zarzucić.
Ocena: 6 chi
Wyglądają obiecująco, po Twojej ocenie widze, że smak również niczego sobie – nie wiem tylko czy nie byłyby dla mnie za słodkie ;)
Dla mnie nie były, ale Twojego gustu jeszcze zbyt dobrze nie znam, więc wolę nie strzelać :P
Wygladaja ładnie, opis tez zacheca. Ale ja nie lubie bezy :( wiec nie dla mnie ta przyjemnosc :p
Ale nie lubisz konsystencji, tak? Bo smaku bezowego tu nie ma :)
Tak, jest taka twarda… Smak jest jeszcze do zniesienia :)
Jedliśmy je z mężem w zeszłym roku kilka razy,były pyszne:) . W tym roku ich nie kupiłam bo nim się zorientowałam,że miały być już ich nie było:(
Upolujesz w przyszłym :)
To nie dla mnie, w dodatku dlatego, że odkąd sięgam pamięcią wręcz nienawidzę bezy i wszystkiego, co można pod nią podciągnąć. :P
Jakieś szczególnie traumatyczne przeżycia z udziałem bezy? :P
Sama odczuwam niechęć do kupowania słodyczy takich „bombonierkowych”. A te bezy-czekoladki właśnie do tej kategorii zakwalifikowałam. Jedno bym z chęcią spróbowała, ale od całych pudełek będę się trzymać z daleka.
Czyli mamy to samo. Szkoda, bo czasem nawet się nie wie, co się traci. Z drugiej strony nie da się spróbować wszystkiego. Chiiiilllll :)
Szkoda, że muszę unikać cukru, bo czasami mam ochotę na takie słodkości. Bezy, cóż, coś wspaniałego. :)
Wiem, co czujesz, bo przez żołądek też nie mogę jeść i pić wielu rzeczy, na które mam ochotę.
Tak, mam podobnie. Generalnie muszę go unikać, ale nie ze względu na to, że w ogóle go nie toleruje, ale mógłby wyrządzić mi wielkie szkody. Gram bądź dwa na dobę – raczej nie zaszkodzi. Ogólnie unikam, wolę zdrowszy ksylitol lub erytrytol, ewentualnie stewia do wypieków.
Urocze te Cusie, myślę, że byłyby idealne na podwieczorek w dzień kiedy człowiek nie jest specjalnie głodny :D (mając na myśli jedzenie po obiedzie). Jeszcze wczoraj rano napisałabym, że taka forma to nie dla mnie, ale wieczorem miałam okazję próbować świetnych pralinek z różnymi rodzajami alkoholu, jakiejś polskiej firmy/manufaktury i były super jako odskocznia od masywnej czekolady ^.^
O kurczę, nie zostało Ci trochę? :D
Niestety, nie były moje. A szkoda, bo najlepsze, jakich w życiu próbowałam *hasztag tęsknię* xD
ach wyglądają świetnie! kurde kupiłabym (ale pewnie dawno ich nie ma) ale mam w domu w cholere różnych paczuszek ciastek.. Ostatnio jak bylam kilka razy w almie to kupowalam bo np jakies ciastka były na promocji z 17 zł na 3 i wazne jeszcze kilka miesiecy, do tego z magicznym napisem HAND MADE? było 6 rodzajów? wzielam wszystkie!
Pózniej nowe ciastka milki i te troche starsze za 3zł? tez wzielam 4 rózne opakowania, belvita na promocji? wezmy 3 rodzaje itd itd :D a mąż wlosy z glowy wyrywa bo najlepsze jest to ze ja tych ciastek nie jem :D jak zjem 1 do kawy z calej paczki to jest wszystko. :) ale lubie jak w domu sa zeby dzieciaki mialy co wyciagac albo zeby poczestowac jak ktos przyjdzie :)
Z 17 zł na 3?! WTF?! Brałabym jak opętana :D Nowe ciastka Milki mnie wkurzają, bo bardzo bym ich chciała spróbować, ale znów kupować całą pakę… eeechhhh. Napisz mi, czy dobre :) I w ogóle ciastka Milki za 3 zł? Nasze Almy to chyba inne sklepy, bo w mojej musiałabym za nie dać ze 30 zł, a nie 3…
ale nie te zagraniczne :D te takie oblane z jednej strony czekolada w kształcie krowy itd
Ta recenzja powinna być z dedykacją dla mnie, bo te małe cuda zawierają wszystko to co kocham najbardziej. :D Ja pewnie nie zarzuciłabym im nic, a pochłonęła z prędkością światła.
Nie mają wanilii, a czekolada nie jest biała – skucha! :[
Uf uf uf! :D Jak się cieszę z takiej oceny. :D No i cieszę się, że doszły w dobrym stanie. :D
A Ty ich próbowałaś? Nie pamiętam.
Produkt wydaje się całkiem fajny. Nie natknęłam się na nie. Jednak lubię takie lekkie wnętrza, przypominające nieco ciepłe lody. Lubię takie margarynowe smaki, ale jednak z zachowaniem ich szlachetności. A swoją drogą, fajne to określenie „bagienkowy” – trafia w sedno ;) Widzisz, Ty masz tak, że stajesz na środku marketu i masz chęć przetestowania nowości, a ja niestety jestem monotematyczna i rzucam się na to, co już nam i trafia w moje gusta w 100%. Dlatego rzadko poznaje nowe, słodyczowe smaki, a wielka szkoda. Pozdrowionka, miłej soboty :)
Gdyby nie blog, też kupowałabym znane rzeczy. To konieczność pisania recenzji zmusza mnie do żeglugi po oceanie nowości :P
Tak masz racje grozi nam opuchlizna bioder i wydanie ok 1 500 zł na karnet na siłownie oczywiście całoroczny. A to wszystko przez czytanie Twojego bloga i stale pozostająca chęć spróbowania tego co Ty proponujesz. Konsekwencje mogą być jeszcze bardziej znamienne w skutkach. Depresja i całkowite pozbycie się luster w domu.
