Czekolady Wawela nie należą do moich ulubionych słodyczy. Mają dziwną konsystencję, podejrzany smak i rozczarowującą formę nadzienia. Jak od każdej reguły, zdarzają się oczywiście wyjątki. W tym wypadku są to dwie tabliczki: Orange Caramel oraz Cocoa Mousse. Ich jakość pozostawia wiele do życzenia – owszem – ale smak na tyle mnie porwał, że wystawiłam wysokie oceny, a degustację z przyjemnością powtórzę. Jeśli chodzi o całą resztę, odpuszczam. Nowości zupełnie mnie nie interesują, a i do klasyki marki wracać mi się nie uśmiecha. W ostatnim czasie jednak, tuż przed zakończeniem 2015 roku, weszłam w posiadanie dwóch wawelskich czekolad. Jedną dostałam w ramach wymiany i była ona wynikiem pomyłki (chciałam kokosowego Wedla), drugiej zaś cztery rządki (ok. 100 g) otrzymałam od mamy, która zdecydowała się na zakup, bo skusiła ją nazwa Piernikowa. Jak się miało okazać, konsumentka nie była zadowolona. Choć jej odpowiedzi na moje pytania o smak jakichkolwiek czekolad w 99% brzmią „nooo, bardzo dobra!”, przy Wawelu potrafi zachować dystans. Mimo jej chłodnego przyjęcia zimowego słodycza, postanowiłam dać mu szansę. Dwa smaki mnie porwały, a nuż ten dopełniłby medalowej trójcy.
Piernikowa ze śliwką
Jak już wspomniałam, piernikowej czekolady otrzymałam cztery rządki, każdy po dwie długie i cienkie, zupełnie niewawelskie kostki, które ważyły łącznie ok. 100 g. Na każdej z kostek widniały charakterystyczne dla wyrobów tej marki ozdoby, nieodmiennie przywodzące mi na myśl podpaski. Warstwa zewnętrzna była tradycyjnie ciemna, twarda i dość gruba, przy krojeniu niesympatycznie się łamała, kruszyła i odpadała. Wewnątrz znajdowało się nadzienie dwojga rodzajów: górne – zdecydowanie większe – dżemowe oraz dolne zwarte, kremowe, imitujące tytułowy piernik.
Na wstępie w czekoladzie zachwyciły mnie trzy rzeczy: apetyczna nazwa, przepiękna kaloryczność oraz wyrazisty, mocno korzenny zapach piernika. Ten ostatni nie był ordynarny ani ostry, raczej łagodny, słodki i kuszący. W poniuchu znajdował się ten sam zaduch, który rok wcześniej wywąchałam w Grzańcu Wedla (swoją drogą, mam nadzieję, że pojawi się za rok, bo w tym go nie kupiłam, a z chęcią zjadłabym ponownie).
Gruba warstwa zewnętrzna nie różniła się niczym od typowych wawelskich czekolad. Była lekko proszkowata, zupełnie niebagienkowa, słodka intensywnie i cukrowo, wyraźnie kakaowa. Tuż pod nią znajdowała się spora warstwa dżemu o smaku cukru, cukru i cukru, ewentualnie gdzieś tam pod koniec śliwek. Nie miała ona jednak tradycyjnie dżemowej konsystencji, zamiast tego była gęsta, dziegciowa i lepka, trochę jak nie do końca rozpuszczona żelka. Na samym spodzie znajdowało się… nadzienie. Jedno z najgorszych, jakie jadłam w całym moim życiu. Chrzęściło od przypraw korzennych (?) gorzej niż Kasztanki od łamu waflowego, było twardego typu i odznaczało się smakiem taniego kremu z ciastek oblanych wyrobem czekoladopodobnym. Nie tylko mogłoby stanąć do walki z najpodlejszymi słodyczami z masy kakaowej, ale podejrzewam, że jeszcze by je wygrało, konkurencję zostawiając daleko w tyle.
Z całej tej piernikowej – nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać – kompozycji najlepsza okazała się czekolada. Warstwy jedzone osobno były nie do przejścia, razem zaś paplały się i rosły w buzi. Z trudem podołałam dwóm kostkom, już po połowie pierwszej mając ochotę wyskoczyć przez okno. Uznałam jednak, że nie ma się co uprzedzać, a zanim wyrażę na blogu złą opinię, muszę być pewna. I po tych dwóch kostkach zdecydowanie jestem. Piernikowa ze śliwką to jedna z najgorszych czekolad, jakie jadłam w całym życiu. Smakuje jak margarynowo-kakaowa masa w polewie czekoladopodobnej. Nic gorszego, strzeżcie się!
