No i proszę. Wszyscy dają się skusić marce Zotter, to i ja w końcu uległam. Nie była to jednak żadna głęboko przemyślania decyzja ani zaplanowany akt zapoznawczy. Prawdę mówiąc, tabliczka Namaste India wpadła mi w ręce przypadkiem. W pewien pochmurny i wietrzny dzień wstałam z przekonaniem, że muszę zrobić objazdówkę po sklepach, bo położony w pobliżu Kaufland zirytował mnie brakiem waniliowych Loffel Ei. Dowiedziawszy się niedawno, że we Wrocławiu otworzono jeszcze dwa inne markety tej sieci, zadzwoniłam do obu i zapytałam o dostępność produktu. Niestety, nie mamy – poinformowały mnie panie z punktów informacyjnych w obu lokalizacjach. Jasne – pomyślałam. Mój sceptycyzm był zasadny, gdyż tuż po wejściu na dział słodyczowy w jednym z niestetyniemamy-Kaflandów moim oczom ukazał się cały karton wypełniony dwoma smakami Loffel Ei. Grunt to znać swój asortyment i umieć szukać (w obu sklepach bowiem przed daniem negatywnej odpowiedzi panie wyruszyły na poszukiwania). I to powinien być koniec mojej przygody. Niestety, zakupiwszy jajka Milki, przypomniałam sobie o widzianych dzień wcześniej jajkach Cadbury, na moje nieszczęście znajdujących się w drugiej połowie miasta. Niewiele myśląc, zawinęłam ciaśniej szalik, przeklęłam swój upór i pojechałam (po drodze robiąc przystanek w jeszcze jednym punkcie zakupowym). Na miejscu zastałam nie tylko upragnione czekoladki, ale i przecenioną na 7 zł, bo kończącą termin lekko ponad tydzień później tabliczkę Namaste India. Nie czytałam nawet, z czego się składa, nie mówiąc już o próbach przypomnienia sobie treści przeczytanych recenzji. Po prostu ją wzięłam.
Namaste India
Ciekawe jest to, że Namaste India wcale pierwszym Zotterem, w posiadanie którego weszłam. O tamtym jednak, którego nazwy póki co nie zdradzę, opowiem wam w swoim czasie. Przydatność do spożycia kończy mu się w maju, więc jeszcze trochę poczeka. Póki co skupmy się na dzisiejszej bohaterce, która – pomimo rozerwanego opakowania – prezentowała się pięknie. Zauważyłam jednak, że szaty graficzne czekolad tej marki na zdjęciach wychodzą barwniej i intensywnej, w rzeczywistości zaś są matowe, jakby wyblakłe, wypłowiałe. Jeśli zaś chodzi o skład, to tak jak napisałam we wstępie, kupując Namaste India, nie miałam pojęcia, co się w niej kryje. Nie mogłam sobie przypomnieć żadnej recenzji, a nie miałam czasu na grzebanie w telefonie i szukanie. Mogłam albo wziąć, spróbować i się zakochać, ewentualnie martwić linczem w związku z niepochlebną recenzją, albo nie wziąć i żałować. Tylko głupiec wybrałaby opcję drugą.
Dopiero w domu wczytałam się w skład, od razu przypominając sobie, dlaczego Namaste India nie znalazła się w moich zotterowych must have. Przyprawy korzenne z imbirem na czele. Ostrość. Chili. Masakra. Nie dość, że mam chory żołądek i nie mogę jeść takich rzeczy, to jeszcze za ostrym jedzeniem nie przepadałam nigdy. No ale dobra, szansę dać czekoladzie (i sobie) trzeba. Nadal pocieszała mnie piękna, minimalistyczna, odbiegająca od mainstreamowych wzorców szata graficzna oraz pieszcząca biodra kaloryczność.
Z papierowego opakowania wysunęłam złotko, z niego zaś wyjęłam jednolitą, niepodzieloną na kostki tabliczkę i pomyślałam, że mam przed sobą sztabkę złota. Niestety, owa przepiękna sztabka pachniała szatańsko, bo jednoznacznie ostro. Był to aromat alkoholizowanej trufli wzbogaconej o dużo przypraw korzennych z imbirem podkręconym do kwadratu na czele, uzupełniony wyraźną nutą cytrusową (przeglądając później skład, znalazłam nawet kilka pozycji odpowiadających za cytrusowość). Zabójcza mieszanka kręciła w nosie i sprawiła, że żołądek zapłakał na myśl o tym, co go czeka.
