Są zboczonka i zboczenia. Każdy jakieś ma, nie da się tego uniknąć. Ja na przykład kocham sporządzanie list dotyczących… w zasadzie wszystkiego. Przed każdym wakacyjnym wyjazdem namiętnie tworzę spis tego, co trzeba zapakować do torby. Na lodówce od ponad roku wisi kartka z nazwami jogurtów i lodów, które planuję kupić i zaprezentować na blogu. W laptopie trzymam plik w Excelu z datami ważności wszystkich posiadanych słodyczy. Zresztą jogurty i deserki też ustawiam w lodówce datami, by tworzyły listę w praktyce. Ponadto zarejestrowałam się na stronie, na której można tworzyć mniejsze i większe spisy wszystkiego. Mam tam listę słodyczy wszelakich do kupienia, listę czekolad do kupienia, listę czekolad do powtórki oraz listę rzeczy niejedzeniowych, które chciałabym mieć. Tworzenie każdej z nich sprawiało mi wiele radości. Myślenie, po co warto sięgnąć, a co zlekceważyć. Ustawianie kolejności. Ach! W końcu doszło do tego, że na pierwszej z nich widnieje prawie cały polski rynek słodyczowy, ale co tam.
Przygotowując się do wciągnięcia na listę słodyczy batoników musli, zaczęłam od najbardziej mi znanych – Fitness od Nestle. Szybko jednak zorientowałam się, że nie jest to jedyna pseudozdrowotna linia tegoż producenta, ponieważ posiada on jeszcze zwykłą Musli. Potem rozejrzałam się za alternatywą. Znalazłam Ba! od Bakallandu i 7 zbóż od Bakomy. Cztery serie – jest dobrze, łatwo ogarnąć. Później przypomniałam sobie o większych wersjach Corny, więc i je dodałam do listy, wszak pięć serii to jeszcze nie tak dużo. Zrobiło się groźniej, gdy w Internecie wyszperałam dodatkowo Crunchy od Sante i Wysoki Błonnik od Good Food. Wtedy czara goryczy się przepełniła, a ja wywaliłam z listy wszystkie batony musli. All or nothing*.
* Nie, dzisiejszy wpis nie jest dowodem, że zmieniłam zdanie albo wybrałam opcję piewszą, czyli all. Po prostu, jak na słodyczowego zakupoholika przystało, dałam się bezmyślnie skusić na miniaturki wprowadzone sezonowo do Biedronki.
Ba! 5 orzechów
Pierwszego wieczora do degustacji zasiadłam z trzema sztukami minibatonów orzechowych i trzema sztukami minibatonów bakaliowych. Zaczęłam od orzechowych, które zawierały znacznie więcej kalorii w stu gramach – w końcu orzechy są surowsze dla bioder niż owoce – i prezentowały się całkiem ładnie. Od dołu, nie wiadomo po co, zostały oblane… nawet nie czekoladą, tylko polewą o smaku kakaowo-mlecznym. To przez nią ich skład wyglądał jeszcze gorzej niż w wersji bez polewy, o której przeczytacie jutro.
Przyjrzyjmy się składowi, skoro produkt Bakallandu pretenduje do bycia zdrowym. Pierwsze miejsce – orzechy, super. Wymienionych jest pięć, gołym okiem widać jednak głównie (tylko?) najtańsze arachidy, a u ich boku surowe płatki owsiane i duże białe chrupki. Dalej ze składu do naszych żył wesoło macha całkowicie utwardzony tłuszcz oraz tłuszcz palmowy, a do reszty ciała syrop glukozowy, cukier, glukoza i miód. Jeszcze nie wiemy, jaki będzie smak, a już dopada nas zgryzota i cukrowy szok.
