Czekolada Lindta jest pyszna. Czekolada Lindta jest zachwycająca. Czekolada Lindta jest z wyższej półki. Czekolada Lindta jest… rozczarowująca. Tak, to wszystko prawda. Ilekroć sięgam po jakąś tabliczkę szwajcarskiego producenta, cieszy mnie jej smak, zwłaszcza gdy część zewnętrza – baza – jest mleczna. Jednocześnie zawodzę się środkiem lub dodatkiem, który miał być wyraźniejszy, łagodniejszy, miększy, twardszy, większy, mniejszy. Zawsze coś jest nie tak. Czekolady wraz z początkiem degustacji wyskakują w górę skali chi, jakby wybijały się z trampoliny, ale kiedy osiągają pułap pięciu piesków, zawisają w powietrzu i wbrew zdrowemu rozsądkowi oraz prawom fizyki wiszą, rozpaczliwie machając nóżkami. A może to ja wiszę i macham, nastawiając się na obłęd, a dostając dobrze wykonaną, ale jednak przeciętność?
Irish Cream
Tabliczkę Irish Cream wpisałam na listę must have, gdy tylko zobaczyłam ją w sieci. Co ciekawe, nie sądziłam, że spotkam ją w jakimkolwiek sklepie stacjonarnym, byłam bowiem pewna, że wchodzi w skład asortymentu zagranicznego. Kiedy jednak pojechałam z mamą po mikołajkowe zakupy do Almy, błysnęła do mnie z półki swoim zielono-złotym opakowaniem. Wiedziałam, że muszę ją mieć, co też szybko powiedziałam mamie, wkładając kartonik do koszyka. Czynnikiem, który skłonił mnie do długiej i dramatycznej miłości żywionej wobec Irish Cream, był likier o tej samej nazwie, który kocham całym sercem, a także syrop, dzięki któremu zwykłe piwo wzrasta do rangi najlepszego napoju świata. Jeśli nie próbowaliście, gorąco polecam.
Czekoladę otworzyłam dzień przed tłustym czwartkiem, o czym przypomniał mi jej zapach. W pierwszej chwili zaatakował moje nozdrza pączkami z adwokatem, za to bez udziału mlecznej czekolady. Chwilę później, gdy już się z aromatem oswoiłam, ewoluował w pralinki z alkoholem z dużej, wielosmakowej bombonierki. Na końcu zaś przeobraził się w wedlowskiego Pawełka o smaku advocat, tyle że oblanego mleczną czekoladą. Tabliczka wyglądem przypominała płynnoalkoholowe Whisky i Grog, niestety wcześniej skojarzyła mi się z rozczarowującą Pistache. Jej kostki z jednej strony były tabletkami, z drugiej ampułkami laboratoryjnymi, połączonymi cienkimi warstwami czystej mlecznej czekolady.
O prezentowanej dziś czekoladzie myślałam w kategoriach unicorna, niestety już po odnotowaniu zapachu wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Nie zrozumiejmy się źle, aromat był sympatyczny i zachęcający, ale odpowiadał raczej adwokatowi niż tytułowemu likierowi. Ponadto tabliczka łamała się dziwnie. Zamiast podążać śladem kresek między kostkami, pękała jakkolwiek, nierzadko naruszając powierzchnię ampułkową, z której wyzierało nadzienie. Na całe szczęście nie było ono płynne, lecz miało konsystencję gęstą, barwę jasną, choć lekko przybrudzoną. Smakowało alkoholowo (spirytusowo) i – ponownie – adwokatowo. Było kremowo-wodniste, jednolite, lepkie, nie krystalizowało się w dole kostek.