Na etapie oględzin i sprawdzania zapachu Namaste India wydawała się jednocześnie moja i nie moja. Krem i miękkość – coś dla mnie, ostrość i cytrusy w czekoladzie – zdecydowanie szatan. Nie było zatem innego wyjścia, jak tylko wgryźć się w odkrojoną połówkę i zastanowić nad tym, czy po niej zjeść również drugą. Zaczęłam od próby odgryzienia czekolady, która niestety ściśle przylegała do białego kremu. Była miękka, ale nie plastelinowa, raczej margarynowa (nie w smaku!). Sprawiała wrażenie zgęstniałego, zastygniętego kremu, jednak zupełnie innego od Novi Gianduji, zdecydowanie gorszego. Wydała mi się dziwna, a już na pewno nie posiadała karmelowego smaku. Pod nią znajdowało się białe nadzienie ze świeżymi, chrzęszczącymi pod zębami wiórkami kokosowymi. Miało ono smak mleka i cytrusów, na szczęście bez natarczywego kwachu znanego z Buttermilch-Zitrone. Już tu przemycona została lekka ostrość, która w dolnej, ciemnej i niestety większej warstwie rozwinęła się w pełni. Czułam kakaową cierpkość i wypalającą gardło ostrość chili, nie zabrakło również znienawidzonego imbiru. Konsystencja ciemnego nadzienia była równie dziwna, co czekolady – oba twory przypominały zgęstniałą kremo-margarynę.
Po pierwszych gryzach Namaste India martwiłam się o żołądek, po pierwszej połówce zaś zaczęłam się bać, że blogosfera mnie rozszarpie. Tabliczka bowiem nie smakowała mi ani trochę, nie było w niej nic magicznego, ani nawet nic, co sprawiłoby, że chciałabym ją zjeść do końca. Konsystencja wydała mi się dziwna, przyprawy korzenne paliły w gardło, a w białej części wyraźnie poczułam jedynie cytrusy, za którymi również nie przepadam. Podobała mi się szata graficzna, kaloryczność, kolorystyka i miękkość. Nie są to jednak powody, dla których człowiek kupuje czekoladę. Zdecydowanie wolę Milkę i Wedla.
Ocena: 2 chi ze wstążką
(wrażenia na 3 chi, ale za ostrość musiałam odjąć)
Tego Zottera nie jadlam, bo to tez nie moje klimaty, wiec nie moge ocenic (a tym bardziej rozszarpac i znienawidziec XD) Jadlam za to inne Zottery, i moze do innych sie przekonasz? Tamten drugi co kupilas to juz jakis normlanijeszy smak?
Do przekonania się będę miała jeszcze co najmniej trzy okazje w najbliższym czasie.
Tę recenzję czyta się jak dobry kryminał. No i trup w szafie w postaci chili też jest. Po czekoladę na pewno nie sięgnę- bo czekolada może być słodka lub gorzka nigdy ostrą, ale do Twoich recenzji, dla samej przyjemności czytania, już tak.
Dziękuję :) Też nie akceptuję ostrych czekolad. Absolutnie.
Widzę, że nic nie tracę :)
Zdecydowanie nie.
Bałam się tej recenzji u Ciebie… To nie było dobre pierwsze starcie z Zotterem, oby kolejne były lepsze. Inaczej zacznę się poważnie nad Tobą zastanawiać ;). Tu po prostu nie trafiłaś w swoje smaki, ale nie rozumiem Twojego odbioru karmelowej czekolady…
No cóż. Nie mogłam udawać, że czekolada smakowała karmelem, skoro nie smakowała :P
No cóż… takie czekolady i smaki trzeba po prostu lubić.