Ocena: 1 chi
Hahaha,to zdecydowanie czekolada nie dla mnie!Nawet jakby miala unicorna to bym nie sporobowala,bo nie lubie ani piernikow,ani sliwek :p Ale widze,ze nic nie trace XD
Jak można nie lubić pierniczków i śliwek, to ja naprawdę nie wiem ;>
Po czekoladzie z Wawel piernikowej ze śliwką dostałam uczulenia na twarzy. Zanim się zorientowałam ,że to po niej mam uczulenie ,to zjadłam połowę. Już jej nigdy do ust nie wezmę. Co oni do niej dodali.
Współczuję, a jednocześnie podziwiam za zjedzenie aż połowy. Według mnie smakuje tak wstrętnie, że można podołać co najwyżej kilku kostkom.
Wawel….. kiedyś może i tak ale teraz zdecydowanie NIE… nie wiem jak kiedyś mogła smakować mi gorzka czekolada z tej firmy albo malaga… no dobra z gorzką to już wiem – była to najbardziej gorzka czekolada z tych tańszych dostępnych w stacjonarnym sklepie pomijając np. Lidla, którego przez wiele lat nie miałam….. Od kiedy spróbowałam lepszej jakości gorzkich czekolad wiem, że to co kiedyś uważałam za smaczne w rzeczywistości takie nie jest (przynajmniej dla mnie). A czekolady nadziewane??? Może kiedyś spotkam taką, która mi posmakuje i mnie nie zasłodzi. Na pewno nie będzie to czekolada firmy Wawel – te unikam i będę unikać szerokim łukiem :P
Ja też kiedyś bardzo lubiłam Malagę i Tiki Taki (cukierki), ale podczas ostatniego spotkania aż mnie przetrzepało z obrzydzenia. Smak tej czekolady… no po prostu nie ;) W tabliczkach, gdzie jest jej więcej, już nawet nie wspomnę.
Wawelowych czekolad zawsze unikałam – od dzieciństwa miałam zaszczepioną przez mamę niechęć do czekolad Wawela, Goplany i Terravity :D Sama z siebie kupiłam jedynie tą z masłem orzechowym, zachwalaną na forach wegańskich i nie była zła, ale mnie nie zachwyciła. Piernikowa czekolada to bie mój smak, a Twoja recenzja mnie w tym nielubieniu tylko utwierdziła ;D
O nie, Wawel z masłem orzechowym JEST zły. Bardzo zły. Smaku Terravity i Goplany nie pamiętam, będę musiała zrobić do nich podejście. Aaale to już po wakacjach.
Być może jakość czekolady znacznie spadła a co z tym idzie i smak… wiele słodyczy nie smakuje tak dobrze jak kiedyś
Szkoda, że się zawiodłaś. Jeszcze taka spora a czekolada. A Ty zjadłaś tylko dwie kostki. Dobrze zatem, że mama obdarzyła Cię tylko kilkoma rządkami, a nie całą czekoladą. Szczerze nawet nie wiedziałam jak dotychczas, że Wawel ma takie piernikowe opcje. Lubię smak piernika, ale głównie w typowych pierniczkach albo w domowych ciastach piernikowych. Sądzę więc, że pewnie bym jej nie wybrała tak czy inaczej, bo to nie moje smaki. Jak już mam jeść słodycze to zwykle sięgam po takie, które znam albo wiem, że na 99% smak może mi przypaść do gustu (choć i od tej reguły robię wyjątki – ostatnio coraz częściej). Pozdrawiam serdecznie :)
Ja pierniczki lubię w czekoladzie i/lub z dżemikiem w środku. Suchych katarzynek i pierników z lukrem nie cierpię, tak samo jak twardych pierników z jarmarków bożonarodzeniowych. Jestem wybredna.
Odrzuca mnie w tej czekoladzie wszystko, od rozmiaru przez wygląd aż po skład :P Dałam sobie spokój z Wawelem po spróbowaniu tej 'wspaniałej’ z masłem orzechowym, mocno średnia była :/ Teraz to już w ogóle bałabym się jej próbować xD
Słuszna decyzja, ja już też daję spokój. Szkoda życia na przeciętności oraz obleśności.
Nie dziwi mnie taka ocena. Ba, mając wspomnienia z dotychczasowo jedzonych czekolad Wawela mogłam sobie z całą wyrazistością wyobrazić sobie smak tego … wytwory dalece czekoladowego. Cukier i plastik okraszony sporą dawką sztucznych aromatów. Mniam <3 xD
Dokładnie tak było.
