Czy to fajnie móc przetestować produkt przed wszystkimi innymi ludźmi? Zanim trafi do sklepów? Zanim zyska szatę graficzną? Zanim producent naniesie ostateczne poprawki? Kiedyś sądziłam, że tak. Od tamtej chwili jednak albo się przyzwyczaiłam do myśli, że to nic nadzwyczajnego, albo stałam się zobojętniała, wręcz zblazowana. O rany, czy ja jestem zblazowana? Ostatnio chyba tak. Zacisnął na mnie kościstą dłoń ten stan, w którym nic się człowiekowi nie chce i w niczym nie widzi sensu. Wbił we mnie pazury i wycisnął soki. Nadal piszę, bo kocham bloga i nie chcę go porzucać, ale chwilowo wszystko bawi mi mniej. Jedzenie, robienie zdjęć, sporządzanie notatek, odpowiadanie na komentarze, przeglądanie zaprzyjaźnionych blogów. Nie mogę powiedzieć, że do mojego życia wkradła się rutyna, bo lubię rutynę. Zawsze lubiłam. Sądzę jednak, że długie miesiące bloggowania wreszcie przyniosły mi poczucie wyluzowania. Nie ekscytuje mnie już każda nowość, część w ogóle sobie odpuszczam, a do otwieranych słodyczy podchodzę z dystansem. Są albo ich nie ma – niewielka to dla mnie różnica. Podobnie było z testem batonów orzechowych rozsyłanych przez Biedronkę. Najbardziej ucieszył mnie fakt wygranej – w końcu kto nie lubi wygrywać? – i otrzymania paczki. A sam akt degustowania? Cóż, to tylko dodatek i jedno z wielu zobowiązań.
Batony orzechowe
W ramach biedronkowego programu Testujemy otrzymałam cztery smaki batonów orzechowych, za których istnienie odpowiada Bruggen – nieznana mi niemiecka firma zajmująca się produkcją różnych śniadaniowych produktów, w tym batoników i płatków, która sąsiaduje z Niedereggerem, gdyż siedzibę ma w Lubecku. Każdy z batoników ważył po 25 g, więc degustację podzieliłam na dwa wieczory. Pierwszego spróbowałam trzech opcji wzbogaconych o czekoladę, drugiego zaś osieroconej wersji z rodzynkami.
Przez przezroczyste opakowania batoniki prezentowały się ładnie i zachęcająco. Dopiero rozerwanie folii i próba wyciągnięcia ich na zewnątrz wprawiła mnie w konsternację. Wyobraźcie sobie produkt tak lepki, że jak kładzie się go na spodeczku od filiżanki i próbuje po chwili podnieść, podnosi się cały talerzyk (!!!). Kiedy już się uda ciała odseparować, towarzyszy temu głośne trzaśnięcio-mlaśnięcie.
Orzechy z czekoladą mleczną
W pierwszym batonie oko dostrzegło połówki fistaszków, okruszki jakichś innych orzechów, pszenno-ryżowe kulki i nieliczne, z jednej strony zaokrąglone – jak do czekoladowej fontanny – kawałki mlecznej czekolady. Wszystko to oczywiście zlepione bliżej nieokreśloną mieszanką syropów. Krótko mówiąc: słodycz wyglądał ładnie, ale ze zdrowym produktem, za jakiego chce uchodzić, nie miał zbyt wiele wspólnego.
Baton pachniał apetycznie, bo fistaszkowo. Nieliczne kawałki czekolady były wyraźnie mleczne i kakaowe, słodkie, rozpuszczały się szybko i bagienkowo, choć jednocześnie proszkowato. Raczej nie chciałabym ich zjeść w formie 100-gramowej tabliczki, ale jak na maluchy były super. Złoty order należał się orzechom – świeżym, twardym, chrupiącym i wyrazistym. 200% arachida w arachidzie. Podobną twardość przejawiały pszenno-ryżowe chrupki, co niestety działało na ich niekorzyść – zdecydowanie powinny być miększe. To przez nie cały baton wyszedł nazbyt twardy. Poza słodyczą w kompozycji znalazła się także nutka soli, którą moje wybredne kubki smakowe zaakceptowały. Całość naprawdę mi smakowała, choć mleczną czekoladę wolałabym zjeść osobno, a mając w planach zakup zdrowego produktu, wybrałabym coś innego.