Ewidentnie nie trafiłaś na Twoje smaki, no bo… imbir? chili? cytrusy? wiórki? Nawet dobre wykonanie chyba ma pod górkę, skoro ktoś akurat tego wszystkiego nie lubi. W sumie… ocena mnie nie dziwi – wciąż mam w głowie wszystkie Twoje komentarze pod czekoladami z chili / imbirem. :P
Mnie też nie. Gdybym tylko przed zakupem rzuciła okiem na skład… :P
Jestem pewna, że i mi by nie przypadła go gustu, kompletnie nie moje smaki :D
Przypomniałaś mi, że miałam kupić jajka z milki :P
Teraz są wszędzie, więc masz łatwiej.
niby moje smaki (poza chilli) a jakoś nie zachęciłaś. A takie łądne opakowanie… ech no ale nie oceniaj książki po okładce w końcu :)
Trudno się zachęcić po takiej recenzji :D
Dobra, rozumiem, że mogło ci nie posmakować chilii, imbir, kardamon, wiórki i kwaskowate nadzienie. Ale, że czekolada nie była karmelowata? Myślałam, e co jak co, ale sama białaska ci posmakuje.
Mnie też to zaskoczyło…
Może te ostrości jej w głowie za bardzo zawróciły. xD
Nie, bo zaczęłam od czekolady i jadłam warstwami. Po prostu nie miała smaku.
,,Krem i miękkość – coś dla mnie, ostrość i cytrusy w czekoladzie – zdecydowanie szatan. ” Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że jesteśmy rozdzielonymi siostrami. :D Pewnie sama w sobie czekolada mogłaby mi smakować. To nadzienie niestety dla mnie osobiście kuleje, ale to oczywiście tylko ze względu na to, że ja to lubię zwykłe, plebejskie nadzienia – karmel, mleczne itd.
Jak lubisz czekolady bez smaku, to na pewno by Ci smakowała :) :P
Na pilantność nadzienia nic nie poradzę, ale co do smaku czekolady składam głośny sprzeciw! Jest karmelowa jak ta lala i jestem pewna, że chociaż częściowo zawiniła tutaj data ważności. Ostatnio nieświadomie kupiłam nadziewanego Zottera Arabian Dates który był dzień po terminie – zjadłam go od razu, mając w pamieci jego smak i konsystencję które poznałam na degustacji. I mówię ci, to jak niebo a ziemia! Różnica była ogromna, smaki przeszły się nawzajem (negatywnie) a konsystencja była glinowa. Myślę, że powinnaś dać nadziewajkom Z. jeszcze jedną szansę :)
Też sądzę, że musiała to być wina daty ważności. Jakąś godzinę temu sprawdzałam i posiadam jeszcze kubki smakowe, nawet sprawne, więc na pewno mnie nie zawiodły. Nadziewajki Z. będą miały jeszcze co najmniej trzy szanse.
:D
Dla mnie też chyba nie byłby to żaden rarytas. Przyprawy korzenne lubię jedynie w piernikach. Poza tym jedynie wygląd opakowania wydaje mi się tu apetyczny. Całość jakaś taka plastikowa i niezbyt zachęcająca (przynajmniej w mojej ocenie). A jak sobie pomyślę o tej zgęstniałej margarynie to już czara goryczy się przelewa – nie sięgnęłabym po niego. Nie moje klimaty. Chyba w Indiach bym się nie odnalazła ;)
Pozdrowieńka :)
A kruche ciasteczka korzenne?
A my właśnie na tą tabliczkę czaimy się od dawna :D Szkoda, że jednak nie była Tobie przeznaczona :/ To gdzie dokładnie ją kupiłaś?
Pisałam u Was na blogu w komentarzu, jak pytałyście o dostępność Zotterów we Wrocławiu, że są w Kuchniach Świata :)
Myślałyśmy, że jakąś kolejną miejscówkę znalazłaś :P
Na pewno jej nie spróbuję, pochlebne recenzje Basi i Kimiko tego nie zmienią, nie moje smaki, a na imbir, chili, cynamon, kardamon, wszystkie przyprawy tego typu aż mi skóra cierpnie, więc ocena mnie nie zdziwiła, jedyne co to zasmuciła trochę opinia o karmelowej czekoladzie..Oby następne spotkania były lepsze ;)
Oby, bo przy kolejnej dwójce już na pewno zostanę zlinczowana :P
takie wyszukane a słabe noty…co do pan z kauflandu…kiedyś oswiecalam je, ze alkohol ma termin waznosci. nie mogly wyjsc z podziwu, mowia mi, ze to termin produkcji, to, co im wskazuje na butelce. Przeczaco krece glowa i informuje, ze w zadnym wypadku tylko termin waznosci i likier jest przeterimowany. To uaprte strasznie obstaja przy swoim, a ze bylam przygotowana to pokazuje im drugą butelke tego samego trunku i mowie, a wedlug pani jesli to termin produkcji, to 2017 juz byl…? no coz mina im zrzedla…takze wiesz. Nie tylko nie wiedza, co maja na sklepie, ale tez pewnych rzeczy, ktore powinny wiedzieć też nie wiedza
Wiesz co, nie zawsze nie wiedzą. Czasem na chama wciskają klientowi kit, żeby pozbyć się towaru. Tylko że to już perfidia.
