Marabou, Oreo (Candy Point)

Marabou… a cóż to takiego? Jest to kolejna bardzo znana – choć w Polsce zdecydowanie mniej – marka należąca do koncernu Mondelez, wymieniana tuż przy Milce, Alpen Gold, Daimie, Toblerone, Oreo… nie będę wszystkich wypisywać, bo nie starczyłby mi dnia. Występuje w wielu różnych wariantach smakowych, między innymi Oreo, Daim, Daim Saltlakrits, Black Saltlakrits, Japp, Digestive, Mintkrokant, Dukat, Bubbly Caramel… znów nie będę przedstawiać wszystkich, ale zainteresowanych – i odpornych na widok trudno bądź w ogóle niedostępnych w Polsce cudowności – odsyłam do strony producenta. Ja w ramach współpracy ze szczecińskim sklepem Candy Point otrzymałam tę pierwszą, w której Mondelez dokonał połączenia idealnej mlecznej czekolady Marabou ze znanymi amerykańskimi markizami Oreo.

Marabou, Oreo (3)

Oreo

Muszę przyznać, że wieczór otwarcia bohaterki dzisiejszej recenzji był dla mnie podwójną utratą dziewictwa. Pierwszą nowość stanowiły smak i jakość czekolady Marabou, której nigdy wcześniej nie jadłam – ba, nawet o niej nie słyszałam! – drugą zaś obcowanie z tabliczką z wtopionymi ciastkami Oreo. Do tej pory degustowałam albo prawdziwe markizy, albo różne warianty Milki: 100 g, 300 g, baton, które zawsze opierały się na kremowym wnętrzu. Ach, i byłabym zapomniała o najważniejszym aspekcie czekolady Marabou – postaci, w jakiej występują w niej ciastka. Otóż nawet gdy przeglądałam w internecie zdjęcia tabliczek z pokruszonymi markizami, zawsze znajdował się w nich wyłącznie herbatnik. Tu mamy do czynienia również z plamkami mlecznego kremu, co sprawia, że całość jest oryginalna i intrygująca.

Marabou, Oreo (4)

Tabliczki Marabou z tej serii ważą po 185 g, co jest rozmiarem dla polskich konsumentów dziwnym – kolejna cecha, dzięki której marka się wyróżnia. Każda liczy dwadzieścia osiem pięknych, dużych, grubych i mięsistych kostek ozdobionych pierwszą literą nazwy firmy, czyli „M”. Rządków jest siedem. Do przyjemnego wyglądu Oreo dochodzi przyjemna szata graficzna opakowania w zagranicznym stylu oraz przyjemna kaloryczność (zaledwie 540 kcal/100 g). Czekolada ma przepiękny kolor, od dołu jest mocno najeżona nieregularnymi kawałkami herbatników, a do tego pachnie jak milion dolarów – niczym owoc romansu mlecznego dzwonka albo zajączków Lindt z Milką, do której przy produkcji sypnięto trochę więcej kakao. Moje ukochane słowo obłęd zdecydowanie nie będzie tu nadużyciem.

Marabou, Oreo (6)

Podobnie jak spód tabliczki, każda z mięsistych kostek prezentowała morze pokaźnych czarnych ciasteczek i dużo mniejszych białych plamek. Rządki łamały się z trzaskiem, ale czekolada włożona do ust momentalnie się rozpływała, prezentując to, co zapowiadał aromat: mleczność, kakaowość, słodycz – wszystkie trzy parametry dużo wyższe niż w Milce. Bagienko oblewało język, ale nie było go wiele, ponieważ znaczną część kostki pochłaniały zwarte skupiska twardych ciasteczek. Były one lekkie, chrupkie i delikatnie słonawe. Nie potrafiłam poczuć ich smaku, ale dałabym sobie uciąć rękę, że do czekoladowej masy wrzucono oryginalne Oreo. Białe plamki nie miały ani własnego smaku, ani konsystencji innej niż czekolada.