Ocena: 4 chi
Migdały z białą czekoladą
Skoro na pierwszy ogień poszła czekolada mleczna, na drugi musiała pójść biała. Tym razem w ciele batona odnalazłam całe i błyszczące od syropów migdały, płaskie płytki białej czekolady, okruszki orzechów i kulki pszenno-ryżowe. Kompozycja pachniała białą czekoladą, więc liczyłam na coś naprawdę smacznego.
Niestety, czekoladowe płytki okazały się fatalne – niesamowicie proszkowate, przesłodzone i tłusto-maślane. Jedyny plus był taki, że rozpuszczały się dobrze i szybko. Dalej do niechęci trzy grosze dołożyły znane już nazbyt twarde chrupki. Do migdałów zarzutów nie miałam żadnych, były we wzorowym stanie. Cóż jednak z tego, skoro całego batona przepełniał smak pączków z lukrem smażonych na bardzo starym tłuszczu? Produktu nie zjadłam do końca i na pewno nie kupiłabym go za własne pieniądze. Zresztą za cudze też nie.
Ocena: 2 chi ze wstążką
Orzechy z czekoladą karmelową
Trzecie miejsce w kolejności przypadło batonowi z czekoladą karmelową. Zastanawia mnie, dlaczego Bruggen zastosował właśnie taką, a nie ciemną, ale nie narzekam. Produkt pachniał cudownie karmelowo i słodko. Wzrok zatrzymał się na wielkich fistaszkach, cały migdałach, drobinkach orzechów innych, kawałkach karmelowej czekolady i okrągłych pszenno-ryżowych kulkach. Zapowiadało się dobrze, bogato.
Degustację zaczęłam oczywiście od kawałków czekolady. W konsystencji były proszkowate, ale delikatnie, bagienkowe. W smaku… hmm, na Karmellove nie liczcie, ale na pewno odnalazłam w nich porządny, maślano-karmelowy, satysfakcjonujący jamę gębową smak. Ponadto karmelem smakowała cała reszta batona. Tak jak pierwszy był słonofistaszkowy (smakował jak zbatonizowane solone orzeszki z puszki), a drugi pączkowo-tłuszczowy, tak ten rozczulająco karmelowy. Spod spodu przebijała się nuta orzechów ziemnych. Całość była tradycyjnie nazbyt twarda, ale świeża i godna uwagi.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Orzechy z rodzynkami
Początkowo miałam w planach zjeść tego batona razem z karmelowym, ale pierwsza degustacja trochę mnie poniosła. Rodzynkowy przywitał mnie więc kolejnego wieczora, ciesząc oko najniższą liczbą kalorii, pozornie największą prozdrowotnością (w końcu odpadł dodatek czekolady) i bogatym przeglądem bakalii. Nadal kleił się do talerzyka jak obłąkany, ale jego zapach wynagradzał trudy: był tak słodki i esencjonalnie fistaszkowy, że aż oczy z radości kręciły się dookoła orbit.
Rodzynki dodano do batona hojną ręką i w całości, wybierając same duże i ładne okazy. Dalej znalazły się standardowe fistaszki, migdały, pokruszone orzechy inne, a także niesławne pszenno-ryżowe kulki. Nie wiem, czy to przez brak jakiegoś składnika ukrytego w czekoladzie, ale baton wydawał się odrobinę miększy od poprzedników – choć nadal zbyt twardy – a także wyraziście orzechowy i bez żadnych dziwnych posmaków. Rodzynki były rodzynkowe i zaskakująco miękkie, żadne tam suszki czy mumie, nadawały kompozycji smaku świątecznego ciasta (makowca?). Wszystkie elementy do siebie pasowały i niczego nie musiałam jeść osobno. Choć nadal nie kupiłabym batona ze względu na prozdrowotną iluzję, sztukę z przyjemnością dokończyłam i sięgnęłam po wyższy niż u poprzedników stopień.
