Święta Bożego Narodzenia już dawno za nami, ale to nieważne. W chwili jedzenia produktu, spisywania wrażeń i przelewania ich do Worda jest jeszcze dość wcześnie, bo dopiero pierwsza połowa lutego, dokładnie jedenasty dzień miesiąca. Kiedy nastąpi publikacja? Jak dużo słodyczy pojawi się wcześniej? Na te pytania nie potrafiłam odpowiedzieć nawet samej sobie, a co dopiero wam. W związku z nawiązaniem współpracy z kilkoma firmami byłam zobowiązana poświęcić uwagę przede wszystkim ich produktom i prezentować je minimum dwa razy w miesiącu, co zajmuje dobrą połowę czasu. Od tego odjąć niedziele i ewentualne nagłe wypadki. Pozostaje lekko ponad tydzień do zapełnienia produktami, które na wprowadzenie w wielki świat czekają od początku roku, a czasem i dłużej. To szaleństwo, owszem, ale przyjemne. Wiedza, że mały blog zamienił się w poważną sprawę, że ktoś się liczy z moim zdaniem, że ludzie są ciekawi opinii. Staram się to wszystko uporządkować, urozmaicać. Chipsy przeplatać czekoladą i jogurtem, te zaś doprawiać budyniem i lodami. Marcepany rozrzuciłam na przestrzeni kilku miesięcy, ale wystarczy je przywołać, by spotkały się w jednym punkcie, w recenzji nowego chlebka.
Finest Marzipan Bread Rum-Raisin
baton marcepanowy z Lidla
Finest Marzipan Bread Rum-Raisin to piąty marcepan, który pojawił się na blogu. Pierwszy był cukierek Mieszka, drugi Wawelu, trzeci baton Łużyckich Pralin: klasyczny, kokosowy i ze skórką pomarańczową, czwarty zaś zestaw miniaturowych chlebków Niedereggera. Choć wszystkie zyskały dobre noty, żaden nie zaspokoił mojej ochoty na marcepan idealny. Najbliżej osiągnięcia celu był cukierek Mieszka, ale jego mały rozmiar i odległość czasowa nie pozwalają mi wydać jednoznacznej oceny. Poza tym to w dzisiejszym bohaterze upatrywałam numeru jeden, pamiętając go z kilku lat wstecz.
Zaopatrując się w batony marcepanowe z Lidla, sięgnęłam po dwa jego rodzaje: klasyczny z wstawką nugatową oraz rumowo-rodzynkowy, oba spod skrzydeł Favoriny. Powiedzieć, że serię tę faworyzowałam, to jak nie powiedzieć nic. Choć ostatni raz jadłam chlebki gdzieś na początku studiów, pozwoliłam sobie myśleć, że nie ma na świecie lepszych. Doszło do tego, że do opisywanej degustacji dziś podchodziłam niemalże z namaszczeniem. Wyciągnęłam marcepan z papierka, delikatnie przekroiłam go do zdjęć i uśmiechnęłam się na myśl o szarawej, zapewne rumowej barwie migdałowej masy, a także na widok wielkich, mokrych i mięsistych rodzynek. Wszystko szło w jak najlepszym kierunku.
Po zajęciu wygodnej pozycji na łóżku zbliżyłam talerzyk z Finest Marzipan Bread Rum-Raisin do nosa. Niestety, zamiast przyjemnej mieszanki rumu i migdałów, poczułam zapach sfermentowanych winogron (nie było to wino, tylko zepsute owoce). Skrzywiłam się, ale nie porzuciłam nadziei o batonie marcepanie idealnym. Podniosłam jedną z odkrojonych części i zgryzłam czekoladę, odkrywając, że jest cienka, mleczna i słodka, nie przylega do migdałowej masy. Masa z kolei była gęsta, wypełniona trzeszczącym pod zębami cukrem, jeszcze słodsza od czekolady. Przypominała rozpuszczalną gumę do żucia, była plastyczna i rozciągliwa. Zatopione wewnątrz rodzynki posiadały konsystencję idealną: były sprężyste, twardawe i pełne witalności.
Chlebek przekroiłam na pół, jedną z połów zaś na cztery części. Planowałam zjeść wszystkie, ale po trzech (a nawet po dwóch) miałam dość. Nie tylko było mi za słodko, ale także dziwnie – być może przez niesympatyczny zapach i pierwiastek zepsutych owoców. Czułam w sobie obecność alkoholu, którego nie odnotowałam podczas jedzenia. Procenty ujawniły się dopiero w gardle, osiadając na miękkich ściankach, wtedy też po raz pierwszy poczułam rumowy smak marcepana (wcześniej wybijała się głównie migdałowość). Niby całość była dobra, ale cukier przekreślił przyjemność konsumpcji, słodka mleczna czekolada pasowała do słodkiej masy migdałowej jak pięść do oka, a sfermentowanie szybko przeniosło się na pierwszy plan. Finest Marzipan Bread Rum-Raisin zdecydowanie zapamiętałam inaczej.
