Dan Cake, Bułeczka mleczna

Problemy zdrowotne mają swoje dobre strony. Można na przykład pójść do przychodni, żeby dostać skierowanie do lekarza, który ma uprawnienia do wydania skierowania na badanie. W kolejce do przychodni osiedlowej czeka się trzy dni, a jak ma się szczęście, nie czeka się w ogóle. Tam jednak niczego konkretnego się nie dowiemy – czego świadomość mieliśmy od samego początku – trzeba czekać na spotkanie ze specjalistą. Wcale nie tak długo, bo tylko od miesiąca wzwyż. Od specjalisty, jeśli wszystko dobrze – a raczej niedobrze z naszym zdrowiem – pójdzie, zostaniemy oddelegowani na badanie. Na nie czeka się mniej więcej trzy razy dłużej, w związku z czym po drodze można umrzeć, zaobserwować wyłączenie się jakiegoś narządu, albo przynajmniej zgryźć paznokcie ze strachu, co też się w tym naszym schorowanym organizmie dzieje. W porządku, ale gdzie tu zapowiedziane w pierwszym zdaniu dobre strony? Otóż w trakcie oczekiwania i z konieczności zawiezienia skierowania do placówki oddalonej od miejsca zamieszkania o całe miasto można trafić przypadkiem na sklep, w którym się nigdy wcześniej nie było. Stokrotka, takie coś u nas w ogóle rośnie stoi? A jednak, nawet w liczbie mnogiej. Zaszedłszy tam, znalazłam stado ciekawych słodyczy. Niestety, posiadając nieskończone zbiory własnego żarła w domu, wzięłam tylko trzy produkty. O pierwszym przeczytacie dziś, o kolejnych… cóż, nigdy nie wiadomo.

Dan Cake, Buleczka mleczna (2)

Bułeczka mleczna

Na Bułeczkę mleczną skusiłam się z dwóch powodów. Pierwszym był fakt, iż po prostu lubię maślane mleczne bułeczki – skądinąd to ciekawe, że zawsze brałam je właśnie za maślane – ładowane przez producentów do bezczelnego wora, a drugim rozpoczęty dawno temu Program Trzech Szans. Jeśli pamiętacie, firma Dan Cake wystąpiła w nim już dwukrotnie. Poznałam się z nią, sięgając po żabkowe Brownie, parę miesięcy później zaś wróciłam z Leclerca do domu z Ciachem w torbie. Oba produkty uznałam za godne zakupu, nawet ponownego, ale niedostarczające żadnych wyjątkowych wrażeń. Całkiem przyjemny smak połączony z przeciętną jakością – ot, cała prawda do wytworach Dan Cake. Sięgając po dzisiejszego bohatera, miałam nadzieję, że schemat zostanie przełamany, a ja przyjemnie się zaskoczę.

Dan Cake, Buleczka mleczna (5)

Przewożąc bułeczkę do domu, modliłam się do najświętszego chi, żeby tylko się nie zgniotła. Ponieważ jednak tuż przed wizytą w Stokrotce byłam w Netto i nakupowałam jogurtów, z torby wyciągnęłam flaka półkrwi. Byłam lekko zniesmaczona i nawet miałam szaleńczy pomysł, by wrócić do sklepu i kupić jeszcze jedną, ale dość szybko udało mi się przywołać do porządku i przekonać, że najpierw sprawdzę stan tej.

Dan Cake, Buleczka mleczna (6)

Na sprawdzanie stanu długo czekać nie musiałam, bo produkt miał krótki termin przydatności do spożycia. Okazało się, że wcale tak bardzo nie skapcaniał, a nieidealne powierzchnie dało się ugnieść do poprzedniego stanu jak plastelinę, w związku z czym Bułeczka mleczna prezentowała się godnie. Była wysoka, puszysta i leciutka – przypominała coś pomiędzy domową drożdżówką a sklepową (domowej nigdy nie jadłam, trzeba to będzie nadrobić!) chałką. Skojarzeniu temu odpowiadał zapach – chałkowy, ale bez słodyczy, ewentualnie drożdżowego makowca… tyle że bez maku.