Marabou, Oreo (9)

Skłamałabym, pisząc, że Oreo Marabou dostarcza wykwintnej i ekskluzywnej przyjemności. Ale czy ktokolwiek, sięgając po żółte opakowanie i popkulturowe połączenie smakowe, liczył na doniosłą degustację? Jeśli tak, powinien niezwłocznie zastanowić się zarówno nad sobą, jak i nad oczekiwaniami wobec świata. Prezentowana dziś tabliczka to 185-gramowy kawał prostej i niewyszukanej, dziecięcej wręcz uciechy. Czekolada jest niesamowicie mleczna, zaskakująco kakaowa i tak słodka, że pod koniec degustacji w gardle pojawia się uczucie cukrowej mdłości. Co ono oznacza? Że trzeba przerwać i odczekać, by mieć siłę na dokończenie produktu. Jego smak bowiem… ach, cukrowa poezja. Mondelez po raz kolejny udowodnił, że wie, jakie marki warto skupiać pod swoimi skrzydłami. Jeśli szukacie czegoś, co szybko i skutecznie was obezwładni, a jednocześnie dopieści kubki smakowe i serce, wiecie już, w co celować.

skalachi_6Ocena: 6 chi


Skład i wartości odżywcze:

Marabou, Oreo (5)


Logo Candy Point(odwiedź fanpage’e: FacebookInstagram)

Na stoisko dotrzesz:

Atrium Molo
ul. Mieszka I 73
71-011 Szczecin
pn-pt: 09:00 – 21:00
nd: 10:00 – 20:00

35 myśli na temat “Marabou, Oreo (Candy Point)

  1. Słyszalam o ich czekoladach,nawet te Daimowe widzialam kilka razy w Duce(tym drogim sklepie z akcesoriami kuchennymi) ale w zyciu nie pomyslalabym,ze sa takie znane na calym swiecie,ostatnio je Scrummy tez wprowadzilo do swojego sklepu.Dali ci chyba najfajniejszy wg mnie wariant,choc myslalam,ze będą tez kawalko nadzienia z oreo,albo poprostu czekolada bedzie ,,nadziana,, tak jak Milka Oreo

    1. Rzeczywiście dostałam jeden z najfajniejszych wariantów. Zresztą nawet Daima bym zniosła, byle nie lukrecję :D

  2. Ok. Przeszło mi. Zjadłbym ;) Choć faktycznie w Polsce nie jest popularna to w Norwegii i Szwecji, ogólnie Skandynawii, jest typowcem. My mamy Milkę oni to. Wolę tak myśleć, bo jakby posiadali oba to… ;)

    Opakowanie znam, a jakże. Testy słodyczy zza granicy plus oreo-tag zrobiły swoje. Ale i tak zaskoczyłaś oceną. A teraz idę wybiegać Hity ;)

    1. Tak, u północnych sąsiadów zwłaszcza z lukrecją – stąd tyle wariantów z tym dodatkiem. Ble :P

      I na mnie przyjdzie hitowy czas <3

  3. Bardzo znana a ja nie słyszałam ale jak widać nie tylko o tym :) Nie widziałam słodyczy tej marki ale to pewnie dlatego, że mieszkam w małym miasteczku i tutaj nie ma co szukać takich „nowości” :) Opisywana przez Ciebie czekolada najprawdopodobniej by mi nie smakowała, gdyż gustuje w ciemnych ale spróbować to bym spróbowała… czemu nie ;)

  4. Ja też o niej nigdy wcześniej nie słyszałam. Nie miałam w ogóle pojęcia, że taka czekolada istnieje. Nie wątpię, że jest dobra, ale jakoś tak oddałam już serce Milce Oreo (z dodatkiem kremu) i nie wiem czy by mi go nie brakowało w tej czekoladzie. Ale to tylko przypuszczenia. Musiałabym spróbować, żeby się przekonać. Może nie ma tu co liczyć na wykwintny smak dla smakoszy, ale z drugiej strony czasem ten słodyczowy mainstream jest i tak niezwykle smaczny, a ja bynajmniej bez trudu potrafię się w nim odnaleźć :D Pozdrowienia.

