Kolejnym rodzajem produktu, jaki zainteresował mnie podczas przeglądania sklepu internetowego Kuchnie Świata, były wafelki. Choć nie widać tego na blogu, bo rzadko je recenzuję, a jeszcze rzadziej sięgam po nowości, te niepozorne i lekkie słodycze zdecydowanie chrupać lubię. Najbardziej waflowym okresem mojego życia była druga część podstawówki, klasy od trzeciej do szóstej. W niewielkim mieszkaniu, w którym zresztą dziś mieszkam sama, dzieliłam pokój z mamą. Z całym szacunkiem dla niej, na moje nieszczęście kobieta ta posiada dziesięć żołądków, w tym dziewięć na słodycze i jeden normalny. Wysyłając mnie do sklepu, polecała kupić od razu pół kilograma ciastek lub wafli bez czekolady, które starczały nam na kilka tygodni. Tydzień. Parę dni. No dobra, kogo ja chcę oszukać… Jak zasiadłyśmy po południu do miseczki z pięcioma setkami gramów chrupiących słodkości oraz herbatami zaparzonymi w niebieskich i żółtych kubkach z Ikei, po niecałej godzinie nie zostawało nic. A na następny dzień sytuacja się powtarzała. Czyja była to wina? Wafli, rzecz oczywista. Są zbyt smaczne, a do tego zbyt lekkie i zwodnicze.
Wafer Pocket
Wafer Pocket to bezglutenowe, bezpolewowe wafelki, których w opakowaniu jest osiem, co przekłada się na 50 g. Sięgając po nie, byłam pewna, że całość produktu składa się z dwóch dużych sztuk, ewentualnie czterech średnich, ale nie – moje oczy zobaczyły kilka rzędów małych i bladych maleństw wypełnionych ciemnym kremem, na dodatek położonym tylko dwoma cienkimi warstwami. Zdecydowanie nie tego się spodziewałam, acz musiałam przyznać, że skubańce są bardzo fotogeniczne.
Szata graficzna produktu jest prosta, schludna, w kolorze żółta. Nawiązuje do całej serii bezglutenowych produktów firmy Schar, nie tylko słodyczy. Na jej tyle oko cieszy niska – przynajmniej jak na wafle – liczba kalorii (520 w 100 g). Ze środka wydobywa się przyjemny zapach kakaowo-orzechowej masy. Próbowałam ustalić, która z nut przeważa, ale się nie udało. Kiedy już byłam pewna, że w aromacie więcej jest kakao, na prowadzenie wychodził orzech. To było jak zabawa w kotka i myszkę.
Wafelki były niesamowicie leciutkie, a blada i sucha warstwa odrywała się od kremu bez większych trudności (brzegi odrobinę się sypały). Powłoka nie zawierała cukru prawie wcale i smakowała albo jak opłatek, albo jak ogromne wafle tortowe, które można zakupić w supermarkecie z zamysłem posmarowania ich czymś pysznym, na przykład kajmakiem. Kremu niestety nie było zbyt wiele. Okazał się bardzo ziarnisty, jakby wypełniony kryształkami cukru (nawet strzelały pod zębami), tłuściutki i intensywnie orzechowy. W smaku pyszny, więc tym bardziej szkoda, że Schar nie dodał go trochę więcej.
Za ciekawy uznałam fakt, że Wafer Pocket nie był ani kruchy, ani przeszły wilgocią. Okazał się… hmm… twardawy w rzadko spotykany w wafelkach sposób. Przez ową nieprzeniknioną konsystencję słodycz nie nasiąkał wodą, więc maczanie go w herbacie stanowiło próżny trud. Myślę, że na podobną przypadłość cierpią wspomniane wcześniej wafle tortowe z supermarketu. Gdyby to ode mnie zależało, zastosowałabym inną recepturę, grześkową, ale wtedy musiałabym się zgodzić na obecność glutenu. Coś za coś. Tymczasem jest, jak jest, a żeby nie było niedomówień, jest naprawdę dobrze. Krem znajdujący się w Wafer Pocket posiada wyrazisty smak łączący nadzienie z Knoppersa z pralinką Ferrero Rocher, którego słodycz idealnie współgra z opłatkowy waflem. Gdyby tylko było go więcej, powiózłby mnie windą do nieba.