Dan Cake, Buleczka mleczna (7)

Pierwszy gryz przyniósł mi objawienie: ta bułka rzeczywiście nie jest zbyt słodka! Posiadała przyjemny maślany smak, znajdujący się zarówno w ciemniejszej i twardszej skórce, jak i jasnym, ale nie nieprzyjemnie suchym środku. Rwała się jak chałka i w zasadzie niewiele się od niej różniła (podobnie jak od drożdżowego makowca bez maku, o ile ma to sens). Rozpływała się w ustach jak świeże maślane ciasto, zdradzając lekko proszkowatą naturę. Pod koniec konsumpcji pojawiła się kwaśnawa nuta, która wpłynęła na nieprzyjemny posmak w ustach (dobrze, że nie miałam kogo całować). Mimo tego Bułeczka mleczna naprawdę mi smakowała i bez stresu mogłabym zakup ponowić. Kolejnym razem jednak spożyłabym ją posmarowaną Nutellą lub miodem i wzmocnioną kubkiem kakao albo gorącego mleka.

skalachi_4Ocena: 4 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Dan Cake, Buleczka mleczna (3)

41 myśli na temat “Dan Cake, Bułeczka mleczna

  1. Nasz lekarz rodzinny jest taki, że do pracy przychodzi kiedy mu sie zechce a jak nie jest w stanie to wtedy nie przychodzi. Jak już przyjdzie to czasem od razu nie przyjmuje pacjentów, tylko jeszcze chodzi po przychodni lub siedzi w gabinecie a kiedy już zacznie przyjmować pacjentów to jeden przebywa w jego gabinecie od 30 do 60 minut…. w rezultacie kiedy moja mama do niego idzie to wraca po kilku godzinach (po 5-6). Cieszę się, że ja nie choruje i nie muszę siedzieć w tej poczekalni bo bym nie wytrzymała – spędzić pół dnia u lekarza to nic przyjemnego…

    Jeśli chodzi o bułeczkę mleczną to we wszystkich produktach Dan Cake, które miałam okazję jeść, wyczuwałam chemię, taki sztuczny posmak w bułeczkach mlecznych tego typu (takich zapakowanych) również. Wybitnie mi to nie smakuje :P

    1. U mnie jest wszystko punktualnie, więc git. Za to przeginają w drugą stronę, bo np. masz wizytę umówioną na 15:00, przychodzisz za pięć, widzisz ją, ona widzi ciebie, ale nie – będzie siedziała do 15:00 i czekała, aż wybije godzina. Okej, to jeszcze rozumiem, ale na każdego pacjenta ma 15 minut, załatwia go jak najszybciej, w jakieś pięć, a na dziesięć wraca do kanciapy i znów siedzi. W efekcie zamiast pracować godzinę, pracuje dwadzieścia minut, a czterdzieści spędza w kanciapie. Dziwne :P

      Chyba ta proszkowatość mogłaby odpowiadać wyczutej przez Ciebie chemiczności. Niemniej i tak mi bułeczka smakowała :)

      1. Przecież nic by Jej się nie stało jakby przyjęła tego pacjenta 5 minut wcześniej a może i wcześniej mogłaby wyjść z pracy ;)

        Ważne, że smakowała ;)

  2. Podejrzewam, że jakbym teraz zrobila badania krwi to pewnie zostałabym oddelegowana do specjalisty i musiała czekać kilka miesięcy na wizytę. Na to ochoty nie mam, więc i badań nie robię.
    Takich paczkowanych ciach nie lubię. Jedyny wyjątek to Milka. Mam wrażenie, że są za bardzo napakowane dziwnymi składnikami i przy tym nijakie w smaku. A takiego połączenia nie toleruje. Jak się truć to niech przynajmniej z mocnym smakiem ;)

    1. Wiesz, ale to wcale nie jest śmieszne. Sądzę, że jakbym ostro się wzięła za siebie i zaczęła chodzić po lekarzach, to każdy by mi coś znalazł. O jednym chorobach wiem, o drugich nie. Zresztą moja rodzina od dawna ze mną wojuje, że powinnam się leczyć i zacząć dbać o organizm, aaale… ;)

      Milka z kremem i kawałkami czekolady nie bez powodu zdobyła unicorna <3

  3. Dawno temu parę pary jadłam jakieś bułeczki mleczne, czy tam maślane i takie, jak na tamten czas, były według mnie niezłe… Obecnie bułeczki (jakiekolwiek) mnie nie pociągają, a chałki i jej konsystencji nigdy nie lubiłam. Dobrze jednak wiedzieć, że potrafią jeszcze zrobić takie bułeczki nie będące mieszaniną cukru z cukrem.

    1. Jeśli chodzi o zwykłe bułki, rzadko je jadam, bo najwygodniejszą opcją jest kupić chleb krojony z wora i zamrozić – robię tak od lat. Ekonomiczne podejście. Ale konsystencja świeżej bułki, albo jeszcze lepiej: rogala… omg <3

      1. Zwykłych bułek to w ogóle nie tykam (i teraz sobie uzmysłowiłam, że nawet nie pamiętam od kiedy).

        O, co do chleba – ja kupuję taki żytni razowy, który jak się kupuje jest twardy i wilgotny, a jak leży otwarty, to z czasem robi się twardy i suchy, ale – uwaga! – nabiera „mocy urzędowej” normalnie jak wino (oczywiście nieotwarte, tylko w beczce czy coś xD) i smakuje coraz lepiej. :D Mrożenie go też się sprawdza, więc tutaj… o tak, ekonomiczne podejście i ułatwianie sobie życia – to jest to.