Ocena: 3 chi
Ja w swieta kupilam ten ananasowy z rumem,bo chcicalam jeszcze raz dac marcepanowi szanse.Potem w Biedronce pojawily sie takie mniejsze z Lindta i…tamten oddalam bratu,a sama zjadlam Lindtowskiego. I jezeli ten ananasowy byl taki jak rodzynkowy,to tej decyzji w ogole nie zaluje :)
Ananasowy był bez rumu. Z Lindta bym zjadła.
Marcepan omijam szerokim łukiem – nawet nie spoglądam w jego stronę ;P
Ja spoglądam, przez co od czasu do czasu nacinam się na takiego przeciętniaka jak ten prezentowany dziś.
Ja marcepany kocham:),ale te z Lidla są za słodkie dla mnie.
Teraz już wiem, że dla mnie też.
Ostatnio masz pecha z marcepanami. Dla mnie idealny marcepan to ten nieistniejący w mojej przestrzeni osobistej xD
Aha :P To dużą szansę mu dajesz.
Ha! Trzymałam w rękach i miałam moment „brać-nie brać?”, ale szybko sobie uświadomiłam, że mi nie będzie pasował. Lubię marcepany, ale rzeczywiście ciężko dobry upolować.
Miałaś szczęście, a ja… nie :P
Mi się tam to z chlebkiem bardzo nie kojarzy. To już czasem mój kot przybiera pozę bardziej przypominającą solidny bochen ;) Cóż mogę powiedzieć – choć rumowy dodatek kusi – marcepan raczej mnie nie przekona. Zbytnia słodycz i nuta zepsutych owoców też raczej nie zachęcają. Pozdrawiam serdecznie :)
Ale tak to się nazywa – chlebek marcepanowy.
Rum? Uhgm. Sam marcepan nie jest dla mnie jakimś wielkim przysmakiem, a co dopiero z rumem. Brr. ;>
Mega sprawa, że Twój blog się tak rozwija. :D W zasadzie (w lutym lub marcu?) minął jakoś rok, odkąd zaglądam na Twojego bloga. :D
Ja bym rum waliła nawet prosto z butli, choć najlepszy jest w gorącej herbacie.
Och <3
Po prostu przemilczę. :D Znaczy w sumie to moje podejście do tego rodzaju produkty z gamy: słodycze jest totalnie głupie. To jest tak jak z wątróbką – nigdy nie jadłam, ale wiem że nie lubię. Tak samo z marcepanem. Jadłam jedynie w… pralince Merci, ale z góry skazałam marcepanową masę na banicję. :D
Wątróbka jest zajebista. Nie wiesz, co tracisz. Marcepan też.
Już dawno nie sięgnęłyśmy po Lidlowy marcepan ale jak już to byśmy się skusiły na ten z warstwą nugatu :) Alkoholowy dodatek tym bardziej nas nie przekonuje :)
Poczekajcie, aż opublikuję recenzję tego z nugatem. Może się okaże, że zaoszczędzicie :P
Słodyczy z alkoholem nie lubię, i dobrze, bo i tak nie powinnam ich jeść, ale ten drugi marcepan o którym wspomniałaś – z nugatem brzmi fantastycznie !! :)
Zobaczymy, czy będzie fantastyczny. Mam pewne wątpliwości, ale miło mi będzie dać się zaskoczyć.
No i dobrze, że masz taką „obsuwkę”. Dzięki współpracom dostajemy coś, co często jest dobrem importowanym. Jakimś innym wymiarem. No i też odsuwa się publikacja zła i dzieła szatana, który przerósł sam siebie. Marcepan z rodzynkami… No żeż … Ekhm. Fuj.
Dzieło szatana, dobrze powiedziane :D Chociaż nie, zabrakło tu jagód goji albo skwaśniałych malin.
ten nugatowy kupuję, ale z Aldi, kurde muszę Ci kiedyś go dorwać przed Bożym Narodzeniem i wysłać, wtedy posmakujesz dobrego marcepanu, no i jeszcze 1 klasyczny. :) Żeby porównanie było.
A kartofelki marcepanowe jakieś dobre znasz? Ostatnio za mną chodzą.
Marcepan to nie moja bajka :) ale jak bym nie miała nić słodkiego to i marcepana zjem :)
Codziennie też bym nie zjadła, ale na pewno częściej niż Ty.
Mam podobnie i dokładnie wiem ile pracy trzeba włożyć w bloga. Nie jesteś sama.
Marcepan? Tez niedawno go opisywałam. Podobnie jak Ty je lubię. Jednak na taki z rodzynkami się bym nie skusiła i utwierdziłaś mnie w tym przekonaniu. A kiedyś go widziałam.
Na pewno widziałaś, co roku jest. I na Wielkanoc, i na Boże Narodzenie.
Uwielbiam marcepan, ale chyba wolałabym bez tych dodatków w środku. Wolę taka jednolitą masę!
Jednolity trochę nudny, aaale jeśli jest dobrze wykonany… :)
A wygląda tak ładnie!
Cóż, nie ocenia się książki… i tak dalej.
Uff, jak dobrze, że go nie wzięłam! A już trzymałam w swoich łapkach i chciałam robi ładne oczy do taty, aby mi kupił :D
U Ciebie miałby -10.
Też tak czuję :P