Zotter za 7 zł we Wrocławiu?! Gdzie?
Ja się z oceną zgadzam, dla mnie za dużo to było smaków, które zupełnie nie siebie nie pasują. Natomiast tę samą (chyba) karmelową czekoladę miałam okazję jeść w przypadku tej tabliczki: http://www.zotter.at/en/choco-shop/hand-scooped-filled-chocolates/hand-scooped/detail/product/caramel-nougat-fudge.html Tu była naprawdę dobra.
Nie mówiłam Ci, skąd ją wzięłam? Kuchnie Świata, tam są po 14 zł :)
Napisz tu wszem i wobec, że czekolada nie miała smaku, bo mi nie wierzą, a jadłaś tę samą tabliczkę co ja :P
Może i miała, ale nie było go czuć, bo został przytłoczony przez wszystko inne. Na pewno nie czułam go tak ja w wyżej wspomnianej tabliczce.
Może i mówiłaś, ale jakoś do mnie nie dotarło, najwyraźniej.
Jej! Wygląda przepysznie! Aż dziwne, że tak nie smakuje :(
Podstępne życie ;)
I teraz mam kompletny mętlik w głowie, bo zdania o tej czekoladzie widzę podzielone ;) Ja chyba jak będę kupować Zottera to wezmę bardziej sprawdzone i pewne rozwiązanie smakowe.
:)
Szkoda, że Ci nie przypadła do gustu. :/
Wciąż mam nadzieję, że inne będą super :)
Ja bym ją bardzo chętnie zjadła:) . Ja jadłam dwa Zottery były smaczne,ale nie zachwyciły mnie jakoś specjalnie:)
A które?
Tą mleczną co została ogłoszona najlepszą czekoladą i ta na stres z makiem
A pozwoliła im Pani się rozpuścić czy pogryzła i połknęła niczym milke?
Po co te uszczypliwości wobec Milki? :)
Nie uszczypliwość :), tylko rozpuszczając milkę rozpuszczamy cukier i tłuszcz, więc nie ma co się spodziewać nut smakowych, natomiast w prawdziwych czekoladach warto dać kubkom smakowym szanse, bo im więcej ich (czekolad nie kubków) jemy, tym więcej będziemy czuć zaskakujących smaków. Pozdrawiam!
Wygląda obłędnie, smakuje tandetnie. Dziwne to. Taka ropucha pod płaszczem księcia. Kwasek cytrusów, czy też kokos to zdecydowanie moje klimaty. Powierzchnia wygląda jak z karmelovej, więc tym bardziej powinna być przynajmniej dobra.
Wszystko można zepsuć przez złe jakościowo składniki, jednak nie widzę aby Z. sięgał po najtańsze gówno do produkcji np. galaretek w czekoladzie. Postawili na intensywność tego, co Ty byś wolała mieć w tle.
W tle? Najlepiej w ogóle bym się tego pozbyła :P Po prostu nie moje smaki, szkoda.
Rozerwane opakowanie to znak że to był tester. Ogólnie czekolada nie do sprzedaży. Skoro sprzedają tester to również mogli ją trzymać np w zimnie lub cholera wie w czym. Proszę szukać czekolad Zottera w Winiarni Marka Kondrata ul. Słowicza 19. Tam będą świeże i dobre. jakby nie mieli jakiegoś rodzaju, to prosze im wskazać, a na pewno zamówią. W razie problemów proszę się zgłaszać do dystrybutora. czekoladyzotter.pl.
Pozdrawiam!
Dziękuję. Jeśli to prawda, jest mi niezmiernie przykro, że zapłaciłam za czekoladę, która nie była przeznaczona do sprzedaży.