  4. Jakbym zobaczyła skład tej bułki, na pewno bym jej nie wzięła, ale podobieństwo do chałki brzmi zachęcająco :D

    A dzięki jednemu szpitalowi kiedyś okryłam bardzo dobre krówki, których nigdzie indziej nie widziałam (nazwy też nie pamiętam, bo obecnie ich nie mam). Osobiście na przychodnie i szpitale nie narzekam, ale leczę się w specjalistycznych (nie pamiętam już etapu diagnostyki, mogło być podobnie :P) i jakoś tak mi się udaje, że nawet w kolejkach nie czekam :D

    1. Ja w kolejkach też za dużo nie czekam. Tak sobie ponarzekałam trochę z empatii, bo wiem, że naród czeka :P

      1. A to prawda, ale często na własne życzenie – wiele osób przychodzi dużo przed wyznaczoną godziną i czekają potem kilka godzin i to zdziwieni, że nie liczy się kolej przyjścia, tylko wyznaczona godzina :D

        1. Oj, tego nie lubię! W tej przychodni specjalistycznej, w której byłam ostatnio, dostałam konkretną godzinę. Przyszłam dokładnie pięć minut przed czasem i wszystko było punktualnie. Pod innymi gabinetami natomiast ciągnęły się kolejki. I po co ludzie tak siedzą?

          1. Myślę, że z nudów… Ja mam takie porównanie pomiędzy dwoma zupełnie innymi oddziałami. W poradni hematologicznej do której chodzę leczą się głównie młodsi ludzie i dzieci (pani lekarz jest pediatrą, ale leczy osoby do 30 roku życia) i tam kolejek nie ma – czekam najwyżej kilka minut, każdy przychodzi na swoją godzinę (ja akurat nie zawsze, bo jadę tam pociągiem i nie trafię idealnie w godzinę, a nie lubię się spóźniać, więc zdarzy mi się wejść przed czasem, ale tylko wtedy gdy nikogo nie ma – zawsze uczciwie mówię na którą godzinę mam). Z kolei w poradni hepatologicznej jest istne zatrzęsienie – w danym momencie czekają ludzie mający na 8 i na 14, głównie to ludzie starsi, awanturujący się o wszystko. Nie wiem po co jakaś babcia przychodzi na 9, skoro ma na 14 i jeszcze ma pretensje do całego świata, że nie wejdzie od razu skoro przyszła i czeka już od godziny. Dobrze, że lekarz stosuję zasadę godzinową :)

  5. Kocham te bułeczki. Pewnie wiele osób powie: że chemiczne, napowietrzone ite pe ite de ale mam to totalnie gdzieś. Są moim zdaniem idealne – faktycznie mleczne, maślane, kapciowate, rozpływają się w ustach. To jedna z tych rzeczy, które chyba najbardziej mam na liście: ALE BYM ZJADŁAAAAA. Poszukam w moich stokrotkach, bo nigdy nie widziałam czy tam są, jeżeli z najdę to do śniadania i szklanki mleka na sto procent kupię, bo mam cudowne wspomnienia.

    1. W Małpce ostatnio widziałam muffiny z wora Dan Cake, też się zastanawiam nad zakupem, ale to już chyba poważniejsza gramatura (80 g?).

  6. Oj,lubiłam kiedys słodkie bułeczki! :D Dawno ne jadlam…musze sobie kupic jak wroce do Polski XD Czy Dań Cake’a? nie wiem ,zobaczę co bedzie w sklepie Xd

    1. W komentarzu na Insta dostałam propozycję połączenia jej z polędwicą i przypomniało mi się, jak jadłam takie słodkie bułeczki z szynką i ketchupem. Mmm <3

  7. Na problemy żołądkowe to nie powinnaś jeść takiego sztucznego gówna :P Ja teraz staram się unikać ostrych i przetworzonych mocno rzeczy, bo ostatnio było bardzo źle :/ Dostałam jakieś leki ziołowe i jakieś z witaminą B12 i inne pierdoły na ”wyciszenie” po moja ”nerwowość” jeszcze bardziej podsyca refluks więc…w szkole jak sobie łyknę te ziołowe, to normalnie jak na haju :D

    1. Tu akurat problem nie dotyczył żołądka, ale pleców :P Będę miała tomografię kręgosłupa. Co do żołądka, kilka dni temu odstawiłam leki i obserwuję organizm. Jest dobrze, boli w granicach przyzwoitości i tak samo, jak podczas brania leków. Skoro nie widzę różnic, to nie będę już wydawać kasy i prosić się o recepty. Po załatwieniu sprawy z kręgosłupem zapiszę się na gastroskopię, żeby mi mój lekarz zajrzał, czy wygląda to jakoś lepiej. Boję się na samą myśl, bo to jedno z najgorszych badań, jakie przeżyłam.