Ocena: 5 chi
Tez brałam udział w konkursie,ale nie wygrałam :( Ale chyba wiele nie straciłam,teraz ne żałuje :p Ciekawe,które wprowadza do Biedry XD
Oby białą czekoladę ]:->
Może to taki chwilowy zastój? Wiesz czasem każdy tak ma, że po jakimś czasie to co kiedyś nas bawiło, ekscytowało, ekscytuje już mniej? A może to wiosenne przesilenie? Niektórzy potrzebują chwili przerwy ale sama piszesz, że nadal chcesz tutaj pisać, więc może potrzeba tylko czasu? ;) Na pewno wszystko wróci „do normy” i będzie tak jak kiedyś :)
Tego typu batoniki mnie nie „kręcą” – dla mnie to taki ulepek cukru, syropu g-f i innych… chociaż czasem człowiek i na „chemię” ma ochotę tylko wtedy ta „chemia” powinna być chociaż smaczna :P
Wiem, wiem – to na pewno chwilowe, bo już nie raz tak miałam :)
Może to czas, by wejść w świat Prawdziwej Czekolady? :D Tam rutyny nie będzie!
Co do batonów… nie dla mnie.
Jeszcze gorzej. Czekolada to produkt, który mam ochotę wywalić przez okno w pierwszej kolejności. Jak już wyjem posiadane tabliczki, nie będę tyle ich kupować. Może jedną na kilka miesięcy. Chcę wrócić do swoich upodobań, a nie tego, co w blogosferze „fajne”. Ale dzięki za radę :)
W takim razie Twoje obecne upodobania to…? :D
Nawet w tej kwestii mamy zupełnie inaczej – ja mogłabym jeść czekoladę codziennie, a Ty akurat czekolady nie. :P
Zawsze najbardziej lubiłam batony, potem ciastka. Na pewnym etapie prowadzenia bloga uznałam, że skoro wszyscy opisują tabliczki czekolad, musi to oznaczać, że są w jakiś sposób lepsze, ciekawsze. Dałam się (samej sobie) zapędzić w kozi róg, przez co znalazłam się w punkcie rozkwitu nienawiści do czekolady. Nawet jeśli przyznaję jakiejś 5 lub 6 chi, nie mam ochoty do niej wracać. Gdybyś mi zaproponowała wysłanie 10 zajebistych tabliczek, odmówiłabym – naprawdę.
ja też wolę bardziej batony, czekoladę wyciągam może raz na miesiąc, co zresztą widac po moich recenzjach, kiedy kupiłam ichoc, a dalej leży.. :)
Zazdroszczę Ci!
Może bym karmelowy kupiła,ale ja już nie bardzo lubię takie słodkie ulepki. Olga może pora na kilka dni urlopu od bloga? . Odpoczniesz nie będziesz w tym czasie robić notatek,zdjęć i wrócisz świeża i wypoczęta do blogowania? .
Piszę ostatnio raz-dwa na tydzień, więc i tak już rzadko. A nie robić notatek = nie jeść słodyczy, na co nie mogę sobie pozwolić przez terminy ważności.
Może potrzebujesz urlopu od od bloga ?? Z tego co wiem, recenzji masz w zapasie mnóstwo, więc możesz sobie zrobić trochę przerwy i jeść nie myśląc o notce, zdjęciach i recenzjach – wiem, że to zabiera część przyjemności z jedzenia…
Co do batonów, to wizualnie wyglądają smacznie, ale przy zakupie przeczytałabym ich skład i zapewne bym ich nie wzięła :D
Gdybym nie musiała jeść do recenzji, to bym nie jadła słodyczy wcale, więc to żadne rozwiązanie. A nie jeść też nie mogę, bo terminy gonią. Nikogo nie winię, sama się zapędziłam w kozi róg.
wyglądają na sam ulepek.. jak widziałam kwalifikacje to wyobrażałam sobie, że to będzie coś ala clif bary, takie zlepki masła orzechowego a nie takie coś.. nie zachęcają mnie i wyglądają na mega słodkie. Ale dobrze, że Ty je zrecenzowałaś, wiem, że nie kupię :D Swoją drogą ciekawe jakie będa miały opakowania i cenę, o ile wejdą.