5 orzechów pachnie intensywnie orzechowo z poniuchem… benzyny? Albo jakiegoś podejrzanej jakości alkoholu. Pierwszy gryz batona przynosi morze cukru i czegoś, co nazwałabym lepkim tłuszczem. W ogóle cały baton jest tak przesiąknięty cukrem i tłuszczem (?), że skwierczy pod zębami i zdaje się wilgotny. Duże białe chrupki nie mają smaku, fakt ów jednak wynagradzają przepyszne, świeże, esencjonalne orzeszki. Polewy o smaku kakaowo-mlecznym jest mało, więc nie czuć jej smaku i nie można stwierdzić, że nie jest czekoladą (nadal nie rozumiem, po co producent ją tam umieścił). Twardość jest zacna, można zawiesić ząb, ale nie trzeba zbyt dużo żuć. Smak – dzięki fistaszkom – też jest w porządku, ale ta syropowa słodycz podkręcona do kwadratu i efekt skwierczenia? Brrr. Ani to zdrowe, ani godne ponownego zakupu.
Ocena: 4 chi
Ba! 5 bakalii
Na drugi ogień poszła opcja z bakaliami, wyposażona w przepiękne suszone owoce upodabniające batona do sklejki królewskich klejnotów. W odróżnieniu od kalorycznego poprzednika, tu 100 g dostarcza jedynie 384 jednostki biodrowe, czyli o niemal sto mniej. Sztuka waży 15 g.
Skład znów nie zachwyca. Trochę owoców – liofiliblabla jabłka, rodzynki, żurawina, śliwka i morela… cięte? – tłuszcz utwardzony, cukier w milionie odsłon i kusząca polewa o smaku kakaowo-mlecznym. Zdecydowanie lepiej sprawdza się zapach batona, który upodabnia go do owocowego tytoniu z shishy albo fusów owocowej herbaty z dobrej herbaciarni.
W tafli 5 bakalii widać te same duże białe chrupki, które występowały w 5 orzechach. Ponownie nie mają smaku, po prosu chrupią i robią za neutralny wypełniacz. Przez liczne kawałki suszonych owoców słodycz batona jest wyższa (tak, to możliwe!), a zarazem jeszcze bardziej odpychająca. Do dosypanego cukru i naturalnej fruktozy dochodzi nieszczęsna polewa. Czuć smak suszonych jabłek i cynamonu, który chowa się na końcu długiej listy surowców. Całość jest niesympatycznie twarda, przez co batona trzeba żuć i żuć. Słodycz – przesada. Tak wielkiej pseudozdrowotnej ściemy już dawno nie widziałam.
Ocena: 3 chi
Nigdy ich nie jadłam i składy skutecznie mnie od nich odpychają. Już wolę zjeść coś jawnie niezdrowego :D
I też układam produkty w lodówce terminami ważności :)
Nie dziwię się, składy są straszne i też wolę jawnie niezdrowego batona.
Ja kiedys w to wierzylam i jadlam te Ba!,najbardziej lubilam wlasnie orzechowy :p Ale teraz juz naeet na nie nie patreze,bo to oszukanstwo :/
Moja mama wierzy w takie rzeczy, podobnie jak w ciastka zbożowe itd. Jak jej próbuję wytłumaczyć, zaperza się.
Pisanie list potrafi ułatwić życie – nie ma to jak organizacja :)
Co do batoników to ich nie jadłam i na razie nie zamierzam… w ogóle mnie kuszą te pseudo zdrowe batoniki :)
I nie zamierzaj, bo są złeeee :P
Mam jak Ania – wolę już zjeść coś co nie kryje się z tym, że jest niezdrowe, niż jeść takie samo gówienko, które udaje, że jest zdrowe. Brrrr.
Ja też, ale skusiły mnie te głupie miniatury. Których i tak nie lubię, gdzie tu logika?
Od takich batoników zwiewam, gdzie pieprz rośnie. :>
PS Ja od zawsze też robię listy wszystkiego! Jakie produkty kupić, jakie mi się kończą, jakie sushi sobie gdzieś tam kiedyś zamówić, jakie obiady przez tydzień robić, co wziąć w góry, a co wziąć na jednodniowy wyjazd gdzieś tam, co zrobić w wolny dzień. Uwielbiam je robić, a nic nie sprawia takiej satysfakcji jak skreślanie ich. Niektóre są bezsensowne i właściwie niepotrzebne, ale… dla mnie bardzo fajne. :P Tylko, że ja zawsze musiałam je mieć namacalnie, na papierze, a nie na komputerze (stąd u mnie zawsze sterta zeszytów).
A gdzie rośnie pieprz? ;>
Też wolę papierowe od komputerowych i też uwielbiam proces wykreślania pozycji. Wprost kocham!