Irish Cream to naprawdę dobra, a zarazem zaledwie dobra czekolada. Nie powoduje chęci zakupienia kolejnej sztuki, ani nawet zjedzenia całości naraz. Z pozoru jest twarda, ale podczas konsumpcji okazuje się przyjemnie miękka, a nadzienia w kostkach jest naprawdę dużo. Warstwa zewnętrzna ma w sobie więcej słodyczy niż krem, przez co się równoważą. Cóż jednak z tego, skoro liczyłam na likier Irish Cream, a dostałam walący spirytusem adwokat? I to nawet nie prawdziwy, taki do picia, tylko krem o smaku (znany z batoników czy pączków). Degustację zakończyłam z dwoma wnioskami: pierwszym, że od Irish Cream Lindta lepszy jest Pawełek Wedla, oraz drugim, że muszę zainwestować w Whisky, bo tęsknię za naprawdę dobrą czekoladą szwajcarskiego producenta, do której wreszcie nie będę miała żadnych zastrzeżeń.
Ocena: 5 chi
Hmmm,racja,niekotre Lindty rozczarowywuja.Ale s atez takie,ktore sa naprawde dobre :) Ten akurat nie jest w moim guscie,ale nie jest tak źle.Jakby przeciez poprawili to nadzienie,to byloby lepiej ;)
Tak naprawdę zero zastrzeżeń mam tylko do jednego Lindta – czysto mlecznego.
Tej nie jadłam, ale parę razy będąc w innych miastach niż moje, widziałam ją. Przez moment nawet zastanawiałam się nad kupnem, ale zawsze dochodziłam do wniosku, że jest za zwyczajna, a i coś mi to nadzienie od razu się nie widziało. Dalej nie jestem przekonana co do formy, a już i na samego Lindt’a coraz bardziej szkoda mi kasy. Dobrze jednak, że to akurat „ten dobry Lindt”. ;)
Mnie początkowo było szkoda kasy, „bo taka droga”, a teraz szkoda, „bo taka lipna”.
Jadłam czekoladę Lindt 85% kakao i jedyne co mogę powiedzieć to „Czekolada Lindt jest za droga jak na swój smak”, „Czekolada Lindnt jest zbyt bardzo wychwalana”, „Czekolada Lindt jest przereklamowana” :) No ale przecież nie można oceniać całej marki po jednej tabliczce prawda? ;) Chociaż wydaje mi się, ze i tak nie zmieniłabym swojego zdania :)
Akurat 85% jest rzeczywiście niezbyt warta uwagi…
Potwierdzam.
„(…) dostając dobrze wykonaną, ale jednak przeciętność” – te słowa idealnie opisują wyroby Lindta. W istocie, właśnie tak jest. To jedna z lepszych opcji dostępna normalnie w sklepach, ale nie są to Prawdziwe Czekolady. Pod względem składu też niejednokrotnie wołają o pomstę do nieba.
A smakowo też bywa lepiej lub gorzej, ale już dawno nie zostałam totalnie zachwycona. Bo się rozpaskudziłam ;)
Na składy nie zwracam uwagi, ale za to pamiętam z Twoich recenzji, że Lindt wcale nie jest taki zacny :)
Jeśli jest dostępna w Almie to może nawet dzisiaj ją nabędę, , bo planuję być w pobliżu, a przydałaby się jakaś porcja słodyczy na weekend. Ja syrop irish cream am w swojej kuchni i faktycznie „doprawiam” nim wiele rzeczy. Ciekawe, że likieru o tym smaku jeszcze nie próbowałam. Advokat lubię (zwłaszcza losy advokatowe) zatem może mi przypadnie do gustu, ale np. pączków z advokatem już nie znoszę. Za to jeśli to taki Pawełek w mlecznej czekoladzie może być ciekawie. Szkoda natomiast, że łamie się gdzie popadnie bez ładu i składu – to strasznie irytujące w przypadku czekolad z nadzieniem. Pozdrowionka i miłego weekendu życzę :)
Nie rób sobie tej krzywdy, kup jakąś inną.