Apropo wstępu to ostatnio mam coś podobnego.. fajnie jest otrzymywać paczki (właśnie dostałam dwie) ale z drugiej strony jest to też dla mnie trochę męczące bo wiem, że za tym kryje się zobowiązanie.. publikowania, robienia zdjęć, a często też jest głupio jak coś nie smakuje.. ja postanowiłam teraz najpierw spróbować jeden produkt (wegańskie żelki np), zasmakowały mi, więc kiedy producent zaproponował, że wyśle mi wszystkie ich produkty to się zgodziłam, bo wiem, że sa dobre i powinny dostać przyzwoite recenzje. Co nie znaczy, że złe recenzje są złe, nie są złe, ale głupio jak ktoś wysyła Ci cały karton słodyczy a ty wszystkim dajesz minimalne noty. W ogóle pisanie o takich gniotach za przerposzeniem i myślenie o nich to według mnie strata czasu.. może warto bardzie wyluzować z pisaniem? Ja teraz siadłam i przez 3 goziny pisałam recenzję 7 produktów, żeby uszczuplić zbiory i rozprawić się do końca z 2 recenzjami, żeby mieć czas, chęć i MIEJSCE na kolejne. A gdzie jeszcze czekają na mnie fig bary… no po prostu jakaś masakra :D Dlatego nie brałam udziału w biedronkowych eliminacjach, bo spodziewałam się, że to nie będzie nic dobrego, a będzie trzeba o tym napisać :D
Musiałam sobie wygooglować tego Clif Bara, ale nie, ja sądziłam, że one będą bardziej jak Nuts od Emco. Bruggen niestety bardziej poszedł w słodki ulepek typu batonik musli za złotówkę.
Mnie ostatnio się słabo zrobiło od liczby paczek, które dostajecie – Ty, Natalie i Beata. Uznałam, że jeśli napiszę do tych Waszych firm, każda lub większość wyśle mi to samo. To z kolei wiązałoby się z jeszcze większą irytacją i smutkiem, dlatego trzymam zapędy na wodzy. Nie napiszę = nie otrzymam paczek = będę szczęśliwsza. Jak mi depresja minie, to zobaczymy. A może zmienię profil bloga i będę pisać o kosmetykach? Ha, ha… ;)
ja z kolei musiałam sobie emco wygooglowac haha, no fakt, tez wyglądałyby niezle :D
Apropo paczek Olguś, ja napisałam do 1 firmy, reszta to jest kontynuacja, lub sami do mnie napisali, kilku firmom odmówiłam. Sama napisałam tylko do Schar ale nie odpisali więc mam ich w nosie :D
apropo zmiany profilu to ani próbuj! Ja teraz zgadzam się tylko na zdrowe, bezglutenowe i wegańskie słoidycze. Nic innego nie chcę, za dużo tego. A i tak daję raz przepis naz recenzja, więc… na razie i tak za dużo. Jak dostaje powiadomienie o paczce to robi mi się słabo. :) Ale jak sa produkty do wykorzystania w przepisach to lepiej, bo zawsze ciacho czy coś się zje (coś trzeba) :)
Dasz radę. Z taką bandą małżyko-łasuchów przy boku na pewno jest Ci lżej :)
Mimo wszystko i tak bym z pocałowaniem ręki zmieniła wspomnienie smaku testowych czekolad na rzecz tych batonów :D Biorąc pod uwagę, że najgorsza bananowa czekolada znalazła się na trzecim miejscu na podium to nie wykluczam opcji, że do oferty biedronkowej wejdzie batonik z białą czekoladą xD
Rozumiem ciebie w pełni. „Zacisnął na mnie kościstą dłoń ten stan, w którym nic się człowiekowi nie chce i w niczym nie widzi sensu. (…)chwilowo wszystko bawi mnie mniej. Jedzenie, robienie zdjęć, sporządzanie notatek, odpowiadanie na komentarze, przeglądanie zaprzyjaźnionych blogów.” – to samo ja przeżywałam jak jeszcze częściej publikowałam posty. Myślałam nawet nad porzuceniem bloga, bo tak bardzo przestało mnie to bawić. Poradziłabym ci rzadsze pisanie, ale widzę, że już wcześniej odpowiedziałaś na podobne porady, więc na razie życzę ci wytrwania do lata (może to wiosenne przesilenie?) i wykończenie naglących dat ważności.