    1. Milka ma unicorna, Marabou 6 chi, więc różnica między szaleńczą miłością a po prostu zajebistą degustacją jest. Z drugiej strony naprawdę mnie cieszy, że Marabou nie ma kremu. Zawsze to coś nowego i opcja na wieczór, kiedy nie ma się ochoty na miękkie nadzienie, ale na coś do pochrupania.

  5. Jest jakiś element, który byś zmieniła i dzięki temu przyznała czekoladzie unicorna? Czysta ciekawość, bo i tak byłam pewna, że niżej niż 6 chi nie będzie :D

  6. Słyszałam o tej czekoladzie, ale akurat Oreo to nie ta wersja o której marzy lam jakiś czas temu. Bardziej ciekawiła mnie wersje Daim i z soloną lukrecją :D

  7. Jaka. Ona. Jest. Piękna. Ciekawa jestem jak bym ją porównała z Milkowym odpowiednikiem. Jeżeli byłaby lepsza niż wersja miniaturowa to… ojej. :D

  8. Ja mam Marabou z soloną lukrecją i… sama nie wiem, czego od niej oczekuję. Po prostu chciałam wreszcie spróbować cóż to takiego. :D Tę pewnie też bym z ciekawości spróbowała, na starcie ma u mnie plusa za brak mlecznego kremu jak w przypadku Milki (który teraz na pewno by mi nie pasował), ale jeśli chodzi o pozytywne zasłodzenie z kakaowymi ciasteczkami… pozostanę wierna Bellarom. Tym bardziej, że krem z Oreo nie jest czymś, co chciałabym wszamać w czymkolwiek. :P

    1. Na Bellarom bardzo liczę – na pewno w końcu kupię. Tyle że tam nie ma białych cząstek. Tu ich nie czuć, ale wyglądają fajnie.

  9. Opakowanie na zdjęciu wygląda tak niepozornie, że w życiu nie powiedziałabym, iż mieści aż 185 gramów czekolady.
    Oni mi się nie podoba, małe kostki również, ale opis smaku.. jestem nim kupiona :D

  10. Nie liczyłabym na doniosłą degustację patrząc na opakowanie, więc bym się raczej nie zawiodła. Nie przepadam za obecnością ciastek w czekoladzie, ale to, że ma też i krem z nich pochodzący mogłoby mnie skłonić do zakupu :)

    1. Tylko kremu nie czuć, więc nie liczyłabym na niego. Za to ciastka w czekoladzie radzę Ci polubić, bo są super :D

  11. Bardzo chciałabym jej spróbować, w ogóle bardzo chciałabym spróbować jakiegoś smaku od Marabou…tylko niehc to nie będzie wersja z lukrecją! :P

  12. Ostatnio ktoś z moich znajomych się nią zajadał. :D
    Dla mnie – Oreo – i nie ma co więcej dodawać. <3
    Wesołych świąt!

  13. Milka oreo to moja ulubiona czekolada z tych mlecznych. No, i ta toffi z orzeszkiem :) Ale ..tę też chcę! Nawet raz ją prawie kupiłam w sklepie Duka bodajże :)

    1. Taaak, to zupełnie nie Twój klimat. Bałabym Ci się zostawić Marabou nawet bardziej niż Heidi – przy złej opinii o H. tylko się śmiałam, a przy złej opinii o M. byłoby mi przykro.

  14. Uwielbiam! <3 Zawsze z Szwecji przywoże kilka różnych rodzajów czekolad z Marabou. Tą lubie jednak najbardziej. ;) Gdy ją jem aaaah… :D rozpływam się. :D Jest obłędna. :) Naprawdę Marabou mają bardzo dobre czekolady. ;)

  15. Wszystkich rodzajów nie próbowałam, tylko te co uważałam że będą dobre to sb przywiozłam lub dostałam od koleżanki. Pamiętam, że Ore, Daim, Biscuit i bąbelkowa były najlepsze. <3 Niezłe były jeszcze z orzech,rodzynkami itd. i nugatowa. ;) Mają troche rodzajów. :D Wszystkie do spróbowania jeszcze przede mną. :D :D

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.