Na pewno bym jej nie kupiła, nawet bym na nią nie spojrzała specjalnie :D
Co do lindtów to część z nich bardzo lubię, może dlatego, że w mojej rodzinie zawsze jedliśmy sporo czekolad tej firmy i dobrze mi się kojarzy. No i zawsze mam otwartą jakąś 70 lub 85 do śniadania, ale ostatnio odkrywam wiele lepszych czekolad :D
85% w wykonaniu Lindta ssie.
Też jakiś czas temu przestałam idealizować Lindta. Wprawdzie następny Lindt dostanie u mnie 10 ale część asortymentu to nie jest takie WOW, na jakie wskazywałaby cena.
Marcheweczka ;) Tę to bym zjadła!
Lindt nie wszystkie ma dobre czekolady ja nie lubię pistacjowej, tej z cytryna i kilku jeszcze innych jak np z sezamem mnie nie powaliła na kolana jak innych:) . Ta bym spróbowała tak dla smaku:)
Pistacjowej ciemnej czy mlecznej? Bo mlecznej też nie lubię, a ciemnej nie jadłam. Z cytryną też nie jadłam, choć powiem Ci, że nawet mnie kusi. Z sezamem czeka w puszce.
Lindt super, kosteczki super, alkohol ZAZWYCZAJ nie super chociaż akurat taki nawet nie jest zły i pewnie by mi smakowało. :D
Jeśli lubisz pączki z adwokatem ;)
Jakbyśmy miały tą tabliczkę to pewnie łyżeczki poszłyby w ruch i jakoś nadzienie musiałybyśmy wydłubać :D Ale pewnie dla niektórych byłaby to profanacja :D
Haha, na przykład dla mnie. Nawet jak czekolada jest zła, to nie wolno grzebać. Lepiej komuś oddać.
Ja zrobiłabym chyba tak samo jak Pandy. :D Brrr, nie cierpię tego typu nadzień. :D
To lepiej oddać!
Fuj, dla mnie te alkoholowe Lindty smakują na poziomie zwietrzalych tanich alkoholowych bombonierek :s
Aż tak źle? Boję się zapytać, gdzie i dlaczego jadłaś zwietrzałe tanie alkoholowe bombonierki :D
Może nie powinnam się przyznawać :D, ale nie raz piłam Baileys – mama czasami dostaje od cioci z Włoch – i dla moich kubków smakowych to IDEAŁ słodkiego alkoholu. Wypatruję wszelkich słodyczy z jego dodatkiem (szkoda, że jest ich tak mało), to taki wyjątek od ogólnego 'fuj’ na posmak procentów :P Gdybyś napisała, że ta czekolada dobrze oddaje smak irlandzkiego likieru.. Poszłabym i kupiła nawet przed Zotterem <3
O boże, znam Baileys <3 Jakie są słodycze z nim w roli nadzienia?
Hmm.. Im jestem starsza tym bardziej doceniam smak mlecznej czekolady bez żadnych dodatków ;)
Ja chyba jednak nie :P
Ja do tej pory na Lindt zawiodłam się tylko 2 razy i zdania o tych tabliczkach mimo tego nie zmieniam, bo każdy producent ma swoje gorsze wyroby. Ta nie kusi, bo alkohol, ale czaję się ta tą z pistacjami w środku, co też ma kostki a’la kapsułki :)
Pisałam o niej w recenzji.
Wiem, dlatego mówię, że się na nią czaję :D Doskonale pamiętam jak ją zjechałaś , ale i tak ją chcę :D
Mam na myśli, że w tej: „Tabliczka wyglądem przypominała płynnoalkoholowe Whisky i Grog, niestety wcześniej skojarzyła mi się z rozczarowującą Pistache”.
Na plus: nadzienie nie jest płynne i przypomina wodę z żelatyną.
Na minus: to nadal alkohol w czekoladzie….
Woda z żelatyną, fuj. Ostatnio zdarzyło mi się zjeść parę takich deserków.