Nie wiem, może na pleśni w mojej lodówce jakiś uhoduję. xD Ewentualnie mogę pobiec do jakiejś czekolady z pieprzem.
Na Twojej pleśni da się wyhodować tylko więcej pleśni :D
Ewentualnie… może nawet coś żywego. :> Chociaż nie wiem, czy jakieś żyjątka by tam długo pożyły… hm, mam teraz kwestię do rozmyślania!
haha Olguś ja też uwielbiam listy i planowanie wszystkiego.. takie pedantyczne zapędy. Wszystko musi być poukładane równiutko itd.. od kilku dni biore sie za przerobienie bloga (menu z boku) i jakoś czasu brak, a męczy mnie ten widok tak bardzo, że rzadko tam zaglądam :D Nawet wczoraj wieczorem mąż się ze mnie śmiał, bo siedziałam na kanapie z 5 książkami, kartką i długopisem i robiłam listy co zrobię w najbliższych dniach, a pózniej przeszłam na telefon i zapisywałam strony z pomyslami, które i tak jeszcze zapisałam na liscie, żeby nie zapomnieć, a lista wisi na lodówce. :) Mimo, że lista na lodówce, to jeszcze na ścianie (też w kuchni) mam taka tablicę do pisania kredą i tam też napisałam co mam dzisiaj zrobić na jutro :D
No to byśmy się dogadały! Kredowej tablicy nie mam, ale po remoncie w pokoju wreszcie zawieszę korkową, którą dostałam rok temu (?) od mamy na imieniny. Coś czuję, że połowę zajmą listy :D
Do Ba! mam spory sentyment, ale tylko dlatego, że kilka lat do tyłu nie było dużego wyboru w batonach zbożowych. Wtedy je uwielbiałam, ale stopniowo jak zaczęłam poznawać inne smaki po prostu przestałam kupować Ba!. Mała wersja owszem – zachęca mnie, ale te bezsmakowe chrupki i woń benzyny – oj, nie, nie. Chyba Ba! podziękuję ;) Pozdrawiam serdecznie :)
Nie wiedziałam, że one mają już kilka lat. Nigdy nie interesował mnie rynek batonów musli, w związku z czym znałam tylko Fitness od Nestle.
Po raz kolejny potwierdza się fakt, że jesteśmy siostrami. Ja też mam listę wszystkiego – co chcę obejrzeć, co chcę przeczytać, co mam zrobić, co mam się nauczyć, co mam kupić – tę mam oczywiście najdłuższą zwłaszcza jeżeli chodzi o zakupy słodyczowe, jogurtowe i zwykłe spożywcze. :D
Te batoniki mnie nie kręcą, bo ogólnie za tymi musli nie przepadam choć są wyjątki, to bakalie… no nie. Na samą myśl o rodzynkach mnie odrzuca. Z orzechami bym jeszcze zjadła.
O, zapomniałam wspomnieć o mojej niekończącej się liście filmów do obejrzenia oraz płyt do przesłuchania. Książek mam mniej, bo staram się skupiać na tych do recenzji – na inne po prostu nie mam czasu.
Zielonego jadłam w pełnej wersji ze dwa lata temu. Na lotnisku Chopina ceny żarcia są przerażające a czekając na lot byłam tak głodna, że wygrzebałam ten baton schowany do środka przez matkę. Nie smakował, nie zakończył głodu jedynie pozostawił zły posmak w ustach.
Niestety z głodu można czasem zjeść dużo gorsze rzeczy :P
No serio? Czekam na resztę smaków. Dla mnie 5 orzechów i 5 nasion to jedyne, które nadają się do jedzenia. Może miniaturki są mniej nasączone syropami (mniej muszą wytrzymać by trzymać fason), ale bez przesady. Bakalie – nie.
P..S. Co lepsze, i co w sumie mnie nadal kusi, to wersja musli/crunchy 5 orzechów. Porównywałem składy i wypadają lepiej niż batony. Możesz spróbować za rok, kiedy skończą Ci się zapasy ;)
Wieprz (Snickers), ryba (Sante Go On?), benzyna (dziś). Czekam na zapach po hamowaniu tramwaju. On też jest trudny do podrobienia ;)
Za musli crunchy – a także jakiekolwiek inne musli – podziękuję. Syropu w miniaturkach na pewno było proporcjonalnie tyle samo, co w dużych batonach. Trzeszczał i mlaskał jak opętany przez szatana. To było okropne uczucie.