Ocena: 5 chi
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Kuchni Świata,
lub odwiedź sklep internetowy)
Ciekawy.Nie przepadma za waflami,ale jak mowisz,ze ten jest inny i twardawy,to chyba sprobuje.Ale i tak najlepsze wafle to robi moj dziadzio :)
Jak można nie przepadać za waflami? :D Co Ci w nich nie pasuje?
Podobnie jak Zuza nie przepadam za waflami ale jeśli już jakiegoś zjem to lubię jak są twarde, więc pod tym względem mógłby mi pasować :P
Ponowie zatem pytanie: czemu?
Ciekawe jakby wyszły wafelki jaglane :)
Nie wiem, ale spróbowałabym.
Sama podobne robiłam na andrutach w domu. Choć nie przepadam za szczególnie za orzechowym nadzieniem takich wafelków. Jednak nie lubię sztucznych orzechowych smaków, takie połączenie Ferrero Rocher i Knopersa mnie przekonuje :) Super, że nie są przesiąknięte wilgocią, bo takich – nawet lekko zawilgoconych -bym nie tknęła. Pozdrawiam :)
Jak byłam dzieckiem, słpdycze z orzechowym kremem – zwłaszcza wafle – stały u mnie na ostatnim miejscu. W tej chwili wafle orzechowe są na pierwszym.
Ja nie jestem fanką wafelków kiedyś lubiłam,ale jako dziecko . Teraz jak mnie ktoś nie poczuje to sama nie kupuje.
Ja też już sama nie kupuję, ale mam nadzieję to zmienić, jak wyjem zapasy i wrócę do „moich” (rodzajów) słodyczy.
A u mnie okresem waflowym były pierwsze klasy gimnazjum – miałam do szkoły kawał drogi, więc jeździłam autobusem, a chodziłam na przystanek, przy którym był sklep z niezwykle tanimi słodyczami – np. princessę kokosową można było kupić za ok. 50gr, więc jadłam ją niemal codziennie (wiem, że to nicość w obliczu ilości wafli jedzonych przez Ciebie i Twoją mamę, ale myślę, że mogę nazwać ten czas waflowym, tym bardziej, że w domu wieczorem często jadłam wafle kupowane przez tatę – takie cienkie i pokryte czekoladą :D)
A te wafle jadłam kilka dni temu i mi smakowały – też miałam wrażenie, że krem był wypełniony kryształkami cukru :D
Ale nam się tu zrobiło wspomnieniowo-waflowo :) Szkoda, że teraz nie ma sklepów z takimi cenami… A jeśli są (np. ryneczki), to oczywiście nie w mojej okolicy :/
W mojej okolicy też takich nie ma, ale dobrze, że często można utrafić na promocje różnych pyszności :)
Za waflami przepadam, ale ich sama nie kupuje. Starczy jak ojciec kupi wielką pakę wafelków w Auchan, ja nie muszę :D Tutaj właśnie wolałabym większą ilość nadzienia, bo tak jakoś mało jego jest.
Mało, mało, ale względnie niedługo będzie inny wafel, który z kolei ma kremu od groma ;)
Myslałam, że będą bardziej, jak moje ulubione Wannery:
http://www.bangla.pl/foto/prod//0030/org/207_01_5554.jpg
uwielbiam je! są w Kauflandzie za bodajże 2,5 i jeszcze takie miniaturowe wersje, po 2 długie cieniutkie wafelki za złotówkę z groszami. Znasz?
