Znów miałam ochotę rozpocząć recenzję od zdania nowy rok przyniósł mi… ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Bo czy to aby na pewno nowy rok? Czy cokolwiek, co się w życiu zdarza, spowodowane jest jakąś tam datą? Czy to możliwe, że 1 stycznia byłam już kimś innym niż 31 grudnia? Nonsens. Zmiany, które w sobie zauważam, nie następują z dnia na dzień, ani też nie są zależne od jednego konkretnego wydarzenia, a już na pewno nie od czegoś tak błahego jak sylwester i przesunięcie kartki w kalendarzu. Na przykład na tę małą rewolucję myślenia, o której zaraz opowiem, wpłynęły niemal dwa lat bloggowania. Z postawy muszęspróbowaćwszystkiego przeszłam do chłodnego zastanawiania się, czego zakup będzie sensowny. Oczywiście, że nadal w pierwszej chwili po usłyszeniu o nowości mam ochotę rzucić się pędem do sklepu. Daję sobie jednak czas i odkrywam, że wcale nie muszę tego robić. Omijam ciastka, które serwowane są w zbyt dużych opakowaniach i limitowane batony, których wersji podstawowej dotąd nie prezentowałam. Ponadto przestałam sobie zawracać głowę myśleniem o większości cukierków, bo nie mam ochoty katować się produktami niewzbudzającymi mojego entuzjazmu. Jeśli wpadną mi w ręce – jak bohaterowie dzisiejszej recenzji – nie odmówię. Ale jeśli to ja mam uruchamiać cały proces idź-kup-zjedz-napisz w przypadku słodycza zupełnie nieinteresującego, z przyjemnością odpuszczam.
Piastówka
Bohaterka dzisiejszej recenzji – Piastówka – jest mleczną lub tradycyjną (trudno to ustalić, gdyż nie wiem, czy mleko w proszku widniejące w składzie zostało odtłuszczone), ręcznie zawijaną krówką reklamową marki Krogal, wytwarzaną dla Wytwórni Pasz PIAST. Uff, trochę to skomplikowane. Zdecydowanie prościej byłoby napisać: jest to krówka firmowa od Basi, polecana przez nią i uznana za najlepszą. Wtedy jednak pominęłabym informacje o składzie, który jest całkiem przyjazny (liczy jedynie cztery pozycje).
Piastówki w mym domu pojawiły się w liczbie sztuk ośmiu, na wadze wykazując ok. 130 g. Nie miały porywającej szaty graficznej, ciekawej kolorystyki ani chwytliwego logo, ale skoro promotorka obiecała, że smakują wybitnie, nie powinnam się nadto czepiać. (Z drugiej strony firmowe słodycze spełniają rolę mniej zobowiązującej łapówki, więc wypadałoby zadbać o ich atrakcyjny wygląd). Ze średnim papierkiem kontrastowała pomadka. Jej ładne krowie kształty i intensywnie krówkowy, słodki aromat sprawiły, że nie mogłam się doczekać konsumpcji. Zdecydowałam, że zjem sześć sztuk, a dwie zostawię rodzince.
Już podczas krojenia Piastówki zauważyłam, że posiada kruchą otoczkę i miękki, plastyczny, ciągnący się środek. Pomadka była prawie taka jak lubię – gdyby zamiast delikatnej mordoklejkowatości (na szczęście bez nieprzyjemnej właziwzębowości) postawiono na większą wilgoć, znalazłabym się w siódmym niebie. Ale i tak było rewelacyjnie. Subtelnie, krówkowo, toffi, maślanie i słodko, ale nie cukrowo. Na wszystkie zjedzone sztuki tylko jedna okazała się wyjątkowa, bo bardziej sucha, skrystalizowana, bez ciągnącego się środka. O dziwo, właśnie ta przypadła mi do gustu najbardziej.
Po zjedzeniu naszykowanych sześciu krówek nie czułam ani przykrych posmaków, ani pierwiastka starego tłucholca, ani przesłodzenia. I to mnie niestety zgubiło. Niczym zombie na krówkowym głodzie ruszyłam do kuchni po ostatnie dwie sztuki, wykańczając całe 130 g i przyczyniając się do wyrzutów sumienia kolejnego dnia (aż szkoda, że nie wytwarza się dla obżartuchów tabletki dzień po, która niwelowałaby skutki przyjęcia zbyt wielu słodkich jednostek biodrowych). Dobra strona historii jest taka, że pozbyłam się wszystkich Piastówek, więc nic mnie więcej nie kusiło. Wy zaś, jeśli uważacie się za poważnych i odpowiedzialnych krówkożerców, musicie ich spróbować. Basia miała rację, to absolutny obłęd.
Ocena: 6 chi
Ja miałam taki pęd jak zaczęłam blogować, bo akurat trafiło na moment, w którym po latach sięgnęłam po słodycze i nie mogłam się nadziwić, ileż to nowości na rynku. Już dawno mi to przeszło, chociaż teraz dalej to się trochę we mnie budzi, jak przeglądam zagraniczne recenzje czekolad w moim guście. :>
Jeju… ja chcę te krówki!
Masz pretekst, żeby spotkać się z Basią ;)
Taak, tylko że Wy wszystkie mieszkacie daleko ode mnie i to w takich miastach, gdzie właściwie nigdy nie zajeżdżam nawet po drodze. :<
Ale chodzisz po górach :>
Kiedyś się spotkacie, jak obie będziecie spieprzać przed grizzlym :P
Według mnie to coś normalnego… chyba tak samo jest z kolekcjonowaniem np. znaczków – na początku zbieralibyśmy wszystkie, kupowali a potem po czasie kupujemy te, które nam się podobają lub brakuje nam w serii :) A co do recenzowania produktów to wydaje mi sie, że przyjemniej jest recenzować produkty, które są w naszym guście – wtedy i recenzja może być lepsza ;)
Krówka ciągutka to czyste zło :P
Zgadzam się, lepiej recenzować „swoje” rzeczy. Teraz już nie kupuję żadnych innych. Pewnie „wpadki” się zdarzą, ale jedynie zdarzą.