Fuj, ale mi dobrze życzysz… :D
Dla mnie wszystkie są porażką więc oddałam mamie, która również nie za bardzo do nich pozytywnie podeszła…pozostanę przy raw batonach :D
Ja też wolę rawy, no ale cóż… Jak się nakupuje takich syropowych sierot, to potem trzeba za karę zjeść ;)
A można prosić adresik tej strony z listami? ;)
A proszę: lista-osobista.pl. Można nawet udostępniać swoje listy innym :)
A wyglądają ładnie :D
Wygląd zwodzi.
Takie batoniki to zło wcielone :P Serio, będę po nich jechać bardziej niż po Oreo (mleczny krem, haha nie, żegnajcie marzenia). Wolałabym zjeść któryś z batonów stricte 'płatkowych’ typu Cinni Minnis czy Cookie Crisp (szczególnie te pierwsze, moi starzy ulubieńcy ^·^), no bo proszę, co do nich chyba nikt nie ma wątpliwości, że są niezdrowe :D
Wiem, że na blogu recenzowałaś jedne cynamonowe płatki, ale się spytam: tak na co dzień jesz jakieś 'smakowe’ chrupki czy niezmiennie kukurydziane?
Cini Minnis płatków nie lubię, ale baton to mój ulubieniec! Cookie Csisp batona nie ma, nie oszukuj. Zimą jem Bran Flakes i/lub Zdrowy Błonnik (oba z ciepłym mlekiem), latem Corn Flakes. Raz, maksymalnie dwa do roku szarpnę się na słodkie. Nie są to względy diety, tylko nienawidzę rozpoczynać dnia od czegoś słodkiego.
Matko, myślałam o Chocapicach a napisałam CC. To by było za piękne gdyby były w formie batona ;-; Uwielbiałam je <3
Chyba najchętniej szarpnęłabym się na Bran Flakes jeśli już w płatkach wybierać, co prawda nie jadłam konkretnie ich, ale przypominają mi chrupki z Frutiny od Nestle. Tą też pożerałam na paczki <3 :)
Tak, są całkiem podobne, tylko bez jabłek i rodzynek. Też parę razy jadłam Frutinę, ale Nestle zabija cenowo.
Za każdym razem jak widzimy reklamę tych batonów nawiązującą do łona natury i zdrowia to nami normalnie szarpią nerwy :P Tak samo mamy z płatkami, które obniżają cholesterol :D
Mnie się za to przypomina pyszny naturalny barszcz czerwony z polskich buraków Winiary. W proszku. Z torebki za złotówkę z hakiem. Mmm.
Widziałam je nie w Biedronce, a w Kauflandzie. Jakoś tak zerknęłam i przeszłam obojętnie. Jak widzę, nie straciłam zbyt wiele.
Listy tez czasami robię. Ostatnio była z rzeczami do szpitala, eh… Chyba pokuszę się o listę słodyczy. Trzeba było starą zapisać.
W Kauflandzie bywam tylko wtedy, jak muszę tam jechać po coś konkretnego. Zupełnie mi nie po drodze. Szpitale ostatnio wszyscy odwiedzają :P
Lista i planowanie to podstawa ☺ obowiązkowo terminami rozłożony prowiant w lodówce no i spis produktów do zjedzenia za terminu ich najlepszej świetności :D
Takie batony mnie obrzydzaja jedynie nestle fitness mnie skusi co jakiś czas i najchętniej sięgam po ten z białą czekoladą pyszności :D reszta wariantów jak dla mnie trąci sztucznoscia
W netto są jeszcze takie batoniki Tygryski tej firmy od kukurydzianych chrupek smakowych – skład odpycha na kilometr bleee
Z Fitness pamiętam Cookies&Cream – ten mi smakował, oraz Tiramisu – chyba nie smakował, ale głowy nie dam.
a na opakowaniu info *bez tłuszczów utwardzonych 😏
Życie :)