Dziękuję. Mimo iż nie wjedziesz tu już i nie przeczytasz mojej odpowiedzi, bardzo się cieszę, że napisałaś to, co napisałaś. Czytałam Cię na długo przed tym, zanim założyłam swojego bloga. Potem, kiedy już bloggowałam, byłam świadkiem tego Twojego „wypalania się” i zmiany częstotliwości pisania (przecież to było całkiem niedawno!). Myślę, że po wakacjach może być ze mną podobnie (do tego czasu będę ostro wykańczać zapasy). Jak mi się wtedy życie ułoży, cholera wie. Bloga rzucić nie rzucę na 100%, bo tu mogę robić to, co kocham: pisać. Ale o czym, jak często i w ogóle… no, nie wiadomo :)
Ogólnie to mi smutno, bo nie wiedziałam, jak to testowanie działa i wysłałam Tobie linka, a sama uważając, że mam w cholerę czasu na wysłanie zgłoszenia na drugi dzień dostałam zdziwienia widząc – zapisy zakończone. Super, świetnie -,-. a tak chciałam je przetestować. Co prawda wolę batony z suszonych owoców niż takie ziarnkowe, ale te też wyglądają fajnie. Te dodatki jakieś takie dziwne, trochę biednie to wygląda, ale czuję że w odbiorze nie byłoby źle.
Szkoda, że nie wiedziałam, że Ty też masz tam konto, bo wtedy ja bym Ci wysłała linka dużo wcześniej.
Wyglądają super, ale ja raczej bym ich nie zjadła alergia. Więc mogę tylko popatrzeć
Alergia na orzechy to potworna rzecz. Teraz wszystko „może zawierać śladowe ilości orzechów”.
„lubię rutynę” :) Uwielbiam Cię! To słowa żywcem wyjęte z mojego słownika czynnego. Poważna deklaracja i bardzo, ale to bardzo nie na czasie. Ja sam świetnie się czuję w powtarzalności i gdybym tylko mógł, nakazałbym nazwanie każdego dnia tygodnia tak samo :) O swoim życiu mówię, że przepełnia je wspaniała, wielobarwna codzienność, oparta właśnie na rutynie. Cudownej, wyzwalającej opiece bóstwa przewidywalności :) Pozdrawiam Cię serdecznie!
Dzięki za pogodne słowa. Moja monotonia i codzienna rutyna też są wielobarwne, nawet jeśli czasem nakłada się na nie filtr szarości. Wszystko zależy od tego, jak o nich myślimy, prawda? A jak jeszcze ładnie ubierze się je w słowa i zamieni w opowieść, to już w ogóle życie wydaje się… bajką! (Choć czasem mroczną).
Szkoda, że ten z białą czekoladą nie okazał się tak smaczny jak by się tego można spodziewać, bo nie ukrywam, że dla takiego łasucha na białą czekoladę, jakim ja jestem to nie lada gratka ;) A co do rutyny, to też ją niedawno polubiłam :) A co do tej ekscytacji nowościami ze świata słodyczy to pewnie jedne rzeczy ekscytują bardziej, inne mniej, ale faktycznie na początku pewnie ten element podniecenia testowaniem nowości i nie tylko jest wzmożony. Pozdrawiam serdecznie :)
Wzmożony to mało powiedziane. Do tej pory musiałam kupować wszystko natychmiast i w wielkich ilościach, żeby tylko mieć świadomość, że już jestem w posiadaniu poszukiwanych rzeczy i nie muszę dłużej czekać. W tej chwili dużo bym dała, żeby paczki z 200 g skurczyły się np. do 50.
Czyli dopadło Cię to na co już wielu blogerów się skarżyło, czyli brak radości z blogowania jakie mieli na samym początku. My się tego też obawiałyśmy ale póki co ani widu ani słychu po tym :) Spokojnie to na pewno jest przejściowe, może trzeba zrobić sobie troszkę przerwy aby wrócić z nową energią?
Na pewno nie zostaniemy miłośniczkami tych pseudo zdrowych batonów :) Nawet jak będą w Biedrze to się nie skusimy :)
Wy macie siebie nawzajem, możecie się wspierać. Mnie wspiera Rubi (chwilowo ma okres, więc przeżywa własne problemy typu chcę-się-rozmnożyć-a-ona-mi-nie-pozwala) i laptop. Ale dzięki za radę :)
Dobra decyzja.