Oferta Lidla bardzo mi się podoba. Maja bardzo bogata ofertę nie tylko słodyczy, ale również produktów piekarniczych. Uwielbiam bagietkę z roztopionym masłem czosnkowym. Wprost niebo w gębie!
Nie martw się, moje lustra już popękały i gwarantuję, że da się przeżyć! :P
Wspomnianej bagietki nie jadłam, ale zgadzam się co do opinii o całej ofercie Lidla.
Też nie zwróciłam na nie w grudniu uwagi… Ostatnio ogólnie omijam sklepy, bo za dużo tam nowości/ciekawostek i muszę się siłą powstrzymywać przed kupnem. Kaloryczność rzeczywiście zabójcza, dobrze że smak to rekompensuje ;)
Ja za to przestałam oglądać gazetki sklepów. Niestety, nadal śledzę blogi o słodyczach i forum z nowościami spożywczymi, więc o extra produktach się dowiaduję. Teraz mój portfel płacze na myśl o trzech nowych Magnumach (które na pewno kupię min. po dwie sztuki), rożku Cornetto, zającu Maltesers… Chyba to wszystko.
Żałuję, że ich nie było w moim Lidlu. Bezę lubię, ale tylko taką suchą, pieczoną długo i w niskiej temperaturze, nie znoszę lepkiej, ciągnącej – fuj!
Takie kolorowe w formie jakby kwiatka kojarzą mi się z dzieciństwem, ile to ich zjadłam!
Ja w sumie każde stadium bezy lubię, choć takiej ciągnącej się nigdy nie jadłam :P
Patrząc z zewnątrz, to bezy byłyby ostatnią słodkością do której bym je porównał. Bardziej strzelałbym w ciepłe lody, oblane czekoladą z musem z nadzieniem jak w ChocoJaffa od Milki (ale tym czekoladowym). I oastani akapit w sumie to potwierdza. Kiedy w Biedronce były ciepłe lody ale nie smakowały na taką ocenę.
W Lidlu cały czas są ciepłe lody. Muszę kiedyś kupić (oczywiście jak kolejka się zmniejszy, bla bla).
przy następnej zakupowej okazji wrzucę do koszyka i spróbuję : )
Dobrze uczynisz :)
Nawet nie patrzymy w stronę wszelkich ciastek i tym podobnych słodkości z Deluxe. Pewnie głównie ze względu na cenę, więc nawet nie wiedziałyśmy, że takie małe cudeńka są dostępne ale by się zjadło, nie powiemy, że nie :P
Ja z własnych obserwacji też bym nie wiedziała ;)
nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje… Mega! Wolę nietypowe recenzje czegoś niespotykanego, niż milionową recenzję tego samego po kolei na każdym blogu z recenzjami :> Oby więcej takich!
Miło mi :) Niestety te recenzje, których nie lubisz, też się będą pojawiać :P
nic takiego nie powiedziałam :P
O matko! Aż żałuję, że właściwie nigdy nie chodzę do Lidla! Ale może to dobrze, bo gdybym była tam częstym gościem to po kilku latach musieliby mnie wyciągać z domu dźwigiem przez okno.. Tyle dobroci!
Ale przynajmniej wtedy już fizycznie nie mogłabyś wejść do Lidla po więcej :D
Nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam bezy, a w sumie to je lubię i takimi ciastkami bym nie pogardziła, gdyby przypadkiem znalazły się w mojej szafie z ciastkami :D Sama nie kupię, bo ciastka mi z szaf aż wyłażą, a jeszcze mam kilka paczek pierników po świętach :/
Szafka z ciastkami, jak pięknie to brzmi! Co w niej obecnie masz? ;>
Nawet nie pamiętam, ale na pewno dużo pierników, ze 3 paczki jeżyków, pieguski milkowe, herbatniki w polewie milkowej, cookies xxl (czy jakoś tak) z milki, wafelki familijne, a więcej nie pamiętam, ale sporo tego mam, bo jak otworzę szafę to część wylatuje (tak to jest jak jest się łowcą promocji, a ciastek nie je się dużo :D)
Kurde, na każde jedne mam teraz ochotę :P Zwłaszcza na moje ukochane Jeże i milkowe Pieguski.
A ja tak długo nad nimi dumałam! Miałam je normalnie w łapach i prawie wkładałam do koszyka…żałuję, że nie wzięłam :(
Będzie jeszcze okazja za rok :)
Mus plus czekolada wygląda trochę jak ciasteczka alkoholowe języczki. Kocie języczki? Nigdy ich nie lubiłam ale na produkt Lidla chętnie zapoluję :D
Kocie języczki to dla mnie bombonierka złożona w 100% z mlecznej czekolady. Coś takiego: http://retro.pewex.pl//uimages/services/pewex/i18n/pl_PL/201306/1370338803_by_krzys_500.jpg