Ciągutka = mordokleja? Bo dla mnie mordokleja to zło, a ta była cudowna.
Mój Jaś jadł u babci taką krówkę z ciągnącym środkiem oddał mi po paru sekundach:) . Dostał w zamian inną krucha i tą zjadł całą . Ja wole jak mój synek kruche kiedyś chyba było inaczej wolałam ciągnący środek.
Hmm… ja chyba też. Środek musi być nawilżony, ale całość krucha. W dzieciństwie ideałem była krówka z Sycowa, ale powrót po latach przyniósł mi sam stary tłuchol, ble.
Ja i tak nie lubie krowek,wiec nic mnie nie przekona XD Ale fajnie,ze tobie smakowalo :)
Jak można…?!
Nawet nie zdawałyśmy sobie sprawy z tego, że na rynku jest tyle krówek :D Ten ciągnący środek i krucha otoczka jest totalnie w naszym guście :D
W tej się nie da nie zakochać.
Uwielbiam takie krówki – z kruchą skorupką i ciągnącym się wnętrzem :D Tych nigdy nie jadłam, nawet nie wiedziałam o ich istnieniu, ale krówki firmowe mojego taty wyglądają podobnie (nie wiem teraz jaka firma je im robi), a jak poleżą dłużej to robią się całe kruche, ja jednak wolę te z ciągnącym środkiem :) Narobiłaś mi ochoty na krówki, ale w domu mam obecnie tylko takie skamieniałe, przywiezione z konferencji :D
Skamieniałe, o nie :P Z tymi też mi Basia radziła poczekać, ale najwyraźniej czekałam za krótko. Może jeszcze kiedyś mi kilka da, to poleżakują do kruchości.
Krówki są boskie zawsze je uwielbiałam, ale teraz żeby natrafić na naprawdę dobra trzeba się troszkę naszukać
To racja.
Orany, uwielbiam takie krówki choć chyba i tak najbardziej preferuje te nie z płynnym nadzieniem, a mleczne, śmietankowe i kruchutkie. Tą jednak bym z przyjemnością ciumkała. :D
Ależ ta jest mleczna :) I jakby poleżała dłużej, byłaby krucha (gwarancja Basi).
Koniecznie muszę je jakoś zdobyć. Już od bardzo dawna nie miałam okazji zjedzeni naprawdę dobrej krówki, która posiadałaby najbardziej pożądaną przeze mnie konsystencje – kruchą z wierzchu, płynną w środku. Czuję jak odzywa się we mnie krówkowy głód. :D
Poszukaj krówek ze Śnieżki.
Ja się w sumie w krówkach gubię. :D Bardziej wolałam zawsze te ciągutki, ale te kruche z zewnątrz – płynne w środku też są spoko, ale dla mnie już nie są jak typowa krówka. :D
Ciągutka-mordokleja jest najgorsza, idź sobie :P
To wygląda jak ideał krówki. To co ja lubię najbardziej. Idealna równowaga między kruchością a wilgotnością.
I tak jest :)
Skąd ja znam tę ochotę wypróbowania nowości, gdy tylko się pojawiają. Czasem takie kalkulowanie na chłodno jest dobre. Na pewno dla portfela i dla podniebienia także niejednokrotnie. Coś czuję, że i ja bym się w te krówki wkręciła. Wydają mi się idealne, takie jak lubię. Z wierzchu chrupnie, a w środku ciągutki. Słodkie, a nie zbyt przecukrzone krówki są najlepsze na świecie. Dobrze takie dorwać ;) Pozdrawiam.
Nic dodać, nic ująć ;)
Wyjdź za mąż za cudzoziemca i powiedz „kup mi garść krówek piastówek od Krogala”… yhy Niezły łamacz szczęki :D
Łe tam od razu za mąż. To może być test kwalifikujący do ślubu. Ne powiesz – spadaj tam, skąd przyjechałeś :D
Piastówek nie kupisz ;). Możesz kupić krówki od Krogala, ale Piastówki to nazwa krówek tylko dla naszej firmy ;)
Moim zdaniem ta grafika jest wystarczająca. To nie ma być kolorowa bomba przyciągająca dzieciaki w sklepie, tylko firmowy drobny upominek.
To w istocie są najlepsze krówki! :D
A dla mnie nadal jest brzydka, za to pyszna :D
Smak brzmi naprawdę pysznie, ale konsystencja niestety nie moja, ja uwielbiam kruche, lekko tylko wilgotne krówki, które swoją drogą są bardzo podstępne, nawet nie wiesz kiedy, a zjadasz miesięczny zapas :D
Znam tę podstępność. A prezentowane krówki, gdyby dłużej poleżały, byłyby kruche. Jedna już była.
Zapomniałam o istnieniu krówek, a teraz przez Ciebie mam na nie mega ochotę. Chyba przejrzę Twoje krówkowe recenzje i wybiorę faworyta, żeby wiedzieć na co polować.
Podpowiadam: Śnieżka <3
Wolałabym gdyby bardziej się ciągła, ale i tak fajnie wygląda ;)
Ciągnęła! Ciągła to na wsi :P
Wieeem, moja ortografia leży i płacze :D
a gdzie można je kupić? wydają się idealne :)
Nie mam pojęcia, ale możesz napisać maila do producenta, na pewno Ci podpowie :)