Też ostatnio dopadł mnie ten stan: nie chce mi się iść do pracy, nie chce mi się studiować, kiedy mam czas wolny nie chce mi się ani czytać ani oglądać seriali. Nic mi się nie chce. Myślałam właśnie dziś o rutynie i moim ambiwalentnym stosunku do niej. Z jednej strony, nie znoszę nieprzewidywalności, wiąże się ona dla mnie ze stresem i napięciem. Dążę więc do porządku, idealnej organizacji wszystkiego, rutyny właśnie. Z drugiej strony, kiedy już osiągam ten stan i chwilę się nim porozkoszuję, zaczynam go nienawidzić, duszę się, chce uciec, wszystko przestaje mieć sens.
I znów czytając Twoje słowa/słuchając Cię, patrzę w lustro. Tyle że mnie się przynajmniej czytać chce, ale w sumie cóż innego miałabym robić samotnymi wieczorami? Teraz z biura przyjdzie mi sześć nowych książek, na których przeczytanie i napisanie recenzji mam… 2 tygodnie. Jednocześnie za 2 tygodnie muszę oddać poprawioną pracę mgr. Niby mam ukończoną, ale promotorka kazała dodać kilka przypisów teoretycznych, w związku z czym czeka mnie romans z czterema niebyt ciekawymi (tzn. ciekawymi, ale już rzygam tym tematem, a wczoraj o mało się nie rozryczałam nad Wordem) naukowymi kolosami. Kill me.
W zasadzie to nie lubię takich zlepków, ale kurka, te kawałki czekolady/karmelu wyglądają mega fajnie. :D
Zawsze lubiłam takie drobinki, szczególnie kupować je i wykorzystywać potem do ciastek itp. :D
Karmelowej czekolady. One akurat naprawdę dały radę! Gdybyś znalazła na wagę – ale nie znajdziesz, przynajmniej nie z tej firmy – polecam.
Codziennie je słodkości, które nie wpływają negatywnie na figurę.
Teksty czyta się z przyjemnością, wpadając w dół jakizemnieanalfabetazmu.
Wygrywa konkursy, nawiązuje współprace, ma psa, którego chciałoby się tulić nocami.
Nie zrozumiesz…
Ciut poważniej: każda osoba żywa i w dodatku myśląca, ma chwile w których najchętniej by wszystko rzuciła. Brak czasu, zabieganie. Ręce, oczy, rozum… a niekiedy i serce, wpatrzone jest w „co” innego. Wtedy to i pisanie o batonach może wydawać się takie pozbawione polotu.
P.S. Jeśli miałbym wybrać jeden smak do pojawienia się na półce, wybrałbym karmelowca.
Ty to akurat doskonale wiesz, że wpływają. Nie udawaj, że w naszych ostatnich dziesięciu rozmowach nie musiałeś wysłuchiwać moich gorzkich żalów :P I nie słodź, bo jeszcze mi minie podły humor i będę musiała być na Ciebie zła, że nie jestem zła (wtf?).
Doły dołami, ale pamiętaj, że my oboje tu zostajemy. O b o j e !
P.S. W sumie to jestem zaskoczona, bo Tobie biała czekolada z owsianki Bruggena smakowała. Chyba że zjadłeś ją tego samego dnia, co opisałeś. Czyyyli dzień po mojej publikacji.
Głupi, ślepy, zapatrzony w biel. Mogłem jej dodać przez to kilka punktów.
Aha. Zjeść to zjadłem długo przed Tobą :)
Napisałam wczoraj dłuższy komentarz, ale chyba zamknęłam stronę zanim kliknęłam na opublikuj :p W skrócie rozumiem co teraz czujesz, bo miałam podobnie. Trzeba to przetrwać, skoro nie możesz zrobić sobie przerwy.
Batoniki, hmmm. Co jak co ale i tak bym wolała zamienić testowane czekolady z Biedry na te batony :D
Ależ Twój komentarz jest wyżej!
Zazdroszczę, bo mnie jak zwykle się nie udało ;)
W tam zaraz „jak zwykle”. Trzeba próbować.