Pierniki kojarzą mi się z mikołajkami, zawsze pojawiały się w paczce mikołajkowej jaką dawali nam w szkole. Lubię je ale nigdy nie przypominam sobie abym sama je kupowała o dziwo. :-) Czekolada Wawel… skomentuje milczeniem. Piernik mógł być fajny, bo to coś nietypowego. Jednak Wawel moim zdaniem nie potrafi zrobić dobrej czekolady niezależnie od nadzienia.
Ja nie dostawałam prezentów od Miko w szkole :(
Ej, od „gorzej niż Kasztanki” to się odczep! Uwielbiam w nich tech chrzęst. Najlepsza cześć z całej pralinki!
W Biedronce jest Magnetic (a może był?) o identycznym smaku. Wszak to Wawel, więc nic dziwnego. Nie brałem wyłącznie ze względu na śliwki. Sam piernik by mnie skusił. I jeśli twierdzisz, że one są gdzieś pod sam koniec… to kiedyś z chęcią jej spróbuję .
WTF? Serio chcesz tego czegoś próbować? Masochista.
Kasztanki, cukier, piernik, brak śliwek – to dla mnie same plusy ;) Tylko nie wiem kiedy… Zapisz Zapamiętaj Zjedz.
Aaaa. Tylko szarlotki brakuje :P
Powiem tak: (s)pierniczyli trochę tę tabliczkę! Ale ja nigdy nie sięgam po te duże tabliczki Wawel. Chociaż nazwy typu szarlotka, brownie czy tiramisu mają ładne, to ..nie.
Szarlotka mnie kusiła. Cieszę się z całego serca, że nie uległam.
Chciałabym powiedzieć, że moja mama reaguje tak samo, ale jednak nie mogę.
Wiedziałam, zet ta czekolada będzie już otwarta! Intuicja? Nie… zdjęcie. Zastanawiałam się nad jej zakupem w grudniu tamtego roku, kiedy tylko pojawiła się w Biedronce z mojej miłości do Piernika.
Podpaski w czekoladzie? Ty to masz ciekawe skojarzenia.
Grzańca z Wedla nie kupiłam, bo koszenila. Czasami takie podejście się opłaca.
Nie spodziewałam się takiej oceny, choć mogłam się domyślić. Czyli kasa dobrze zaoszczędzona.
Dobrze to mało powiedziane. BARDZO dobrze zaoszczędzona.
Jadłyśmy ją ale to już było ze dwa lata temu i wiemy tylko tyle, że została oddana Tacie, który oddał ją Mamie :P Nie wiemy co się potem z nią stało, czy została wyrzucona czy jednak zjedzona a raczej „wymęczona” :P
Nie dziwię się, skoro nawet moja mama – czekoladowy łakomczuch nr 1 – zostawiła mi tyle rządków.
Jakie brzydkie kostki. Co jak co, ale ostatnio długich kostek wyjątkowo nie lubię.
Mnie częstowano podobnym tworem Moser Roth czy coś i… było zjadliwe, ale nie na więcej niż jedną kostkę (po prostu za dużo cukru, a i połączenie „dżem&krem” nie moje, chociaż muszę przyznać, że przynajmniej śliwki było czuć).
A tutaj… co ja czytam! Po opisie tego przyszło mi do głowy: „Polak potrafi”, bo chyba właśnie przeczytałam o czekoladzie gorszej, niż ta moja Reese’s, a jedząc ją myślałam, że ciężko byłoby stworzyć coś gorszego. Fu, teraz sobie wyobraziłam czekoladę Reese’s nadzianą kremem z tej Piernikowej… O, zgrozo!
Przecież w Zotterach jest dużo „dżemów&kremów” ;>
Piernikowa jest gorsza od samej gorszości. Pierwsze miejsce wśród obleśnych czekolad, naprawdę. To już nawet ja wolałabym Reese’s.
Nie w formie takiego klejącego gluta. :P
Uch, aż mnie wzdrygnęło :D Nigdy się na nią nie skuszę, nawet jak poleją ją masłem orzechowym.
I słusznie!
Kochana współczuję,że jadłaś tą czekoladę ja bym nawet jej do reki nie wzięłam. Wawel i taki smak nie wróży nic dobrego a jeszcze płynne nadzienie jak dla mnie ohyda.
Na szczęście to tylko dwie kostki, inaczej też bym sobie współczuła.