  8. Nawet nie wiedziałem, że je na sztuki można kupić. Sporo tego przejadłem w życiu. Przerażająco szybko wchodzą do żołądka. Równie przerażający jest potem fakt spojrzenia na kalorię. Bo przecież to takie małe… (tu mowa o zbiorczych worach, wiadomo).

    1. Powiało moją mamą :P Ona zawsze gada, że takie małe to niskokaloryczne. Jak jej próbuję uświadomić, że wcale nie, to albo się obrusza, albo udaje głupa i specjalnie zapomina.

      1. Jeśli jedna osoba mówi, że się mylisz, to może być do Ciebie uprzedzona.
        Jeśli dwie, skrajne, osoby mówią, że się mylisz… to się mylisz :P

        P.S. Wyobrażasz ją sobie posmarowaną Fluffem? :D

  9. Kiedyś kupowałam bułeczki maślane z Lidla i jadłam je z Nutellą – istna poezja z milionem kalorii w tle. Mlecznej nie jadłam, ale chyba raz kupie do pracy ;)
    O lekarzach nawet nie wspominam, bo szkoda gadać.

    1. Mleczna i maślana – moim zdaniem to to samo, tylko nazwa inna. Co do Nutelli, Twój komentarz przypomniał mi o pewnej „niskokalorycznej” przekąsce z późnych lat podstawówki, mianowicie naleśnikach posmarowanych Nutellą, obłożonych grubymi plastrami banana i szczelnie pokrytych bitą śmietaną.

  10. Od dziecka mam awersję do takich bułek mlecznych. Jakoś mnie przeraża, że one tak długo leżakują na sklepowych półkach, a tak długo zachowują świeżość. Raczej nie dla mnie, chociaż jakbym była baardzo głodna to bym zjadła. Raz pamiętam jak u babci jadłam taką właśnie z konfiturami i była nawet ok, choć nie wiem ile za sprawą babcinych konfitur, a ile za sprawą samej buły. Pozdrawiam :)

  11. Te bułeczki są tak obrzydliwe, że aż dobre. Gdybym widywała w pojedynczym opakowaniu, a nie worze po 12 sztuk, kupowałabym częściej, bo lubię sobie czasem taką zjeść z masłem orzechowym. Z ciekawości: ile jedna ma kalorii, bo nie widać gramatury na opakowaniu?

  12. O matko ale bym zjadła :P Te bułeczki zawsze będą dla mnie zagadką, bo z jednej strony ich smak pamiętam jako kwintesencję słów mleczność, słodycz i puszystość, a z drugiej, gdy przypomnę sobie sam proces ich jedzenia i dalsze samopoczucie, to trochę chce mi się rzygać. Gdzie tu sens, gdzie tu logika? Chyba ni ma, tak mi te bułeczki zawróciły w głowie :P

    1. Mnie na szczęście po takich sztucznych żarłach nigdy nic nie jest. W dzieciństwie tylko często po hambie z Mc uciskało mnie w jelitach, jakbym miała dużą kolkę.

  13. Przychodnie to dla mnie od roku chleb powszedni ,ale plus jest taki,że jak z dzieckiem to wizyta jest tego samego dnia. Biorąc skierowanie np do neurologa to już tam się czeka 3m-ce lub prywatnie za 3dni:) . Bułeczki takie kiedyś kupowałam i jadłam z kremem czekoladowym lub serkiem śmietankowo-owocowym pycha:)

  14. Takimi bułeczkami to się kiedyś zajadałam, ojej. Tylko kupowane w dużych opakowaniach. Z Nutellą były genialne, tylko miały jedną wadę – ciężko się było nimi najeść, więc się jadło i jadło, i końca nie było.

  15. Polska służba zdrowia… Nie jesteś pierwszą osobą, która na nią narzeka jednocześnie mają racją. Mi za bardzo nie pomogli, a byłam w szpitalu 2 dni i dostałam tylko jeden nowy jak i stary lek.
    Tez zawsze uwielbiałam takie bułeczki. Szczególnie w podstawówce, kiedy kupowało się je w większych torbach. Ciacho? TRZY razy nie. Okropność! Czasami jak przechodzę zastanawiam się czy nie dać mu jeszcze jednej szansy…
    Taką bułeczkę tez nie raz widziałam pojedynczo, chociażby w Lewiatanie. Nie mam co do ich smaku wątpliwości i jak widzę nie zmieniło się nic. nutella i zacukrzenie od razu. ;p Lepiej z masłem orzechowym albo z kakao.

    1. Lewiatanów też w okolicy nie mam. Tzn. mam jednego, ale takiego ubogiego i maleńkiego. Już lepiej wybrać się do Stokrotki, bo przynajmniej obok Netto z kaszkami :P

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.