albo z aldi moje ulubione te:
http://fddb.info/static/db/400/120/ZN2VMODDRMP3UUD5I731G20P_999x999.jpg
No i zawsze uwielbiałam hanute :)
Wafle uwielbiamy! :) Z bezglutenowych jemy takie:
http://www.helfy.pl/sites/default/files/styles/photo-495px/public/products/bgl-051_0.jpg?itok=EVmPHEqh
https://www.3paulyshop.de/images/produkte/i83/8303-Kakao-Creme-Waffeln-glutenfrei-Ballaststoffe.jpg
http://www.best-muesli.de/wp-content/uploads/2015/10/bestmuesli_glutenfrei_gebaeck_haselnusswaffeln.jpg
http://www.best-muesli.de/wp-content/uploads/2015/10/bestmuesli_glutenfrei_waffeln_zitronen-creme-waffeln.jpg
takich twardych to nie lubimuy, chrupiące owszem, ale nie twarde, no chyba, że z gorąca herbatą to da radę :D
To są Mannery, a nie Wannery ;) Znam je i z Kaufa, i z Leclerca, ale nigdy nie jadłam – kiedyś na pewno nadrobię. Recenzowanych dziś nie polecam maczać w herbacie, bo jak napisałam, nie chłoną napoju i są wtedy rozczarowujące.
Oj do wszelkich wafelków nie musisz nas namawiać :D Wychrupałybyśmy je wszystkie za jednym posiedzeniem :D W dzieciństwie rodzice wiedzieli, że nie mogą kupować ciastek na wagę, bo w 5 minut już ich nie było, dlatego każdy z nas dostawał tylko po jednym Grześku :P
Wreszcie coś, czego nie jecie po kawałeczku!
Jadłam te ale w polewie kakaowej, bo kopsnęła mi takowego była współlokatorka, która miała fioła na punkcie wszystkiego co pro eko zdrowotne i wydawała na to jakieś parę stów miesięcznie – a ja korzystałam. :D Smakował mi baaaardzo, był tak niesamowicie kakaowy, że obecnie rzadko się to spotyka. Zwykle to jakaś przecukrzona masa niewiadomego pochodzenia. Tu wyszło świetnie, warto nawet za taką horrendalną cenę.
Jak w polewie, to nie te ;) Zresztą w polewie też będą, wait for it!
Dochodzę do wniosku, że gdyby nie cena, to na takich zdrowszych łakociach można spokojnie codziennego bloga stworzyć :)
Ej, pominąłem akapit o cukrze i myślałem, że są słodzone ksylitolem. Pomyśl dwa razy zanim napiszesz zamienię na przeczytaj dwa razy…
Jak się jest bogaczem, to można nawet teraz :P
Trochę liche te wafelki, przynajmniej z wyglądu, pytanie czy brak glutenu jest tego wart :P Choociaż i tak są lepsze niż te napompowane bezglutenowe białe chleby ala tostowe. (Dobra nazwa na opakowanie xD)
A jak już mam czuć cukier pod zębami, to wolę, żeby ten 'efekt’ pochodził ze świeżych daktyli :D Całą torbę sobie dzisiaj kupiłam, mwahahaha. Jeszcze bardziej offtopowo powiem ci, że jeśli zobaczysz gdzieś takie bycze suszone daktyle z pestką (prawie długości kciuka) to bierz w ciemno – smakują jak Karmelova i krówki w jednym :)
Dzięki za radę! Nie lubię daktyli z pestkami, ale skoro mają unikalny smak, to może się skuszę. A chleby z nadmuchanego worka trochę mnie przerażają. Nigdy nie próbowałam.
Jak ja kiedyś kochałam wafelki! Mogłam je chrupać i chrupać, a ostatnio zupełnie ich nie jem. Sięgnęłam po Grześka bez polewy będąc w szpitalu, ale nie wiem coś mi nie pasowało i to bardzo… a szkoda, bo czasami mnie ochota na wafelka nachodzi a wiem, że żaden mnie nie usatysfakcjonuje. Opisane przez Ciebie niby brzmią nieźle, chociażby przez smak kremu (bo konsystencja mi się nie podoba), ale i tak nie kupię. :P
Jak Grześki bez czekolady Ci nie smakowały, to już nie ma dla Ciebie nadziei i nie powinni Cię z tego szpitala wypisywać.
E tam, wstrzyknęli mi trochę Zotterów, walnęli trochę Domori kroplówką i wyszłam.
To lepsze niż strzał z adrenaliny prosto w serce, co? ;)